Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


wtorek, 15 września 2020

O wyprawie na Śnieżkę - część II

     Najpierw było zejście do miasteczka. Niby nic wielkiego, ale kolana poczuły. Strach pomyśleć, co będzie dalej. W międzyczasie Drugorodny sam siebie mianował Kierownikiem Wyprawy i przydzielił mi stanowisko kronikarza. Miałem uwieczniać co ciekawsze miejsca na… O mało nie powiedziałem „kliszy”. No, na tym czymś, czego nie rozumiem!

    Pierwsze kłopoty powstały już na początku. Spodziewałem się, że zewsząd będą do  nas wołały kolorowe drogowskazy, pokazujące szlak na Śnieżkę, ale niczego takiego nie widziałem. Kierownik wyprawy był zmuszony odpalić GPS w komórce.

    - Tędy! – wskazał na jakąś ścieżkę, wiodącą najpierw między domy wypoczynkowe, a potem nie wiadomo gdzie.

    Ruszyliśmy posłusznie za nim. Na razie nie było czego uwieczniać, więc skoncentrowałem się na własnych kłopotach, bo droga wiodła już pod górę. Wiecie, takie tam różne, jak ciężki oddech, ślizgając się buty, walące serce, co z pewnością odnotowało kilka stacji sejsmograficznych – nic wielkiego. Potem droga stała się „malownicza”, jak stwierdził Kierownik, jednocześnie polecając mi rozpoczęcie uwieczniania.

    No, to zacząłem.

    Niewiele było do fotografowania, bo otaczały nas głównie drzewa i kamienie. Zacząłem więc uwieczniać to, co było.

Drzewa, kamienie i woda

Kamienie poukładane we wzorek

Kamień

Trochę kamieni, a w środku woda

Droga jak w Skyrim, w okolicach Falkret, tylko bardziej stroma


Znowu ktoś się nudził i poukładał kamienie

Kamień

        - Czy musisz fotografować każdy kamień? - zniecierpliwiła się Koleżanka Małżonka.
     
     Obraziłem się, bo nieprawdą jest, jakobym fotografował wszystkie. Tylko niektóre. Schowałem aparat. Nie na długo. Potem droga stała się stroma, wąska, uwierająca przez podeszwy, w dodatku zatłoczona. W zasadzie to nie była już droga, tylko te same kamienie co naokoło, tylko usunięto spomiędzy nich te najbardziej przeszkadzające. Zrobiło się gorąco i zaczynały boleć nogi, podobnie jak płuca od wielkiego wysiłku. Pod koszulką, zamiast serca,  walił mi jakiś bęben. Ale wciąż uwieczniałem, bo obowiązek to obowiązek – nawet jeśli Kierownik samozwańczy.
To białe tam daleko to duże kamienie

Duży kamień

Sierżant Detrytus ze Świata Dysku też nas odwiedził.
Ale do dziś nie nauczył się sztuki kamuflażu


     Po bardzo długim czasie dotarliśmy na jakiś szczyt. Ale to jeszcze nie była Śnieżka. To było jakieś schronisko, gdzie można było coś zjeść, wypić, skorzystać z toalety, czy dokonać zakupu kilku petów wody, bo nasza już się zaczynała kończyć.

    - To którym szlakiem idziemy? – spytałem. – Tym prostym na lewo, czy tym zygzakowatym, na prawo?

    - Tym na prawo, oczywiście – Kierownik wypiął pierś. – Ten lewy jest dla emerytów z kijkami do nordic walking.

 

Śnieżka. Ta kreska po lewej to szlak dla emerytów, a ten zygzak z prawej to ten czarno-czerwony dla Kierowników Wyprawy

   Westchnąłem przeciągle. Ani kijków, ani emerytury. Muszę się przemęczyć. Ale odkryłem, że jestem już tak zmęczony, że dalsze zmęczenie będzie stanowiło zaledwie niewielki procent ogólnego zmęczenia, jakie odczuwam. Na kilka procent, to my sobie możemy pozwolić!

