Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


wtorek, 5 marca 2019

O wielkich zmianach w moim życiu

     W życiu prędzej czy później następuje okres, w którym wszelkie zmiany stają się czymś wielce niepożądanym.

     Nie mówię tu o fizycznym starzeniu się, bo to jest, niestety, nieuniknione. Coraz silniej człowiek odczuwa konsekwencje własnych grzechów, w efekcie coraz mniej mu wolno. Pewnie dla równowagi, coraz mniej mu się chce.

     Kiedyś nie potrafiłem usiedzieć w domu. Gdy tylko zaświeciło słońce, brałem rower i myk do lasu, albo na działkę. Wracałem, gdy słońce już zachodziło. Teraz, gdy pomyślę, że trzeba najpierw zejść pięć pięter do piwnicy po rower, potem wytargać go na zewnątrz, może jeszcze dopompować koła, jakoś mi ten entuzjazm słabnie. A gdy przypomnę sobie, że to nie koniec – bo po powrocie trzeba będzie jeszcze go schować do piwnicy i wspiąć się te pięć pięter na górę – nieodmiennie dochodzę do wniosku, że chyba lepiej będzie pobiegać sobie po górach, ale w Skyrim*.

     Kiedyś zaproszenie na urodzinowe przyjęcie, na jakie zaproszono mnie w sobotę, oznaczało miło spędzony czas, dużo śmiechu i świetną zabawę. Dziś wywołuje to jedynie grymas na twarzy i mruczenie pod nosem, że znowu ktoś głowę zawraca i nie daje człowiekowi zająć się ważnymi sprawami – takimi jak na przykład spenetrowanie dwemerskiej budowli**.

     Innymi słowy, wszystko, co odbiega od codziennej rutyny, męczy mnie zanim jeszcze się za to zabiorę.

     Więc co mi, do licha ciężkiego, strzeliło do głowy, żeby teraz właśnie wywracać swoje życie zawodowe do góry nogami?

     Bo właśnie zmieniłem pracę. Ale, żeby nie było zbyt drastycznie, w ramach tej samej firmy. Inny dział po prostu.

     Swojej dotychczasowej roboty nienawidziłem z całego serca. No, nie od początku. Najpierw bardzo ją lubiłem. Miałem samodzielne stanowisko, w które nikt mi się nie wtrącał, sam sobie planowałem pracę, sam siebie opieprzałem, gdy coś nie wyszło i, co najważniejsze, nikt nie wiedział, co ja tak właściwie robię. Kierownictwo było zachwycone, że nie musi zwracać na mnie uwagi, bo robota „sama idzie”. Tak to przynajmniej wyglądało. Ja też, bo miałem z nim spokój.

     Po wprowadzeniu nowego systemu, opartego na SAP, moja robota stała się prawdziwą udręką. Wyglądało to tak, jakby związano mi nogi i kazano wziąć udział w biegu maratońskim. I to jeszcze miałem walczyć o zwycięstwo! SAP to system do rozliczeń finansowych dla księgowych i w zasadzie nawet oni mają problem, by go dobrze poznać i zrozumieć. Natomiast każdy inżynier na świecie serdecznie tego systemu nienawidzi, nawet jeśli nie musi go dotykać i robi to ktoś inny – bo to właśnie ten system strasznie spowalnia jego pracę, a wiele rzeczy wręcz uniemożliwia. Co więc miałem powiedzieć ja, którego zmuszono do pracy w SAP? Gdzie zamiast produktywnie pracować,  przez około dziewięćdziesiąt procent czasu pracy człowiek kombinuje, jak zmusić dane okienko, żeby z czerwonego zrobiło się zielone. Próbować na chybił-trafił, jak w każdym innym programie, nie radzę, bo nie ma tu klawisza COFNIJ, tylko wszystko trzeba odkręcać w sposób jeszcze bardziej skomplikowany i zupełnie niezrozumiały. Nikt człowiekowi nie pomoże, bo nie potrafi – SAP to ogromny system i każdy pracownik zna tylko niewielki wycinek, w którym pracuje. To tak, jakby wielką salę, na której każdy ma dostęp do każdego i wszystko może w mig załatwić, podzielić na jednoosobowe cele, w których nie ma wzajemnego kontaktu, poza oficjalna pocztą. W dodatku, w pracy inżyniera, który przecież tworzy rzeczy nowe, niezwykle często występują sytuacje, których żaden księgowy nie przewidział. Bo u niego wszystko odbywa się po bożemu, po kolei, jedno po drugim, podczas gdy inżynier robi wiele rzeczy jednocześnie. A skoro księgowy nie przewidział, to nie umieścił takiej możliwości w systemie. A skoro nie umieścił, to jej nie ma. A skoro jej nie ma, to nie można tego zrobić.

     - Jak to nie można? – jęczy kierownik. – Przecież zrobię to na twoich oczach!

     - Fizycznie to pestka – odpowiadałem zwykle. – Pięć minut roboty. Ale trzeba to też zrobić w systemie, a to niemożliwe.

