Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


czwartek, 30 stycznia 2020

O poszukiwaniach

     Źle ze mną. Zgubiłem coś, czego w żaden sposób zgubić nie powinienem. Nawet wydawało mi się to niemożliwe. A jednak…

     Otóż, zginął mi ostatni wtorek.

     Jeszcze w poniedziałek było całkiem normalnie. Przyszedłem sobie do pracy, pełen zapału – bo dostałem naprawdę ciekawy temat do rozpracowania. Tak, odnalazłem na powrót radość z pracy! Bo robię teraz to, co zawsze chciałem. Wprawdzie nadal nie latam na F-16, nie maluję w oleju impresjonistycznych pejzaży, ani nie piszę powieści (przynajmniej zawodowo), ale i tak tworzę coś, czego przedtem nie było. Znowu czuję to uniesienie, jakie odczuwałem dawno temu, w innej firmie. To jest współczesny cud: nie było – Nitager pomyślał, po głowie się podrapał, cztery kawy wypił – i jest! I słowo ciałem się stało.

     Słowo brzmiało: „Zrób!”. Wypowiedział je namiestnik boski na ziemi – czyli szef. Ciało jest na razie wirtualne: model 3D na ekranie komputera. Nawet niejedno, bo dla eksperymentu stworzyłem aż trzy wersje urządzenia.

     Nie mogę Wam zdradzić, co to za urządzenie, bo obowiązuje mnie tajemnica, ale co niektórzy i tak wiedzą, że moja firma produkuje części samochodowe na pierwszy montaż. Otóż, ta część ma zostać użyta w nie byle jakim samochodzie. Nie mogę powiedzieć, w jakim, ale wciąż zerkam na drzwi, w nadziei, że pojawi się w nich Carlos Sainz, albo Lando Norris, by uścisnąć w podzięce dłoń moją spracowaną. Ale chyba chłopaki mają akurat ferie, bo coś ich nie widać.

     Dość, że poniedziałek minął mi „w miłej i przyjaznej atmosferze”.

     Następnego dnia przejrzałem sobie swoje wczorajsze dzieło i zacząłem dopracowywać pewne szczegóły. Zrobiłem też wykaz części do estymacji kosztów i właśnie chciałem wysłać plik koledze obok, kiedy ręka moja zwisła w powietrzu nad myszą. Coś mi się nie zgadzało. Jakaś czerwona diodka zapaliła mi się pod kopułą. Niestety była to ta, która sygnalizuje tzw. „inną niezgodność”.

     Mam pod czaszką różne diodki, które wstawił mi mój indywidualny konstruktor. Jedna informuje mnie o tym, że powinienem coś zjeść, inna sygnalizuje zbyt niski poziom kofeiny we krwi, jeszcze inna odpowiada za liczenie czwórkowe. Sam nie wiem, kto mi ją zamontował, ale najsprawniej idzie mi liczenie w systemie czwórkowym. Liczę do czterech, potem znowu do czterech i tak cztery razy. Za każdym razem, gdy mijam czwórkę, włącza mi się diodka i liczę zupełnie bezwiednie, bez udziału świadomości. Nigdy nie gubię się w czymś, co pracuje w takcie na cztery. Jeśli mam wykonać cztery czynności – zawsze wykonam właśnie tyle. Jeśli to inna liczba. Po pewnym czasie się gubię i muszę liczyć od początku.

     Ale mam też inną diodkę, niepowiązaną z żadnym konkretnym systemem. Ona mnie informuje, że „coś jest nie tak” – ale co to jest, muszę domyślić się sam. A to trochę trwa.

     Dłuższa chwila ciągnięcia się za nos. Znieruchomiałem, jako ten posąg filozofa, niby marmurowy Mojżesz, dłuta Michała Anioła, albo skamieniały, smoczy  awatar cesarza Martina Septima. Coś mi się nie zgadzało z liczbami. Data… Data się nie zgadza! W e-mailu jest dwudziesty dziewiąty, a przecież dzisiaj wtorek, czyli dwudziesty ósmy! Czyżby kalendarz się poprzestawiał?

