Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


wtorek, 17 grudnia 2024

Osen odnaleziona

     Dawno, dawno temu zakochałem się w Osen…

     Na swoje usprawiedliwienie mam to, że to było naprawdę dawno temu. Jakoś tak w połowie lat osiemdziesiątych. Był już późny wieczór, kiedy TVP wyemitowała pewien japoński film. Nie zapamiętałem tytułu. Dość, że jego akcja – dość głupia zresztą – miała miejsce w czasach samurajów.

     Przypominam, że to było w czasach, gdy karmiono nas głównie radzieckimi dramatami, o dzielnych radzieckich żołnierzach, gromiących Niemców w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Ewentualnie, o równie bohaterskich chłopach i robotnikach, którzy równie dzielnie zakładali pierwsze kołchozy i bili kolejne rekordy w normach produkcji. I wszystkie te nudy wyświetlane były z lektorem i napisami, które głupi człowiek odruchowo czytał, zamiast skupić się na oglądaniu obrazów. Wtedy właśnie, ów japoński, bajecznie kolorowy film, był po prostu czymś nie z tego świata i jakkolwiek głupia wydawałaby mi się jego treść, obejrzałem go z przyjemnością.

     Zaczęło się jak baśń – o pewnym władcy, który dawno temu zbudował wieżę i umieścił w niej jakąś zabójczą broń. Nie powiedziano jednak, co to było (to okazało się dopiero na końcu). A potem akcja przeniosła się o wiele lat w przód, kiedy to poznajemy głównych bohaterów opowieści. Czwórka przyjaciół tworząca specyficzne stowarzyszenie. Trudnili się niecodzienną profesją: byli płatnymi mścicielami…

     Tak, wiem, że niektórzy z Was skojarzą już bardzo podobny serial, nadawany w latach osiemdziesiątych przez TVP – ale to nie jest to, choć zarówno osnowa fabuły, jak i nastrój były bardzo podobne. Niewykluczone, że serial ten powstał właśnie na kanwie tego filmu, bowiem nawet główni bohaterowie częściowo się pokrywali (tylko bez głupich domysłów!). Człowiek, który czuł się skrzywdzony, płacił im za to, aby w jego imieniu dokonali zemsty na krzywdzicielu. A w Japonii, w tamtych czasach, istniał tylko jeden rodzaj kary – śmierć.

     Jak to zwykle z legendarnymi, azjatyckimi wojownikami bywa, każdy z nich był mistrzem zabijania, przy pomocy innej broni, nieraz bardzo wymyślnej i wręcz fantastycznej. Najstarszy z nich, o nazwisku Nakamura, był samurajem. Łatwo więc zgadnąć, że jego narzędziem zemsty była samurajska szabla – katana. Dwóch młodszych potrafiło jednak zabijać na dość nietypowe sposoby. Jeden używał czegoś w rodzaju dziwnego, rozdwojonego jojo – nie mam pojęcia, co to takiego. Ale drugi przebijał wszystko – i to dosłownie, potrafił bowiem zadawać śmierć przy pomocy… zerwanej z drzewa, lub krzewu małej gałązki. Niejasno kojarzy mi się, że czwarta osoba była kobietą, której śmiercionośnym narzędziem była parasolka. A może wachlarz? Nie pamiętam i bez pomocy raczej sobie nie przypomnę.

     Nie będę się wdawał w szczegóły – ważne jest jedynie, że owa grupka musiała udać się w daleką podróż, właśnie do owej tajemniczej wieży. I nie oni jedni. W tym samym kierunku, z innego miejsca, wędrowała dwójka młodych ludzi, również – a jakże – mistrzów sztuk walki. On miał na imię – jeśli dobrze pamiętam – Tatsuoshin, albo jakoś podobnie. Niewykluczone, że były to dwa słowa, a nie jedno. Ona nosiła imię Osen.

     I była piękna!

     No cóż, byłem w wieku, w jakim byłem. Ta postać wydała mi się niezwykła. Może to były jej wdzięczne ruchy, może na pół dziecinna twarz, może spojrzenie, może egzotyczna uroda. A może fakt, że wyglądała zupełnie inaczej niż robotnice, czy pionierki z radzieckich filmów z napisami? Dziś, w dobie dostępu do kolorowych tabloidów, pełnych artystycznych fotografii różnych topmodelek, zapewne nie zwróciłbym na nią uwagi. Może nawet jej uroda wydałaby mi się kiczowata i pospolita – ale wtedy nie mogłem oderwać od niej wzroku. Osen na lata stała się moim dobrym duchem, do którego zwracałem się czasem w chwilach spadku nastroju. Była wtedy przy mnie i słuchała cierpliwie moich przydługawych i niesamowicie nudnych narzekań.

