Odłożyłem słuchawkę. Skoczek na E-6! Skoczek na E-6! Skoczek na E-6!
Musiałem sobie powtarzać w myślach, aby nie zapomnieć. Ostrożnie wyciągnąłem szachownicę z szafki.
Szachy magnetyczne to bardzo praktyczna rzecz. Można przerwać partię w dowolnym momencie, przykryć szachownicę plastikową pokrywką, żeby nic nie dotknęło figur i położyć je na półkę, aby wrócić do rozgrywki po wielu dniach. No, chyba że ktoś szukał jakiejś książki i mu szachownica spadła na podłogę. Wtedy, zamiast rozgrywki, figury rozpoczynały zmasowany, chaotyczny odwrót.
Otworzyłem pokrywę i, rzuciwszy okiem na planszę, chwyciłem białego skoczka i przestawiłem na wskazane pole. Ocena sytuacji… Oj, niedobrze! To był sprytny ruch, zagrażający dwom figurom jednocześnie. Dwiema nie ucieknę. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko poświęcić pionka w samobójczym ruchu. Wyciągnąłem rękę w jego kierunku.
- Nawet o tym nie myśl! – usłyszałem piskliwy głosik.
Zamarłem…
Pionek tymczasem odwrócił się w moją stronę i na swą czarną główkę przybrał marsową minę.
- Nie zmusisz mnie, żebym dał się zabić!
Mimo piskliwego głosu, budził on respekt. Warto było się zastanowić. Przyznacie zresztą, że mówiący pionek wart jest bardziej gruntownego badania.
- O co chodzi? – spytałem.
- O co chodzi?! – odpowiedział pionek, naśladując mój zdumiony głos. – O nic! O drobiazg! Jakoś nie mam ochoty dać się zabić! No, taki kaprys właśnie mam! Kto by pomyślał, prawda?!
Po tych słowach nadął się i ostentacyjnie odwrócił, spoglądając w bok. Chyba nie miał ochoty ze mną rozmawiać.
Przez chwilę trwała zupełna cisza, aż przerwał ją biały koń. Koń, jak to koń, nie miał żadnego szacunku dla powago sytuacji. Roześmiał się w głos.
- To już lepiej przyznaj, że się mnie boisz! – zarżał hałaśliwie (oczywiście w skali szachownicy, co znaczyło, że nie trzeba było specjalnie nastawiać uszu, aby go usłyszeć).
Ku mojemu zdumieniu, pionek podszedł do niego i szybkim ruchem pacnął go pysk.
- Boję się? Popatrz jak się ciebie boję, głupia kobyło! Łeb masz jak stodoła, ale mózgu tyle, co ziarenko maku!
Koń miał minę, jakby nie wiedział, czy się obrazić, czy wściec, czy roześmiać, czy wszystko naraz.
- Przesadziłeś trochę – mruknął niepewnie.
- Ja? – zaperzył się pionek. – Ja przesadziłem? No, pewnie, powinienem dać ci się zabić, jak jakiś idiota! Po prostu stać tu sobie i czekać, aż mnie jakaś chabeta na kopytach rozniesie…
- Nie mam kopyt – wtrącił koń. – Tylko podstawkę z magnesem…
- Jak zwał, tak zwał! – warknął pionek. – Nieistotne. Ważne jest, że kompletnie nie umiesz myśleć. Czy się boję? No, pewnie, idioto, że się boję! W końcu, chodzi o moje życie, tak? I o twoje też, chciałbym zauważyć! Ty zabijesz mnie, a tamten laufer już się na ciebie czai! Sprzątnie cię bez mrugnięcia okiem.
Czarny goniec zbrązowiał trochę. Tak podobno rumienią się czarne figury.
- A skąd wiesz? – odparł, ale głos, który miał brzmieć zaczepnie, był raczej niepewny. – A może nie miałem zamiaru?