     Z bólem serca patrzyliśmy, jak jeden projekt pada po drugim, z powodu jakiejś głupiej niezgodności z systemem. Jak tony dobrego materiału idą na złom, bo ktoś gdzieś w jednym z milionów okienek, o których nikt inny nawet nie wiedział, wpisał AA, zamiast AB i nie dało się tego zmienić. Jak nie można użyć części, która stoi na warsztacie i uśmiecha się do mnie kusząco, tylko dlatego, że nie dało się w jakieś okienko wpisać jej numeru i według systemu wcale jej tam nie ma.

     Nie zdzierżyłem. Rzuciłem to wszystko w diabły. To nie na moje nerwy! Gdybym chociaż przez mikroskop mógł dostrzec jakikolwiek sens własnej pracy, wołami by mnie z niej nie wyciągnęli. Ale w takiej sytuacji, gdy praca polega na bezustannym żarciu się z systemem i jego zwolennikami, nie miało to sensu. Kiedy tylko pojawiła się dogodna okazja, czmychnąłem stamtąd, gdzie pieprz rośnie.

     W mojej nowej pracy również obecny jest system, oparty na SAP. Tego chyba nie da się dziś uniknąć w tak dużej korporacji. Ale, w przeciwieństwie do poprzedniego, ten system jest stworzony przez inżynierów i dla inżynierów. W niczym nie przypomina poprzedniego. Jest logiczny, bardziej intuicyjny, choć też nieco bardziej skomplikowany. Jeszcze nie poznałem go do końca, ale myślę, że choć się zapewne nie polubimy, to przynajmniej zniosę jakoś jego obecność, w zamian za inny program, w którym odbywa się teraz główna część mojej pracy. To program do projektowania 3D, który mam najpierw dobrze poznać, zanim dostanę do roboty coś konkretnego. A żeby go dobrze poznać, trzeba się nim trochę pobawić.

     Więc się nim bawię.

     I właśnie buduję w nim swoją wymarzoną fregatę!

Bez górnego pokładu

Na razie doszedłem do tego miejsca. Nie ma jeszcze wielu elementów, ale z każdym dniem trochę ich przybywa

Od rufy też prezentuje się nieźle

     Tylko nie mam pojęcia, jak wymodelować w nim Karaiby…
____________________



* Taka gra, w której łazi się po górach i jaskiniach, zabija się smoki, trolle i wampiry, zbiera się różne rzeczy i w ogóle robi się, co się komu podoba.
** Też w Skyrim.


26 komentarzy:

  1. Na początek powiem, że u mnie też wszystko, co odbiega od codziennej rutyny sprawia, że mi sie nie chce, zanim zacznę. ;) To musi byc już ten wiek po prostu. ;)
    Bardzo dobrze zrobileś, że się przeniosłeś. Skoro była możliwość, ktora daje nadzieję na bardziej pozytywne działanie, to trzeba to robić. U mnie to nie wchodzi w grę, musiałabym w ogóle zmienić zawód. A to juz nie ten wiek. ;)
    Karaiby sobie domaluj farbami na ekranie. :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak potem będę łaził po Skyrim, gdy mi na ekranie będzie woda chlupotała? Muszę znaleźć inny sposób.

      Usuń
  2. Życzę Ci zadowolenia z tej pracy jak najdłużej się da. Oby do emerytury:)) A co do ciała.... no to mówi się tak, że to 50 to my znęcamy się nad naszym ciałem, a po 50tce - ono się zaczyna znęcać nad nami:)) W to wpisuje się rutyna, przyzwyczajenie, sport, wyjście z domu itp itd:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, to ciało znęca się nade mną na całego. W dodatku, co od lat mi się nie zdarzało, domaga się ode mnie słodyczy!

      Usuń
  3. ta łódka nawet się rusza jak się szybko kręci kółkiem myszki- i to w dobrym kierunku :)
    a te trzy maszty będą miały żagle czy trupie czaszki?
    pytam czy wiesz już, bo od tego zależy modelowanie Karaibów: z wiatrem, czy z piorunami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kapitan Kidd albo Czarnobrody da;iby Ci do wiwatu za tę "łódkę". To jest wielka fregata. Znaczy, będzie. Oczywiście, z żaglami.

      Usuń
  4. To właściwie chyba tylko pogratulować;-)Kurcze... taki świat jest właściwie zupełnie inny od mojego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O którym świecie mówisz? Tym, co mnie męczy przez pół doby, czy tym z Karaibów?

      Usuń
    2. Chyba o każdym możliwym w tym wypadku;-)

      Usuń
  5. Na Karaiby to raczej się wybierz, niż modeluj tę wizytę. Co do opuszczenia nieznośnego systemu, masz moje błogosławieństwo. Niechaj Ci po wsze czasy mackosławi Jego Mackowatość, Wielka, Wszechwiedząca, Węglowodanowa Istota, Latający Potwór Spaghetti, Ramen!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz pojęcia, jak bym chciał odwiedzić Tortugę. Ale niestety, nie stać mnie. Może za parę lat, gdy chłopcy się usamodzielnią.

