Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


środa, 14 listopada 2012

Przypadki Robinsona Crusoe - cz.I

     "Takoż, kończąc niezadługo osiemnasty rok mego pobytu na bezludnej wyspie, straciłem już jakąkolwiek nadzieję, że ktoś inny, poza moją papugą, nazwie mnie jeszcze po imieniu. Przez tyle lat nie widziałem ludzkiej twarzy, ani nie słyszałem ludzkiego głosu. Przyjdzie mi pewnie do śmierci żyć w mej samotni. Być może do końca swych dni nie usłyszę już głosu człowieka..."

     Robinson westchnął głęboko i odłożył pióro. Ogarnął go smutek. Sięgnął odruchowo po fajkę i bezwiednie zaczął ją nabijać tytoniem, którego wielki zapas ocalił przed kilku laty z wraku "Diany".
"Diana", która rozbiła się niegdyś u brzegów jego wyspy, była ostatnim, jaki widział, śladem białego człowieka i świata, jaki zostawił dawno temu. Błogosławił ją i przeklinał jednocześnie. Błogosławił, bo zaopatrzyła go w tyle dobra, że nawet marzyć o tym nie mógł. Narzędzia, broń, proch i ołów, płótno żaglowe, liny, cukier, rum... Wszystko to zgromadził w swej grocie. Ale z "Diany" nie ocalał ani jeden marynarz i to był powód, dla którego nieraz zdarzyło mu się złorzeczyć.

      Nagły odgłos u wejścia zwrócił jego uwagę. Pies wpadł do groty, ze zjeżonym grzbietem i z głuchym burczeniem w gardle. Robinson cisnął fajkę i chwycił strzelbę. Stało się coś niedobrego!

     Luneta nie pozostawiła mu złudzeń - karaibskie łodzie dotarły na tę część wyspy! Dzicy wylądowali na Przylądku Ocalenia i właśnie ściągali zewsząd na plażę drewno, aby rozpalić ogień i przygotować swą przerażającą ucztę. Wzrok powędrował do wyciągniętych na brzeg piróg - leżało w nich trzech skrępowanych lianami jeńców...

     Tu pozwolę sobie przerwać, ponieważ nie myślę streszczać na tych łamach "Robinsona Crusoe" - każdy zna przecież tę historię, a jeśli nie zna, niech się lepiej nie przyznaje, bo go moi chłopcy wyśmieją. Wszyscy wiemy, że Robinson uratował karaibskiego chłopca przed przerobieniem go na świeże hamburgery, nadał mu imię Piętaszek i czystą, niewinną naturę Karaiba skaził cywilizacją białego człowieka. Nauczył go też mówić po angielsku, żeby poczuł się jak prawdziwy Europejczyk. Po upływie roku mogli się już porozumieć na każdy temat, a Piętaszek nauczył się wspaniale strzelać z broni palnej, choć początkowo panicznie się jej bał. A co stało się potem?

     Robinson poprawił na ramieniu kosz z owocami, po czym skinął głową, udając, że słucha, ale cały czas zatopiony był we własnych myślach. Piętaszkowi tymczasem nie zamykały się usta.

- I ten uwokaki - ciągnął swoje opowiadanie Indianin - powiedział, że każdy, kto nie mówi "O!" do Benamuki, zostanie wygnany. Podobno tak powiedział mu sam Benamuki, który mieszka na wysokiej górze! A wtedy Araima spytała go, czy małe dzieci, które nie potrafią mówić "O!" do Benamuki, też zostaną wygnane. A uwokaki zrobił taką dziwną minę i nakrzyczał na Araminę, wyzwał ją od idiotek i półdupków!

- Półgłówków - poprawił bezwiednie Robinson i westchnął przeciągle.

     Piętaszek opowiadał dalej, ale Robinson niezbyt uważnie go słuchał. Z opowiadań przyjaciela wynikało, że Karaibowie bynajmniej nie są dzikusami, bliższymi zwierzętom niż ludziom. Uwokaki, to byli szamani. Wprawdzie trzymali ludzi w ciemnocie, ale dzięki wierze w Benamuki udawało im się utrzymywać porządek i... Prawo. Coś, czego nigdy nie spodziewał się po dzikusach. Tam istniało prawo, którego każdy musiał przestrzegać i przed którym każdy był równy. Prawo całkiem rozsądne i znacznie sprawiedliwsze od tego, co słyszał o angielskich sądach. Im więcej o nich słuchał, tym mniej się ich obawiał i tym bardziej wierzył zapewnieniom Piętaszka, że po jego wstawiennictwie nic mu z ich strony nie grozi. Karaibowie byli znakomitymi wioślarzami. Może pomogliby mu dotrzeć do Hiszpanów, albo portugalskich faktorii? Po raz pierwszy zastanowił się poważnie nad możliwością uwolnienia się z wyspy i dotarcia do tych ludzi.

- Piętaszku! - zaczął z namysłem.

     Ale Piętaszek był akurat w połowie jednej ze swych historii i nie dał sobie przerwać.

- A najlepsze, że Aramina wcale nie miała ani męża, ani dzieci. Wprawdzie starał się o nią Abari, ale ona go nie chciała, bo miał małego... No, urugu! Jak to się nazywa po angielsku? Jakoś nigdy nie chciałeś mi powiedzieć, jak to się nazywa w twoim języku! Zresztą, nieważne, i tak każdy wie. Więc Abari stwierdził, że jeszcze jej pokaże i zniknął w puszczy na trzy dni. Wszyscy myśleli, że zjadł go jaguar, ale on po trzech wrócił i...

