Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


środa, 15 grudnia 2021

W krainie Daimlera, Benza i Maybacha

     W sobotę 27. listopada nie było czasu na wylegiwanie się w łóżku. Szkoda, bo łóżko było szerokie i bardzo wygodne. Doświadczenia z tegorocznego lata podpowiedziały mi, że to jest rasowe łóżko „kontynentalne”, bowiem od mojego domowego różniło się tylko kolorem i szerokością. Myślę, że siedmiu chłopa mojej postury dałoby radę się na nim wyspać, choć może nie byłby to komfortowy wypoczynek. Co innego, gdyby zrobić przekładaniec – chłop/babeczka/chłop/babeczka. Raz, że babeczki mniej miejsca zajmują, a dwa, że w takim przypadku ludzie jakoś chętniej się do siebie przytulają i ciaśniej leżą.

     Aż mnie sumienie ruszyło i omal nie zapłakałem nad resztą świata. Ja sam, na takim komfortowym łożu, jakiego zapewne nawet królowie nie posiadają – bo oni przecież muszą spać w tych zabytkowych, z poprzednich wieków, które są za krótkie nawet dla mnie – a na przykład w Birkenau, na pryczy o połowę węższej, spało dwunastu więźniów. I obie te sytuacje zasponsorowali Niemcy. Ale się ten świat zmienił!

     Dobra, wstałem, poranna toaleta, śniadanie (znowu ta przesolona jajecznica!) i idziemy na dworzec kolejowy.

     S-Bahn to ichniejszy odpowiednik naszego SKM. Kolejką w takiej aglomeracji dojedzie się w zasadzie wszędzie, więc z dojazdem do muzeum Mercedesa nie było najmniejszego problemu. Co rzuciło się w oczy, przy wejściu do jakiegokolwiek zamkniętego pomieszczenia – czy to wagonu, czy sklepu, czy knajpki – wszyscy bez wyjątku i zbędnego gadania nakładają maseczki. Co więcej, nakładają je prawidłowo, na usta i nos – nigdzie nie zauważyłem wystającego kluka. I powszechna uprzejmość, co mnie ujęło. Przez cały czas pobytu w Niemczech nie zaobserwowałem ani jednego przypadku nadmiernego demonstrowania swojego niedopieszczonego „ja”. Wszyscy zachowywali się tak, aby ich towarzystwo nie było dla nikogo uciążliwe. I to wszyscy, bez względu na kolor skóry. Dlatego opowieści o „dzikich” najeżdżających Europę, radzę włożyć między bajki – przynajmniej w tamtym rejonie. Nie twierdzę, że takie przypadki nie miały miejsca, ale są to wyjątki. Ludzie w Polsce znacznie częściej zachowują się w sposób znacznie bardziej urągający tradycjom europejskiej cywilizacji.

     Przy wejściu do muzeum po raz pierwszy od chwili przyjazdu zażądano ode mnie paszportu covidowego. Strażnik miał tablet, którym zeskanował mój kod i pojawiło mu się na nim moje zdjęcie i sporo danych, ale nie zorientowałem się jakich, bo po niemiecku. Przypuszczam jednak, że nie było tam słowa o moim narzekaniu na niemiecką kuchnię – o czym wcale nie skończyłem i jeszcze dam temu wyraz – bo mnie wpuścił bez problemów. Przy zakupie biletów – niespodzianka. Śliczna blondynka w kasie odezwała się do nas po polsku! Jednak nasi są wszędzie!

     Samo muzeum pochłonęło mnie całkowicie. Nie mogę odżałować, że przypadkiem skasowałem część zdjęć z samego początku. Chciałem je posegregować tematycznie – no, ale dali małpie komórkę, to spieprzyła! Tę najciekawszą część, z pionierskiej epoki motoryzacji, omyłkowo skasowałem bezpowrotnie. I jeszcze później wyczyściłem kosz – taki byłem dokładny! Że też mi prędzej paluchy nie poodpadały! Ekran dotykowy, na którym nie potrafię zrobić nic – ale akurat to mi się udało wzorowo! Ech…

