Czasami bywają takie dni…
Choć właściwie, to nie był jeden dzień, a raczej jedno popołudnie i ranek dnia kolejnego. Ale nie zapomnę ich nigdy. Dwa momenty, w których przeżyłem chwile grozy. I co ciekawe, oba w jakimś sensie wiązały się z robotą, bowiem to właśnie w drodze z pracy/do pracy zmuszony zostałem stawić im czoła.
Jak zapewne niektórzy z Was wiedzą (ale na pewno nie pamiętają), tzw. „kolarstwo robocze” jest jedynym, regularnie uprawianym przeze mnie sportem. Po prostu, jeżdżę rowerem do pracy. Zatem już po ukończeniu udawania, że wykonuję swoje obowiązki (aż taki nudny temat dostałem), wsiadłem na swój wysłużony, ale wciąż jeszcze sprawny welocyped i ruszyłem w kierunku miejsca zamieszkania.
Pedałowałem dziarsko, najpierw ścieżką rowerową, potem szosą, bo tam akurat ścieżki nie ma. I szykuję się do zakrętu w lewo. Słyszę, że za mną, niezbyt szybko, jedzie jakiś samochód, więc wyciągnąłem tę lewą rękę naprawdę wyraźnie i trzymałem ją dość długo, aby w sposób nie budzący żadnych wątpliwości zasygnalizować swój zamiar. I gdy już rozpocząłem wiadomy manewr, ów samochód przyspieszył i wyprzedził mnie, niemal się o mnie ocierając.
Normalnie, życie mi się przewinęło przed oczami! A że nudne było, to zacząłem ziewać i trochę się uspokoiłem. Rzuciłem tylko jakiś soczysty epitet za kierowcą samochodu marki, której zapewne wszyscy się domyślają, bo arogancja jej użytkowników stała się już przysłowiowa. Żeby nie było wątpliwości, dodam tylko, że prawdopodobnie w samochodach tej marki w ogóle nie montuje się kierunkowskazów, tylko pomarańczowe atrapy.
Dzielnie zniosłem owo otarcie się o śmierć (dosłownie) i ruszyłem w dalszą drogę, układając sobie w głowie coraz dramatyczniejsze wersje tej historii, tak na wszelki wypadek, jakby ktoś zapytał. Ale świat tradycyjnie miał to między pośladami, więc szybko o tym zapomniałem.
Ale to wszystko było niczym, w porównaniu do straszliwego zdarzenia, jakie spotkało mnie nazajutrz.
Nic nie zapowiadało tej dramatycznej chwili. Było tak pięknie! Niebo pogodne, na wschodzie już jasne, rozświetlone pięknąl jaskrawą łuną. Słońce zaczęło się budzić i w połowie mojej drogi było już zupełnie jasno. Kosy rozpoczeły swoje gwizdy, wróble zaczęły ćwierkać, a w powietrzu zapachniało wiosną. No dobrze, przedwiośniem.
Właśnie przeprowadziłem rower przez ruchliwą, dwupasmową szosę, wsiadłem na niego i ruszyłem znaną sobie ulicą, nieco przyciemnioną przez rozłożyste drzewa. Zrobiło się jakby mroczniej. I groźniej. Coś wisiało w powietrzu. Mój instynkt ostrzegał mnie, mrowiąc mi włosy na karku.
I nagle stało się!
Usłyszałem go. A dźwięk ten zmroził mi krew w żyłach. Straszny dźwięk! Dźwię który sprawił, że cały mój spokój uleciał jak dym z lufy muszkietu. Jeszcze do głosu dotarł cień buntu: dlaczego? Dlaczego to ma się stać już dziś? Dlaczego akurat w taki piękny poranek?
Ale złowrogi, dobrze znany mi dźwięk wybrzmiał wyraźnie i nie pozostawił po sobie najmniejszych wątpliwości. To był on!
Grzywacz!
Cholerny, tłusty, głupi jak kilo towotu, tępy obesraniec! Fabryka guana, bezczelny zanieczyszczacz parapetów, balkonów i w zasadzie wszystkiego innego. Niszczyciel zabytkowych kamienic, doniczkowych upraw i drzewek bonsai. Powód, dla którego ludzkość przestała wietrzyć ubrania i pościel.