- Piętaszku! - Robinson przerwał zdecydowanie. - Czy jesteś pewien, że ten ląd, widoczny z południowego brzegu, to twój kraj?

- Tak, ale daj dokończyć! Więc Abari przyszedł po trzech dniach...

     Robinson znowu westchnął. Słowotok u Piętaszka potrafił trwać całymi godzinami. Indianin gadał nawet przez sen!

     Zrezygnowany, poczekał, aż ten karaibski romans dobiegnie końca. Nawet nie zdołał się zorientować, jak się zakończył - zdaje się, że sztampowo, gromadką dzieci...

- Piętaszku! - zaczął znów, profilaktycznie częstując przyjaciela świeżą pomarańczą, co pomagało zwykle przez chwilę utrzymać względną ciszę. - Widziałeś ten wielki, suchy pień, nad zatoczką? Pomyślałem, czy nie moglibyśmy zbudować z niego wielkiej łodzi i popłynąć do Twojego kraju. Sam nie dałbym rady, ale we dwóch?

     Piętaszek oniemiał. Wpatrywał się w przyjaciela okrągłymi oczami, nie wierząc własnemu szczęściu!

     Robinson tymczasem rozkoszował się chwilą ciszy...

     CDN

11 komentarzy:

  1. Rozumiem, ze cdn i będziesz pisał "Nowe przygody Robinsona Crusoe", tak jak ciągle się nowe "Mikołajki" ukazują ? ;)
    nie było mnie tu czas jakiś, bo sie pochorowałam. już mi lepiej, choć nie jestem zdrowa do końa, więc dzis nadrobiłam zaległości w czytaniu u Ciebie.
    nie wiem, czy ktoś Ci juz odpowiedział na pytanie z podtytułu, więc zrobię to ze swej strony. na onecie nie stało się nic nowego, stary burdel tylko większy. o, jak wiekszy. usiądź i trzymaj sie krzesła: moje blogi uległy juz "unowoczesnieniu", wiesz co to oznacza w wykonaniu onetu? oprócz tego, ze wyglądaja teraz całkiem "nie-po-mojemu"? że od ponad tygodnia nie mam dostepu do panelu administracyjnego i nie moge nic zmienić, nic napisac!!!!!!!!!!!!! prowadze z nimi bardzo uprzejmą (z nich strony), bardzo wściekłą (z mojej strony) i bardzo niepomocną (z nich strony) korespondencję mailową. NIC SIE NIE ZMIENIA!!!! ostatnio zawiadomili mnie łaskawie, ze przekazali ten problem do działu technicznego. szlag mnie trafi.... ciesz się, że sie na czas zdecydowałes na przenosiny. ja czekałam, ze moze uda się zabrac całego bloga, to teraz nie mam nic. :((((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, ja swój też "unowocześniłem". Spróbuj w ten deseń:
      1. Wejdź na stronę do logowania.
      2. Kliknij "Narzędzia" z górnego menu.
      3. Wybierz "Opcje internetowe".
      4. Zakładka "Ogólne"
      5. W rubryce "Historia przeglądania" kliknij "usuń".
      6. Zaznacz "tymczasdowe pliki internetowe" i "pliki cookie".
      7. Kliknij "Usuń".
      Po usunięciu zaloguj się i spróbuj wejść na blog. U mnie to podziałało. Powodzenia!

      Usuń
    2. To mi tez napisale i onetu. nie zadziałało. :/ w innej przeglądarce tez nie moge nic zrobić. generalnie d.... :/

      Usuń
  2. Nitagerze, jestem rozczarowana, to ja po tak długiej przerwie wchodzę z nadzieją na bycie oczarowaną niesamowitym odkryciem jakiegoś wycinka rzeczywistości opisanym w błyskotliwy sposób, a co zastałam? Odgrzewany stary, zmurszały kotlet, który był moją lekturą obowiązkową w szkole... Nitagerze, nie godzi się, by tak sromotnie zawodzić kobiece oczekiwania, to może skutkować fochem przez duże F na wieczność!! ;))
    A na poważnie: podejrzewam, że szykujesz tak zaskakujące zakończenie, że wcisnie nas w fotel, prawda? Dla niego jestem w stanie przebrnąć przez Robinsona po raz drugi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A którą wersję czytałaś? Bo wersji Stampfla nigdy nie mam dość i często do niej wracam.

      Usuń
    2. Łoooboziu, kiedy to było... ale myślę, że to nie jest wina wersji, tylko czystej awersji wywołanej przez nawiedzoną polonistkę ;) Może kiedyś się przełamię, ale puki co jest zbyt dużo ciekawszych książek, teraz magluję Kapuścińskiego

      Usuń
  3. wierzę w Twoją wyobraźnię więc spokojnie czekam na ciąg dalszy... aha, czy Robinson powie wreszcie Piętaszkowi jak po angielsku nazywa się "urugu"?, he he he... miłego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robinson żył w XVII wieku - wtedy, aby mówić o takich zeczach, trzeba było należeć do arystokracji, albo przynajmniej mieć masę pieniędzy. Zwykli ludzie, nawet wykształceni, jak on, o tym nie mówili - zwłaszcza w Anglii.

      Usuń
  4. Dostrzegam podświadomy wątek gejowski. Czy odważysz się go rozwinąć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie kwestia odwagi, tylko upodobań. Nie kręci mnie to. Wątku gejowskiego nie będzie.

      Usuń