Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


czwartek, 15 listopada 2012

Przypadki Robinsona Crusoe - cz. II

     - A wtedy wąż spadł z drzewa i dawaj na Kaoku! Ale Kaoku akurat się zatrzymał, bo zachciało mu się sikać i wąż nie trafił. Więc złapał za łuk i tym łukiem jak nie zacznie go walić! A wąż syczał, skręcał się próbował atakować, ale nie dał rady. I zaczął uciekać w zarośla, ale Kaoku tak się wkurzył, że zaczął go gonić…

     Robinson już nie reagował. Nauczył się myśleć pomimo piętaszkowego gadania. W myślach planował sobie kształt kadłuba, nieco rozszerzony tuż za dziobem, lekko zwężający się ku rufie. Podniósł ramiona. Rozległ się głuchy stuk siekiery o pień. Budowa rozpoczęta.

* * *

    - Piętaszku, wewnątrz spróbujemy go wypalić. Będzie szybciej. Tak na zmianę, ogniem i siekierą. Rozumiesz?

     - Oczywiście, że rozumiem! – uśmiechnął się Piętaszek. – Mój ojciec tak samo wyrabiał itauby.

     - Co wyrabiał? – Robinson uniósł brwi.
    
    - Itauby! To takie łodzie, z wypalonego pnia. Długie, wąskie, mieszczą wielu wioślarzy. Najpierw rozpalał ognisko, potem żar wsypywał do pnia i dmuchał na niego przez bambusową rurkę. A oczy to mu prawie na wierzch wychodziły!

     Robinson aż usta otworzył. No, oczywiście! Że też sam na to nie wpadł. Miał zamiar przypalać drewno pochodnią, a tymczasem trzeba dostarczyć tam żar i rozdmuchać go dokładnie w tym miejscu, w którym chce się wypalić dziurę! Nareszcie jakiś pożytek z piętaszkowego gadania.

     - Opowiedz mi o tym.

     Piętaszek nie dał się długo prosić.

     - Taaakie oczy mu się zrobiły! – Robinson istotnie przestraszył się, że przyjacielowi oczy zaraz wyskoczą z orbit. Nie wiedział, że można pokazać to aż tak obrazowo. – A policzki to mu się robiły, o taaakie, jak dojrzała tykwa! I dmuchał tak, i dmuchał, a potem wstępował w niego jakiś duch, bo kręciło mu się w głowie, jakby wypalił całą fajkę marihuany. To na pewno duch ognia, chociaż uwokaki twierdził, że to duch drzewa, bo drzewa ubywało i jego duch gdzieś musiał się zmieścić. Tylko dlaczego duch mieszkał w martwym drzewie? Tu uwokaki nie umiał odpowiedzieć, a gdy ojciec spytał, to strasznie na niego nakrzyczał i zaczął odprawiać nad nim jakieś czary. Tylko ojciec niespecjalnie lubił, gdy się nad nim odprawiało czary i potem potrzebny był nowy uwokaki, bo tamten przez pół księżyca mówić nie umiał. Ojciec był silny…

     - Piętaszku, ale ja pytam o łódź! – przerwał Robinson. – Czy mógłbyś opowiedzieć, dokładnie, jak ojciec wypalał łódź?

     - No przecież mówię! – obruszył się Piętaszek. – Mówię dokładnie, jak pamiętam! Nowy uwokaki uznał, że ojciec dopuścił się zbrodni i chciał go ukarać, ale ojciec wyśmiał go i stwierdził, że on nie jest prawdziwym uwokaki, bo nie potrafi czarować. Nie umiał nawet sprawić, żeby ryby wpływały do sieci…

     Robinson potrząsnął głową. Tą drogą do niczego się nie dojdzie. Ech, ile by dał za chwilę ciszy!

