Właściwie to sam nie wiem, czy robię dobrze, ustanawiając sobie to postanowienie akurat na Nowy Rok, bowiem w tym roku, o ile nie zajdą jakieś nieprzewidziane komplikacje, nie będziemy wieli żadnych wyborów, ani parlamentarnych, ani prezydenckich. Niemniej postanowiłem sobie coś, co dotyczy wyborów i mam zamiar spełnić to postanowienie przy najbliższej okazji. A powodem stała się gra komputerowa, która doprowadziła mnie do niewesołych wniosków.
To stara gra. W świecie gier, w którym czas płynie znacznie szybciej, w zasadzie już zabytkowa i mało atrakcyjna dla młodzieży. Akurat dla takiego starego pierdziela, jak ja. Nazywa się „Age of Empire” i polega na rozbudowie cywilizacji od epoki kamienia łupanego, do epoki żelaza. Zatem gra bardzo pouczająca, typowo strategiczna, ucząca dalekowzroczności i systematyczności. Trochę jak szachy, trochę jak gry wojenne. Bo kiedyś to były gry, nie to co teraz!...
Odkryłem ją przypadkiem, likwidując na twardym dysku niepotrzebne pliki. Spróbowałem. I, niestety, wciągnęła mnie, przez co standardowa doba skurczyła mi się o jakąś godzinkę do półtorej. Dlatego staram się siadać do niej nie częściej niż dwa razy w tygodniu.
Gram z trzema wirtualnymi graczami, generowanymi przez komputer, który postanowiłem ograć siłą intelektu. Komputer może sobie odgrywać zaprogramowane ruchy, ale nie ma tego, czym dysponuję ja – czyli inteligencji! Przynajmniej tak sobie kiedyś myślałem…
Wygrać można na kilka sposobów:
1. Rozbudować swoją armię i najechać sąsiadów, niszcząc ich doszczętnie. Nadmieniam, że tej strategii nie stosuję ani ja, ani komputer, sterujący trzema pozostałymi cywilizacjami. Wynika to z faktu, że aby armia była dość silna, cywilizacja musi mieć silną i prężną gospodarkę oraz rozbudowaną myśl techniczną, a gdy już to mamy, inne sposoby są po prostu łatwiejsze.
2. Zdobyć wszystkie pięć ruin i utrzymać je przez 2000 lat. Komputer czasami próbuje mnie ograć w ten sposób, ale jest to niezwykle trudne, bo trzeba otoczyć wszystkie ruiny dość liczną i silną armią, a i to nie daje pewności, że nie wślizgnie się tam jakiś wróg i w jednej chwili nie zniweczy naszego wysiłku. Przecież sąsiedzi też próbują zdobyć ruiny i mają ku temu odpowiednie środki. Nie sposób pilnować bez przerwy wszystkich pięciu ruin!
3. Zdobyć i utrzymać przez 2000 lat wszystkie pięć artefaktów. Tu jest łatwiej, bo artefakty to takie śmieszne wózki, które można przemieszczać. Można więc zdobyć je, zgromadzić w jednym miejscu, otoczyć murem i bronić niewielkimi siłami. Tylko odnaleźć je – to jest problem!
4. Moja ulubiona strategia: rozbudować gospodarkę, zgromadzić odpowiednią ilość budulca (sporą ilość, dodajmy) i wybudować Cud. No i przez 2000 lat uchronić go przed zniszczeniem przez żądnych krwi sąsiadów.
W czym problem? Otóż, gra wcale nie jest łatwa. Jeśli za bardzo skupię się na gospodarce, sąsiad, dysponujący liczniejszą armią, najedzie mnie i zniszczy. Jeśli za dużo właduję w armię, zaniedbując myśl techniczną, gospodarka tego nie utrzyma, a moje wojska będą słabe. Skutek taki sam, jak poprzednio. W dodatku, zanim zgromadzę zasoby na zbudowanie Cudu, sąsiedzi zdążą wybudować je przede mną. Dość, że często w nią przegrywam, pomimo podejmowania rozsądnych i przemyślanych decyzji.
I teraz najgorsze!