    Ruszyliśmy dalej. Okazało się, że innej trasy w zasadzie nie było, tylko ten prawy szlak, bo ze względu na pandemię rozdzielono je i uczyniono jednokierunkowymi. Co, oczywiście, nie przeszkadzało nam mijać w drodze innych uczestników wypraw, zdążających w dół i mających wszelkie przepisy in assino.

    Tu już było bardzo stromo i bardzo wąsko. Ale jeszcze gorzej mieli ci, co szli za mną, bo musieli iść po mokrym – tak się spociłem. Zawsze to jakieś pocieszenie…

    Jeszcze kilkadziesiąt kroków… Jeszcze kilkanaście… Jeszcze kilka…

    Stanąłem na samym szczycie, próbując utrzymać płuca na miejscu.

    I powiem Wam szczerze, jeśli himalaiści po wdrapaniu się na K2, czują to co ja wtedy czułem – to naprawdę im się dziwię! Spodziewałem się, że opadnie ze mnie zmęczenie, poczuję się jak zdobywca, wypełnią mnie energia, nieopisane szczęście i chęć by wznieść się w powietrze.

    Nic takiego nie nastąpiło. Tylko zdziwienie, że im się chce.

Ta dziwna budowla na Śnieżce. Pod nią kamienie.
Kamienie na Śnieżce

    Usiadłem na kamieniu, napiłem się wody i z niecierpliwością zacząłem oczekiwać, kiedy Kierownik da sygnał do powrotu. Tym razem udało mi się namówić go na wyciąg. W końcu, dokonaliśmy najważniejszego? Dokonaliśmy! Szczyt zdobyty? Zdobyty! Pieszo? Pieszo jak cholera! Ale chwila mojego tryumfu trwała krótko. Gdy tylko znaleźliśmy się na dole, Koleżanka Małżonka rzuciła propozycję:

    - Skoro już jesteśmy tak blisko, to może pójdźmy od razu do świątyni Wang?

    Wiedziałem, że protesty na nic się nie zdadzą. Powlokłem się za resztą.

    Ale do świątyni już nie wchodziłem. Byłem tam już kiedyś, a zawsze istnieje ryzyko, że akurat odbywa się w niej jakaś msza, w intencji ochrony przed LBTG, albo modlitwy za księdza-pedofila. Poczekałem na zewnątrz, podziwiając jej norską architekturę i czując się, jakbym odwiedził Brumę. Albo Białą Grań…

   

To jednak nie Bruma, tylko Karpacz. W Brumie jest zimniej. Pod świątynią poukładane kamienie. Obok też kamienie, ułożone w wieżę, psującą całą architekturę.

 A gdy kilka godzin później wróciliśmy do naszego hoteliku, wyszedłem na balkon i spojrzałem z niego na Śnieżkę (patrz zdjęcie w poprzednim wpisie). I wtedy do mnie dotarło: ja się tam wdrapałem! Pieszo! Czerwonym, a później czarnym szlakiem!

    Ja to jednak jestem nienormalny…

____________________
Wszyscy ludzie, widoczni na zdjęciach, są przypadkowymi przechodniami-turystami. Nie znam ich i nie wiem jak zapytać ich o zgodę na publikację zdjęć. I nie wiem, jak się zamazuje twarze.





29 komentarzy:

  1. Zrobiono je jednokierunkowymi nie z powodu pandemii, tylko tłoku. W zeszłe lato też były juz jednokierunkowe. Zreszta słusznie, wyobraź sobie, że tym prawym szlakiem idzie ktos w dół jeszcze, kiedy tam jest tak wąsko.
    Troche późno do Ciebie dotarło, ale lepiej późno niż wcale. ;) Mnie zawsze dopada ekstaza jak gdzies wejdę. :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napis na łańcuchu twierdził, że właśnie z powodu pandemii wprowadzono ruch jednokierunkowy.
      A ekstaza mnie nie dopadła. Już prędzej strach, że byłem tak głupi.