     Ekspozycja została utworzona z przyjemną dla oka logiką. Zaczynało się od najwyższego piętra, na które wjeżdżało się windą. Tam znajdowały się eksponaty z początków motoryzacji, z mojego punktu widzenia - najciekawsze. Pierwsze, prymitywne silniki spalinowe, pierwsze pojazdy, napędzane mechanicznie, które trudno w ogóle nazwać samochodem. Część w przekroju, aby można było zobaczyć wnętrze, a obok filmy, uruchamiane przyciskiem w audioprzewodniku, wyjaśniające zasadę działania. Na piątkę! Był tam między innymi trójkołowy pojazd Carla Benza z 1885 roku, maszyna rozsławiona przez jego żonę Berthę, która jako pierwsza osoba na świecie udała się w rajd samochodowy, o ponad stukilometrowym dystansie. Miałem fotkę – wcięło… Ale wygooglujcie to sobie, bo to naprawdę znany pojazd. I ciekawa historia o genialnym, ale zupełnie pozbawionym umiejętności handlowych konstruktorze i jego przebojowej, wyprzedzającej swoje czasy żonie.

     Po obejrzeniu pojazdów i silników z przełomu wieków, schodziło się serpentyną na dół, a na ścianach widniały fotografie i eksponaty z epoki, pokazujące ważniejsze wydarzenia historyczne tamtego okresu. Była to więc historia motoryzacji na tle historii świata – bardzo dobry pomysł. A pamiętajmy, że działo się wtedy sporo. Jednocześnie z motoryzacją rodziło się przecież lotnictwo, a dwie wojny światowe i okoliczności ich wybuchów też niestety nie pozwalały twierdzić, że życie jest nudne.

     Im dalej, tym stały nowsze pojazdy. Na początku jeszcze pionierskie, jak pierwsze spalinowe tramwaje, drezyny, czy automobile, bardziej przypominające furmanki bez dyszla. Choć nie zawsze – zwykle dyszel też był, na wypadek, gdyby konie mechaniczne odmówiły posłuszeństwa. Potem już coraz bardziej przypominające klasyczne samochody.

     Moje fotki zaczynają się od momentu, w którym samochód przestał już budzić strach wśród przechodniów, a zaczął wzbudzać podziw i pożądanie. Nic dziwnego, zważywszy na to, jakie cudeńka tam stały!






     Były i boleśniejsze momenty. Daimler przecież produkował silniki do Messerschmitta Bf-109, a także do Heinkla 111, który bombardował najpierw Warszawę, potem Londyn. Silniki wyeksponowano, samolotów nie. Cóż, przynajmniej tyle. Nie Mercedes produkował te śmiercionośne maszyny, więc można to było zrozumieć. Firma produkowała jednak coś innego, czego nie znalazłem. Chodzi mi o słynnego Mercedesa, którym kazał się wozić „facet z wąsikiem” – tak go tam nazywaliśmy, żeby przypadkiem nie wypowiedzieć jego nazwiska i nie prowokować pozostałych. Przeczytałem później, że na próżno, jako że on już dawno jest w USA – znaczy, samochód, nie facet z wąsikiem. I że taki sam samochód był tam wyeksponowany. Kolega stwierdził, że nawet w audioprzewodniku, który każdy z nas dostał przy wejściu, była o tym wzmianka, ale ja już go wtedy nie słuchałem, bo mi się znudził. Wolałem podziwiać oczami. Fotki też nie zrobiłem. Żałuję…

     Stopniowo dochodziliśmy do czasów, które już pamiętałem. Oczywiście, czasy, nie samochody, bo w PRL takich wozów nie dało się dostrzec na ulicach, na których królowały wówczas Warszawy i Syrenki.


