Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


piątek, 28 lutego 2025

Dwie chwile grozy

     Czasami bywają takie dni…

     Choć właściwie, to nie był jeden dzień, a raczej jedno popołudnie i ranek dnia kolejnego. Ale nie zapomnę ich nigdy. Dwa momenty, w których przeżyłem chwile grozy. I co ciekawe, oba w jakimś sensie wiązały się z robotą, bowiem to właśnie w drodze z pracy/do pracy zmuszony zostałem stawić im czoła.

     Jak zapewne niektórzy z Was wiedzą (ale na pewno nie pamiętają), tzw. „kolarstwo robocze” jest jedynym, regularnie uprawianym przeze mnie sportem. Po prostu, jeżdżę rowerem do pracy. Zatem już po ukończeniu udawania, że wykonuję swoje obowiązki (aż taki nudny temat dostałem), wsiadłem na swój wysłużony, ale wciąż jeszcze sprawny welocyped i ruszyłem w kierunku miejsca zamieszkania.

     Pedałowałem dziarsko, najpierw ścieżką rowerową, potem szosą, bo tam akurat ścieżki nie ma. I szykuję się do zakrętu w lewo. Słyszę, że za mną, niezbyt szybko, jedzie jakiś samochód, więc wyciągnąłem tę lewą rękę naprawdę wyraźnie i trzymałem ją dość długo, aby w sposób nie budzący żadnych wątpliwości zasygnalizować swój zamiar. I gdy już rozpocząłem wiadomy manewr, ów samochód przyspieszył i wyprzedził mnie, niemal się o mnie ocierając.

     Normalnie, życie mi się przewinęło przed oczami! A że nudne było, to zacząłem ziewać i trochę się uspokoiłem. Rzuciłem tylko jakiś soczysty epitet za kierowcą samochodu marki, której zapewne wszyscy się domyślają, bo arogancja jej użytkowników stała się już przysłowiowa. Żeby nie było wątpliwości, dodam tylko, że prawdopodobnie w samochodach tej marki w ogóle nie montuje się kierunkowskazów, tylko pomarańczowe atrapy.

     Dzielnie zniosłem owo otarcie się o śmierć (dosłownie) i ruszyłem w dalszą drogę, układając sobie w głowie coraz dramatyczniejsze wersje tej historii, tak na wszelki wypadek, jakby ktoś zapytał. Ale świat tradycyjnie miał to między pośladami, więc szybko o tym zapomniałem.

     Ale to wszystko było niczym, w porównaniu do straszliwego zdarzenia, jakie spotkało mnie nazajutrz.

     Nic nie zapowiadało tej dramatycznej chwili. Było tak pięknie! Niebo pogodne, na wschodzie już jasne, rozświetlone pięknąl jaskrawą łuną. Słońce zaczęło się budzić i w połowie mojej drogi było już zupełnie jasno. Kosy rozpoczeły swoje gwizdy, wróble zaczęły ćwierkać, a w powietrzu zapachniało wiosną. No dobrze, przedwiośniem.

     Właśnie przeprowadziłem rower przez ruchliwą, dwupasmową szosę, wsiadłem na niego i ruszyłem znaną sobie ulicą, nieco przyciemnioną przez rozłożyste drzewa. Zrobiło się jakby mroczniej. I groźniej. Coś wisiało w powietrzu. Mój instynkt ostrzegał mnie, mrowiąc mi włosy na karku.

     I nagle stało się!

     Usłyszałem go. A dźwięk ten zmroził mi krew w żyłach. Straszny dźwięk! Dźwię który sprawił, że cały mój spokój uleciał jak dym z lufy muszkietu. Jeszcze do głosu dotarł cień buntu: dlaczego? Dlaczego to ma się stać już dziś? Dlaczego akurat w taki piękny poranek?

     Ale złowrogi, dobrze znany mi dźwięk wybrzmiał wyraźnie i nie pozostawił po sobie najmniejszych wątpliwości. To był on!

     Grzywacz!

     Cholerny, tłusty, głupi jak kilo towotu, tępy obesraniec! Fabryka guana, bezczelny zanieczyszczacz parapetów, balkonów i w zasadzie wszystkiego innego. Niszczyciel zabytkowych kamienic, doniczkowych upraw i drzewek bonsai. Powód, dla którego ludzkość przestała wietrzyć ubrania i pościel.

     Zaczęło się…

     Pozostało jedynie spoglądać częściej w niebo, w nadziei na to, ze pojawi się na nim jakiś sokół. Choćby malutki!


3 komentarze:

  1. Tak dla porządku- niestety jazdą ścieżką rowerową też bywa niebezpieczna, bo albo cię mimo wszystko jakiś samochód napadnie bo często ścieżka rowerowa jest częścią jezdni albo wpadnie na Ciebie jakiś pieszy, który właśnie postanowił gwałtownie zmienić stronę ulicy i przedostać się na drugą, nawet nie zerknąwszy, czy aby nie popruwa ścieżką jakiś rowerzysta. Tu jeżdżenie rowerem do pracy jest szalenie popularne, część ścieżek rowerowych zabiera kawałek jezdni po obu stronach ale są też ścieżki rowerowe zabierające kawałek chodnika i generalnie rowerzyści nie są ulubieńcami ani pieszych ani zmotoryzowanych.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale Cie nie obdrzyzgal wiec patrz na ta pozytywna strone spotkania.
    Natomiast przygoda ze samochodem rzeczywiscie mogla sie inaczej skonczyc - dobrze ze wyszedles z niej calo i zdrowo.
    Nigdy nie mialam tak by jezdzic do pracy rowerem ale czuje ze nigdy bym tej opcji nie wybrala. W Polsce jezdzilam autobusem, tutaj samochodem a widzac rowerzystow - ktorzy maja sciezki rowerowe po calym miescie - nie zazdroszcze im chocby ze wzgledu na upal. Stwarza wiecej niewygod niz tylko pogoda . Moze sa dobre na krotkie trasy ale nie na dlugie i skomplikowane .
    Podobaja mi sie bateryjne hulajnogi, bardzo tu popularne - i wygodne bo mozna nimi jezdzic po chodnikach ktore sa puste , nie ma pieszych. Wciaz widze jak smigaja, tak mlodziez szkolna jak starsi ktorym sluzy jako transport do pracy jesli nie ma daleko ale to chyba niemozliwe w Twych warunkach.
    Uwazaj na siebie Nitager, sam widzisz jak ciagle cos na Ciebie czyha.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlatego rowerem jeżdżę tylko po ścieżkach rowerowych!
    Mój wujek miał poważny wypadek, potrącony przez TiRa, ciężko ranny, a jeszcze go gapie okradli...
    Obsrańce to zmora osiedlowa!

    OdpowiedzUsuń