      Usuń
  2. Nienawidzę zmęczenia fizycznego, nie lubię się męczyć, ale miałam męża taternika i byłam ciągana po Tatrach. A jak to było to możesz poczytać na moim drugim blogu, we wpisie "z pamiętnika zony taternika". Pytanie po co ludzie zdobywają góry jest retoryczne- niektórzy tak mają, że muszą się na nie wdrapywać tylko dlatego, że te góry są.
    Taaa, ta świątynia i ta wieża obok tak jakoś mało do siebie pasują, ale nie wykluczam, że się na tym nie znam.
    Powinieneś dostać jakiś medal za wytrwałość w dreptaniu na Śnieżkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A medal na co? Wolę dobrego drinka. Nie omieszkałem sam się udekorować. ;)

      Usuń
  3. kamienna droga ale jak Was pięknie ta góra powitała:)
    i jakie urocze chmurki:) a Świątynia- cóż, co kto lubi - piękna i tłumna a jak się ma do zwykłej kaplicy na Jaszczurówce? jak kamień do serca!
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaszczurówka to styl zakopiański. Urokliwy, ale na wskroś polski, podczas gdy Wang to Skandynawia w polskich górach. Ma dodatkowo oddech egzotyki. No i nie należy do Kościoła Katolickiego, co dla mnie tez ma swój urok.

      Usuń
  4. Wchodzenie krótszym podejściem jest bardzo rozsądne (poza tym, że teraz jedyne możliwe). Bo pod górę zawsze jest pod górę, a droga niby łagodniejsza jest trzy razy dłuższa. Wejść nią, a potem schodzić tym bardziej stromym szlakiem - to dopiero jest masakra :) Wyprawy zazdroszczę, w tym roku już do polskich gór nie zawitamy :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierzę na słowo, bo ja do gór nie jestem przyzwyczajony. Jestem piechurem, ale po płaskim, więc ta trzy razy dłuższa droga mniej by mi przeszkadzała, niż ta wspinaczka.

      Usuń
  5. Z Białego Jaru blisko do Wangu🤣 ale się dałeś wrobić. I cały czas pod górkę, biedaku🤣 Trzeba było przyjechać do mię, u mnie jest płasko, morze szumi, kosze czekają na leni😉
    A poważnie, czuję się po Twojej opowieści jak osiemnadtolatka. Nigdy nie wjechałam i nie zjechałam ze Śnieżki wyciągiem i nigdy tego nie zrobię😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A gdzie mieszkasz, jeśli to nie tajemnica?

      Cóż, ja nie wjechałem nigdy na Kasprowy, ale to dlatego, że nigdy tam nie byłem...

      Usuń
    2. Dreamu, a czy ja też mogę do Ciebie?... normalnie, prawie nie zauważysz mojej obecności, ja sobie rankiem tylko kawkę wciągnę po cichutku i od razu śmignę nad to morze, i tam sobie będę słuchać fal...

      Usuń
    3. Dawaj, my cały dzień pracujemy a na plażę masz 15 min wolnym krokiem😁

      Usuń
  6. Na Śnieżkę wpełzłem szlakiem wygodnym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też chciałem, ale z Kierownikiem Wyprawy się nie dyskutuje.

      Usuń
  7. Uwielbiam te Twoje opowieści.O górach można dużo, a właściwie o zmęczeniu i kamieniach.....też mam takie wspomnienia.Pozdrawiam serdecznie!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również pozdrawiam, jeśli jeszcze tu zajrzysz - bo coś dawno mnie tu nie było.

