Zagadkami II wojny światowej interesowałem się „od zawsze”. Jeszcze jako chłopiec uwielbiałem filmy wojenne. Oczywiście, nie wszystkie – w owych czasach przeważały filmy o czołówkach, pisanych cyrylicą, które przeważnie do oglądania się nie nadawały. Nie ze względu treści polityczne, których jako chłopiec nie rozumiałem, ale ze względu na rozwlekłą i nudną formę. Choć muszę przyznać, że i między nimi udawało mi się znaleźć opowieści, które mnie wciągnęły, jak „Ballada o żołnierzu”, czy „Ojciec żołnierza”. Nie wymagajcie jednak ode mnie innych tytułów – po tylu latach nie jestem w stanie ich sobie przypomnieć. Zwłaszcza, że na powtórki nie ma dziś co liczyć.
W każdym razie, gdy telewizja wyemitowała serial „Tajemnica Enigmy”, oglądałem go z zapartym tchem. Tam właśnie po raz pierwszy zauważyłem łysawego aktora, grającego rolę pułkownika Langera.
Wtedy nie zwracałem uwagi na nazwiska twórców. Nie interesowało mnie, jak nazywa się aktor, czy kto napisał muzykę. Końcowych napisów nie oglądałem nigdy i nie obchodziło mnie, kto wyreżyserował film, czy kto jest autorem scenariusza. Stąd nie poznałem jeszcze jego nazwiska – dla mnie był to po prostu „aktor, który grał Langera” i ta informacja mi wystarczała.
Nie od razu też zatrybiłem, że namiestnik von Holstein, który tak bardzo nienawidził szlachetnego pułkownika Dowgirda z „Czarnych Chmur”, to przebrany pułkownik Langer. Owszem, twarz była mi skądś znana, ale z rozpoznawaniem twarzy mam kłopoty do dziś, więc nie wymagajcie za wiele. Poza tym, zupełnie inny strój, zupełnie inna fryzura no i charakter jakiś taki wredny, zupełnie nie langerowski.
Potem mignął mi jeszcze kilkakrotnie i powoli zaczęło do mnie docierać, że to ta sama osoba. A to kapitan Kloss, już jako major Kolicki, już w polskim mundurze, demaskuje go, jako jednego z SS-manów, zasłaniających się rozkazami gruppenfuhrera Wolfa. A to znów reżyser „Ostatniej paróweczki hrabiego Barry Kenta”, twierdzi, że istnieje „prawda czasu i prawda ekranu”, po czym dodaje kultowy okrzyk: „Konie niżej głowy! Czy konie mnie słyszą?”. Jego nazwisko jednak poznałem dopiero wtedy, gdy na ekrany wszedł film „Nad Niemnem”.
Janusz Zakrzeński.
Mógłbym tu zamieścić notkę biograficzną ale czy jest sens kopiować Wikipedię? Kto chce, trafi tam i dowie się więcej, zwłaszcza, że naprawdę warto. Ja nie wiem, jakim był cżłowiekiem, nie znałem go. Znam go tylko z ekranu i to częściej małego, niż wielkiego. Aktorów kocha się – lub nie – za role, które dla nas zagrali, czy za piosenki, które dla nas zaśpiewali. Tak, za piosenki! Pamiętam jego występ na scenie, gdy zaśpiewał czołówkę z filmu „Prawo i pięść”, zastępując Edmunda Fettinga, obecnego zresztą na widowni. Piękna melodia, która swego czasu wbiła mi się głęboko w pamięć, gdy często emitowało ją radio, a ja na dywanie bawiłem się ołowianymi (!) żołnierzykami. Oczywiście z powodu znanego nam wszystkim głosu oryginalnego wykonawcy. Przez pewien czas byłem nawet pewien, że to „taka inna wersja piosenki z >>Pancernych<<”. No cóż, miałem wtedy może osiem lat…
Widzowie zapamiętali pana Janusza głównie jako wielokrotnego odtwórcę roli marszałka Piłsudskiego. Istotnie, była to chyba jego życiowa rola. Zwłaszcza, że fizyczne podobieństwo było uderzające. Z nią się go głównie utożsamia. Dla mnie jednak na zawsze pozostanie on pułkownikiem Gwido Langerem, szefem komórki kryptologicznej polskiego wywiadu. Bo to wtedy zauważyłem go po raz pierwszy i ten właśnie film należy do moich ulubionych. I za tę właśnie rolę Panu Januszowi najgoręcej dziękuję.
