Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


środa, 13 kwietnia 2022

Pieśń o bebzolu

Wiosna w chwilę się zjawiła,

Potem znów jak kamień w wodę,

I tym samym mnie zmusiła

Do jeżdżenia samochodem.


Było ładnie na podwórku,

To na zdalnej miałem etat.

A lodówka tuż przy biurku!

Jak nie sięgnąć po kotleta?


A gdy zimno powróciło,

W mig do biura wracać trzeba.

Tak mnie szczęście opuściło,

Że sypnęło śniegiem z nieba.


Kiedy zimno, mży i wieje,

Strach do pracy pedałować

Bo człowieka w mig przewieje

I mus potem odchorować.


A gdy człowiek mało chodzi,

A Małżonka pichci cudnie,

To choć nie wiem jak się głodzi,

Ciągle tyje, a nie chudnie.


Co tu zrobić? Jak zadziałać?

Jak tu pozbyć się opony?

Czym się żywić? Jak tu spalać,

Gdy brzuch rośnie jak szalony?


Już od dawna wojnę z brzuchem 

Toczę krwawo i zażarcie.

Rezultaty ciągle kruche:

Wciąż przegrywam każde starcie.


Może ktoś poradzić umie?

Rady w necie wciąż czytuję.

Nic nie dają, no bo w sumie

Ja od wieków je stosuję.


„Nie jedz ciastek, nie pij coli,

Wyrzuć czipsy, nie chlaj piwa,

Chrup marchewkę, jedz powoli,

- I już wagi ci ubywa!”


Kłamstwo! Bzdura! Pic na wodę!

Jakaś inna jest przyczyna!

Mimo diety, wciąż nie mogę

Zgubić tego sukinsyna!


Szanse na to coraz bledsze,

Myśl do głowy przyszła nowa:

Choćbym żarł tylko powietrze,

Też by mi się napompował.


Przecież nie chcę być modelem,

Co w pisemkach mięśnie spina,

Bo na karku lat za wiele.

Ja chcę tylko w pół się zginać!


Choć od myśli boli głowa,

Rozwiązania nie znam wcale.

Jaki sposób zastosować,

Żeby się wytopił smalec?


W lustro wbijam wzrok krytyczny:

Brzuch w nim sterczy jak reduta.

Fakt – aerodynamiczny,

Lecz nie o to chodzi tutaj!


Ciągle rośnie, jak kurs franka.

Rzecz to dla mnie niepojęta.

Widzę to każdego ranka.

A tu jeszcze idą Święta!


I choć wciąż się przed nim bronię.

Coraz trudniej o odwagę.

Chyba wkrótce łzę uronię

I wywieszę białą flagę…








15 komentarzy:

  1. Jeżeli Cię to pocieszy, to i mnie zaczęło się poprawiać tak, że zgnanie nie jest moją najmocniejszą stroną i choć wynika to bardziej z rurki w kręgosłupie i trzykrotnego otwierania całej jamy brzusznej, to nabieranie ciałka nie pomaga. Pocieszam się, że jestem aktywny ruchowo, więc wiele więcej zrobić nie mogę, choć pewnie wkrótce wznowię zaprzestane z powodu pandemii wizyty na pływalni krytej i sali gimnastycznej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ani Ty, ani ja nie jesteśmy prawdziwymi Polakami – żadnego z nas nie cieszy, że inni mają gorzej. Cóż, kto jest bez wad… Moja aktywność ruchowa jest bardzo nieregularna, bo zależy od pogody. Gdy pada deszcz – wolę ją zawiesić, bo za łatwo się przeziębiam. Ogranicza się zwykle do dojazdu rowerem do pracy i z powrotem (razem jakieś 7 km z kawałkiem) i gdzieś trzy razy na tydzień do wieczornej przebieżki – 3 km. Pocieszam się tym, że latem będę mógł pracować na działce, a dojazd rowerem zajmuje mi jakieś 25 minut. Niestety, z doświadczenia wiem, że w moim przypadku to nie działa.

      Usuń
  2. Klik dobry:)
    A cóż to za zmartwienie zupełnie nie pasujące do nadchodzących świąt, kiedy to trzeba brzuszkowi podogadzać? Człowiek nie zając, żeby chrupał tylko marchewkę.
    A wierszyk brzmi przesympatycznie.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój brzuszek ma się świetnie nawet bez dogadzania, więc nie zamierzam go jeszcze dodatkowo zachęcać, żeby ze mną pozostał. Poza tym, świąteczne obżarstwo miało sens, gdy przedtem przez 40 dni człowiek naprawdę pościł, a ja sobie nie przypominam, żebym choć raz był w tym czasie naprawdę głodny. Zaś słodyczy nie tykam już od dłuższego czasu, więc wielkanocna baba z rodzynkami będzie musiała znaleźć sobie innego adoratora.

