Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


środa, 14 listopada 2018

O niecodziennym sposobie, w jaki zamanifestował się mój problem z alkoholem

     - Oj, pofolgowałeś sobie!

     Pani doktor zmarszczyła brwi i uważnie zaczęła studiować moje wyniki badań.

     - Spsiałeś, po prostu! – rzuciła mi groźne spojrzenie. – Tego nie odszukasz, choćbyś chciał – potrząsnęła dwiema kartkami papieru, zadrukowanego zupełnie niezrozumiałymi słowami, cyframi i symbolami. – Wstyd! Taki porządny chłopak był z ciebie i co?

     Czułem, że się rumienię. I to nie na słowo „chłopak”, którego nie słyszałem już od bardzo, bardzo dawna.
Banalna historia. Dopadło mnie jakieś choróbsko, więc poszedłem do przychodni. Przypadkiem lekarką dyżurną była moja dobra koleżanka ze szkoły. Przywitaliśmy się serdecznie i podnieśliśmy trochę ciśnienie ludziom w poczekalni – bo pogadać przecież trzeba. Z choroby mnie wyciągnęła, a przy okazji dała mi skierowanie na badania krwi, bo „w naszym wieku dobrze jest się przebadać”. Wyniki tych badań nie były idealne. Nawet nie bardzo dobre. Z trudem łapały się na dostateczne.

     - Ale co ja robię nie tak? – Zaprotestowałem. – Ruchu mam dużo, słodyczy unikam, wódy nie żłopię. To pewnie przez to zanieczyszczenie środowiska, próby jądrowe, GMO, gender i efekt cieplarniany…

     - Piwsko pijesz! – zrobiła groźną minę. – To widać po wynikach. Uwierz mi, piwo to najgorsza rzecz. Nie tylko rozwala wątrobę. O, popatrz na poziom – tu użyła jakiegoś skrótu, który nic mi nie mówił. – Chcesz żeby ci na starość stawy siadły? Chcesz jeździć na wózku?

     Bez przesady, mógłbym bez namysłu wymienić jej ze sto rzeczy gorszych od piwa. Ale mieszkam na czwartym piętrze bez windy, więc ze zrozumiałych względów na wózku jeździć nie chciałem. Poza tym, pożegnać się z rowerem, z włóczęgą po lasach, z jazdą samochodem? Kiepska perspektywa. Z drugiej strony, w moich stronach nie da się nie pić piwa. Ten trunek jest nieodłącznym składnikiem lokalnego jadłospisu. Nie pić piwa, to jak mieszkać w Watykanie i być muzułmaninem.

     - A mówią, że piwo jest zdrowe – mruknąłem nieśmiało, raczej w samoobronie niż w opozycji. – Że zawiera dużo węglowodanów, witamin z grupy B…

     Urwałem, bo jej mina mnie przeraziła. Jeszcze chwila, a każe mnie zakuć w kajdany, wepchnąć do czarnego Citroena BL-11 i przewieźć do Warszawy, na Aleję Szucha. Wyobraziłem sobie tępego osiłka w stopniu Oberscharfuhrera, ze szpicrutą pod pachą i przerażającym, zupełnie pustym spojrzeniem, jak wciąga czarne, skórzane rękawiczki na pięści wielkości bochenków chleba i sprawdza, czy dobrze leżą. Uznałem, że rezygnacja ze złocistego napoju to cena do zaakceptowania, w zamian za uniknięcie ciosu tej pięści.

     - Cholesterol też masz za wysoki – dodała pani doktor. – Mniej mięsa, więcej owoców!

     Poczułem się skrzywdzony. Przecież jem dużo owoców! Bardzo lubię owoce. Dzień bez jabłka czy gruszki się dla mnie nie liczy. A winogrona? A truskawki? A czereśnie? Mogę je jeść całymi kilogramami. Dajcie mi skrzynkę czereśni, a w rekordowym czasie wyprodukuję Wam pełen worek pestek na sadzonki. Tylko musicie go sobie odebrać sami, bo ja nie mogę się potem ruszać przez jakiś czas.