     I nie tak jak Kolumbus! On istnieje naprawdę. Co prawda, jest w stu procentach urojony, ale takie to już moje życie, mające miejsce w świecie zespolonym*. Osen żyła inaczej, w mojej, bogatej wprawdzie, ale jednak tylko wyobraźni.

     Wiele lat później, gdy odkryłem już Internet, spróbowałem znaleźć w sieci jakieś informacje o tym filmie, ale nie znając tytułu, nie mogłem wpisać w wyszukiwarkę żadnej frazy, która by mnie do niego choć trochę przybliżała. Szukałem go, oczywiście, z powodu Osen. Chciałem ją jeszcze raz zobaczyć i sprawdzić, czy i dziś potrafiłaby mnie oczarować. Szukałem przez wiele lat, wpisując najróżniejsze pytania. A to „film o samurajach”, a to „film o płatnych mścicielach”, wpisywałem też imiona, które udało mi się zapamiętać – wszystko na nic.

     Aż niedawno złapałem wiatr... Nie, nie w żagle! Złapałem wiatr tak, jak czyni to ogar! Delikatną, ledwo wyczuwalną smużkę znajomej woni. Zupełnie przypadkowo znalazłem jakieś forum, na którym wspomniano o tym filmie. Znalazłem tam jego oryginalny, japoński tytuł. Teraz trop stał się ciepły. Już niewiele brakowało! Kilka chwil później trafiłem na stronę z obsadą. Drżąc z emocji kliknąłem w znaleziony link. Czy ją rozpoznam?

     Yoshie Kashiwabara – tak nazywa się aktorka, która grała rolę Osen. Dowiedziałem się przy okazji, że w Japonii jest znaną piosenkarką. Otworzyłem galerię jej zdjęć.

     I nie poznałem jej. Z ekranu patrzyła na mnie zupełnie obca osoba. Aktorka na żadnym zdjęciu nie przypominała tej niezwykłej dziewczyny, która na długo zajęła moje myśli. Cóż, fotografie przedstawiały kobietę dojrzałą, ze współczesną fryzurą, ubraną w nowoczesne stroje, a nie w kolorowe, jedwabne szaty, jakie nosiła w filmie. Spróbowałem więc inaczej – nie szukać obrazów Kashiwabara-san, tylko właśnie samej Osen. Ale nie doprowadziło mnie to nigdzie więcej niż na stronę z listą obsady i plakatu, reklamującego film (ale bez Osen).

     Nie znalazłem ani jednego kadru z tego filmu, na którym byłoby ją widać.

     Ale nie tracę nadziei. Wciąż szukam. W końcu, stara miłość nie rdzewieje…

     Tylko sam zaczynam sobie zadawać pytanie - czy ja naprawdę chcę ją odnaleźć?

__________
*Jak pamiętamy, liczby zespolone składają się z części rzeczywistej i urojonej.

16 komentarzy:

  1. Lepiej pozostań przy tym rzewnym wspomnieniu - ludzie ekranu mają to do siebie, że w każdej nowej roli wyglądają inaczej - taka praca. A w życiu stricte prywatnym to z reguły .....znacznie gorzej niż na ekranie. Coś o tym wiem, bo miałam towarzyski kontakt z jednym aktorem, który na scenie mógł z powodzeniem odgrywać młodego boga, super facet, ale po zmyciu makijażu był nierozpoznawalny. A na dodatek strasznie źle tańczył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też strasznie źle tańczę - ale nie uważam tego za jakąś wielką wadę. Nie umiem - więc nie tańczę. Proste! A czy na rzewne wspomnienia nie jestem już za stary?