- Akurat ktoś cię spyta o zamiary – prychnął pionek. – Pojedziesz tak, jak ci każe on – wskazał na mnie. – Jak ci każe zbić konia, to w dwóch posunięciach…
- Bez wulgaryzmów, proszę! – odezwała się czarna dama.
- Przepraszam. Jak on ci każe zabić skoczka, to zrobisz to bez namysłu. I po co? Co ci ten skoczek zrobił?
Goniec niepewnie poruszył głową.
- No… – zająknął się. – Prawda. W sumie, prawda…
Na szachownicy robiło się coraz głośniej. Co rusz jakaś figura porzucała skamieniałą pozę i nieraz energicznie gestykulując, starała się wyrazić swoje zdanie. Poparcie dla pionka rosło z każdą chwilą. Dały się już słyszeć skandowane hasła.
- Dość wykorzystywania pionków! – krzyknął cały rząd białych jednocześnie.
- Dość tyranii! – wrzasnął biały goniec.
- Tyranów do wieży! – zapiszczał czarny konik, nie zważając na protesty tej ostatniej.
- Żądamy równości! – głęboki głos czarnej damy dołączył do chóru.
- Prawdy o Smoleńsku! – zarżał czarny koń.
Na chwilę wszyscy ucichli i spojrzeli na konia.
- No co? – odparł, z głupia miną. – Kasparov przegrał tam kiedyś z gimnazjalistą. Przypadek!?
Postanowiłem nad nimi zapanować, odwołując się do najszlachetniejszych uczuć.
- Kochani, no a gdzie wasz honor!? – próbowałem przekrzyczeć chór. – To przecież wygląda na zwykłe tchórzostwo na polu walki!
Jakbym kij w mrowisko wsadził. Dopiero posypały się gromy na moja głowę. A przodował w tym wiadomy pionek, od którego wszystko się zaczęło.
- Ty mówisz o honorze!? – wbił we mnie oskarżycielski wzrok. – Ty, który nawet wojskowych buciorów z demobilu nigdy na sobie nie miałeś? Siedzisz tu w kapciach, popijasz kawkę, w tyłek ci ciepło, a nas uganiasz po szachownicy. Może się zamienimy? Może pokażesz nam swój honor?
- Ale dezercja… - zacząłem.
Nie pozwolił mi skończyć.
- Honor to najidiotyczniejsze pojęcie, jakie wymyślili politycy! – ryknął nadspodziewanie głośno. – Pewnie, wszyscy wielcy chcieliby, żeby na ich skinienie biedni oddawali życie. Po to wymyślili honor! Po to nazwali tchórzami tych, którzy się na taki porządek nie zgadzają. On sobie siedzi w fotelu i szafuje cudzym życiem. I to ponoć jest honorowe! Każ mu samemu stanąć na polu walki, to pierwszy da tyły! A nas będzie osądzał!
- Prawda! Dobrze mówi! Święta prawda! – poparły go zewsząd figury.
- Dać mu wódki! – zarżał koń, ale nikt go nie słuchał, bo figury zebrały się razem, wzięły pionka na ramiona i postawiły go na szczycie wieży, która usłużnie się podsunęła. Górując nad szachownicą, ciągnął swoje płomieniste przemówienie.
- Po co monarchowie wymyślili honor? Dla własnej wygody! Po to, aby móc nas posyłać na śmierć i aby żaden z nas się nie sprzeciwił. Nie, nie mówię o was – uspokoił obu królów na szachownicy. – Mówię o tych tam – machnął niedbale w moją stronę. – Wymyślili honor, abyśmy sami siebie pilnowali w spełnianiu ich zachcianek. Są sprawy, za które warto oddać życie. Ale czy tą sprawa ma być jeszcze jeden tytuł przed nazwiskiem jakiegoś tłustego wieprza? Czy sprawą, dla której nasze żony zostają wdowami, a dzieci sierotami, ma być jeszcze jeden medal dla niego, zdobyty tylko po to, żeby zagrać na nosie innym, równie zarozumiałym, pustym i egoistycznym panom, niewartym nawet tego, aby na nich splunąć? Czy tą sprawą ma być jakaś rura, pełna śmierdzącej ropy, która biegnie przez zapomnianą przez bogów i ludzi pustynię? Czy warto oddać nasze życie za to, że których z obwieszonych złotem bogaczy poczuł się urażony jakąś notą dyplomatyczną innego ważniaka? Jak się czuje urażony, to niech bierze szablę i sam sobie tę sprawę załatwi! HONOROWO!