     - Chłopaki – chrząknąłem niepewnie. – Dzisiaj jest wtorek, czy środa?

     - Środa! – odpowiedziało kilka głosów.

     Jaja sobie ze mnie robią. Jak nic, wkręcają mnie. Pewnie D. to wymyślił, bo on rzadko kiedy jest poważny.

     - A wtorek, to, ten, tego, kiedy był? – spytałem głupio.

     - No, a kiedy może być wtorek! – kolega spojrzał na mnie jak na idiotę. – Zwykle przed środą!

     Znów chwila milczenia, drapania się po czole i bębnienia palcami po stole.

     - Słuchajcie, a czy ja tu wczoraj byłem? – spytałem nieśmiało.

     Siedzący obok zrobił bardzo dziwną minę. Podobną zawsze ma pewien gargulec, na jednej z zabytkowych kamienic w moim mieście.

     - No przecież wczoraj wymodelowałeś nam tego (tu pada nazwa marki samochodu)! S. robi dziś obliczenia na jego podstawie.

     Zdębiałem. Byłem pewien, że zrobiłem to w poniedziałek.

     - A to nie było dzień wcześniej? – uniosłem brwi.

     - A skąd miałbyś dane? – kolega wzruszył ramionami. – Przecież K. przesłał ci je dopiero wczoraj. Jestem w kopii, to wiem.

      Przed takim argumentem musiałem ulec. Ale nadal zastanawiam się, co tak naprawdę się stało. W czasie nie przeniosłem się na pewno, bo nie było mgły. Jak wiadomo, mgła jest niezbędna do podróży w czasie. Zawsze najpierw wchodzi się w mgłę, a wychodzi z niej gdzieś w okolicach wojny stuletniej, kiedy to pewni brodaci ludzie chcą człowieka spalić na stosie za to, że ma przy sobie komórkę. Ba, nie było nawet smogu!

     - Gdzieś zginął mi ten wtorek – mruknąłem niezadowolony.

     Nie żebym żałował wtorku. Gdyby umknęła mi sobota, wtedy byłbym niepocieszony. Wtorek i tak psu na budę. Ale nie lubię, gdy taki wtorek idzie sobie gdzieś tam i nawet mnie nie zapyta, czy mu wolno. Ech, autorytet mi się kruszy…

     Na dnie serca wciąż jednak pozostaje niepokój. Bo ten wtorek może się rozmyślić i wrócić! I to niespodziewanie, na przykład w piątek. To byłoby straszne – człowiek przekonany, że to już piątuś, piątunio, piąteczek – a tu nagle bum! Wtorek!

     Na wszelki wypadek zapadłem się trochę w fotelu. Może mnie nie znajdzie. Duży nie jestem, łatwo mnie przeoczyć.

48 komentarzy:

  1. Wodzu! To się zdarza[nawet arcybiskupom]. Każdy z nas by kiedyś "wczorajszy" i zapewne nieraz mu się "film urwał", a po odcinku [dajmy na to] siódmym pojawiał się - dziewiąty [po którym niekiedy wchodził szósty]... Żywię nadzieję, że za ten utajniony wtorek ne wejdą Ci na pobory...
    Qui bibit [etc]... sanctus est.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby było to z tego samego powodu, co w przypadku arcybiskupa, to przynajmniej dzień wcześniej miałbym dobry nastrój. A tak - wychodzi na to, że oddałem ten wtorek za friko.

      Usuń
    2. ..."dzień wcześniej...dobry nastrój"?... A to quo modo? Dzień później bywa zwykle znacznie mniej dobry - to jest pewnik. I z opisu wynika, że tak się zdarzyło...
      Poza tym... "Poniedziałek zaczyna się w sobotę" [Bracia Strugaccy}... A gdzie niedziela? Skoro przodująca swego czasu nauka radziecka wykryła i zaaprobowała takie możliwości to i Ty się z tym pogódź. Pewnemu Ojcu Świętemu przy reformie kalendarza zapodziało się gdzieś 11 dni! I co? Mimo tego "sylwester" i tak wypadł 31 grudnia...Chcesz być świętszy?