     Ale mięso też lubię. Albo sery… A do tego kieliszek melnika, merlota, albo caberneta…

     - Wino też zwiększa poziom tego-czegoś-co-poprzednio!

     Wolałem o nic więcej nie pytać. Jeszcze okaże się, że nadmiar powietrza też szkodzi.

     Potem było kilka pytań o tryb życia. Na wieść, że dzień przed badaniami miałem wysiłku fizycznego trochę więcej niż zwykle, jej twarz złagodniała. Pokiwała głową i stwierdziła, że to też mogło mieć wpływ na poziom tego czegoś tam – nie rozumiem tych skrótów. Skończyło się na tym, że przez najbliższy miesiąc mam stosować dietę, przyjmować zapisane przez nią leki i za miesiąc powtórzyć badania.

     - I daruj sobie to bieganie dzień, albo dwa przed badaniami – ostrzegła. – I przez ten miesiąc żadnego alkoholu!

     - Rozkaz! – trzasnąłem kopytami, zasalutowałem i wyszedłem z sygnałem „Następny!” na ustach.

     Mogło być gorzej – mogła zakazać mi pić kawę. Wtedy chyba po prostu zmieniłbym lekarza. Życie bez kawy jest bowiem absolutnie niemożliwe. Kto przestaje pić kawę, dostaje najpierw drgawek, potem na języku wyłażą mu zielone purchle, on sam dostaje różyczki, żółtaczki i czerwonki, następuje zanik mięśni, kości i zaczynają wypadać włosy, a na końcu to już tylko ciemny tunel, prowadzący do światła, w którym bulgoce błyszczący i pełny ekspres do kawy. Ale alkohol nie jest konieczny do życia, choć przyznaję, znacznie je osładza. Piłem piwo, bo na skutek pewnego szczęśliwego zbiegu okoliczności, zawsze było pod ręką i to w dużych ilościach. Nieraz zwyczajnie z lenistwa, bo łatwiej było otworzyć butelkę, niż zrobić herbatę. Ale bywało, że go pod ręką nie było i nie czułem z tego powodu żadnego większego dyskomfortu. Ograniczenie na pewno wyjdzie mi na zdrowie, może nawet uda mi się zrzucić trochę kilogramów. Ale gdy tylko zamknęły się za mną drzwi, zaraz ogarnęły mnie wątpliwości.

     W życiu prywatnym jestem człowiekiem raczej wycofanym i trzymającym się na uboczu. W większej grupie ludzi zawsze czuję się nieswojo. Zawsze zazdroszczę wtedy kameleonom, że potrafią zlać się z tłem i są niemal niedostrzegalne. Taki jestem i już się nie zmienię. A widoczne jest to zwłaszcza w czasie spotkań towarzyskich, na przykład dużych, rodzinnych uroczystości. W tym miesiącu czekają mnie aż trzy, nie licząc świąt.

     Są trzy rzeczy, których nie umiem i nie nauczę się już nigdy, choć wielokrotnie próbowałem. Są to: gra w tysiąca, obsługa ekranu dotykowego w telefonie i taniec towarzyski. No i każdy inny taniec, szczerze mówiąc. Na parkiecie czuję się jak kretyn. A to są huczne uroczystości i aż nie wypada przesiedzieć ich przy stole. Zwłaszcza, że samo siedzenie też nie jest specjalnie interesujące. 

     Co innego, gdy pociągnie człowiek trochę winka, czy wypije jakiś koktajl. Niedużo – ot żeby się poczuć trochę swobodniej. Wtedy mogę robić z siebie idiotę na całego. A niech mi jeszcze zagrają jakiś rock-n’-rollowy kawałek – parkiet mój! A jeśli przyjęcie odbywa się w domu, to nareszcie mogę spędzić swobodnie czas z kimś, kto dorównuje mi poziomem umysłowym – czyli z dziećmi. Wtedy nie mogę nawet usiąść na chwilę przy stole, bo zaraz jakieś małe rączki ciągną mnie do pokoju obok.