Burza oklasków zerwała się po ostatnich słowach pionka. Nie miałem wątpliwości, że właśnie jestem świadkiem narodzin nowego trybuna ludowego, który niedługo, wyniesiony na szczyty, sam będzie z ochotą czynił to, co dziś tak zawzięcie zwalcza.
Zrezygnowałem na razie z partii szachów. Zakryłem szachownicę i odłożyłem na półkę. Przez półprzezroczystą pokrywkę widziałem jeszcze, jak dwóch hetmanów – czarny i biały – rozpinają transparent z napisem WIWAT REPUBLIKA SZACHOWA!
Poczekam, aż rewolucja pożre swoje dzieci. Wtedy powitają mnie jak zbawcę i z ochotą pójdą tam, dokąd ich poprowadzę. Tylko czy będę jeszcze miał kim grać?
Musiałem sobie powtarzać w myślach, aby nie zapomnieć. Ostrożnie wyciągnąłem szachownicę z szafki.
Szachy magnetyczne to bardzo praktyczna rzecz. Można przerwać partię w dowolnym momencie, przykryć szachownicę plastikową pokrywką, żeby nic nie dotknęło figur i położyć je na półkę, aby wrócić do rozgrywki po wielu dniach. No, chyba że ktoś szukał jakiejś książki i mu szachownica spadła na podłogę. Wtedy, zamiast rozgrywki, figury rozpoczynały zmasowany, chaotyczny odwrót.
Otworzyłem pokrywę i, rzuciwszy okiem na planszę, chwyciłem białego skoczka i przestawiłem na wskazane pole. Ocena sytuacji… Oj, niedobrze! To był sprytny ruch, zagrażający dwom figurom jednocześnie. Dwiema nie ucieknę. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko poświęcić pionka w samobójczym ruchu. Wyciągnąłem rękę w jego kierunku.
- Nawet o tym nie myśl! – usłyszałem piskliwy głosik.
Zamarłem…
Pionek tymczasem odwrócił się w moją stronę i na swą czarną główkę przybrał marsową minę.
- Nie zmusisz mnie, żebym dał się zabić!
Mimo piskliwego głosu, budził on respekt. Warto było się zastanowić. Przyznacie zresztą, że mówiący pionek wart jest bardziej gruntownego badania.
- O co chodzi? – spytałem.
- O co chodzi?! – odpowiedział pionek, naśladując mój zdumiony głos. – O nic! O drobiazg! Jakoś nie mam ochoty dać się zabić! No, taki kaprys właśnie mam! Kto by pomyślał, prawda?!
Po tych słowach nadął się i ostentacyjnie odwrócił, spoglądając w bok. Chyba nie miał ochoty ze mną rozmawiać.
Przez chwilę trwała zupełna cisza, aż przerwał ją biały koń. Koń, jak to koń, nie miał żadnego szacunku dla powago sytuacji. Roześmiał się w głos.
- To już lepiej przyznaj, że się mnie boisz! – zarżał hałaśliwie (oczywiście w skali szachownicy, co znaczyło, że nie trzeba było specjalnie nastawiać uszu, aby go usłyszeć).
Ku mojemu zdumieniu, pionek podszedł do niego i szybkim ruchem pacnął go pysk.
- Boję się? Popatrz jak się ciebie boję, głupia kobyło! Łeb masz jak stodoła, ale mózgu tyle, co ziarenko maku!
Koń miał minę, jakby nie wiedział, czy się obrazić, czy wściec, czy roześmiać, czy wszystko naraz.