Janusz Zakrzeński, jak wszyscy doskonale wiemy, zginął w katastrofie lotniczej, 10. Kwietnia 2010 roku, w Smoleńsku, razem z dziewięćdziesięcioma pięcioma innym osobami. Dziś mija trzecia rocznica jego tragicznej śmierci.
Umilkł szum silnika
Zgasło młode życie
Tragedia na ziemi
Poczęta w błękicie.
Zgasło młode życie
Tragedia na ziemi
Poczęta w błękicie.
Takie epitafium znalazłem kiedyś, dawno temu, wyryte na specyficznym nagrobku, który zauważyłem jeszcze jako chłopiec, na jednym z cmentarzy w moim mieście. Potem okazało się, że jest ich więcej. Wszystkie miały jedną cechę wspólną – do wznoszących się nad nimi krzyży zamocowano śmigła – prawdziwe, duże śmigła, od samolotów. Tak upamiętnia się u nas tych, którzy zginęli śmiercią lotnika. I to epitafium dedykuję pamięci Janusza Zakrzeńskiego i tym wszystkim, którzy w tej katastrofie zginęli. Co z tego, że pan Janusz był już w podeszłym wieku? Przecież każdy aktor jest wiecznie młody, czyż nie?
Janusz Zakrzeński... wspaniały aktor i charakterystyczny głos.
OdpowiedzUsuńJa też ostatnio wpadłem - przełączając kanały - na "Czarne chmury" i pomyślałem sobie, że takich aktorów po ludzku żal. Są nie do zastąpienia.
Szkoda też, że tak wdzierający się w pamięć człowiek zginął w tak głupi sposób.
Spokój jego duszy...
Pozdrawiam
Szkoda każdego człowieka, ale największy żal odczuwa się po tych, których darzyło się sympatią. Lubiłem tego aktora i jego role - stąd ten wpis.
UsuńNie ujmując ani krzty czczi tym, którzy zginęli, mam dość histerii i wykorzystywania tej tragedii do celów politycznych, a tak się właśnie dzieje.To śmigło powinno być tylko na grobach pilotów, podobnie jak określenie "poległ" powinno być tylko dla tych, którzy rzeczywiście polegli w walce.A od rana dziś słyszę - "męczennicy, polegli". Co do filmów wojennych - ponieważ dzieli nas kilka lat oglądania filmów, pamiętam kilka z nich zrobionych naprawdę dobrze i niekoniecznie z podbudową moralną - były to filmy naprawdę dobrze zrealizowane,zbliżone do dokumentu,po obejrzeniu których każdy zaczynał rozumieć, że wojna
OdpowiedzUsuńjednakowo zabija i tych co napadają i tych co się bronią, że po obu stronach są bohaterowie i "szmaty".
I wiesz, masz fart, że nie ma Cię w W-wie w każdy 10 dzień miesiąca a w każdą rocznicę zwłaszcza.
Miłego, ;)
Też juz jestem tym zmęczony. Niestety, wiem, że za mmojego życia to się nie skończy. Zbyt wielu ludziom rozdmuchiwanie tego tematu przynosi korzyść.
UsuńTaki lotniczy krzyż i u nas na cmentarzu był, póki śmigło się nie oderwało po latach i nie ma jakoś komu go przytwierdzić na nowo... A może komuś nie w smak.
OdpowiedzUsuńAktorzy...przeważnie tak jest, że się zapamiętuje pierwszą zauważoną rolę i nie operuje nazwiskiem, a postacią z tego filmu :)
A może ktoś to śmigło ukradł? Śmigła robi się z duralu - to trochę kosztuje. Jedno takie śmigło starcza za kilkadziesiąt, czy nawet kilkaset puszek po piwie.