Zaczęło się…
Pozostało jedynie spoglądać częściej w niebo, w nadziei na to, ze pojawi się na nim jakiś sokół. Choćby malutki!
Tak dla porządku- niestety jazdą ścieżką rowerową też bywa niebezpieczna, bo albo cię mimo wszystko jakiś samochód napadnie bo często ścieżka rowerowa jest częścią jezdni albo wpadnie na Ciebie jakiś pieszy, który właśnie postanowił gwałtownie zmienić stronę ulicy i przedostać się na drugą, nawet nie zerknąwszy, czy aby nie popruwa ścieżką jakiś rowerzysta. Tu jeżdżenie rowerem do pracy jest szalenie popularne, część ścieżek rowerowych zabiera kawałek jezdni po obu stronach ale są też ścieżki rowerowe zabierające kawałek chodnika i generalnie rowerzyści nie są ulubieńcami ani pieszych ani zmotoryzowanych.
OdpowiedzUsuńW moim mieście niemal wszystkie ścieżki rowerowe biegną po części chodnika, specjalnie w tym celu poszerzonego. Znam tylko dwa miejsca, gdzie są wydzielone z szosy, ale to nie pełnoprawne ścieżki tylko kontrapasy. Na ścieżkach uczęszczanych przeze mnie, ludzie już się do nich nauczyli. Czasem tylko ktoś się zagapi - ale rzadko i zwykle, gdy podjadę, umyka przepraszając
UsuńAle Cie nie obdrzyzgal wiec patrz na ta pozytywna strone spotkania.
OdpowiedzUsuńNatomiast przygoda ze samochodem rzeczywiscie mogla sie inaczej skonczyc - dobrze ze wyszedles z niej calo i zdrowo.
Nigdy nie mialam tak by jezdzic do pracy rowerem ale czuje ze nigdy bym tej opcji nie wybrala. W Polsce jezdzilam autobusem, tutaj samochodem a widzac rowerzystow - ktorzy maja sciezki rowerowe po calym miescie - nie zazdroszcze im chocby ze wzgledu na upal. Stwarza wiecej niewygod niz tylko pogoda . Moze sa dobre na krotkie trasy ale nie na dlugie i skomplikowane .
Podobaja mi sie bateryjne hulajnogi, bardzo tu popularne - i wygodne bo mozna nimi jezdzic po chodnikach ktore sa puste , nie ma pieszych. Wciaz widze jak smigaja, tak mlodziez szkolna jak starsi ktorym sluzy jako transport do pracy jesli nie ma daleko ale to chyba niemozliwe w Twych warunkach.
Uwazaj na siebie Nitager, sam widzisz jak ciagle cos na Ciebie czyha.
Jak mam pozytywnie patrzeć na obecność potworów? Dziś mnie nie pożarł, ale może mnie pożreć jutro. Znaczy, nie pożreć, tylko ofefrać.
UsuńU nas większym zmartwieniem rowerzystów jest zimno. Nie mogę się doczekać ciepła, kiedy wreszcie będę mógł jeździć bez rękawiczek i grubej kurtki. No i u nas jednak zdecydowanie więcej pieszych, więc trzeba uważać.
Dlatego rowerem jeżdżę tylko po ścieżkach rowerowych!
OdpowiedzUsuńMój wujek miał poważny wypadek, potrącony przez TiRa, ciężko ranny, a jeszcze go gapie okradli...
Obsrańce to zmora osiedlowa!
Też ich używam, gdy są, ale nie wszędzie są. Mniej więcej 60% mojej drogi jest "uścieżkowana", a dalej trzeba po szosie, na szczęście niezbyt uczęszczanej przez samochody.
UsuńPodniebne szczury jak mawiają tutejsi nasza zmora. Idziesz na spacer, jedziesz na rowerze, właśnie umyłeś samochód i… nadlatuje, psia go mać jeden z drugim, żeby Ci ‘zrobić’ dzień🤬
OdpowiedzUsuńI jeszcze nie wolno do nich strzelać!
UsuńA wiesz, co powinienem zrobić, gdy mi taki szczur uwije gniazdo na balkonie? Według przepisów, nie wolno mi go niepokoić, zanim nie wyprowadzi piskląt, więc nawet na balkon mi wyjść nie wolno! Absurdalne przepisy. Na szczęście, nikt nie widział, gdy jeden z drugim został eksmitowany.
