Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


środa, 7 października 2020

O pewnej umowie

      Nie bardzo mam o czym pisać, bo nic ciekawego się w moim życiu nie dzieje. Ot, dzień podobny do dnia. Co mam opisywać? Swoje przebudzenie?

     No, ale jeśli nie ma niczego innego, to opiszę jeden ze swoich poranków, jaki przytrafił mi się w zeszłym tygodniu.

     Słońce właśnie wstawało i światło zaczynało powoli zalewać pokój, gdy obudziły mnie jakieś ciche i wysokie głosiki. Najpierw nie zwróciłem na nie uwagi, sądząc że to z jakiegoś telewizora, albo jakieś dzieci na dworze. Ale po chwili z niepokojem doszedłem do wniosku, że głosy dobywają się prosto spod mojego łóżka.

     Nie wytrzymałem i otworzyłem oczy, po czym wychyliłem się, zerkając na mały dywanik, który kupiłem dawno temu, gdy stwierdziłem że nasze panele podłogowe są potwornie zimne.

     Oniemiałem. Przez dywanik szła, zawzięcie o czymś dyskutując, gromadka krasnoludków.

     Głowa opadła mi na poduszkę. Próbowałem sobie przypomnieć wszystkie grzechy poprzedniego wieczoru, ale nic halucynogennego nie przychodziło mi do głowy. Wprawdzie zlewałem wczoraj imbirówkę, ale wypiłem tylko mały łyczek na próbę. Tyle co na łyżeczce od herbaty. Niemożliwe, żeby po tym…

     Wyjrzałem jeszcze raz, w nadziei, że po prostu nie do końca jeszcze obudzonemu pomieszały mi się jawa ze snem. Ale jeśli to był sen, to bardzo realistyczny. Krasnoludki powoli posuwały się po dywaniku, wzdłuż jednego z jaśniejszych pasków po bokach. Wyglądało to, jakby spacerowały po szerokiej alejce, obok malowniczego kwietnika, zarządzanego przez niedoinwestowaną Zieleń Miejską.

     Jeden, dwa trzy… Krasnoludków było sześć. Dobre i to. Gdyby było ich siedem, to na bank zwariowałem. A tak była szansa, że jednak nie wszystko jeszcze stracone. Sześć wydało mi się o wiele bardziej realistyczne niż baśniowe siedem i chwyciłem się tej liczby, jak tonący golarki.

     No, wybaczcie, ale prawdopodobieństwo, że jakikolwiek tonący znajdzie jakąkolwiek brzytwę, jest w mojej ocenie bliskie zeru. Może gdzieś tam w Afganistanie, gdzie ludzie żyją dawnymi tradycjami i nie zawsze mają prąd. Chociaż, z drugiej strony, tam rzadko komu grozi utonięcie. Pomijając fakt, że większość się nie goli, tylko nosi brody, jak prorok przykazał.

     - Nikt mi nie uwierzy – przemknęło mi przez myśl. – Może zrobić zdjęcie?

     Ale komórka leżała na biurku. Aby się do niej dostać, musiałbym wstać, i to właśnie na dywanik, którym przechadzały się krasnoludki. Nie chcąc ich przepłoszyć, zacząłem im się uważnie przyglądać w milczeniu. Na szczęście, żadnemu z nich nie przyszło do głowy, by spojrzeć w górę, więc wciąż mnie chyba nie zauważyły. Za to ja zauważyłem, że wynikła pośród nich jakaś gwałtowna różnica zdań, bowiem dyskutowały podniesionymi głosami, energicznie przy tym gestykulując. Nadstawiłem uszu.

     - Tradycja, tradycja! – przedrzeźniał jeden z nich. – I co mamy z tej zakichanej tradycji? Z roku na rok coraz gorzej!

     - Wieki przetrwaliśmy dzięki tej tradycji – odparł inny, z samego końca tej niezwykłej wycieczki. – Gdyby nie ona, już dawno by  nas nie było. A tradycja mówi, że pokazywać się nie wolno! Bezwzględnie!

