Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


czwartek, 25 lutego 2021

O tym jak Drużyna Pierścienia zapomniała pierścienia

     Z powodu pandemii moja praca wygląda dziś trochę zwariowanie. Nas jest dużo, a Wysokiemu Kierownictwu zależy na tym, żeby zbyt wielu ludzi nie tłoczyło się w jednym biurze. Z tego to właśnie powodu, Wysokie Kierownictwo wymyśliło nam specyficzny system zmianowy: połowa z nas pracuje w biurze, druga połowa w domu. I po dwóch tygodniach zmiana. Dzięki temu nikt przez dłuższy czas nie pracuje w domu, odcięty od ludzi i zagrożony depresją. Był bowiem kilkumiesięczny okres, w którym wszyscy pracowaliśmy w domu i dało się już zauważyć pewne odchyły od normy. Mniej więcej trzy czwarte zapuściło brody, dziewięć dziesiątych znacząco przytyło, a mniej więcej połowa przestała używać mowy i pisze e-maile do osób, siedzących obok.

     Z tego względu wolę zdecydowanie pracę w biurze. I trochę ruchu człowiek ma, i czuje potrzebę, żeby się chociaż rano ogolić, i systemy pracują znacznie sprawniej, szybciej i rzadziej się zawieszają. Minus w zasadzie tylko jeden – cały czas trzeba siedzieć w tej zasmarkanej maseczce.

     Niestety, są i minusy. Praca na prywatnym komputerze nie wchodzi w grę – brak odpowiednich zabezpieczeń. Uciążliwość rotacji polega więc na tym, że raz na tydzień trzeba podróżować do pracy – lub z pracy – z całym majdanem, potrzebnym do wykonywania obowiązków. A trochę tego jest.

     Z zazdrością patrzę wtedy na pracowników innych działów, wyposażonych w wygodne, firmowe laptopy. Im to przychodzi łatwo. Mnie trochę trudniej, bo mojego sprzętu nikt nie zaprojektował z myślą o jego przenoszeniu. Przeciwnie, większość jest ciężka, aby stabilnie stała na biurku i nigdzie się nie przesuwała pod wpływem byle wiaterku. Producent po prostu nie przewidział rotacji.

     Moim głównym narzędziem pracy jest stacja graficzna. To dość duży i ciężki stacjonarny komputer, a do tego ma sporo wyposażenia. Mam duży monitor, na ciężkim, metalowym statywie, który nie zachwieje się nawet wtedy gdy kolega Pawełek przypadkiem potrąci moje biurko (kolega ma ponad dwa metry wzrostu i około dwustu kilogramów wagi – tak na oko, bo każdy boi się go o to zapytać). Do tego standardowa klawiatura, myszka i spacemouse – specjalny przyrząd do nawigowania modelami 3D. Do tego jeszcze – ale to już wyłącznie dlatego, że jestem pracownikiem starej daty – moje notatki i obliczenia w dwu grubych brulionach, duży kalkulator i parę innych drobiazgów. Jak się to zbierze do kupy, jest co dźwigać. Dlatego raz na tydzień jadę do pracy samochodem – nawet jeśli pogoda jest jak złoto.

     Właśnie minął okres pracy w domu. W piątek, po ciężkim dniu, porozłączałem cały sprzęt, pozwijałem kable, popakowałem mniejsze rzeczy do plecaka, większe do sporych toreb, zakupionych przy okazji zakupów w hipermarketach. A po weekendzie zawsze przychodzi poniedziałek – bo tak ktoś skonstruował tydzień. Nie ja…

     W poniedziałek wstałem godzinę wcześniej niż w czasie home office. Trzeba przecież dojechać, a jeszcze przedtem przygotować sobie jakieś kanapki do pracy. No i trzeba się ogolić i ubrać – nie da się w pidżamce i szlafroku. Potem już tylko szybkie i nerwowe poszukiwania tej upierdliwej maseczki i już można zejść na dół. Poszło mi sprawnie. No cóż, zaczynam nabierać wprawy! Nawet nie wydało mi się to wszystko specjalnie ciężkie. Zapakowałem sprzęt do bagażnika i ruszyłem do firmy. Przybyłem wcześnie, co jest ważne, żeby mieć gdzie zaparkować. Otwieram bagażnik, biorę plecak, monitor i…

     - A gdzie komputer!?

     Mój umysł obudził się na to pytanie. Zachrapał, zamlaskał i otworzył jedno oko.

     - Hę?

     - No, gdzie jest komputer!?

     - Komputer, powiaaaaaadasz – ziewnął przeciągle. – No przecież tam, gdzie go zostawiłeś.