Moi synowie też zauważyli tę gierkę i zaczęli w nią grać. Nie mają zielonego pojęcia o tej grze. Nie wiedzą, po co trzeba budować warsztaty, ani co daje rozwój rzemiosła. Nie maja pojęcia, co daje im rozwój arystokracji, ani mistycyzmu. Bezmyślnie stawiają fortyfikacje, które bardziej przeszkadzają niż pomagają i zupełnie niepotrzebnie inwestują w rozwój formacji militarnych, które akurat na danym terenie na nic się nie przydadzą.
I oni wygrywają!
O co tu chodzi? W czym rzecz? Co ja robię nie tak? Chłopcy nie mają wątpliwości: „Za dużo myślisz!”, a we mnie aż się gotuje od tego głupiego gadania! Przecież ta gra WYMAGA myślenia! I to bardzo dalekowzrocznego.
Wniosek, jaki wyciągnąłem ze swoich porażek, jest niewesoły. Wychodzi na to, że przetrwa wyłącznie cywilizacja, kierowana przez osobę nieodpowiedzialną, bezmyślną i bez pojęcia o zarządzaniu państwem.
Wniosek przyjąłem z pokorą.
I dlatego w najbliższych wyborach zagłosuję na najgorszego oszołoma, jakiego znajdę na liście wyborczej. Tylko taki ma przed sobą przyszłość! Waham się na razie pomiędzy Macierewiczem, Palikotem i Korwinem-Mikke, ale mam nadzieję, że na liście znajdę kogoś, komu oni nie są godni zawiązać rzemyka u glana - kogoś absolutnie szurniętego, porąbanego, nienormalnego i zupełnie nie tracącego czasu na myślenie!
No, chyba że najbliższą rozgrywkę wygram!
Nie znam się na polityce i na samych polityków patrzę z punktu widzenia psychologiczno-socjologicznego (jaki to człowiek?). Uważam, choć ciężko mi to przyznać, że pan z muszką nie jest głupi - wręcz przeciwnie, on jest może szalony, ale bardzo inteligentny. A tym samym, jako fanatyk, dużo groźniejszy od zwykłego głupka. Gdyby kiedyś - tfu! odpukać! - doszedł do władzy, to by znaczyło, że jest naprawdę źle. Bo już teraz widać, że bez względu na to jakie brednie się mówi, jeśli mówi się z pełnym przekonaniem, znajdą się owieczki, które pójdą za takim prorokiem.
OdpowiedzUsuńJest jednak na tyle mądry, aby do koryta się nie rwać. On robi wszystko, aby NIE wygrać wyborów. To na dwa tygodnie przed wyborami zmienia nazwę partii, to znowu sprzymierza się z politycznym trupem… Nie, jemu jest dobrze tam gdzie jest. Przecież on doskonale wie, że jego pomysły są nierealne!
UsuńTa teza bardzo mi się podoba :)))
UsuńWitaj
OdpowiedzUsuńW sprawie gier się nie wypowiadam, bo ich nie lubię, ani w żadne komputerowe nie gram.
Lepszego 2013 roku życzę, za to z serca :)
Gorąco pozdrawiam :)
A ja lubię wirtualny świat. Również świat gier. Ale specyficznych gier. Muszą mieć w sobie jakąś magię, jakiś czarujący nastrój. Musi mnie coś do niej ciągnąć. Muszę zapomnieć, że to tylko gra i zanurzyć się całkowicie w "ciemnej stronie mocy". Mało jest takich gier - sam mam zaledwie kilka i te, które instalują sobie chłopcy, też mnie nie ruszają.
UsuńTobie również Dosiego Roku! :)
Oj, rzeczywiście wnioski niewesołe, tylko Nitku drogi, jakie będą konsekwencje wypełnienia tego postanowienia noworocznego? Jeśli ten oszołom, którego byś wybrał nie wygra, to żadne, ale w przeciwnym wypadku raczej ten oszołom da wszystkim normalnym (w tym Tobie) ludziom popalić. Jeśli szukasz motywacji do wyprowadzki za granicę, to... nie idź tą drogą! ;))
OdpowiedzUsuńSpokojnie! Wczorajszą partię wygrałem. Dziś przerwa, bo za dużo czasu to pochłania, ale w weekend rozegram sobie następną. Zobaczymy, co wtedy!
