- Ano, takom piknom copke zek dostoł! – powiedziałem do Koleżanki Małżonki, gdy już skończyłem ją straszyć (spokojnie, zaraz wyjaśnię).
Wspominałem już, że niedawno miałem urodziny. Moje potencjalna Synowa, ta od Drugorodnego, postanowiła mi zrobić miłą niespodziankę i wręczyła mi niezwykłą czapkę. Pomyślała – i słusznie – że taka właśnie mi się przyda. Ale nie, to nie jest czapka-niewidka, choć o takiej właśnie przez całe życie intensywnie marzyłem, od kiedy skończyłem pięć lat. Powiedziałbym nawet, że wręcz przeciwnie.
Pozwólcie, że opowiem po kolei.
Pisałem kiedyś, że mam zwyczaj wieczorami udawać się na przebieżkę, aby poprawić parametry zdrowotne, spowodować wybuch jakiejśtaminy, która chroni przed depresją i dodatkowo nie przytyć jeszcze bardziej (o schudnięciu nie ma mowy, o czym też pisałem). No i moja trasa (na obwodnicę i z powrotem) jest częściowo zaciemniona. Nie w obawie przed nalotem, tylko zwyczajnie, nieoświetlona, bo miasto słusznie zauważyło, że oświetlone, zaorane pola wcale nie stają się atrakcją turystyczną i nie ma sensu marnować na nie prądu, ani budować tam latarni. Aby nie zabić się na tym ciemnym odcinku, choćby poprzez gwałtowne zderzenie się z innym biegaczem, których wieczorami tam sporo, kupiłem sobie lampkę-czołówkę.
Ale teraz okazało się, że są lepsze rozwiązania!
Otóż owa niezwykła czapka – nazwijmy ją roboczo „czapka jeszcze-bardziej-widka” – ma już wszytą ledową lampkę, a nawet – uwaga, mocne – nie jedną, a dwie lampki! Jedną białą z przodu i jedną czerwoną z tyłu, co jest bardzo przydatne, bo ja nigdy nie wiem, gdzie przód, gdzie tył i bywa, że dostaję ochrzan od Koleżanki Małżonki, bo „wyglądam jak ostatnia ofiara”. A porobiliby czapki z daszkiem i nie byłoby problemu!
Ten typ oświetlenia jest bardzo przydatny, ponieważ wzdłuż drogi dojazdowej do obwodnicy – czyli w zasadzie na mojej trasie biegawczej – biegną dwie drogi wewnętrzne, umożliwiające dojazd do posesji. I obie są jednokierunkowe. Ja wykorzystuję tylko jedną z nich i w tamtą stronę biegnę pod prąd, a z powrotem jak martwa ryba – z prądem. I w drodze powrotnej, żeby mi żaden samochód nie wjechał w niewymowną, przełączałem sobie tę czołówkę na światło czerwone i umieszczałem ją z tyłu głowy. Ale wtedy przód miałem nieoświetlony, zatem zderzenie czołowe wciąż było możliwe.
Teraz, będąc szczęśliwym posiadaczem czapki jeszcze-bardziej-widki, mogę sobie włączyć obie lampki i biegać zupełnie bezpiecznie, będąc z daleka widocznym i zmniejszając do minimum niebezpieczeństwo gwałtownie hamujących mi za plecami samochodów. Tak, są tacy, co po drodze wewnętrznej jadą osiemdziesiątką, albo i szybciej!
Mój nowy nabytek ma jeszcze jedną cechę charakterystyczną – otóż, gdy tylko ją zobaczyłem, od razu skojarzyła mi się z czapką nieodżałowanego Bogumiła Kobieli, gdy grał instruktora narciarskiego w jednym z odcinków „Wojny Domowej” (pamiętacie? „Jak się wywrócis, to się nie naucys!”). I z miejsca mi się język przestawił na bardziej podhalański.
A straszenie średnio mi się udało. Gdy usłyszałem, że Koleżanka Małżonka otwiera drzwi na dole (gdy robi się to bez klucza, tylko przy pomocy kodu, na górze słychać sygnał), włożyłem swoją nową czapkę jeszcze-bardziej-widkę, przełączyłem obie lampki na tryb migania i ukryłem się w ciemnym salonie. Byłem pewien, że gdy nagle wyskoczy jej zza fotela ciemna, tajemnicza, migająca postać, z okrzykiem „Uuuuuu!”, przerażona Towarzyszka Życia zdobędzie się chociaż na jakieś „Ojej!”.
Niestety, jedyne, na co było ją stać, to grubiańskie i zupełne niestosowne „Czego znowu pajacujesz?”.
Kobiety! Nie warto się dla nich starać. Nigdy nie docenią.
Przemyślany prezent.
OdpowiedzUsuńFantastyczny pomysł i jakże przemyślany prezent!
OdpowiedzUsuńCo do straszenia to mam wrażenie, że wydałes po prostu niewłaściwy okrzyk. Uuuuu to dobre dla ducha. Duchy nie świecą migając. Uważam, że ioioioio by lepiej zadziałało. ;)