     - To znaczy?

     Umysł z dezaprobatą pokręcił głową.

     - No widzisz, takie są skutki, gdy mnie ignorujesz – odezwał się z wyrzutem. – Gdybyś pozwolił mi pokierować swoim działaniem, wszystko było w porządku. Ale nie, ty wszystko robisz na pamięć, w ogóle przy tym nie myśląc! A pamięć, mój stary przyjacielu, już nie ta.

     Jakbym słyszał Koleżankę Małżonkę.

     - Przestań mi tu pieprzyć, bo mojej żony i tak w tym nie prześcigniesz! Powiesz mi wreszcie, czy nie? Nie mam czasu, zaraz muszę być w biurze!

     Umysł zrobił kretyńską minę zadowolonego z siebie idioty i uśmiechnął się, jak stara, zdezelowana i pordzewiała Syrena 104.

     - Komputer jest w torbie, a torba w przedpokoju, pod lustrem – oznajmił. – Dokładnie tam, gdzie sam ją postawiłeś.

     Niesamowite… Zapomniałem komputera!

     Normalnie, zapomniałem komputera! Nie do wiary!

     Pociemniało mi w oczach. Coś takiego nie miało prawa się zdarzyć! To tak, jakby żołnierz, idąc w bój, zapomniał karabinu. Jakby matka, wracając z przedszkola, zapomniała zabrać ze sobą dziecko. Jakby Abdullah, udając się na festyn, zapomniał pasa z ładunkiem wybuchowym. Jakby nastolatka, wychodząc z domu, zapomniała swej różowej komórki. Jakby pilot Airbusa zapomniał samolotu i poleciał bez niego!

     Co było robić? Polazłem do biura, na dokładnie przeciwnym końcu zakładu, zanosząc chociaż to, co mam, żeby nie dźwigać całości za jednym razem.

     A potem puściłem się pędem do samochodu i popędziłem do domu po komputer. Czekam teraz na zdjęcia z kamer monitoringu, wraz z mandatami za przekroczenie prędkości i podpieranie się lusterkami na zakrętach. Mam nadzieję, że będzie mnie stać na ich zapłacenie.

     Ale na dnie serca pozostało niemiłe uczucie, że nie nadaję się już do niczego, tylko do utylizacji. No, może dałoby się coś tam wykorzystać. Z ud można zrobić sporo karmy dla psów, gnaty przerobić na klej stolarski, skórę wyprawić na zamsz i uszyć z niej kilka par butów – przynajmniej na coś bym się przydał. Mózg poszedłby do krematorium, bo nie nadaje się już do niczego.


23 komentarze:

  1. No cóż, pamięć bywa od czasu do czasu zawodna. I nie ma to nic wspólnego z wiekiem. Moje dorosłe "dzieci" pracują nadal zdalnie, Starszy w gimnazjum na jakieś hybrydowo. Młodszy, jako czwartoklasista nadal zdalnie, bo dopuścili do szkoły tylko klasy 1-3.
    A u mnie dziś było 19 stopni ciepełka.
    Serdeczności;)
    P.S.
    Ze skóry to wyjdą fajne rękawiczki, koniecznie damskie;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy wyjdą damskie - podobno jestem gruboskórny.

      Usuń
  2. Młodszym też się takie przygody zdarzają, kiedy rano działa się na autopilocie... Mój siostrzeniec- pierwszoklasista zerwał się ongiś rano i wyszykował do szkoły, odział, obuł i stanąwszy w gotowości bojowej przy drzwiach wyjściowych jęknął- o nie, majtek zapomniałem !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On to sobie chociaż w czas przypomniał, a mnie zdarzyło się o gaciach zapomnieć zupełnie. Kiedyś nad morzem, nie chcąc łazić w mokrych kąpielówkach, włożyłem spodnie na gołe ciało. Tylko żeby dojść do kwatery. A na kwaterze zapomniałem o tym i łaziłem tak cały wieczór po całej miejscowości.

      Usuń
  3. oj tam, gdybym za każdym objawem sklerozy miała być przerobiona na rękawiczki....
    najlepszym przykładem będzie chyba to, gdy zaplanowałam sobie pieczenie sernika, poczyniłam stosowne zakupy, rozpoczęłam działanie i, tak gdzieś w połowie roboty, zorientowałam się, że nie kupiłam.... tak, tak, sera, a to jednak dość istotny składnik... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie da się "bezsernika" upiec?? Takie nowe ciasto by wyszło ;)

      Usuń
    2. No, ale z pozostałych składników można było upiec coś innego, równie smacznego.
      Chociaż... Czy jest coś smaczniejszego od sernika? Chyba tylko świeży, chrupiący razowiec.