     - Wujek chodź się wygłupiać…

     A mnie w to graj! Takich historii, jakie tam wymyślam, nie stworzyłby Terry Pratchett.

     Ale warunek: muszę łyknąć niewielką porcję jakiegoś polihumorku. Inaczej przypominam prawnika, informatyka, albo urzędnika w ZUS: sztywny, poważny, nie zdradzający oznak poczucia humoru… A tu nie wolno. Lekarz powiedział - i koniec! Ani kropelki.

     I znowu będą pretensje Żandarmerii Małżeńskiej, która z łatwością odróżni swobodny uśmiech od udawanego. I wyciąganie na siłę na parkiet, żeby głupio podrygiwać w rytm muzyki i czekać, aż się to skończy. I skryte ziewanie, bo zwykle chodzę spać dość wcześnie, a imprezy ciągną się do późnej nocy. Dla mnie to męczarnia. Generalnie, od samego początku, od wejścia na salę po prostu czekam, kiedy się to skończy – i niestety, widać to po mnie. 

     - Jak ty się zachowujesz? – syczy Żandarmeria. – Siedzisz jak kołek, ze znudzoną miną. Musisz pokazywać znowu swoje humory?

     Jakie humory? Oj, niesprawiedliwy świecie! To nie żadne humory, tylko zwykła senność! No człowieku, przetrać większość swojego wolnego czasu na coś, czego nienawidzisz, a zobaczymy jaką będziesz miał minę!

     Czy ktoś z Was zna sposób na to, by precyzyjnie co do dnia, dostać wysokiej gorączki, najlepiej jeszcze wysypki i żeby na drugi dzień przeszło? Inaczej się od tych nudów nie wykręcę. Bowiem moje poszukiwania idą głównie w tym kierunku. Przyznacie, że mam problem? I, z której strony by nie patrzeć, jest to problem z alkoholem. 

     Nie sądziłem, że mnie to kiedyś dopadnie. Tak się stoczyć!

     Kończę - niegodnym pisać dalej!

27 komentarzy:

  1. Nie chcę być niemiła, ale Twoja koleżanka wcisnęła Ci nieaktualną ciemnotę- wysoki poziom cholesterolu jest od węglowodanów, bo wszystkie one są cukrami. Jeśli chcesz bezboleśnie obniżyć jego poziom to zastosuj dietę Paleo, znajdziesz bardzo dobre przepisy na www.paleosmak.pl
    Generalnie musisz zrezygnować z wcinania wszelakich kluseczek, nawet tych co Twoja żona genialnie robi, z kartofelków również. Do mięsa musisz jeść warzywka, nie koniecznie uciapciane na parze , mogą być usmażone na oleju kokosowym, a zamiast kanapek na drugie śniadanie bierz w słoik sałatki- przepisy też na tej stronie znajdziesz.
    Co do piwa- ma kobieta rację. Zamiast piwa pij czerwone, gronowe wino.
    Na tej stronie poczytaj koniecznie o diecie paleo samuraja.
    W ogóle to bardzo dobrze zredagowana strona.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koleżanka Małżonka i olej kokosowy! Toż to jakbyś chciała Kaczyńskiego z Tuskiem ożenić! Ona nienawidzi nawet zapachu kokosa - robi jej się niedobrze.

      A poza tym, skąd Wy wiecie, co jedli ludzie w paleo? Przecież tego nie spisali. A jeśli zjadali siebie nawzajem?