      Usuń
    3. Co innego samemu wyrzucić 11 dni, a co innego stracić zupełnie bez powodu. Poza tym, on miał władzę nad sprawą, a ja nie mam nawet wiedzy na jej temat.

      Usuń
  2. Kiedyś jak dojeżdżałem do pracy przez Puszczę to doznawałem przebudzenia na jakimś etapie trasy, nie pamiętałem, jak się tu znalazłem. Utracony czas i przestrzeń, kilkanaście minut, kilkanaście kilometrów.
    Ale całego dnia jeszcze nie utraciłem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kilka razy też i się zdarzyło, gdy się zamyśliłem w drodze i w pewnym momencie stwierdziłem, ze nie wiem gdzie jestem. Znam to :)

      Usuń
    2. Znam takich, którzy stracili całe życie i żyją wygodnie jak gdyby nigdy nic... Zresztą Matka Natura dodała w tym roku 29 lutego [sobota "niepracująca"]? A niby dlaczego dodała? Może za ten wtorek, po którymś ktoś tu tak rozpacza...

      Usuń
    3. Cóż, mamy teraz taki rok - on się chyba nazywa "przestępczy".

      Usuń
    4. Sugerujesz wygraną doktora Du*y w wyborach?
      - A kysz na plesa i bajora!!! Tfu..tfu...tfu...

      Usuń
    5. Przykro mi to mówić, ale wszystko na to wskazuje. Opozycja nie ma żadnego wyrazistego i charyzmatycznego kandydata. A poza tym, gubi się we własnym bałaganie i w sytuacji, w której już teraz trzeba wytoczyć najcięższe działa, ona pyta: a działa to w zasadzie do czego służą?

      Usuń
  3. W dzieciństwie bardzo lubiłam ksiązkę "Poniedziałek, którego nie było". Wprawdzie inny dzień im zginął niż Tobie, ale myślę, że też mógłbyś poszukac tego zgubionego dnia u źródeł Mrzonki. ;p Bo wiesz, im tam wskoczył inny dzień na to miejsce i nie był to dzien weekendowy. ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie przypomniały się właśnie przygody barona Munchausena i jego dodatkowy poniedziałek, 32. maja.

      Usuń
    2. Panowie, nie bądźcie małostkowi w rozpaczy po jakieś tam straconych wtorkach, niedzielach czy dwóch postnych piątkach pod rząd...
      Oto Ijon Tichy w wiarygodnej relacji pana Stanisława Lema:
      29 VIII
      Zdaje się, że się przeziębiłem w cieniu księżyca, bo wciąż kicham. Wziąłem aspirynę...
      30 VIII
      Zwiększyłem szybkość. Mózg działa bez zarzutu...
      31 VIII
      Słońce już ledwo widoczne. Przed obiadem - przechadzka dookoła rakiety, żeby się nie
      zasiedzieć.
      32 VIII
      Wskutek szybkości czas się dłuży - powinien być październik, a tu wciąż sierpień i sierpień...
      33 VIII
      Wciąż sierpień. Po obiedzie doleciałem do stacji. Stoi na małej, pustej całkiem planecie...
      34 VIII
      Czy ten sierpień nigdy się nie skończy?...

      - No a potem był...październik...

      Jakiś tam zas...markany wtorek! W polskim Sejmie i Rządzie nie takie rzeczy giną...

      Usuń
    3. W jeszcze innej podróży napotykał sam na siebie. Pamiętam te dialogi:
      - Ty jesteś ze środy?
      - Nie, ja jestem z wtorku.
      Ech, łza się w oku kręci.

      Usuń
    4. I dał sobie po...gębie. Potem go bolało...
      - O hipotetyczna Boziu! Gdzie ta literatura? Gdzie ci Lemowie??? Gdzie my???

      Usuń
    5. Nie wiem, co się z nami porobiło. Widmo niejakiego Zenka ogarnia świat. Jestem drugim najstarszym członkiem mojego zespołu. Wszyscy inni są o wiele młodsi. I jedyne, o czym można z nimi porozmawiać, to o cholesterolu, kosmetykach, siłowni i samochodach.