- Przesadziłeś trochę – mruknął niepewnie.
- Ja? – zaperzył się pionek. – Ja przesadziłem? No, pewnie, powinienem dać ci się zabić, jak jakiś idiota! Po prostu stać tu sobie i czekać, aż mnie jakaś chabeta na kopytach rozniesie…
- Nie mam kopyt – wtrącił koń. – Tylko podstawkę z magnesem…
- Jak zwał, tak zwał! – warknął pionek. – Nieistotne. Ważne jest, że kompletnie nie umiesz myśleć. Czy się boję? No, pewnie, idioto, że się boję! W końcu, chodzi o moje życie, tak? I o twoje też, chciałbym zauważyć! Ty zabijesz mnie, a tamten laufer już się na ciebie czai! Sprzątnie cię bez mrugnięcia okiem.
Czarny goniec zbrązowiał trochę. Tak podobno rumienią się czarne figury.
- A skąd wiesz? – odparł, ale głos, który miał brzmieć zaczepnie, był raczej niepewny. – A może nie miałem zamiaru?
- Akurat ktoś cię spyta o zamiary – prychnął pionek. – Pojedziesz tak, jak ci każe on – wskazał na mnie. – Jak ci każe zbić konia, to w dwóch posunięciach…
- Bez wulgaryzmów, proszę! – odezwała się czarna dama.
- Przepraszam. Jak on ci każe zabić skoczka, to zrobisz to bez namysłu. I po co? Co ci ten skoczek zrobił?
Goniec niepewnie poruszył głową.
- No… – zająknął się. – Prawda. W sumie, prawda…
Na szachownicy robiło się coraz głośniej. Co rusz jakaś figura porzucała skamieniałą pozę i nieraz energicznie gestykulując, starała się wyrazić swoje zdanie. Poparcie dla pionka rosło z każdą chwilą. Dały się już słyszeć skandowane hasła.
- Dość wykorzystywania pionków! – krzyknął cały rząd białych jednocześnie.
- Dość tyranii! – wrzasnął biały goniec.
- Tyranów do wieży! – zapiszczał czarny konik, nie zważając na protesty tej ostatniej.
- Żądamy równości! – głęboki głos czarnej damy dołączył do chóru.
- Prawdy o Smoleńsku! – zarżał czarny koń.
Na chwilę wszyscy ucichli i spojrzeli na konia.
- No co? – odparł, z głupia miną. – Kasparov przegrał tam kiedyś z gimnazjalistą. Przypadek!?
Postanowiłem nad nimi zapanować, odwołując się do najszlachetniejszych uczuć.
- Kochani, no a gdzie wasz honor!? – próbowałem przekrzyczeć chór. – To przecież wygląda na zwykłe tchórzostwo na polu walki!
Jakbym kij w mrowisko wsadził. Dopiero posypały się gromy na moja głowę. A przodował w tym wiadomy pionek, od którego wszystko się zaczęło.
- Ty mówisz o honorze!? – wbił we mnie oskarżycielski wzrok. – Ty, który nawet wojskowych buciorów z demobilu nigdy na sobie nie miałeś? Siedzisz tu w kapciach, popijasz kawkę, w tyłek ci ciepło, a nas uganiasz po szachownicy. Może się zamienimy? Może pokażesz nam swój honor?
- Ale dezercja… - zacząłem.
Nie pozwolił mi skończyć.
- Honor to najidiotyczniejsze pojęcie, jakie wymyślili politycy! – ryknął nadspodziewanie głośno. – Pewnie, wszyscy wielcy chcieliby, żeby na ich skinienie biedni oddawali życie. Po to wymyślili honor! Po to nazwali tchórzami tych, którzy się na taki porządek nie zgadzają. On sobie siedzi w fotelu i szafuje cudzym życiem. I to ponoć jest honorowe! Każ mu samemu stanąć na polu walki, to pierwszy da tyły! A nas będzie osądzał!
- Prawda! Dobrze mówi! Święta prawda! – poparły go zewsząd figury.