      Usuń
  2. No. Podpisuję się, pod tym, co moja przedpiśczyni napisała: niekoniecznie wina mięsa. Chyba że wcinasz słoninę kilogramami.
    Plus cholesterol cholernie idzie w górę od stresu.
    A tak w ogóle to jest zły cholesterol i dobry. Jesli zbadała Ci tylko ogólnie, to o kant to badanie potłuc.
    A jeśli chodzi o chorobe na zamówienie, to przypomnij sobie szczenięce lata szkolne. Nie jadłes nigdy proszku do pieczenia, żeby rzygac pół nocy? ;p Termometru do herbaty nie wtykałeś? ;p Wysypki sobie mazakiem nie rysowałes? ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od stresu - o, to to! To na bank od stresu. Dziś to już qrwami rzucałem na głos. Jak dobrze, że od stycznia przechodzę do innego działu...

      Usuń
  3. Dieta paleo - skuteczność potwierdzona w kręgu bliskich znajomych. Trzy imprezy, każda z lampką (jedną!)dobrego wina to nie grzech. A cholesterol po pierwsze zbadać dokładnie, zły i dobry, oznaczyć proporcje, odstawić tłuste mięcha i słodycze (zanim jeszcze przejdziesz na pełną paleo)i będzie ok. Nie wiem, jaki masz organizm, ale mój nieżyjący wielki Przyjaciel, znakomity zielarz, mówił, ze lepiej jest wprowadzać zmiany powoli, a nie (na przykład) w poniedziałek wypalić ostatnie dwie paczki papierosów po 30 latach palenia, a we wtorek radykalnie rzucać palenie. Sam znasz siebie najlepiej, lekarza jak masz zaufanego, słuchaj ale słuchaj też co podpowiada ci twoje ciało. I nie chodzi tu o jakąś "tajemną wiedzę" - tylko o takie sygnały jakie zwykle wysyła, np miałam ochotę na migdały i bardzo mi smakowały, gdy byłam w stresie i brakowało mi magnezu i witamin z grupy B.

    Pozdrawiam!

    Brunetka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A po co w ogóle pić to wino? Jeden kieliszek mnie nie rozweseli, ale za kierownicę już nie siądę.
      Tłustych mięs nie jem, słodyczy unikam - i to od bardzo dawna. A badania miałem przeprowadzone dokładnie - punktów było na tej liście kilkadziesiąt, ale ja zrozumiałem tylko "hemoglobina", bo reszta była zaszyfrowana jakimiś skrótami.

      Usuń
  4. Od pieciu lat nie miewam spotkan rodzinnych i jest mi z tym bardzo dobrze :)
    Bo czulam sie zawsze tak, jak ty!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spotkania w kilka osób są miłe. Ale rodzinne spędy - zdecydowanie nie dla mnie.

      Usuń
  5. nie masz problemu z alkoholem, tylko co najwyżej trochę przesadzasz, ale jeszcze nie przeginasz... i z alkoholem, i z robieniem z tego problemu... ale co racja, to racja: jeśli już przesadzać z tym narkotykiem, to faktycznie lepiej gdy jest w formie wina, niż piwa... klucz nie tkwi w samym alkoholu, ale w tych węglowodanach o którym sam wspomniałeś, centralnie zaś w maltozie - cukrze prostym... tam siedzi przysłowiowy diabeł...
    no tak, ale piwo ze słodziku miast słodu?... toż to chemia, paskudztwo istne, trucizna, zresztą nikt jeszcze takiego nie wymyślił... na razie postęp techniczny zatrzymał się na tej porcji chemii, która jest w piwie sieciowym...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problemem nie jest sam alkohol - ja bez trudności mogę się powstrzymać od picia. Problemem dla mnie są imprezy, na których "wypada" być i których szczerze nienawidzę. Dopóki mogłem łyknąć trochę alkoholu, działał on jak znieczulenie. A bez tego mam tragiczną świadomość własnej nudy i przemijającego WOLNEGO czasu, którego przecież mam tak niewiele... Ja nie kombinuję, jak tu się napić, tylko jak wykręcić się od tej nasiadówy.