      Usuń
  8. Ja w kwestii formalnej (może Ci się to przydać podczas następnej rodzinnej wyprawy, gdy Młody nabierze apetytu na wędrówki, a Ty wręcz przeciwnie). Kolory szlaków pieszych nie mają nic wspólnego z trudnością, ludzie to często mylą z kolorami tras narciarskich, które rzeczywiście odnoszą się do trudności. Na szlakach pieszych kolory zostały wynalezione po to, by się nie zgubić, więc rozumiesz jaka byłaby konfuzja na skrzyżowaniu dwóch wybitnie trudnych szlaków, gdyby oba były czarne. Pracując nad oznaczeniami dróg pieszych uznano, że kolory niebieski i czerwony, to będą kolory szlaków dalekobieżnych, przy czym czerwony będzie szlakiem GŁÓWNYM, kolory czarny i żółty będą zarezerwowane dla krótkich szlaków łącznikowych i dojściowych, a zielony będzie najkrótszym dojściem do szczególnych, charakterystycznych miejsc (n.p. rezerwatów).
    Korzyści z tej informacji są takie, że jeśli będziesz o niej pamiętać, nigdy nie wybierzesz się bez porządnych butów niebieskim szlakiem z Michałowic na Przełęcz pod Śmielcem licząc, że to bułka z masłem, bo (zaufaj mi), schodzenie tamtędy w złych butach i bez kijków, zwłaszcza podczas deszczu, to niezły sposób na złamaną kończynę. Wchodzenie też nie jest łatwe, ale w razie czego, z braku kijków można leźć na czterech, mało to wygodne, jednakowoż lepsze niż złamana noga. Zatem zanim wejdziesz nieprzygotowany na niebieski szlak, sprawdź na mapie, jak się układają poziomice i czy przez przypadek część drogi nie wiedzie strumieniem :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że wtedy tego nie wiedziałem, bo w życiu by mnie nie namówili na tę wycieczkę. A tak, przynajmniej poczułem się przez chwilę zdobywcą.

      Usuń
  9. Przyznam Ci się, że ja będąc wielokrotnie w Szklarskiej Porębie i w Karpaczu jakoś na Śnieżkę nie weszłam. Raz mi się zdarzyło dotrzeć do schroniska nad Wielkim (o ile nie Małym) Stawem. Też wspominam to jako wielką wyprawę i też byłam głównie zmordowana.
    Ale poszłabym jeszcze raz, tylko wyposażona w dużą ilość wody. Jako kronikarz sprawdziłeś się wyśmienicie. Zdjęcia zapewne porobiłabym troszkę inne, ale opisy kupuję! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam nie bardzo było co fotografować. Same kamienie...

      Usuń
  10. Nitager, jak ja Cię rozumiem... Fakt, widoki z takiej zdobytej góry są przednie. Ale fascynacja z tych widoków często zabita jest potem spływającym na oczy...
    Kiedyś myślałam, że urodzenie się w Zakopanem zobowiązuje... Wyrosłam z tego. Po zdobyciu 20 parę lat temu Giewontu, odpuściłam. Wolę spacerować po plaży, gdzie ewentualnie jakaś wydma się napatoczy. No i lubię Beskid Niski. Bo jest niski.
    Pozdrawiam Koleżankę Małżonkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy byłem dzieciakiem, często wysyłano mnie do kiosku, po paczkę Giewontów z filtrem. To moja jedyna styczność z Giewontem, jaka kiedykolwiek miała miejsce.

      Usuń
  11. dawno, dawno temu, kiedy jeszcze smoki po niebie latały, a ja chodziłam do liceum, zorganizowano wycieczkę, i na tej wycieczce, jednym z punktów programu, było wejście na Śnieżkę.... cóż, mogę powiedzieć tylko tyle: gdy jedna część mojej klasy zdobywała szczyt, ja wraz z drugą częścią, oglądałam w kinie "Misję".... :))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie, też miałbym dylemat. Chociaż wtedy, kiedy człowiek chodził do liceum, wejście na Śnieżkę potraktowałbym jak spacer. Gorzej dziś...

      Usuń
  12. twarze się zamazuje jednym ruchem w dowolnym programie graficznym, ale kogo one tak naprawdę obchodzą?... ująłeś na fotkach to, co jest ważne, bo ludzkość niedługo szlag trafi, a kamienie zostaną i będą... nie powiem, że zawsze, ale na pewno dość długo...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja chyba nie mam żadnego programu graficznego, poza paintem. A i tak nie wiedziałbym, jak to zrobić.

      Usuń
  13. Czyli skupiłeś uwagę na kamieniach, to pewnie jesteś teraz znawcą głazów wszelakich😀
    Serdeczności zastawiam na miły dzień, a zapowiada się kolejny słoneczny i gorący, przynajmniej u nas🌞💛🌻🦋☕

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pewnie, że jestem znawcą! Bez trudu odróżniam kamień nazębny od kotłowego, a ten od głazu narzutowego. Gdy będziesz miała wątpliwości, zgłoś się do mnie.

      Usuń