Jak próbowały mi się wprowadzić na balkon w Polsce, witałam je plastikowymi butelkami po wodzie. Nie pozwalałam im wbić mi się na krzywy ryj.
UsuńA zdradzisz, w jaki sposób je witałaś tymi butelkami?
Usuńodwieczny spór, kto bardziej rozrabia na jezdniach i nie tylko, kierowcy aut, czy rowerów ma rozstrzygnięcie środkowe, czyli jedni i drudzy mają swoje za uszami - więc ten spór nigdy się nie skończy...
OdpowiedzUsuńteż się kiedyś otarłem o zgon na rowerze za sprawą auta nagle wyjeżdżającego z bramy, ale obwiniam trochę bardziej siebie, takie większe pięćdziesiąt procent... nieco wcześniej wyprzedziła mnie na chodniku piękna rowerzystka, zaś najpiękniejsze miała tyły, a ja wlepiłem gały w te tyły, kompletnie przegapiając to auto w bramie... w sumie to sytuacja była taka, że nawet bez pięknych tyłów przed oczami można było zaliczyć ten zgon, bo nie wiem, co miał przed oczami kierowca auta, który wyrwał z tej bramy kompletnie bez cienia zainteresowania otoczeniem tejże...
w temacie obesrańców od zawsze trzymam Twoją stronę, włącznie ze skrzętnym zapisaniem w archiwum wiersza Twojego autorstwa ze względu na jego walory artystyczne, tak raczej jednak empatycznie jedynie trzymam tą stronę, bo u mnie na wsi temat nie istnieje, jedyne dwa gołębie, takie pokrewnego gatunku cukrówka /vel sierpówka, vel synogarlica/ na moim podwórku załatwił jednego dnia zresztą mój kudłaty kot systemu miaukun, ja do nich nic nie miałem, ale one miały po prostu pecha...
p.jzns :)
Każdy uczestnik drogi - czy to pieszy, czy rowerzysta, czy kierowca - powinien być PRZEWIDYWALNY - i wtedy jest OK. Zawsze staram się taki być, nieważne, jak się poruszam.
UsuńA na gołębie już przygotowuję sobie wędzisko, z przywiązaną gąbką na sznurku. Obsrańcowi nic się nie stanie, nawet jeśli w niego trafie, a przynajmniej dosięgnę też te, które siedzą na gzymsie nad balkonem. Pewnie tę gąbkę jeszcze w occie umoczę, bo podobno one nie lubią tego zapachu. Podwójna korzyść: gołąb i przepędzony, i będzie miał kłopot ze znalezieniem partnerki, bo która sobie weźmie takiego octowego śmierdziela!
to jest niezła koncepcja: kto sra (w nieodpowiednich miejscach), ten nie ciupcia, LOL...
UsuńNo i najważniejsze: nie rozmnoży się i nie spłodzi kolejnych obesrańców!
UsuńGdy tylko wsiadam na motocykl włącza mi się zasada - zero zaufania. Ileż to razy kierowcy stosują zasadę że większy ma pierwszeństwo. Kiedyś zostałem obsrany gdy czekałem na otwarcie sklepu z materiałami biurowymi. Miałem wtedy na sobie amerykańską kurtkę wojskową , a gówno na pagonie wyglądało jak oficerska gwiazda. Mówiąc innym słowy - samo życie.
OdpowiedzUsuńNo proszę, jaki awans. Gdyby gołębie srały na kwadratowo, byłbyś zaledwie kapitanem. Ale że nie potrafią - od razu zrobiły Cię podpułkownikiem! Moje gratulacje :)
UsuńMnie kiedys mewa obsrała. ;p Co tam grzywacz ;p
OdpowiedzUsuńUważaj na tym rowerku, debili na drogach nie brakuje....
A to, że grzywacz uparcie zawsze siada w tym samym miejscu i notorycznie obsrywa wybrany parapet. A ilością wyprodukowanego guana potrafi wywołać zazdrość mewy, zadziwić orła i zawstydzić strusia.
UsuńParafrazując brata Zdrówko ze słynnego "Jasminum" Kolskiego, GRZYWACZ, TO SRA!
OdpowiedzUsuń