     Przyjrzałem mu się uważnie. Niewątpliwie był z nich najstarszy. Wprawdzie wszystkie krasnoludki miały długie, siwe brody, więc trudno było ocenić wiek, a twarzyczki ich były zbyt małe, by dostrzec jakieś zmarszczki, czy plamki, świadczące o niewydolności wątroby. W dodatku jeszcze nie rozwidniło się do końca. Ten jednak szedł wolniej od pozostałych, z wyraźnym wysiłkiem, nieco przygarbiony i podpierał się maleńką, drewnianą laseczką. Przy okazji dowiedziałem się, co się stało z moimi wykałaczkami, których zupełnie niedawno długo szukałem i nie mogłem znaleźć. Musiałem użyć złożonego na pół kapturka, którym okryty był korek od wina.

     - Tak było kiedyś – wpadł mu w słowo inny z krasnoludków, którego można było odróżnić po dyndającym się pomponie u czapki, zapewne niedokładnie przyszytym. – Kiedyś mogliśmy sobie chociaż muszki połapać, a dziś? Wszyscy siatki pozakładali przeciw owadom. Kiedy ostatni raz widziałeś w tym mieszkaniu muchę? No, kiedy, pytam!

     - No, ale czy te muchy są ci do czegoś potrzebne? – inny podrapał się za uchem. – Mamy tyle innych smakołyków. Można zaglądać do garnków, kiedy nikt nie widzi, a gospodyni gotuje naprawdę wyśmienicie. Zresztą, nawet jak wyjechali na wakacje, to pod stołem znalazło się pełno pysznych okruszków.

     - No, zgoda, bez much można żyć – pokiwał głową pierwszy. – Ale mnie się marzy równouprawnienie. Chciałbym mieć takie same prawa jak ludzie. W końcu, jesteśmy istotami rozumnymi, nieraz rozumniejszymi od ludzi. A jak mamy je wywalczyć, skoro wciąż pozostajemy w ukryciu? Nikt w nas nie wierzy, nikt o nas nie mówi. W mediach o nas cisza. Cały ten minister propagandy ani się o nas nie zająknie.

     Przyznaję, że obecny minister propagandy i mnie wydaje się dość odrażającą kreaturą, ale uczciwie muszę przyznać, że żaden z dotychczasowych prezesów telewizji nie podejmował tego tematu.

     Tymczasem na dywaniku wrzała dyskusja.

     - O jakich prawach mówisz? – stary krasnal aż się za głowę złapał. – Czegoś ci brakuje? Masz własny kąt, w  miarę ciepły, przynajmniej dopóki ten debil nie zacznie zimą otwierać okien, masz co jeść, nie musisz się specjalnie przejmować pracą, a wieczorami to możesz sobie nawet z gospodynią telewizję pooglądać!

     - Wielka mi rzecz, wciąż tylko kryminały! – prychnął krasnal, stojący najbliżej starego. – A ja na przykład chciałbym mieć własny samochód. I co tak gały rozdziawiasz? Tak, chciałbym mieć taki mały, czerwony samochodzik, którym mógłbym sobie jeździć po całym mieszkaniu. Gospodarz ma, a ja co, gorszy?

     - Dobrze mówi! – poparł go inny. – Chcemy takich samych praw, jak mają ludzie. I dlatego od dziś koniec z ukrywaniem się! Będziemy o nie walczyć otwarcie i z dumą, a nie chowając się po kątach.

     Uznałem za słuszne się wtrącić.

     - Przepraszam bardzo – odezwałem się nieśmiało. – A czy jeśli uznam wasze prawa, czy będę mógł też podzielić się swoimi obowiązkami?

     Wszystkie główki zadarły się do góry, a pompony poopadały na plecy.

     - No i dupa zbita – skwitował stary krasnal. – Zobaczył nas…

     Chciał jeszcze coś dodać, ale zrezygnowany machnął tylko ręką.

     - A o jakich obowiązkach mowa? – spytał inny.

     - No, na początek obowiązek noszenia maseczki i zachowanie dystansu społecznego, minimum dwa metry…

     - Dwa metry? – krasnoludek złapał się za głowę. – Przecież dla nas to bardzo daleko!

     - Nie ja ustalam przepisy – wzruszyłem ramionami aż zatrzeszczało łóżko. – Skoro jednak mieszkamy pod jednym dachem, może da się to jakoś ominąć. Porozmawiajmy zatem o innych obowiązkach. Koni nie ma, wiec nikomu grzyw pleść nie musicie, ale moglibyście od czasu do czasu posprzątać. Pod meble w kuchni trudno dostać się z miotłą i nie ukrywam że bardzo przydałaby mi się pomoc.

     Krasnoludki popatrzyły na siebie nawzajem, potem na mnie, potem znów na siebie.

