Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


poniedziałek, 1 grudnia 2025

Murarz-tynkarz-akrobata i do tego jeszcze strzelec niezodiakalny

    Minął pracowity weekend. Pomagałem synowi w remoncie mieszkania. Awansowałem w ten sposób na stanowisko murarz-tynkarz-akrobata i balansując na chwiejącej się drabinie, zwiększyłem światowe zużycie gipsu o jakieś 60 kg. Właściwie, nie „jakieś”, tylko dokładnie o 60 kg, bo na te krzywe we wszystkie strony ściany, poszły akurat trzy worki. To tak na wszelki wypadek, gdyby wśród Czytelników znalazł się jakiś księgowy, dla którego wszystko musi się zgadzać co do grama.

     Z gładzi szpachlowej nic nie zostało. Ostatni fragment ściany kleciliśmy wyskrobywanymi z wiaderek resztkami.

     I nie, wcale nie mieliśmy zamiaru prostować tych ścian. Sprawa była bardziej skomplikowana. Okazało się, że są pomalowane jakąś przedpotopową farbą, która łuszczyła się pod pędzlem i nijak nie dało się położyć następnej warstwy. W pierwszym zapale zaczęliśmy ją skrobać. Szło to na tyle opornie, że po dodrapaniu się do gołego tynku na niewielkim fragmencie, stwierdziliśmy, że tą metodą w tym dziesięcioleciu nie skończymy. I wtedy padł pomysł, żeby pokryć tę farbę warstwą gipsu, który teoretycznie powinien ją związać. Udało się to, aczkolwiek żeby pokryć te krzywe ściany w miarę równomiernie, trzeba było tego gipsu naprawdę sporo.

     A że kamienica przedwojenna, ściana wysoka na prawie trzy i pół metra, to honorowy tytuł akrobaty należy mi się jak psu zupa. Co ja się nałaziłem w górę i w dół po tej trzeszczącej, chyboczącej się i niepewnie ustawionej drabinie! Kolana jeszcze nie przestały mnie boleć.

     Przy okazji odebrałem zaległy prezent urodzinowy. Poleżał trochę u Pierworodnego, który przeprowadził składkę w Rodzince* i kupił mi voucher na strzelnicę.

     Tak, lubię strzelać! Zostało mi to jeszcze lat młodzieńczych, kiedy to uprawiałem strzelectwo sportowe i kiedyś nawet udało mi się stanąć na podium. Stare, dobre czasy, gdy ludzkość była jeszcze wystarczająco prymitywna, aby nie potępiać takiego hobby, które dzisiejsze czasy klasyfikują jednoznacznie jako zamiłowanie do przemocy, początki psychopatii, powrót do barbarzyństwa i skłonności do rodzinnej tyranii.

     Pierworodny podsunął mi pod nos cały arsenał do wyboru. Już wiem, jaką broń sobie wybiorę. Po pierwsze, AK-47, czyli popularny kałach. Ta broń była jeszcze całkiem niedawno podstawą uzbrojenia naszej armii, a tak się złożyło, że nie miałem okazji jej wypróbować. Jestem zwyczajnie ciekaw, jak jest celna, jak składna, jak skuteczna. Nie bez powodu karabinek ten podbił świat, głównie świat terrorystów.

     Po drugie – trzeba mieć jakieś porównanie – więc na drugi ogień pójdzie nowoczesny GROT, czyli podstawa obecnego uzbrojenia WP. Przynajmniej wyrobię sobie własne zdanie o tym, czy w razie ataku putinowców będziemy mieli choć na tym polu jakąś przewagę.

     Niestety, ta strzelnica nie oferuje tego, co interesuje mnie najbardziej – strzelania z karabinów snajperskich. Tę przyjemność będę więc musiał sobie odpuścić. Szkoda, bo gdybym już był żołnierzem, to właśnie tam bym się widział. Skoro za sterami myśliwca mnie nie chcą… Za to jest do wyboru cała gama broni krótkiej. I już wiem, że na pierwszy ogień pójdzie Margolin – mój stary znajomy z zawodów strzeleckich. Miło będzie uścisnąć mu rączkę po tylu latach. Co potem? Zapewne nowy ViS, może też Beretta T92 i na pewno Glock 17. Muszę sprawdzić, czy ten system SDAO rzeczywiście ma taki duży wpływ na celność.

     Niestety, Walthera P99 nie mają. Szkoda, fajnie byłoby choć przez chwilę poczuć się jak Bond, James Bond – tata – tadaaa – tadaaada! Ta - ta - tadadaaa! I tu następuje ten słynny riff na gitarze orkiestrowej...

      W każdym razie, mój voucher oferuje mi spory zakres wyboru, więc resztę zobaczę na miejscu. Na pewno wybiorę sobie coś jeszcze. Przede wszystkim, przekonam się, czy jeszcze umiem strzelać, bo ostatni raz prawdziwą broń trzymałem w ręce trzydzieści parę lat temu. Relacja na blogu będzie, a jak! Ale planuję wykorzystać go dopiero na wiosnę, bo zimą życie we mnie zamiera i na pewno nie będzie mi się chciało jechać tylu kilometrów, żeby sobie postrzelać. Tak więc, nie szykujcie się na nią w najbliższym czasie.

     Oj, a kiedyś mi się chciało! Kiedyś na hasło „zawody strzeleckie” człowiek aż podskakiwał z wrażenia. Cóż, starzeję się…

_________

*żadna sztuka, gdy każdy ma BLIKa! Nawet ja mam!**

** chociaż w przypadku tej składki wcale mi się nie przydał...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz