Są różne drogi do zostawania świętym. Czasem trzeba dokonać cudu, czasem w niezbyt przyjemny sposób zginąć za wiarę, ale bywają i łatwiejsze sposoby. Jeśli czas jest ku temu odpowiedni wystarczy poliestrowa, czerwona kurtka, z białym kołnierzem, śmierdząca jak fabryka nawozów sztucznych, takież portki, czerwona czapka, a także sztuczna broda i biała, kędzierzawa peruka.
I nie zawsze potrzebni są funkcjonariusze Kościoła - czasem wystarczy szwagier, obarczony dwójką małych dzieci.
Miałem na Wigilię inne plany - bowiem zamierzałem poczęstować gości własnoręcznie pędzonym miodem, który od dwóch lat dojrzewał w mojej piwniczce. Uważałem, że miód, już po skonsumowaniu rybich zwłok, bardzo dobrze pasuje do wigilijnego stołu, zwłaszcza w towarzystwie kutii, makiełek i pierników. Wyjazd samochodem do oddalonego o kilka kilometrów domostwa, burzył mi moje plany - no ale czego nie robi się dla dzieci.
Wybiła odpowiednia godzina. Polazłem się przebrać w ten idiotyczny strój made in China. Młodszy synek przyniósł mi poduszkę, abym mógł sobie nią powiększyć brzuch, ale gdy spojrzał na mnie (po wieczerzy!), stwierdził bezczelnie, że nie jest potrzebna. Niestety, miał rację - co poskutkowało później, pewnym noworocznym postanowieniem.
Mniej więcej sto pięćdziesiąt reniferów mechanicznych zawiodło mnie do rzeczonego domu. Tak szacuję, biorąc pod uwagę, że w zaprzęgu renifer jest słabszy od konia i musiało ich być więcej. Zadzwoniłem.
Już wchodząc do mieszkania, zorienowalem się, że w całym tym rozgardiaszu nie wziąłem starych okularów Koleżanki Małżonki, jak zamierzaem i bałem się, że dzieci mnie poznają. Plusem było to, że na co dzień okularów nie noszę i byłbym ślepy jak kret. No i nie zabrałem dzwonka! Skleroza nie boli.
Nic to, jak mawiał pułkownik Jerzy Michał Wołodyjowski. Głośne "Ho ho ho" zastąpiło dzwonek. Dwójka małych chłopczyków momentalnie skryła się za... Chciałoby się powiedzieć, że za spódnicami mam i ciotek, ale że spódniczki te były raczej symboliczne, nie do końca odpowiadało to prawdzie.
Trzeba tu nadmienić, że szwagierka, mimo urodzenia dwójki dzieci, przedstawia bardzo apetyczy widok, a jej dwie młodsze siostry oraz jej własna szwagierka, mogłyby z powodzeniem zastąpić każdą top-modelkę. Zatem przyznaję, że poczułem ukłucie zazdrości, gdy dwaj chłopcy schowali się między kolanami ciotek. Mama trzymała na rękach najmłodszego, więc ją to ominęło.
Tak wiem, 1+1=2, nie musicie mnie pouczać! Trzecim był bratanek szwagrostwa, zaledwie dwuletni chłopczyk, który chyba bardzo przestraszył się tego dziwnego, podstarzałego osobnika, o osobliwym guście w doborze ubrań. No, nie dziwię się! Sam przestraszyłbym się takiego dziwoląga!
Aby dzieci nie poznały mnie po głosie, zwłaszcza jedno, które często słuchało z moich ust bajek i wierszyków, przestroiłem go na tryb "starczy". Podobno wyszło "mocno przepity", ale to już oczywista złośliwość szwagra.