- Dać mu wódki! – zarżał koń, ale nikt go nie słuchał, bo figury zebrały się razem, wzięły pionka na ramiona i postawiły go na szczycie wieży, która usłużnie się podsunęła. Górując nad szachownicą, ciągnął swoje płomieniste przemówienie.
- Po co monarchowie wymyślili honor? Dla własnej wygody! Po to, aby móc nas posyłać na śmierć i aby żaden z nas się nie sprzeciwił. Nie, nie mówię o was – uspokoił obu królów na szachownicy. – Mówię o tych tam – machnął niedbale w moją stronę. – Wymyślili honor, abyśmy sami siebie pilnowali w spełnianiu ich zachcianek. Są sprawy, za które warto oddać życie. Ale czy tą sprawa ma być jeszcze jeden tytuł przed nazwiskiem jakiegoś tłustego wieprza? Czy sprawą, dla której nasze żony zostają wdowami, a dzieci sierotami, ma być jeszcze jeden medal dla niego, zdobyty tylko po to, żeby zagrać na nosie innym, równie zarozumiałym, pustym i egoistycznym panom, niewartym nawet tego, aby na nich splunąć? Czy tą sprawą ma być jakaś rura, pełna śmierdzącej ropy, która biegnie przez zapomnianą przez bogów i ludzi pustynię? Czy warto oddać nasze życie za to, że których z obwieszonych złotem bogaczy poczuł się urażony jakąś notą dyplomatyczną innego ważniaka? Jak się czuje urażony, to niech bierze szablę i sam sobie tę sprawę załatwi! HONOROWO!
Burza oklasków zerwała się po ostatnich słowach pionka. Nie miałem wątpliwości, że właśnie jestem świadkiem narodzin nowego trybuna ludowego, który niedługo, wyniesiony na szczyty, sam będzie z ochotą czynił to, co dziś tak zawzięcie zwalcza.
Zrezygnowałem na razie z partii szachów. Zakryłem szachownicę i odłożyłem na półkę. Przez półprzezroczystą pokrywkę widziałem jeszcze, jak dwóch hetmanów – czarny i biały – rozpinają transparent z napisem WIWAT REPUBLIKA SZACHOWA!
Poczekam, aż rewolucja pożre swoje dzieci. Wtedy powitają mnie jak zbawcę i z ochotą pójdą tam, dokąd ich poprowadzę. Tylko czy będę jeszcze miał kim grać?
Uwielbiam u Ciebie takie teksty - pod płaszczykiem farsy poruszasz ważki temat.
OdpowiedzUsuńDługo by mozna nad sprawą honoru deliberować, więc streszczę się do dwóch zdań - niech każdy postępuje zgodnie z własnym sumieniem i niech w nosie ma to, czego inno od niego oczekują (czy to sąsiedzi, politycy, królowie, a nawet ksiądz). Jeśli ktoś sam sobie nakłada chomąto z napisem honor, to jest jego wybór - życie zgodnie z zasadami, ale jesli ktoś mu go wpycha, to niech się nie zgadza!
Pozdrawiam :)
Nie każdy ma jednak taką możliwość, aby dokonywać wyborów. I stąd biorą się rewolucje szachowe ;)
UsuńChyba mam za ciasną mózgownice, bo nie jestem w stanie sobie wyobrazić takiej sytuacji, gdy nie ma możliwości wyboru własnej drogi... a może po prostu za krótko żyję? o.O
UsuńJakby nie patrzeć, brak decyzji to też wybór.
Uwielbiam to Twoje pisanie najbardziej pod słońcem! I ogromnie nie lubię wszelakich trybunów ludowych- wprost dostaję gęsiej skórki na plecach, gdy ktoś twierdzi, że występuje w mojej obronie, działa na moją korzyść itp. Bo ja taka bardziej Zosia-Samosia jestem w tej materii.