      Usuń
    2. Nitagerze - nikt z nas nie jest za stary na rzewne wspomnienia, nawet ja, choć mam na liczniku zapewne dwie "dyszki" więcej od Ciebie. Nie umiesz tańczyć, bo nie chciałeś się nauczyć- to dość popularne zjawisko wśród mężczyzn.To trochę dziwne biorąc pod uwagę fakt, że grasz na gitarze.
      anabell

      Usuń
    3. Pochwalę się, że do niedawna grałem też na fortepianie, dopóki Pierworodny, wyprowadzając się do innego miasta, nie zabrał go ze sobą. Teraz już nic nie pamiętam - ręce zapomniały, jak się gra. Ale tańczyć nie nauczyłem się nigdy, głównie dlatego, że nie bardzo widzę potrzebę tej umiejętności. Kto chce, niech sobie tańczy, ale mnie niech do tego nie nakłania. Zwłaszcza, kiedy grają te cholerne kaczuszki!

      Usuń
    4. To jeszcze gdzieś grają "kaczuszki"? Na moje oko to grano ową melodię ze 20 lat temu a może nawet jeszcze dawniej? Poza tym to osobiście omijałam wszelakie dyskoteki z daleka i chodziliśmy do klubów, w których była dobra muzyka do tańca a nie do konwulsyjnych drgawek.

      Usuń
  2. Doradzam ostrożność. Bo może się okazać, że jak znajdziesz - to ją stracisz. Bo Ty to też już nie Ty z tamtych dni. A tak masz cudowne wspomnienie - oraz wersję nowoczesną, która w niczym nie przeszkadza, bo wiadomo, że czas płynie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małe prawdopodobieństwo, żebym ją znalazł, więc nie ma strachu. Ale chciałbym ją zobaczyć.

      Usuń
  3. Osen, czy Oshin?... bo ja pamiętam jakiś serial, znaczy istnienie, bo treści już nie pamiętam właśnie z taką bohaterką, o tym drugim imieniu...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osen, na 100%. Postać nazywa się Osen Momochi. Oshin to był serial - zupełnie inny, bardziej współczesny.

      Usuń
  4. Czasami chodzi o ściganie króliczka, obyś nie przeżył rozczarowania!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie, ja chciałbym tego króliczka złapać! Krzywdy bym mu nie zrobił, pomiział trochę i wypuścił, ale naprawdę chciałbym zobaczyć ją jeszcze raz.

      Usuń
  5. Wiem o czym mowisz bo spotkalo mnie podobne po ogladnieciu filmu Great Wall, ktory jest przeciez fantazja. Zreszta kocham kazdy film z Matt Damon, swietnym aktorem. Jednak nie o niego chodzi tylko ta bajeczna tresc filmu. Choc przeznaczony dla mlodziezy to bylam oczarowana filmem i uczucie zostalo we mnie do dzisiaj. Dobrze ze mi o nim przypomniales wspominajac swoj - moze wspolnie z rodzina ogladniemy jeszcze raz w czasie swiat?
    Ja gdy chce poczytac cos o filmie i aktorach wystukuje tytul filmu i otrzymuje mase zdjec, nawet trailers czyli krotkich wycinkow filmu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez mi się podobał i nawet niedawno odświeżyliśmy, bo leciał na jakimś kanale!
      jotka

      Usuń
    2. Nie widziałem tego filmu. A co do mojego, to wpisywałem go wielokrotnie, ale zawsze zwraca jedynie zdjęcia plakatu, albo jakiegoś anime, o podobnym tytule.

      Usuń
  6. Prawdopodobnie chodzi o film z 1985 roku pt. ”Hissatsu! Buraunyakata-no kaibutsutachi” (必殺!ブラウン館の怪物たち). Film nakręcony z okazji 90. rocznicy założenia studia filmowego Shōchiku i 35. rocznicy założenia stacji tv Asahi. Reżyserował Hirose Jō (w polsiej kolejności: Jo Hirose). Film bazował na serialu historycznym „Hissatsu shigotonin część V”.
    W japońskiej wersji Wikipedii działalność Yoshie Kashiwabary jako aktorki opisana jest dość obszernie i tam znalazłam tytuł tego filmu.
    Na stronie Shōchiku można przeczytać (niestety tylko po japońsku) o tym filmie i obejrzeć plakat (choć pewnie to ten, który już widziałeś):
    https://www.shochiku.co.jp/cinema/database/04175/
    Kashiwabara Yoshie wystąpiła w tym filmie gościnnie (poobnie jak wielu innych młodych tzw. celebrytów tamtych czasów), nie należała do głównej obsady i może dlatego tak trudno znaleźć np. zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to ten film. Ale on w ogóle jest potraktowany po macoszemu - bo zdjęć pozostałych aktorów też nie znalazłem - sieć pokazuje jedynie wizerunek Nakamury na plakacie.

      Usuń