     - To tam, gdzie jest ten największy syf – mruknął ten z oderwanym pomponem.

     Poczułem, że się czerwienię.

     - No właśnie dlatego, że nie mogę się tam dostać z miotłą, nie mówiąc już o mopie - powiedziałem z nadzieją, że mi uwierzą. A to przecież kuchnia, zawsze coś się tam wyleje...

     Szmer dezaprobaty przeszedł przez gromadkę.

     - To my musimy się naradzić – oświadczył ten na przodzie. – I poinformujemy o wynikach negocjacji.

     Po czym w mgnieniu oka znikły, dając susa pod tapczan. Coś tam jeszcze zaszurało i nastała cisza.

     Z niecierpliwością czekam na wynik negocjacji. Ufam, że się dogadamy. Jeśli będą nastawione sceptycznie do współpracy, zaproponuję im jakieś dodatkowe korzyści. Przecież wiele nie stracę, to maleńkie stworzenia o maleńkich potrzebach. Tabliczka czekolady starczy im na rok. Mogę się z nimi dzielić wszystkim, z wyjątkiem żony i pinu do karty kredytowej. A przynajmniej w kuchni będę miał czysto.

     Na razie się nie odzywają. Wciąż czekam. Ale wierzę, że jeszcze się odezwą.

     Tak więc, jak widzicie, u mnie po staremu, nic ciekawego. Gdyby nie ten trzymający się na jednej nitce pomponik, w ogóle bym o tym nie wspominał. Jakoś tak wydawało mi się, że krasnoludki zawsze są schludne, czyste i zadbane. Jak widać, nie wszystkie. Jeden niechlujnie przyszyty element ubioru i szlag trafił moją opinię o tym narodzie.

     A tak w nie wierzyłem!


26 komentarzy:

  1. No nie moge... padlam z zachwytu i wrazenia👏 Ty to masz szczescie, wlasne domowe krasnoludki??!!! A jakie rezolutne, nie daly sie wkrecic w jakis niepewny deal tylko poszly sie naradzic. Skad wiesz czy nie z reszta stada? Musi ich byc wiecej , pewnie i cala starszyzna i zarzad i reszta braci. Sprawdziles szuflady? U nas w domu sa rejony niedotykane ludzka reka po kilka lat , mam kilka Szuflandii, ktore zyja wlasnym zyciem - w kazdym razie trzymam kciuki, abys cos utargowal! Zaczelabym od malej lapoweczki maly czerwony samochodzik z najblizszego kiosku ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem z samochodzikiem jest tego rodzaju, że trudno dostać model, sterowany od środka, czyli minikierownicą, inipedałami, minilewarkiem i z ministacyjką, do której wkłada się minikluczyk.
      A krasnali na bank jest więcej. Rzadko się zdarza, żeby cała społeczność danego terenu jednocześnie wyszła na spacer.

      Usuń
    2. A moze im urzadzic jakis show , albo zawody zeby wyszly? Eeee, nie , zapomnialam ze trzeba sie dystansowac😂A tak z ciekawosci, zaden z nich nie byl w masce? 😬

      Usuń
    3. Nie... Zresztą, nie wiem, nie było jeszcze jasno. Mógł mieć jakąś twarzopodobną maskę. To ważne?

      Usuń
  2. Problem się robi wtedy, kiedy Krasnoludki nie zamierzają dzielić się obowiązkami, za to w pełni uznają swe prawo do benefitów. Dzieje się tak w niektórych KRASNORZĄDACH Europy Środkowej, jak i KLASACH KRASNOLUDOWYCH tychże regionów. W razie zatem takiego rozwoju sytuacji, nie zastanawiaj się, tylko zamknij okna i drzwi na cztery spusty i wyjeżdżaj na długie wakacje - niech sami dojdą do dobrobytu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam kraj, w ktorym spokojnie zyja sobie z benefitow cale zastepy Klas Krasnoludowych , bez mrugniecia okiem zerujac na tych, co ciezko pracuja - i ten kraj lezy w Europie Zachodniej. Faktycznie wypadaloby zamknac drzwi i zostawic ich na wlasnym utrzymaniu, tyle ze wtedy pracujacy zdechna z glodu... A Krasnoludki benefitowe zmienia po prostu zywiciela.