OdpowiedzUsuńMiłego,;)
Oni byli, są i będą. Dopóki są szczerzy w swoich postulatach, uważam ich za pozytywną stronę otaczającej nas rzeczywistości. Ale też nie lubię, gdy ktoś na siłę próbuje robić mi dobrze.
UsuńCiężki temat... honor.
OdpowiedzUsuńOstatnio przepytywałem mojego syna z WOSu i padały pytania: czym jest patriotyzm, czy się przejawia.
jakie to szczęście, że żyjemy w czasach, gdy honorem jest posiadanie opinii na temat Smoleńska, a nie podkładanie głowy za idee.
Jest taka piosenka Zespołu Reprezentacyjnego "Śmierć za idee". Tobie u mnie ją dedykuję.
A w szachy nie grałem od lat, w tej chwili to raczej brydż, a czasami scrabble, a szkoda, bo to prawdziwie królewska i mądra gra.
Pozdrawiam gorąco
No ja tez w szachy ostatnio tylko z komputerem. I ogrywa mnie jak dzieciaka. Nie lubię go...
UsuńNo a ty Kowalski do mądrych raczej nie należysz. Słusznie więc że nie grasz w szachy świrze.
OdpowiedzUsuńNie nazywam się Kowalski. Pomyliłeś adresy.
UsuńMożna mieć honor i nie grać w szachy, trudniej jednak grać w SZACHY i nie mieć honoru... Ale żeby ktoś na szachownicy chciał demokracji? - Do warcabów go! Go!!!
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, nie dziwię się pionkowi, że woli demokrację. Jeszcze jej przecież nie zna ;)
Usuńświetny tekst, Nitager, uwielbiam Twoje poczucie humoru :))) swoją drogą, za dużo u nas tych trybunów bez honoru gadających o honorze... a w szachy nie umiem grać... miłego weekendu N.
OdpowiedzUsuńJa też nie umiem. Wiem, co jak jeździ, ale strategia u mnie leży, a zdolność przewidywania jest zerowa ;)
UsuńJasna cholera, Nitager, jak możesz mnie tak wpędzać w kompleksy?! Ze swoim pisaniem, to ja nie widzę nawet tylnych świateł od tego tekstu! Spokojnie bym go dodał do listy lektur obowiązkowych wraz z utworem "Pal" Llacha i jego polską wersją autorstwa Kaczmarskiego, znaną jako "Mury". Smutne jest tylko to, że wielcy by ją przeczytali, uśmiechnęli się ze zrozumieniem nad mądrością tekstu i robili dalej swoje, a lud by się zachował, jak u Kaczmarskiego, interpretując Twoje słowa, jak wezwanie do rewolucji.
OdpowiedzUsuńCoś jak "apel o pojednanie", prawda? Też każdy interpretuje to po swojemu.
UsuńNitager, póki co, szach, mat ! Ale ...pionek może króla zamatować, albo doprowadzić do pata - nieszczęsnego. KATASTROFA
OdpowiedzUsuńP.S.
Czy wiesz, że (?) ... istnieje możliwość matowania w drugim ruchu.
Znam świetny sposób na matowanie - dodaję talku do farby i jest matowa. Można nią teraz malować kamuflaże ;)
UsuńTalk nadaje się tylko i wyłącznie do zmęczonych stóp...ŻOŁNIERSKICH. I owszem, do ich matowania, alias - kamuflażu ;)
UsuńNajbardziej mi sie podoba ten koń co chce prawdy o Smoleńsku. ;p;p;p
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że sprawę Kasparova zmyśliłem ;)
UsuńZgroza po prostu... już mi przed oczami widmo buntu bierek stanęło... i warcabów...:((
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Widmo buntu warcabów nie jest takie złe - uzbroić się w poduchy i mogą się "rzucać" do woli :) Gorzej z bierkami... Miałam w dzieciństwie takie peerelowskie kolorowe, z ostrymi końcami, te zarazy mogłyby poważną krzywdę zrobić. Szanujmy potrzeby bierek!
UsuńPozdrawiam :)