* * *

     Gotowy kadłub powoli, cal po calu, zepchnęli do pobliskiej zatoczki. Trwało to prawie czterdzieści dni, ale w końcu łódź zakołysała się na fali. Na maszt Robinson wybrał wysoki cedr – prosty i smukły. Z niemałym trudem umieścili go w specjalnie zbitym uchwycie, przytwierdzonym do dna łodzi. Potem zabrali się za zbijanie wokół niego czegoś w rodzaju wręgi, sięgającej pokładu, która miała wzmocnić i usztywnić całą konstrukcję. Pokład zbili z kawałków bambusa, przytwierdzonych do drewnianej kratownicy. Kilkanaście ciężkich kamieni, umieszczonych i przymocowanych pod pokładem, stanowiło balast. Na takielunek zużyli część lin z zapasu, ocalonego z „Diany”. Zwinny Indianin wspiął się na maszt i zręcznie przywiązał do niego pęk lin, które wykorzystali jako wanty, sztag i dwa baksztagi. Konstrukcja była sztywna i wytrzymała. Robinson nie krył zadowolenia.

     Wprawdzie, gdy naciągali liny, Piętaszek nie omieszkał po raz kolejny opowiedzieć historii swego ziomka, który ciągnąc za liany ściągnął na siebie węża, ale Robinson nie miał już sił, by oponować. Skupił się na łodzi. Jeszcze tylko bom, ster, żagiel i kilka drobiazgów. Dzień wolności zbliżał się wielkimi krokami.

CDN

11 komentarzy:

  1. ranyyyy, zabiłabym tego gadułę chyba....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam takiego w biurze. Też często przychodzą mi do głowy podobne myśli...

      Usuń
  2. No i już mamy pierwsze walory edukacyjne opowiadania: Czekałem, co wymyślisz i widzę, że idziesz w kierunku, w którym ja bym poszedł. Na razie wnioski są takie:
    1. Wymiana kulturowa jest źródłem postępu. Pochodnią, to Robinson mógłby co najwyżej kolor pnia zmienić, chyba że udałoby mu się go rozpalić na dobre, ale chyba nie o to Robinsonowi chodziło. Prywatnie zawsze powtarzam wszelkiej maści nacjonalistom, że w historii zawsze najlepiej rozwijały się miasta portowe, a to dlatego, że tam mieszały się różne kultury!
    2. Jeśli jakiś uwokaki chce odprawiać nad nami czary, to nie wahajmy się użyć siły, żeby go pogonić- jak ojciec Piętaszka. Życie jest wystarczająco szalone bez uwokakich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...aaaa, na miejscu Robinsona, gdy już dotrze do plemienia Piętaszka, dobrze bym się przyjrzał Indiankom- mogą znać jakieś ciekawe sztuczki, o których białym squaw się nie śniło- to tak w ramach wymiany kulturowej :-)

      Usuń
    2. Coś w tym jest. Istotnie, miasta portowe tworzyły specyficzną kulturę, bardzo różną od śródlądowych. Ludzie wybrzeża już w zamierzchłych czasach różnili się od reszty. W czasach początków państwa polskiego nie da się nie zauwazyć wielkiego wpływu Wikingów, którzy wbrew powszechnym opiniom, wcale nie byli nastawieni wrogo do Słowian i prowadzili z nimi ozywiony handel i, co za tym idzie, wymiane kulturową. No i nigdy nie nosili rogów na hełmach - te rogim, doprawione im przez "życzliwych" filmowców, wyprowadzają mnie z równowagi!

      Usuń
  3. w takim tempie to akcja rozwinie sie za jakies trzy miesiące. ;) przy czym nikt już tego nie przeczyta, bo po drodze Piętaszek nas zagada na smierć. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co to są trzy miesiące, w porównaniu do 28 lat, jakie Robinson spędził ponoć na wyspie?

      Usuń
  4. Żeby Polacy w takim tempie zbudowali flotę wojenną...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A potem, gdyby taka flotylla dłubanek wypłynęła na Bałtyk - Putin jak nic ze strachu oddałby wrak i przyznał się do wszystkiego, łącznie z zamachem ma rozgłośnię w Gliwicach, w 1939 roku!

      Usuń
  5. Taaa, słuchanie wymaga z reguły wielkiej cierpliwości.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, mam to na co dzień. Pracuję z takim Piętaszkiem.

      Usuń