      Usuń
    3. Anonimowy - cóż za straszny pomysł.. 😂
      Nit.,razowca nie piekę, więc masz odpowiedź... 😂

      Usuń
    4. Co nie znaczy, że świeży, chrupiący, jeszcze ciepły razowiec nie jest najwspanialszym i najcnotliwszym wypiekiem na świecie.

      Usuń
  4. Co tam komputer ,mnie się udało juz kilka razy zapomnieć zębów i musiałam wracać z dalekiego przystanku do domu.Ale dziewczyny miały ubaw jak się tłumaczyłam ze spóźnienia do pracy.Od tego czasu sprawdzamy przed lustrem czy wszystko mam na miejscu.Szczytem zapominalstwa był wyjazd pod namiot na dalekie wakacje bez śledzi i szpilek.Spróbuj rozbić namiot na patyczki.Cala noc ze szmata na głowie.A w powiatowym mieście były tylko bardzo duże gwoździe do kupienia.Teraz będziesz pilnował komputera ale pamiętaj o reszcie niezbędnej do pracy.No i mam nadzieje ze nie ustrzelił Cie żaden radar.Miłej pracy w pracy.Marta uk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, nie, zębów nie zdarzyło mi się zapomnieć. Może dlatego, ze wciąż mam własne. Ale kawę do pracy to już drugi tydzień sobie zanoszę, a i tak pewnie w poniedziałek zapomnę. Ta z automatu zupełnie mi nie smakuje.

      Usuń
  5. Spokojnie, ja tam zawsze powtarzam, że zapomniałabym nawet głowy, gdyby nie była dobrze przymocowana. Raz zapomniałes komputera i już się na karme dla kotów chcesz przerobić. Wyluzuj. ;p ;p ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ale przyznać musisz, że jednak tej głowy nie zapomniałaś?

      Usuń
  6. pewien pilot samolotu /grał go Chico Marx/ wraz z kolegami doleciał z Europy do Ameryki bez samolotu...
    to było tak:
    najpierw wsiedli w samolot, ale w połowie drogi zabrakło im paliwa, wrócili więc, zatankowali więcej i już prawie by dolecieli, ale znowu zabrakło paliwa... znów wrócili, zatankowali z czubem, tylko tym razem po drodze okazało się, że zapomnieli samolotu... usiedli więc, aby obgadać sprawę i w efekcie wsieli na statek... i takim sposobem wreszcie dolecieli do Ameryki...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że nie wiem jak zareagować. Porównanie do braci Marx to jeszcze jeden powód, żeby mnie przerobić na karmę dla psów. Oni raczej nie byli wzorem do naśladowania.

      Usuń
  7. Moja pani sprzedawczyni z "Jakubka" przyszła o godz. wcześniej do pracy w sklepie i wszyscy się ucieszyli. Spróbuj odwrócić swoje zdarzenie, następnym razem przywieź dwa PC-ty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest taka możliwość, że mógłbym przywieźć jeszcze swój prywatny. Ale już go nie wyniosę - bo nie będę miał przepustki materiałowej w drugą stronę. I pozbędę się komputera.

      Usuń
  8. Moj Dziadek mawial, ze skleroza nie boli, tylko sie trzeba nabiegac...😬No fakt. Chodzac teraz do biura raz na 10 dni wygladam dokladnie tak jak Ty, czyli jak objuczony osiol. Dwie ciezkie torby w rekach , plecak na plecach, maska na gebie . Lacze sie w bolu, ale u Ciebie przynajmniej rzadziej pada! tutaj pada czesto, a juz jak mam isc do biura , to ulewa bedzie obowiazkowo. Do niesienia parasola musialbym zatrudnic Pietaszka, a wlasciwie Dziesiataszka😬

    OdpowiedzUsuń
  9. Wracam do domu z zerówki, w ręku dwa plecaki, dwa worki z kapciami i jedno dziecko obok. Zorientowałam się w połowie drogi. Biegiem z powrotem. Tak, drugie siedziało w szatni z wyrzutem w oczach. Do dziś mi to wypomina :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, o dziecku nie zdarzyło mi się zapomnieć, ale to zapewne dlatego, że u nas panował specyficzny podział obowiązków: ja sprawowałem opiekę nad Starszym, Koleżanka Małżonka - nad Młodszym. A jednego trudniej zapomnieć.

      Usuń
  10. TY się nie nadajesz? nie żartuj!
    Bo, jak nie TY, to kto-wskaż onego😁

    OdpowiedzUsuń