Oczywiście, prezenty nie podpisane! Musieli mi podpowiadać, co dla kogo, co prawdopodobnie mocno podkopało autorytet Gwiazdora. Do tego stopnia, że w pewnym momencie obaj chłopcy zapomnieli o strachu i poczęli obaj wyrywać mi jeden z prezentów, zresztą, przeznaczony nie dla nich, tylko dla dla Dziadka. Wręczając feralny prezent Dziadkowi, poskubałem go po siwej brodzie i pochwaliłem, że "to bardzo miłem że ten chłopczyk przebrał się za Gwiazdorka!". Dodałem tutaj, że każdy, kto ma mniej niż 800 lat, dla mnie jest dzieckiem. Niestety, nie było szans użycia Wikipedii i nie mogłem sprawdzić, jak dawno temu żył święty Mikołaj z Miry...
Od obu chłopczyków nie żądałem niczego w zamian - byli za mali i za bardzo przestraszeni. Ale dorośli musieli mi albo zaśpiewać, albo opowiedzieć wierszyk. Muszę tu się pochwalić niezwykłą rycerskością (bądź frajerstwem - jak kto woli), że mimo pokusy, żadnej z ciotek nie wziąłem na kolana i nie chlasnąłem po pupie za złe sprawowanie. Ba, mało tego! Jedna z nich, gdy stwierdziła, że nie umie śpiewać, dostała od pozostałych zadanie pocałowania Gwiazdorka, a ja (chyba jestem nienormalny!) stwierdziłem, że nie trzeba jej ze starymi dziadami się całować. Ach, jaki byłem niedostępny i subtelny! Szlag by to trafił! Drugi raz taka okazja może mi się w życiu nie trafić! Na swoje usprawiedliwienie miałem tylko to, że sztuczna broda właziła mi do ust i było mi strasznie gorąco, więc myślałem już tylko o tym, żeby czym prędzej zrzucić to z siebie i wyjść.
Obiecałem jeszcze, że za rok też przyjdę. Po czym udałem się do sań, zaprzężonych w renifery, które, jak to renifery, odżywiały się właśnie olejem napędowym. Wróciłem do Laponii...
Ale moje nadzieje na dostęp do komputera rozwiały się w pył. Moi synowie dostali gry! Wpuścili mnie tylko na czas, potrzebny do ich zainstalowania, a potem pomarzyć mogłem sobie tylko o wejściu w blogowisko. Obaj ćwiczą karate, więc trochę zaczynam się ich obawiać, tak więc rozwiązania siłowe już nie wchodzą w grę.
Na szczęście dziś mi się udało, bo chłopaków wygnalem po zakupy. Dlatego mam okazję złożyć Wam wszystkim życzeia Szczęśliwego Nowego Roku i szampańskiej zabawy do białego rana.
A w przyszłym, 2013. roku, może wreszcie uda mi się odwiedzić Wasze blogi, bo aż mi wstyd, że jestem, a jakby mnie nie było. Do zobaczenia zatem!
Naprawdę zostałeś świętym, bo nie uległeś pokusie, nie wpadłeś w zastawioną na Ciebie szatańską pułapkę, nie pocałowałeś tej grzesznej kobiety, nie rzuciłeś się, aby ściskać, głaskać i całować te szczupłe i obnażone nogi.
OdpowiedzUsuńNo cóż, podobno grzeszyć można też myślą. To, co stałoby się tego wieczora, ani nie umywa się do tego, co stało się później w mojej wyobraźni...
UsuńSzampański nastrój i mi się udzielił. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku.
OdpowiedzUsuńI dobrze - od tego jest szampan! Po to został stworzony - jako towarzysz zabawy i biesiady. Wszystkiego dobrego!
Usuńjestem z Ciebie dumna, że nie uległeś pokusie :)))) najlepszego w Nowym Roku N.
OdpowiedzUsuńJa z siebie też, ale jest to specyficzna duma - ze łzami w oczach ;) Szczęśliwego Nowego Roku!
UsuńBiedne dzieci - trauma absolutna!Gdy moją latorośl i bratanicę odwiedził taki Mikołaj, obie na jego widok wybuchnęły zgodnym płaczem.Mikołaj w tym ryku wytrzymał ze 3 minuty, rzucił worek z prezentami i dał nogę.Na szczęście w następnym roku już nie było takiej okazji, bo właśnie wprowadzono stan wojenny i trzeba było odłożyć podróż na Wybrzeże, no a potem już przestały w Mikołaja wierzyć.Do dziś córka nie może pojąć jak można było wpaść na taki pomysł.