      Usuń
  3. Bardzo zgrabne strofy. Brawo
    Ale nie wieje z nich optymizmem.
    Mnie pomagają wiosenne prace wokół domu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mieszkam w bloku, więc wszelkie prace w obejściu ograniczają się do umycia schodów raz na dwa tygodnie. Jak tylko się rozpogodzi będę mógł za to ruszyć na działkę i tam trochę podziabać. Ale patrząc na poprzednie lata, nie spodziewam się spektakularnych efektów. Nawet zauważalnych. Co najwyżej – mierzalnych i to na bardzo czułych instrumentach pomiarowych.

      Usuń
  4. A wody trzy litry dziennie wypijasz? Wody. Nie herbaty, kawy, soku pomarańczowego, piwa, wina, nalewki, domestosa ani ciekłego asfaltu. Wody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty chyba żartujesz! Trzy litry? Fizycznie niemożliwe. Mój życiowy rekord to opróżnienie litrowej butli wody, drobnymi łykami przez cały dzień. Normalnie to stawiam obok siebie półlitrowy pojemniczek i spijam przez cały dzień pracy, a i tak biegam do posikalni co dziesięć minut. Jeśli wypiję więcej, to pająk zaczyna wić pajęczynę pomiędzy pisuarem i moim brzuchem. A dodatkowo, nie dam rady po fajerancie donieść do domu. Co wypiję, natychmiast ze mnie wylatuje i w dodatku wydaje mi się, że jeszcze w zwielokrotnionych ilościach. Pod wieczór też nie wlewam w siebie niczego na siłę (pragnienia właściwie nie odczuwam), bo kilkakrotne wstawanie w nocy w parze z kłopotami ze snem to ostatnia rzecz, jakiej bym sobie życzył. To niemożliwe. Musi być jakiś inny sposób.
      Co do płynnego asfaltu, nie próbowałem. Skomponowałem kiedyś drink, który nazwałem „Mulatka” ze względu na jego ciemną barwę – i to chyba jest najbliższe temu specyficznemu napojowi. A, i kiedyś kolega poczęstował mnie orzechówką – też czarne to było jak smoła. Czy tam asfalt…

      Usuń
  5. Łączę się w bólu... jak znajdziesz receptę na problem podziel się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc, straciłem już nadzieję. Dietę trzymam w zasadzie tylko po to, żeby nie przytyć jeszcze bardziej, bo wtedy zaczną się kłopoty nawet z chodzeniem. No i trochę tez dlatego, że po definitywnym odstawieniu cukru zupełnie zmienił mi się smak – i to w bardzo fajnym kierunku. Wszystko co jem, jest słodkie. Włącznie z czarną kawą, o której kiedyś mówiłem „gorzka”.

      Usuń
  6. Gdy spod daszka tak dużego
    Niewidoczna jest buława
    Nic to! Nie ma tego złego
    Bo nie zmoknie, gdy deszcz pada
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem przekonany, czy akurat deszcz jest tym, czego buława powinna się obawiać :)

      Usuń
  7. Nitager, jesli serio chcesz porady a nie tylko polzalowania jak to brzuszek nie chce odpuscic to zajrzyj na kanal youtuba Bracia Rodzen. Wbrew nazwie to nie jest para komikow, ale dwoch braci lekarzy - wytlumacza ci dlaczego nie chudniesz i powiedza jak to zrobic w bardzo prosty sposob, bez umartwiania sie i z pelnym brzuchem👍Ja ten sposob odzywiania stosuje prawie drugi rok i przeszlo to moje najsmielsze oczekiwania. Zdrowie, energia, spadek wagi natychmiastowy i nigdy nie jestes glodny👌👌👌

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zajrzę, dzięki. Lecz nadziei na schudnięcie już nie mam.

      Usuń
  8. A ja powiem Tobie szczerze
    co da schudnąć ci znienacka.
    Sama jeszcze w to nie wierzę
    że to była - przeprowadzka!

    Pierwszy etap, czas gorący
    3 dni wielkie pakowanie.
    Czas cię goni więc niechcący
    Zapominasz zjeść śniadanie.

    A kiedy pomoc po kątach się chowa,
    a tu przesuwać należy mebelki,
    to najlepsza jest metoda biodrowa.
    W biegu połknąć kęs jakiś niewielki.

    A gdy na włościach ogródek jeszcze,
    (i w nim trzeba zrobić porządki.)
    to wyciągasz w nim cegły w deszczu
    by tam zrobić miejsce na grządki.

    Żołądek w tym trybie się kurczy,
    Cichnie i w sobie się chowa.
    Choć czasem w brzuszku zaburczy
    To ciała twego odnowa...

    A tak na poważnie... to po przeprowadzce, przy wszystkich robotach ogródkowo remontowych i stresie związanym z tymiż, w ciągu miesiąca schudłam 7 kilo, (nie będąc grubasem jakimś, tylko właśnie brzuchaczem). I tak mam do dziś. 58 kilo żywej wagi :-)





    OdpowiedzUsuń