UsuńŻyczę Ci wygtranej nie tylko dlatego, ze Cię lubię, ale też dlatego, ze obraz jaki mi się nasuwa na wypadek Twoich kolejnych klęsk jest zbyt niepokojący....
OdpowiedzUsuńNo i o to chodziło - żeby zdobyć kibiców! ;))))
UsuńMam miłe wspomnienia z tą grą. Tyle tylko, że sam jak w nią grałem kilkanaście lat temu byłem jeszcze dzieckiem które bezmyślnie budowało armię i jakoś wygrywało ;)
OdpowiedzUsuńCo do postanowienia noworocznego, to boję się że po wygranej wariata może się okazać że rzeczywiście staniemy się potęgą, ale coś na kształt chiński - może będziemy mieć cud gospodarczy (szczególnie ten wariant jest prawdopodobny gdy wygra Korwin-Mikke), ale o demokracji zapomnimy, wolności słowa również, a połowa społeczeństwa będzie charować po szesnaście godzin na dobę za miskę ryżu, bądź w naszej wersji - kartofli.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie, nie dawno pisałem też właśnie o JKM - bevan.blog.pl
Przeczytałem jeszcze raz swojego posta i zastanawiam się, jak mogłem napisać "harować" przez "ch". Widać gdzieś w głębi siedzi we mnie siedzi dyslektyk, który tylko czeka aż rozum zajmie się bardziej treścią a mniej formą ;)
UsuńTo jest niepokojące, ponieważ jest to sprzedawanie graczom prawdy niepełnej, półprawdy, czyli de facto, gówno prawdy (III- ej tischnerowskiej). Żeby taka gra była zbliżona do rzeczywistości, gracz powinien otrzymywać następujący komunikat:
OdpowiedzUsuń"Wydaje ci się, że wygrałeś? Wojny rozpoczęte przez ciebie, pochłonęły n milionów istnień ludzkich, a bezpośredni koszt ich prowadzenia wyniósł m bilionów $. Mógłbyś za to, żyć ze swoim narodem w luksusie (koszty wojen pokryłyby wybudowanie sieci autostrad, nowoczesnego systemu energetycznego, rozbudowania zmechanizowanego rolnictwa, budownictwa) ale ty, frajerze, wolałeś wyrżnąć inne cywilizacje i żyć, jak za króla Ćwieczka. A propos? Co ci przeszkadzały inne cywilizacje?".
Kolejnym błędem tych gier jest brak uwzględnienia kosztów okupacji, walki z podziemiem, sabotażem, a także brak uwzględnienia niepokojów społecznych wynikających z ubożenia podczas wojny.
Wreszcie żadna z tych gier nie uwzględnia faktu, że obce państwa też mają myślących obywateli, którzy widząc zbrojącego się świra, próbującego rządzić Światem, zawiążą koalicję międzynarodową, której ten świr nie będzie w stanie stawić czoła i zostanie rozgnieciony jak pluskwa w ciągu kilku lat: odizolowany od dóbr niedostępnych w jego państwie, rujnujący swój naród i państwo w końcu ulegnie fizycznej likwidacji.
No i tu się mylisz, bo ja doskonale wiem, ile ta wojna kosztuje. Myslisz, że te ludziki są za darmo? Każde narodziny kosztują 50 jednostek żywności! I w dodatku nie da się "urodzić" większej liczby - tylko pojedynczo, a to trwa. Każde zniszczenie wojenne trzeba odbudować - też nie za darmo! Kosztuje to budulec i robotnicy są zaangażowani w odbudowę, zamiast zbierać zasoby. Z ekonomicznego punktu widzenia wojna w ogóle się nie opłaca. Dlatego NIGDY nie atakuję pierwszy, koncentruję się na obronie. Chyba, że sąsiad upierdliwy i wciąż mnie nęka najazdami - wtedy jakieś większe, przemyślane kontruderzenie się opłaca, bo gdy się go osłabi, na jakiś czas jest z nim spokój. Mnie inne cywilizacje nie przeszkadzają. Generalnie...
UsuńA z tą koalicją jest tak, że jak zaczniesz budować cud, to choćbyś był najłagodniejszy i nikomu nie wadzący, atakują Cię WSZYSTKIE inne plemiona. I weź się teraz przed nimi obroń!