OdpowiedzUsuńŻyczę by ten Nowy Rok przyniósł Tobie i Twej Rodzinie wiele, wiele radości.
Miłego, ;)
Czyli uboczny pozytywny skutek Stanu Wojennego ;) Jak się dzieci straszy, że przyjdzie Czerwony Potwór z Białą Brodą i złoi rózgą skórę, to się dzieci boją. Jak się ich straszy tylko tym, że nie przyniesie prezentów, to już po pierwszej wręczonej paczuszce obawy znikają ;)
UsuńSzczęśliwego Nowego Roku!
Zastanawiam się, skąd to przekonanie dorosłych, że dzieci czekają na przyjście św. Mikołaja z krwi i kości, do tej pory nazbierało mi się opowieści od moich kolegów czy wujków, którzy choć raz się dla czyichś dzieci przebrali za Mikołaja, czy koleżanek i ciotek, które były tego świadkami i w KAŻDYM przypadku kończyło się płaczem przynajmniej jednego dziecka. Nawet moja młodsza siostra niby czekała na Mikołaja, a gdy sąsiad przyszedł przebrany za niego, to wpadła w histerię. Czy to chodzi o sam fakt, że wpuszcza się obcego do domu? Czy może dlatego, że ci Mikołajowie w ogóle nie przypominają tych rysunkowych dobrodusznych dziadków?
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ciepło i mnóstwa energii w nowym roku życzę :)
A może dlatego, że Mikołaj jest tak potężny, że nawet renifery umie zmusić do lotu, więc rodzice nie potrafią przed nim obronić? Nie wiem, jakimi ścieżkami kroczą teraz mysli dziecka. Ja bałem się Mikołaja, bo miał rózgę, a mnie wciąż powtarzano, że jestem nicpoń i łobuz i na nic innego nie zasługuję. Ale ja poszedłem bez rózgi, więc pewnie dlatego obyło się bez płaczu ;) Wszystkiego dobrego w tym 2013 roku! Swoją drogą, kiedy człowiek przywyknie do nowej daty?...
UsuńDo siego roku :)
OdpowiedzUsuńMasz rację, że okazałeś wstrzemięźliwość- i tak miałeś ręce związane obecnością licznych świadków, więc żeby spełnić obietnicę i w dobrym zdrowiu odwiedzić dzieci za rok, lepiej było odpuścić sobie poklepywanie krągłych apetyczności. Sam rozumiesz...: O ile męską rozmowę ze szwagrem pewnie byś jakoś przeżył, to rocznych zmagań z Koleżanką Małżonką raczej nie. Lepiej mieć ją po swojej stronie :-)
Przypomniał mi się stary dowcip. Mąż rano wstaje na cięzkim kacu, niczego nie pamięta, a żonka mu nadskakuje jak nigdy. To kawkę, to wodę do popicia, to piwko na kaca, to wymasować kark… A może by kochany mąż chciał sobie pooglądać mecz w telewizji? Ten się dziwi, co się jej stało i pyta dzieci. Okazało się, że przyszedł do domu pijany w sztok, poawanturował się trochę i legł w ubraniu. Więc zona zaczeła go rozbierać. Buty, marynarka jakoś poszło, ale jak zaczęła zdejmować spodnie, on zaczął wrzeszczeć: "Won, dziwko, jestem żonaty!".
UsuńWięc czasem warto ;)
W rodzinie mojego M. świętego zawsze od lat gra jego Tata, wiek już ma bardziej odpowiedni, bo dziadkowy, to i broda mu pasuje.
OdpowiedzUsuńNajlepszego na Nowy Rok!
Ta broda to była okropność! Właziła w usta, w nos, bez przerwy się obsuwała. W dodatku biała peruka ciągle opadała na oczy. Wyglądałem jak Slash za 10 lat...
UsuńTo musiało być niezapomniane przeżycie. Korzystaj, póki dzieci małe, jak urosną, to oberwą Ci brodę wrzeszcząc "Sztuczny" ;P
OdpowiedzUsuń