      Usuń
    2. To nie tak. Pracującym nic by się nie stało, gdyby nie dokarmiali Klas Krasnoludowych, a w szczególności pracujący nie zmarliby z głodu, bo nie żywią się tymi klasami. Jest co najmniej kilka takich krajów, ale pracujący zgadzają się na wypłatę benefitów po to, by nie drżeli o siebie, gdy ich firma zbankruuje, tylko mieli kasę na przetrwanie. Poza tym producenci i handlarze dóbr podstawowych, a w szczególności żywności woleliby nie być uzależnieni od kondycji innych firm. Zwłaszcza chcieliby uniknąć sytuacji, gdy zwalniani pracownicy dla przeżycia nie dość, że by nie kupowali towaru, co już mogłoby ich doprowadzić do bankructwa, ale jeszcze zaczęliby kraść i napadać, by przeżyć. Problem tkwi w permanentnie bezrobotnej Klasie Krasnoludowej. Ponieważ ciężko ją odróżnić od chwilowo bezrobotnej (nie dlatego, że nie wiadomo, kto pracował a kto nie, ale dlatego, że nie wiadomo kiedy kondycja gospodarcza będzie taka, by wszyscy chętni do pracy ją znaleźli), wolą wykazać się odruchem solidarności z Krasnludami, niż ryzykować, że sami się nimi staną w razie długotrwałego kryzysu gospodarczego. Jednak rządy tych krajów bardzo dbają o to, by bardziej opłacało się pracować, niż nie pracować, żeby pracujący nie popełnili błędu przechodząc z własnej woli do Klasy Krasnoludowej.

      Usuń
    3. Mam zupelnie inne obserwacje - jak na razie bardziej oplaca im sie nie pracowac. Klasa Krasnoludowa nie aspiruje wysoko, zadawala sie praca nizszego szczebla. Tyle ze za niepracowanie moga dostac wiecej niz za pracowanie, w dodatku bedac na beneficie dostaja cala mase przywilejow, ktorych pracujac by nie dostali. Lacznie z domem oplacanym przez miasto i licznymi dodatkami .Zyja tu juz cale rodziny, ktore od trzech pokolen nie skalaly sie praca. Po co, skoro wystarczy narodzic kilkoro dzieci, od lekarza wziac zaswiadczenie o chorbie kregoslupa, a nawet zglosic sie jako alkoholik. Alkoholizm to choroba, wiec choremu przysluguje nawet " lekarstwo" na darmowa recepte - alkohol! Taki raj dla Krasnoludkow malo gdzie wystepuje, a na pewno nie w Europie Srodkowej. Moze Nitager powinien im podac adres to sie przesiedla?

      Usuń
    4. Ciekawe, że zawsze gromadzą się pod moim blokiem, na szczęście pod sąsiednią klatką, choć żaden z nich tam nie mieszka. Mają już nadane przez nas ksywy: Ślicznota, Niebieski, Śmierdziciel... Ich codziennie stać na kilka, czy kilkanaście małpek, choć to najdroższy alkohol. I codziennie każdy z nich co najmniej dwie paczki papierosów puszcza z dymem. Pod klatką stoją od rana, bo spotykam ich, gdy idę po bułki. A gdy wieczorem próbuję zasnąć, do późna słyszę ich rozmowy. No, chyba że Koleżanka Małżonka wyłączy wreszcie swoje kryminały i przyjdzie do sypialni - bo ona zawsze zamyka okno.
      I nie wiem, naprawdę nie wiem, skąd oni mają tyle forsy, aby:
      - nie pracować
      - pić drogi alkohol z małpek (w sumie każdy z nich wypija po co najmniej dużej flaszce, bo tymi małpkami zasypany jest cały kosz i okolice, ale z niewiadomego mi powodu, wolą drogie małpki, niż znacznie tańszy litr)
      - przepuszczać codziennie 2-3 dychy na papierosy (na łebka).
      Ja popadłbym w poważne kłopoty finansowe, gdybym spełniał choć 2 z powyższych punktów.

      Usuń
    5. No nie kazdy moze sie tak dobrze urodzic 😂😂😂

      Usuń
    6. Jeśli tak wyglądają dobrze urodzeni, to ja już wolę być kmiotkiem.