      Usuń
  4. Ty tu nie strasz tym wtorkiem w piatek, bo ja sie nastawilam na przetrwanie, ledwo ciagne, dodatkowego dnia nie podzwigne za nic.
    Zginal i pal go licho - masz jeden dzien zaplacone za friko :)
    A najlepiej jakbys zgubil jeszcze piatek i okazaloby sie, ze jutro sobota!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, nie! Piątek no najszczęśliwszy dzień w tygodniu. Nie oddam go za nic w świecie. Mogę oddać niedzielę.

      Usuń
  5. Ha ha, też tak czasem miewam, a coraz częściej od ostatniego powrotu z urlopu. Nawarstwiło się tylko pracy w pracy, że szok. Dom leży odłogiem, bo już nie mam siły na wszystko. Byle do wiosny. Może na wiosnę będą wtorki, co?

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie się też jakiś czas temu zgubił wtorek. Miałam ważną wizytę/kontrolę u lekarza. We wtorek. Melduję się w recepcji, a pani pyta czemu wczoraj nie byłam... Bo to była już środa. Sprawy medyczne udało się poukładać, ale do dziś nie wiem gdzie podział się tamten mój wtorek. Normalnie wcięło go na zawsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym wtorku jest podejrzanego... Czy ten wtorek to aby nie jest jakaś wtyka obcego wywiadu?

      Usuń
    2. Urodziłem się we wtorek. Nie jestem z obcego [ani ze "swojego" wywiadu]. Koronny dowód: Nie jestem tajnym jawny agentem Tomkiem.

      Usuń
    3. Ale podejrzany i tak jesteś. Po co było palić ten Rzym?

      Usuń
  7. Zblizaja sie moje 72 urodziny - hej, moze mnie ten dzien sie zagubi i zostane przy 71?
    Ogolnie to raczej gina mi okresy a nie pojedyncze dni - jak np znow wiosna? Juz? kiedy to minal caly rok?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiosna? A, zapomniałem - u Ciebie może tak. U nas jeszcze daleko do wiosny, choć w miarę ciepło jest i tutaj.

      Usuń
  8. Zawsze zamiast Sainza lub Norrisa mogę stanąć w drzwiach ja, testuję bowiem samochody tej marki (pod warunkiem, że jest to marka na "T") w nietypowej dziedzinie: "dojeździć dopóki spełniają normy spalin, następnie wymienić na nowszy model".
    W sprawie przenoszenia w czasie, a właściwie w sprawie zgubienia dnia: Mgła jest zbyteczna, gdy spożywa się dziwne płyny w znaczących ilościach, ale wtedy chyba by Cie nie wpuścili na teren zakładu. Pozostaje więc machina czasu, wyobrażam sobie, że jest to fotel podobny do dentystycznego. Nie siadałeś ostatnio w czymś takim?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie jest marka na "T". Oczywiście, nie powiem Ci, jaka to jest, ale niech wskazówką będzie drużyna, w której jeżdżą obaj ci panowie.
      A gdybym dzień wcześniej przyjmował jakieś nietypowe płyny, czy inne chemikalia, to nie byłoby tego zdziwienia. Ale tak zupełnie bez powodu? To jest mocno nie w porządku. Czuję się okradziony i oszukany.

      Usuń
    2. To jest marka McLaren - rzeczywiscie nie byle jaka i chyle czola. Tez pracuje "przy samochodach", i tez nie byle jakiej marki, wiec niezwykle mnie tym urzadzeniem zaciekawiles. Tyle, ze ja te rozne czesci i urzadzenia planuje, zamawiam i sprowadzam, ale co sie napatrze na spotkaniach i produkcji na te bebechy to sie napatrze. Auta od podstaw nie zloze, ale przynajmiej wiem co to sa osie, waly napedowe, przeguby, skrzynie biegow , dyferencjal i tym podobne, albo na przyklad cylindry i tloki w silniku, bo silniki tez robimy.
      A moja ulubiona marka aut jest niezaprzeczalnie Aston Martin:)

      Usuń
    3. Nie potwierdzam, ani nie zaprzeczam. Aston Martin - muszę przyznać, że ma szyk. I miło mi spotkać damę, której nie wydaje się, że wał korbowy to ten drążek, którym facet cały czas brandzluje podczas jazdy, w zasadzie nie wiadomo po co.