      Usuń
  6. imprezy od dłuższego czasu mam już z głowy... znudziły mnie do reszty, zwłaszcza, gdy oparte są na alkoholu... nie bawi mnie darcie mordy, ani swoje, ani cudze... owszem, można mnie czasem skusić świętym ziołem MJ, bo wiem wtedy, że będzie spokojniej, "kulturalniej" i może wydarzyć coś na tyle ciekawego, by warto temu poświęcić czas i uwagę... ale to są rzadkie, wyjątkowe sytuacje...
    ...
    co prawda słabo znoszę stopniowy spadek formy, to aktywnie ten spadek hamuję, a sam proces przebiega na tyle wolno, by to przepracować, nabrać dystansu i nie tracić dobrego humoru...
    ...
    za to nagłe zmiany na płaszczyźnie zawodowej to ja mam już tak obcykane, że mogę to uznać wręcz za moją specjalność... tak więc do cudzych zmian podchodzę jak do czego najnormalniejszego w świecie... tak więc Tobie życzę po prostu powodzenia, rośnij w siłę i baw się dobrze...
    a to, że na fregatach itp. się znasz, to akurat wiem, kiedyś mi udzielałeś konsultacji w tym temacie i choć nic z tego już nie pamiętam, to pamiętam chociaż fakt, że miały one miejsce...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za życzenia serdecznie dziękuję, ale konsultacji na temat żaglowców nie przypominam sobie ani w ząb. Inna sprawa, że moja pamięć jest raczej mało pojemna i przyzwyczajona do korzystania z różnych pedrive'ów (znaczy notatek piórem w kajeciku).

      Usuń
  7. brawo Ty!! ...
    ja, w temacie zmian, poszłam na żywioł, na starość zachciało mi się brać kredyty hipoteczne, nie na fregatę co prawda, ale na stacjonarne tzw. własne gniazdko :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co masz mieć lepiej niż ja... Kredyt hipoteczny - jak ja nienawidzę tego słowa! Może jeszcze we frankach! Zgroza...

      Usuń
  8. Ta ogolna niechec jest bardzo typowa dla ludzi w pewnym wieku.
    Nie ma nic gorszego (niemal) jak codzienne chodzenie do pracy ktorej sie nie lubi. I najgorsze ze, jak w Twym wypadku, jest ona ok tylko przepisy lub ludzie......
    Wiec dobrze zrobiles bo praca to nie tylko wyplata lecz zadowolenie i duma z dobrze zrobionej roboty.
    Przywykniesz, poznasz, pokochasz a bonus w postaci darmowej fregaty tez nie do pogardzenia.
    Powodzenia, Nitager.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tylko skończę tę fregatę, biorę się za okręt podwodny, a potem za samolot.

      Usuń
  9. Czasem zmiany są konieczne, by wydobyć się z marazmu. Ale żeby aż takie?.... ;-)
    Łódka przepiękna jest. A Karaiby odwiedzić osobiście należy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Statek dopiero będzie piękny, gdy dostanie cały osprzęt i jeszcze dodam mu kolorów. Na Karaiby mnie nie stać. Jeśli jakiś pirat (preferowana piratka) nie zagości w moim mieście i mnie nie porwie na swój statek, to mam raczej marne szanse, żeby je zobaczyć na własne oczy.

      Usuń
  10. Na pociechę - rutyna i dzień jak co dzień też są w stanie obrzydzić życie i wywołać niechęć. Fajnie, że zmieniłeś pracę. Karaiby zrobisz na działce- postawisz dwa wiotkie bungalowy kryte ekologiczną trawą pampasową, zainwestujesz w przenośny basen i będą Karaiby.Bez tłumów i rekinów.;)Co do fregaty - mam nadzieję, że ją skończysz projektować i nam pokażesz już całkiem ukończoną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj po powrocie!

      Basen już jest. Dmuchany, ale nie czepiajmy się szczegółów. Bungalow trochę kłopotliwy, ale do zrobienia. A ostatnio wpadł mi pomysł do głowy - jak świerk przerobić na palmę. Coś w tym jest...

      Usuń
    2. Hmm, świerk na palmę? Chyba da się, ale uprzedzam, że cięcie gałęzi świerkowych jest dość bolesne- one piekielnie kłują.Doznałam kiedyś uszczerbku na rękach, gdy "skracałam" świerk rosnący pod oknem kuchennym.

      Usuń
    3. Skoko - mam piłę na długim kiju ;)

      Usuń
  11. Drogi Nitagerze!
    Podziwiam za odwagę i trafną decyzję:)
    Kto, jak nie Ty- daje zawsze radę i tak trzymaj!
    Dziękuję za to, że Jesteś i wspierasz dobrym, mądrym słowem:)
    Pozdrawiam wiosennie już i życzę sukcesów, a przede wszystkim dużo zdrowia;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa. :)

      Ale żeby tak zupełnie, ale to zupełnie nie zachwycić się moją wielką fregatą?...

      Usuń