      Usuń
    2. małą mam empatię do Twojej sytuacji, bo jak nie chcę iść na taką imprezę, to po prostu nie idę... bo imprezy z alkoholem są po prostu nudne, ciągle to samo... no, chyba że jest jakieś zioło obecne, bo jest wtedy twórczo, mniej się spożywa alkoholu, a zatem większa szansa, że nie odbędzie się jakieś bałwaństwo, gdy ktoś z tym alkoholem przegnie...

      Usuń
    3. "Po prostu nie idę"... No cóż, mogę się postawić i nie iść. Ale uważam, że jest to cena za zgodne małżeństwo, w którym, nie chcę wprowadzać niepotrzebnych kwasów. Narzekam, bo tego nie lubię. Ale tak samo narzekam, gdy rano wstaję do pracy. Mógłbym się uprzeć i nie iść - ale poniosę wszelkie konsekwencje tego kroku.

      Usuń
  6. Kazdemu doradzalabym ograniczene w piciu alkoholu, poza symbolicznym kieliszkiem, a jesli wyraznie odbija sie na zdrowiu to o czym tu dyskutowac?
    Zgromadzenia rodzinno-towarzyskie to dla mnie wielki kataklizm i na szczescie mialam ich w zyciu prawie zero. Mam bardzo mala rodzine, praktycznie zlozona tylko z dzieci wiec nasze spotkania to male i bardzo bliskie grono, zadne duze imprezy, bez obcych ludzi. Takie cos lubie i cenie sobie. Nie kazdy tak moze, nie kazdy ma wybor wiec rozumiem jak Ciebie mecza i nudza a takze nasuwaja pytanie : po co?
    Purchle - przypomniales mi to slowo, Nitager, dziekuje bardzo. Slyszalam je gdy jeszcze mieszkalam w Polsce, uzywalam a pozniej poszlo w zapomnienie. Strasznie poreczne i wygodne bo choc nie okresla niczego konkretnego to wiele mozna nim okreslic - wlasnie jakies wypryski, cos co nie wiadomo jak nazwac. Na dzieci mowilo sie "purcle" ale nie wiem czy to jest to samo.
    Nitager - sama sobie wymyslilam skonczyc z papierosami i obecnie koncze odwykowa kuracje - ale nie podchodze do niej jako nieszczescia i konca swiata - ciesze sie, jestem z siebie dumna, a przedewszystkim rozumiem ze robie dla swego dobra.
    Poza tym pamietaj ze u Ciebie to ograniczenie nie znaczy ze nie mozesz wziac do ust ani kropli, jedynie rozsadnie i okazyjnie.
    Powodzenia i dobrego zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, ze naprawdę mam tu opinię żula ;) Ja przecież nie biadam nad tym, że nie mogę pić. Trochę żal, że nie spróbuję nawet swoich nalewek, ale przecież to niewielka cena za zdrowie. Ja tylko nie wiem, jak wytrzymam te rodzinne spędy, które dotąd udawało mi się przetrwać dzięki alkoholowi.
      Wiesz dlaczego Duff Mc Keagan zaczął ćpać? Bo panicznie bał się latać samolotem. Więc na czas przelotu brał crack i miał wszystko gdzieś. A że tournee to większość czasu spędzona w samolocie - wpadł w nałóg. Nie jest to oczywiście jedyna przyczyna, ale jeden z czynników, który go popchnął ku Otchłani.

      Usuń
  7. Nitagerze
    To się doigrałeś!
    Nie wiem, czy chciałabym, aby mnie leczył kolega ze szkoły.
    Trudno, dieta i stosowanie zdrowego trybu życia, które może je przedłużyć.
    Cierpliwości życzę;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie mi potrzebna - dzięki. A mnie się wydawało dotąd, że prowadzę w miarę zdrowy tryb życia... Ech, jak to się można pomylić.

      Usuń
    2. Mnie koleżanka z pracy, 23-letnia, ciągle powtarza:" jest Pani w takim wieku, że na coś trzeba umrzeć".!:(

      Usuń
    3. Odpowiedz jej: "Mam nadzieję, że ciebie ten wiek ominie".