      Usuń
    4. Oj Nitager, oby jak najdluzej mozna bylo tym drazkiem wajchowac.
      Niestety, na naszych oczach konczy sie swiat, ktory znamy.
      Auta z silnikami na benzyne, diesel i hybrydy – wszystkie ida na smietnik historii.
      Pracuje w tym , wiec wiem co sie dzieje, rownolegle za zamknietymi drzwiami nad czym od paru lat intensywnie pracuja
      wszystkie firmy automotive wraz z firmami elektronicznymi.
      Dzis oficjalnie ogloszono juz w BBC, ze w 2035 zostaje wprowadzony zakaz sprzedazy nowych aut
      jak powyzej. Dopuszczalne beda tylko elektryczne, a i to nie calkiem.
      Nastepna faza beda auta bez kierowcow, a pozniej calkowite pozbawienie wlasnosci prywatnej aut –
      ma istniec cos w rodzaju ubera : car share czyli podnajmowanie aut na zyczenie, a te bardziej luksusowe marki maja nalezec do ekskluzywnych klubow na wynajem dla bogaczy.
      Dobrze chyba, ze bede juz wtedy na emeryturze - po prostu smutno sie robi, ze odbiera sie nam na naszych
      oczach ostatni bastion “wolnosci” czlowieka.
      Korzystaj wiec ile sie da, bo juz nastepne pokolenia nie beda wiedzialy , co to znaczy moc wskoczyc do wlasnego auta,
      i pojechac w podroz czy na wycieczke dokad sie chce w sina dal, co to znaczy miec swiadomosc tego, ze pod domem stoi cos w rodzaju naszego “wolnego wyboru”. Za nas juz zdecydowano.

      Usuń
    5. Czarna ta wizja, ale nie wydaje mi się, by się spełniła. Chyba, że do tego czasu postęp pójdzie tak daleko, że będzie całkowicie możliwe zastąpienie samochodu spalinowego przez elektryczny. Ale politycy wciąż muszą liczyć się ze zdaniem wyborców. Przynajmniej w normalnym kraju, bo u nas już nie.

      Usuń
    6. Zapewniam cie, ze w zadnym sie nie licza, wykonuja polecenia swoich sponsorow ( koncernow). Politycy to tylko fasada i pracownicy zwierzchnikow. Po prostu oglaszaja w telewizji ze to i to bedzie wprowadzone. Na ogol poprzedxone jest to urabianuem opinii publicznej jakims tematem - np pod pretekstem zmiany klimatu mozna wprowadzic wszystko - i nikt juz nie osmieli sie zaprotestowac. To nie jest czarna wizja tylko okreslony program realizowany konsekwentnie przez wszystkie duze koncerny swiatowe - tyle ze jakby za zamknietymi drzwiami. Jak juz beda gotowi to wtedy te drzwi otworza - codziennie dostaje raporty jakie tematy omawiaja wlasnie w dolinie krzemowej, w Londynie, w Chinach, itp. Jakie technologie rozwijaja , wszystko bedzie sie konektowac ze wszystkim , do tego jest im potrzebna technologia 5G. A Polska wlasnie zostala poligonem doswiadczalnym

      Usuń
  9. Proszę Gawędziarzy. Fileasowi Foggowi [vide Verne] jeden dzień przybył - nie wiadomo który, ale wiadomo że akurat zdatny do ożenku. Wyprawie Magellana jeden dzień zginął. I też nie doliczono się dokładnie daty...i Magellana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, a że pozostałe były niezauważalnie krótsze, to mu umknęło. Co do Magellana, nie wydaje mi się, żeby utrata jednego dnia bardzo go zmartwiła. Miał poważniejszy kłopot. Jakąś filipińską chorobę, czy coś...