...no nie do końca wiesz ile kosztuje życie i zniszczenia wojenne, bo nie masz w podsumowaniu poziomu życia, jaki byś osiągnął bez prowadzenia wojen..., ale masz rację o tyle, że bardziej się domyślam, niż posiadam wiedzę. Jedynymi informacjami jakie posiadam o treści gier komputerowych jest to, co napisałeś oraz gra w cywilizację w wersji ok. 1995- to jedyna gra w jaką kiedykolwiek grywałem częściej, niż kilka razy z ciekawości.
UsuńP.S.
Nie jestem pacyfistą (gdyby mnie wystawiono na sprzedaż, to nie leżałbym nawet na półce obok pacyfistów), ale nie lubię marnotrawstwa, zwłaszcza marnotrawstwa życia.
A wiesz, jak mnie serce boli, gdy mi zabijają chłopka, albo żołnierza? Nie, mnie też nie trzeba przekonywać o wartości życia. Poza tym, naprawdę chętnie bym spróbował rozgrywki bez wojny, bez jednego żołnierza i bez jednej machiny oblężniczej - ale sąsiedzi nie dają! Ja ich nie najeżdżam, ale oni mnie - już tak. Niestety, niektóre zasoby na danym terenie wyczerpują się i sąsiedzi próbują zdobyć je moim kosztem. Gdy nie będe miał wojska, wybiją mi wszystkich ludków i zniszczą wszystkie moje budowle. Niestety, polityka to ciężki kawałek chleba - nawet wirtualna!
UsuńTo ja zatem tej będę nadziei, że zanim do tych wyborów przyjdzie, twarzą w twarz stanę jeszcze przed Waszmością i te durnoty ze łba wybi... wrrróć!...i wyperswaduję co trzeba Waszmości:)
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
A nie wystarczy upoić tak, bym nie był w stanie do urn się udać? ;)
UsuńNo proszę... Jak Waszmość chcesz, to i gadasz z sensem:))
UsuńKłaniam nisko:)
Skoro za tamtych trzech działa komputer, to z iloma grasz: z jednym czy z trzema?
OdpowiedzUsuńW kierkach jest to samo...
Dobre pytanie. Ale skłaniałbym się ku odpowiedzi: z trzema. Bo każda cywilizacja jest inna i ma inne możliwości - to raz. Atakują z trzech stron jednocześnie - to dwa. No i może być tak, że dwie uwikłają mnie w wojnę, a trzecia spokojnie zbuduje cud i wygra. Gdzie trzech się bije, tam czwarty korzysta, jak mówi stare przysłowie.
UsuńMoże to jest jakaś strategia - chociaż mnie by chyba ręka zadrżała przed wyborem największego wariata.
OdpowiedzUsuńCo do pana w muszce, mam podobne zdanie do Twojego.
Mało tego, myślę, że i Jarkowi lepiej jest w pozycji opozycji, niż u władzy, bo dzięki temu może się wyżyć jako krytyk. A co by robił jakby sam prowadził ten wózek?
Skłóciłby się zapewne z całym światem...
pozdrawiam :)
Czytałem juz opinie niektórych politologów, potwierdzających tę hipotezę, jakoby J.Kaczyński wcale nie chciał rządzić państwem. Twierdzą, że żyje jak król, ma środki na wszystkie zachcianki, pachołków na każde skinienie, stado zdyscyplinowanych potakiwaczy i tym się zadowala. Ale szczerze mówiąc, wątpię w to.
UsuńA może komputer nie gra fair. Jeśli steruje 3 graczami starczy, że jeden Cię zaatakuje, dwóch pozostałych buduje spokojnie potencjał gospodarczy i na koniec jeden z tych dwóch zwycięży.
OdpowiedzUsuńTak właśnie jest. Dlatego tak trudno wygrać. bo trzeba bronić się przed agresorami, a jednocześnie rozbudowywać gospodarkę. A wszystko kosztuje! A zasoby nie są nieograniczone!
UsuńNo tak, ale w realnym świecie rządzący nie bawią się z logicznym komputerem...
OdpowiedzUsuń