      Usuń
  3. To samo przytrafiło się panu Janowi Chryzostomowi Paskowi podczas wypadu jeszcze wtedy nie hetmana Stefana Ch. (nazwisko znane IPN]. Ów pan Pasek najpierw się zmoczył w falach Bałtyku, potem się upił, następnie rozchorował, wreszcie się profilaktycznie samoleczył napitkami wysokoprocentowymi[m.in. gorącą gorzałką z miodem]. Onemu pojawił się weselny orszak krasnali, który widząc tak grzecznego kawalera w zdrowotnej niemocy, uczęstował go godnie jak równego sobie wysokoprocentowymi likworami uzdrawiającymi w miarach bynajmniej nie krasnoludzkich... Pomogło, bo wkrótce nasz sarmacki bohatyr zdrów był i trzeźwy jako...no mniejsza z tym jak kto... Wojował potem, pod Smoleńsk chadzał na MOskwicinow, ekonomów swoich we stodołach za kradzieże wieszał nad ogniskiem godnie gorzejącym. Słowem, postępował jak na pierwszosortowca, którym był przecież wypadało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak pod Smoleńskiem wojował, to niekoniecznie pierwszosotrowiec. Mógł tam wtedy uszkodzić wiadomy system naprowadzający...

      Usuń
  4. To musisz dopilnować by się rozmnażały. Trzeba by gdzieś sprawdzić jak to u nich jest z rozmnażaniem- przez podział czy przez pączkowanie. Bo o ile jeszcze pamiętam, to są zdecydowanie jednopłciowce, w każdym razie nie przypominam sobie by któryś krasnoludek był płci żeńskiej.
    Wyobraź sobie, że pierwszy film, który obejrzałam w kinie w wieku lat pięciu to była Disneyowska Śpiąca Królewna i Krasnoludki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypadkiem oglądałem ją, gdy jakieś 2 miesiące temu puścili ją w TV. Byłem akurat w domu z Młodszym. Zostawiłem, bo nic innego w TV nie było. Młodszy najpierw się skrzywił, że jakieś bajdury puszczam, ale scena, w której krasnoludki, zatrzymując się, wpadają jeden na drugiego, rozbawiła go do łez. Zaczął oglądać. Zachwycił go Gapcio. Gdy usłyszał, że Gapcio nie wie, czy umie mówić, bo nigdy nie próbował, zaczął się tarzać po podłodze.
      I tak tradycja w narodzie nie umarła.

      Usuń
  5. Ależ przecież takie drobiazgi sprawiają, że wszystko jest bardziej rzeczywiste! A ten pomponik mu sie pewnie naderwał pod Twoim łóżkiem bo jakieś gwoździe wystawały! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe, że coś tam wystawało, ale gdyby przytrafiło mu się to właśnie wtedy, czułby się skrępowany. Poprawiałby ten pomponik, co chwilę zdejmowałby czapkę i sprawdzał, czy jeszcze się trzyma, kręciłby na nim nosem. A on nic!

      Usuń
  6. No, no krasnoludki pod łóżkiem😄
    Pomponik najważniejszym detalem- sednem tej opowiastki🤣

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy pod łóżkiem. Jak to dokładnie przeanalizowałem, doszedłem do wniosku, że mogły wyjść również zza szafy.

      Usuń
  7. Takie skrzaty domowe, a istnieją z całą pewnością, szczają do mleka i przez to owo mleko (od krowy nie od Biedronki) kwaśnieje. Takimi opowieściami raczyła mnie moją śp. Babcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podmieniają dzieci w kołyskach, zwłaszcza łase są na bliźniaki, które potem deprawują. Tak mawiała moja babcia. I jak patrzę na "tę Ziemię" - prawda to najprawdziwsza...

      Usuń
    2. Ech, żeby do takiego mleka w kartoniku zechciały nasikać! Miałbym zsiadłe mleko, które bardzo lubię.

      Usuń
    3. Tylko pomarzyć! Mleko w kartoniku pasteryzowane jest więc się "nie zsiada" nawet po najwredniejszym skrzacim nasikaniu.

      Usuń
    4. Hmmm. Może musi nasikać kilku?

      Usuń
  8. Nieśmiało wyrażę wątpliwość, czy one jeszcze się pokażą. Może uznały jednak, że sprzątanie największego syfu jest dla nich zbyt wysoką ceną jak za ich prawa do równouprawnienia.
    A ten pompon też by mnie zastanowił. Może one wcale nie są takie pracowite, jak się pisze w bajkach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, obawiam się, że masz rację. Gdyby naprawdę chciały się naradzić, zostawiłyby adres e-mail, albo numer komórki.

      Usuń