      Usuń
    2. Zjedli go na Wyspach Złodziejskich nazwanych potem w imię politycznej poprawności. Wyspami Towarzyskimi... Od prawie 80 lat unikam towarzyszy. Czy jestem politycznie niepoprawny? Bo z PiS owce też mnie nie "lubieją".

      Usuń
    3. Oczywiście, że to niepoprawne. Przecież przeszłość niektórych towarzyszy, jak sami, twierdzą, była piękna. I tych masz obowiązek kochać. Nienawidzić musisz tylko tych dwudziestoparolatków, z nienawistnymi, białymi różami, z których każdy na pewno służył w UB.

      Usuń
    4. To niedobrze ze mną...Dodatkowo bowiem od 21 lat, od czasu zostania emerytem, unikam obowiązków... A o nienawiści nie pisałem. Zostawiam ją specjalistom od przebaczania... Mają w tym wprawę, której mnie brak...

      Usuń
    5. Na wszelki wypadek, zaapeluję o pojednanie. I tak nikt nie wie, o co chodzi, nie pomoże na pewno, ale przynajmniej będzie się liczyło, że nie milczałem.

      Usuń
  10. Czesc, zgubiles wtorek ? Ja ''zgubilem'' 12 lat
    -to dopiero ''wyczyn''. A zupelnie powaznie,ciekawy blog.Trafilem na niego przez blog znajomego.Myslalem ze blogosfera juz zupelnie ''zdechla'' .Mile zaskoczenie

    Pozdrawiam
    MichaEL

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam. A jakże się to stało, że zgubiłeś aż 12 lat? Zasiedziałeś się w szkole, czy w nie do końca udanym małżeństwie? Oczywiście, jeśli to nie tajemnica - dyrekcja tego bloga szanuje tajemnice.

      Usuń
    2. Zadna tajemnica, wrecz banal.Nawkladano mi do glowy zeby byc ''dobrym czlowiekiem'' i ja te glupote potraktowalem serio a ktos ''bliski'' to wykorzystal.To wstydliwe ale dopiero po 40tce nauczylem sie ze ''kazdy dobry uczynek zostanie przykladnie ukarany'' ;)

      Udanego weekendu
      MichaEL

      Usuń
    3. Może w nieprawidłowy sposób pojąłeś definicję dobrego człowieka? Może zbyt dosłownie? Może trzeba był na sposób "jestem dobrym człowiekiem, ale..."?

      Usuń
    4. Po fakcie człowiek żałuje tylko, że był za dobry [Adolf Hitler].
      We mnie jest czyste dobro[Jarosław Kaczyński].
      „Dobry Indianin to martwy Indianin" [Philip Sheridan].
      - Czy definicja dobrego nie jest aby zła?

      Usuń
    5. Definicja jest jasna, tylko każdy człowiek dopowiada sobie na końcu: dobry dla mnie i moich interesów. I potem wychodzi mu, jak wychodzi.

      Usuń
  11. Drogi Nitagerze
    A ja poszukuję smaku, gdzieś mi uciekł ..
    Jestem tutaj na chwilkę, bo po operacji słabiutka jeszcze jestem.
    Chciałam podziękować za pamięć życzenia i pozdrowienia 🤗☕🌷
    Serdeczności zostawiam moc 🧡😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to, uciekł Ci smak? Mam to rozumieć dosłownie? Nie czujesz smaku?

      Usuń
  12. Przedwczoraj wracałam z lotniska elektrycznym samochodem- fajnie się tym jedzie, choć trochę mnie niepokoiło,że nie słyszałam pracy silnika a on jednak jechał. W Kopenhadze jechałam metrem w pełni zautomatyzowanym, "samobieżnym". Wchodzisz do klatki, która jest peronem o przezroczystych ścianach, przyjeżdża metro, otwierają się drzwi i kawałek ściany peronu. I dalej wszystko "jak to w metrze", do następnej stacji -"klatki". Moi wnukowie byli prze- szczęśliwi, a mnie przyszło do głowy, że pewnie już czas odejść, bo jeszcze trochę a niczego już nie zrozumiem.

    OdpowiedzUsuń