      Usuń
    4. Albo lepieij: "Wypada życzyć ci, aby los oszczędził ci doświadczenia tego wieku na własnej skórze". Głupia, to i tak nie zrozumie.

      Usuń
  8. Ja też miałem problem z alkoholem ale rozwiązałem go poprzez przystąpienie do katolickiego Narodowego Programu Trzeźwości. Wiem, że jesteś wrogiem Kościoła, ale nie odrzucaj pomocnej oferty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ta instytucja pomoże mi nie iść na rodzinną imprezę? Bo nie rozumiem, jak miałaby mi pomóc. Skoro lekarz mówi, że nie wolno, to nie wolno i koniec - nie potrzebuję, żeby mi to powtarzał jakiś facet o podejrzanym guście w doborze ubrań.

      Usuń
  9. Wiesz Nit (mogę...?), ja już od dłuższego czasu włóczę się po konowałach. Tyle, że u mnie dawno odkryli wyjątkową "podatność chorobotwórczą" ;-) na stres. No i jak przeczytałam o tej kawie, to natychmiast poczłapałam do kuchni i zrobiłam dużą, mocną kawę... Muszę się przecież jakoś bronić przed dalszą destrukcją mojego organizmu ;-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Różnie mówią o kawie. Jedni - że jest zdrowa, przyspiesza przemianę materii i produkcję jakiejś-tam-iny. Inni - że szkodzi na wątrobę. Wiem tylko, że życie bez kawy straciłoby dla mnie cały urok.

      Usuń
  10. Oj, Nitager, jeszcze tak nie było, żeby ktoś mnie zmusił do tańca, gdy nie miałem ochoty. Nie zatańczysz ze mną?" brzmi dla mnie równie niegrzecznie i jełopowato, jak "ze mną się nie napijesz?", więc nie mam problemu z odsyłaniem do kogoś bardziej chętnego do dreptania na parkiecie. Wesel nie cierpię, ograniczam je naprawdę do niezbędnego minimum, czyli w tym wypadku do rodzeństwa- jeszcze siostra jest niehajtnięta, więc być może mnie czeka wizyta u niej. Co do robienia z siebie idioty, to problemem nie jest chwilowy obciach, a to, co się przykleja do człowieka, więc zupełnie pozbawione racjonalnych powodów jest chronienie się etanolem przed chwilowym doznaniem, jeśli miałoby ono później trwać w formie etykietki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Człowiek o sporym uroku osobistym nie robi sobie obciachu, tylko bawi towarzystwo. To raz. A dwa, oczywiście, że mogę odmówić.Pracy w SAP też mogę odmówić, a nie lubię jej o wiele bardziej. Tylko za każdą taką odmowę czymś zapłacę. Coś stracę - a bywa, że cena jest wysoka. Mogę się oczywiście wyłamać się z rodzinnych zwyczajów i zacząć wieść życie samotnika - ale wtedy oddalę się od żony, a tego już nie chcę. Coś za coś.
      Ale ponarzekać sobie mogę - a kto mi zabroni?

      Usuń
  11. ponoć kieliszek spirytusu na czczo lub przed spaniem jest bardzo zdrowy:)) tak mówili długowieczni, można, to nazwać nalewką, to lepiej brzmi:)
    takim Citroenem BL-11 (wrzuciłam w google), to ja bym pojechała gdzie bądź!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spirytusu? Nie dałbym rady tego przełknąć. I za bardzo żal mi moich strun głosowych. A poza tym, lekarz stwierdził, że nie wolno.
      Citroen BL-11 to moje marzenie od baaaaaardzo dawna. Zawsze chciałem odrestaurować taki wóz. Niestety, nie stać mnie na takie cacko, a nawet jeśli, to nie miałbym gdzie przy nim grzebać.

      Usuń