      Znalazłem nawet takie coś:

Papa mobile

     I wiecie co? Nie paliły się przy nim świece, na masce nie więdły kwiaty, a obok nie siedziała ani jedna zakonnica z koszykiem na cołaski i obrazkami „świełtego” wozu. Nie było przy nim nawet głupiej skarbonki, z napisem „Na naprawę dachu”. Dziwni ci Niemcy…

     Na samym końcu stały wozy sportowe. Naprawdę sportowe, nie jakieś luksusowe zabawki dla rozpuszczonych, wiecznie pijanych, zaćpanych i otoczonych wianuszkiem urodziwych, choć głupiutkich pań synów milionerów. Oto na przykład bolid Nico Rosberga, niemieckiego mistrza świata Formuły 1 w 2016 roku. Co ciekawe, zupełnie przypadkowo zdjęcie to zrobiłem DOKŁADNIE w piątą rocznicę zdobycia przez niego tego tytułu.


     Trochę dziwiło mnie, że nie ma tam ani jednego bolidu Lewisa Hamiltona, który na Mercedesie zdobył przecież sporo tytułów mistrza świata. Dopiero po kilku dniach mnie olśniło - on nie jest Niemcem!

     Spędziliśmy tam łącznie osiem godzin. Naprawdę! Tak nam czas przeleciał, że dopiero żołądki nam o nim przypomniały i to jeszcze z dużym opóźnieniem. No, ale wszystko się kiedyś kończy.

W drodze powrotnej popatrzyliśmy na siebie.

- To co? Jutro Porsche?

- Porsche!

To muzeum też było blisko.


16 komentarzy:

  1. W Europie powszechna jest uprzejmość. Nie spotkaliśmy się z grubiaństwem z powodu nieznajomości języka czy drogi, a jak kiedyś na parkingu machnęliśmy pani, że wyjeżdżamy i może zająć nasze miejsce, podjechała otworzyła okno i z uśmiechem powiedziała ‚dzięki’ ona była na numerach belgijskich, my jeszcze na polskich. A co do utraconych zdjęć? Zwyczajnie musisz tam wrócić😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, też to zauważyłem. Widać, tam nas jeszcze za dobrze nie znają ;)

      Usuń
  2. Bardzo ciekawa relacja. :)
    Taaaaa, to my chyba bardziej jesteśmy dzicy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego od razu "dzicy"? Może tylko specyficznie niedocywilizowani?

      Usuń
    2. Ech, czasami obserwuję zachowania, jakbyśmy jeszcze za dobrze z drzew nie zeszli. To, co jest naszą cechą narodową, to wielkie, wybujałe, a przy tym zakompleksione i wiecznie niedopieszczone ego, które na każdym kroku głośno domaga się szacunku, choć wcale nań nie zasługuje.

      Usuń
  3. Z tych wszystkich nazw, mnie jako niekwestionowanemu antytalentowi technicznemu, kojarzą mi się tylko cztery - Heinkel, Messerschmitt, Mercedes i Maybach. Dwa pierwsze - zwracają mój wzrok ku niebu, a ten ostatni ma coś wspólnego z Kościołem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś wspólnego z Kościołem... Pomyślmy. Może bezdomni? Bo przecież Kościół opiekuje się nimi z tak wielkim zaangażowaniem.

      Usuń
  4. Nie znam sie na technice, autorach, ale przeczytałam, a jakże😉🚗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mi zabiłaś ćwieka. Ja tu wspominałem o autorach?
      Chyba, że masz na myśli autorów wynalazków.

      Usuń
    2. Miało być *autach😉

      Usuń
  5. Z tymi łózkami to masz rację. Kiedyś w akademiku po imprezie przyszło mi przenocować kumpla. Leżeliśmy na jednym łóżku obaj kurczowo trzymając się brzegu, aby broń boże nie wpaść na siebie w nocy i aby jedna męska niedepilowana noga nie dotknęła innej męskiej nogi. Obaj niewyspani zaliczyliśmy wpadki na najbliższych zajęciach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie mogliście założyć piżam z długimi nogawkami?

      Usuń
  6. Do wpisu Relskiego: By nie "wpadać na siebie" miałem specjalna listwę wkładaną wzdłuż ramy łóżka metalowego z siatką. I ta listwa dzieliła nas jak miecz Damoklesa.

    OdpowiedzUsuń
  7. A jeszcze jedno: Dobrze, że jesteś.

    OdpowiedzUsuń