UsuńJak wszyscy wiemy, powiadasz...
OdpowiedzUsuńPiłsudskiego kojarzę, w sensie rolę. I powiem jeszcze, że niezbyt lubię rymowanki w niewesołym temacie - zazwyczaj mi te rymy psują nieco nastrój. A ten, który podałeś, nie. Aż mnie to zdziwiło.
No, może przesadziłem - nie wszyscy. Słuchając mediów, możnaby dość do wniosku, że prezydent leciał tam sam i pewnie jeszcze pilotował ten samolot.
UsuńJanusz Zakrzeński, poza oczywistą oczywistością w postaci roli Piłsudskiego, mnie najbardziej kojarzy się jako fajtłapowaty i zahukany pan Benedykt Korczyński z "Nad Niemnem", powtarzający to swoje "ten, tego, tam..." ... a swoją drogą, TAKICH aktorów jest coraz mniej, a szkoda ...
OdpowiedzUsuńMnie niespecjalnie podobała się ta opowieść. Już kiedy czytałem "Nad Niemnem", odniosłem wrażenie, że postać Benedykta jest nieco sztuczna, a cała historia dość naiwna. W wykonaniu aktorskim jego "to-tamto" brzmiało bardziej przekonująco - ale to chyba zasługa wyłącznie Janusza Zakrzeńskiego, że potrafił tę postać uczłowieczyć.
UsuńDla mnie to pułkownik Gwido Langer - i już, niestety, pan Janusz nie ma szans, by to wyobrażenie zmienić.
Czytając tytuł pomyslałam "Ocho, Smoleńsk". potem czytam, czytam i myslę "NIe, nie Smoleńsk". czytam, czytam - jednak Smoleńsk.
OdpowiedzUsuńwiem, brzmię troche jak Jasiu z dowcipu, któremu Pani kazała podawać zwierzątka na rózne litery alfabetu a on: "antylopa", "być może antylopa", "czyżby antylopa?", "domyslam się, ze antylopa" az skończył na "zawsze antylopa". ;)
tekst fajny, aktor jeszcze bardziej, tylko ja mam juz tak dosyć Smoleńska, że cięzko mi go było przełknąć...
Tekst nie jest o Smoleńsku, tylko o Januszu Zakrzeńskim. A że akurat teraz, chyba nikogo to nie dziwi. Mam nadzieję, że o każdej osobie, która wtedy zginęła, gdzieś w sieci ukazał się jakiś tekst.
UsuńWielu ludzi tam zginęło, o których się nie pamięta...
OdpowiedzUsuńJa pamiętam tłumacza języka rosyjskiego Aleksandra Fedorowicza...
Znałaś go osobiście? Czy też może miałaś z nim jakiś kontakt zawodowy? Pytam z czystej ciekawości. Ja nie znałem nikogo z tych 96 osób - tylko tyle, co z TV.
UsuńNa hasło Smoleńsk niestety zatykam już uszy. Akceptuję Twój tekst o Smoleńsku, tylko dlatego, że był o Nim. Przepraszam.
OdpowiedzUsuńTo nie jest tekst o Smoleńsku - to wspomnienie utalentowanego i sympatycznego aktora.
UsuńDlaczego żaden z komentatorów nie pisze o ZBRODNI smoleńskiej?
OdpowiedzUsuńBo to tekst o Januszu Zakrzeńskim. W wyniku zbrodni zginęli wyłącznie członkowie PiS-u. Reszta zginęła w katastrofie.
UsuńWitaj
OdpowiedzUsuńPamięć, ta wieczna- jest na zawsze w sercu.
Każdy wartościowy czlowiek pozostaje młodym...
Pozdrawiam
Zadziwiające. Gdy wspominam swojego dziadka, to zawsze z czasów, gdy był sprawny i w pełni sił - jeszcze przed wylewem. Coś w tym jest...
Usuń