Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


czwartek, 21 czerwca 2018

Negocjacje

     - Witaj, kochany życiodawco!

      Skoro Mały wita mnie od progu takim tekstem, to na bank chce mnie na coś naciągnąć. I jeszcze pomaga mi zdjąć plecak! Oj, poważna sprawa.

      - Zapomnij o tym – pokręciłem głową. – Nie kupię ci najnowszego Windowsa. W lipcu pójdziesz do pracy i sobie na niego zarobisz.

      Mały zaczął zdradzać wyraźne, widzialne i słyszalne oznaki dezaprobaty i zniecierpliwienia.

      - Jeszcze nie zdążyłem nawet powiedzieć, o co mi chodzi, a ty już wszystko wiesz! Jak zawsze!

      Obraził się na całe dwie minuty. Zdążyłem jednak zdjąć buty, usiąść na najbliższym meblu i zacząć powoli wygaszać funkcje życiowe.

      - Bo jest sprawa, nie?

      Widać, że tutaj wychowany. O czymkolwiek Wielkopolanin by mówił, zawsze można poznać, że to syn Krainy Kwitnącej Bulwy. Na przykład o telefonie. Nie powie „telefon”, tylko „telefon, nie?”. Sprawia to wrażenie, jakby nie dowierzał rozmówcy, że tamten też może wiedzieć, co to takiego.

      Uchyliłem jedną powiekę. Łobuzerski uśmiech tylko mnie przekonał, że będzie naciąganie aż do granic wytrzymałości materiału.

      - No… - wyraziłem szczątkowe zainteresowanie.

      - Bo ty będziesz miał nowy samochód…

      - Ja? – otworzyłem szerzej oczy. – JA będę miał samochód?

      Przewróciłem oczami i usiadłem prosto.

      - Gdybym to JA kupował samochód – zaperzyłem się, – DLA SIEBIE, to na pewno byłby to Lotus Esprit. Choćby miał mieć ze trzydzieści lat, bo na nowszego mnie nie stać i choćby rdza się z niego sypała jak łupież spod czapki kaprala. I tak bym kupił. Choćbym miał całymi popołudniami leżeć pod nim i sztukować dziurawą podłogę. Ale to byłby MÓJ Lotus Esprit. Mój własny, wymarzony i wyśniony. Marzę o nim od chwili, gdy ujrzałem „Szpieg, który mnie kochał” z Bondem. A co ja robię? Myślę o rodzinie. O NAS! I dlatego kupuję wielkiego, pakownego, nieruchawego grzmota, z silnikiem typu „kle-kle-kle-kle-kle”…

      - Ojej, no nieważne! Będziesz miał inny. A mnie chodzi o ten stary!

      Zrobiłem się czujny.

      - Przecież ustaliliśmy – odezwałem się ostrożnie. – Stary idzie na sprzedaż. Dostaniemy za niego parę groszy i spróbujemy za to kupić coś małego, żeby było do jazdy po mieście.

      - No właśnie o to mi chodzi – wpadł mi w słowo. – Sprawdziłem, po ile takie chodzą.

      - No i?

      Tu wymienił sumę, która przyprawiła mnie najpierw o spazmatyczny śmiech, a potem o łzawienie oczu – z żalu nad naszą nieciekawą sytuacją materialną. Przecież jeszcze nie tak dawno dałem za niego kupę forsy! Jak na moje możliwości, oczywiście. Bo niejeden, żyjący na koszt podatnika, płaci tyle za obiad. Tego, co mogę za niego zażądać dziś, nie starczyłoby mu nawet na przystawkę. 

      - Za tyle nie kupimy nawet rozsypującego się „ciętka” – mruknąłem.

      Trochę przesadzałem. Dałoby się kupić nawet całkiem sprawnego, ale minorowy nastrój podyktował mi słowa pełne goryczy. Mój Srebrny Szerszeń wart był tyle, co na wagę.

      - No i w związku z tym, mam propozycję – Mały przybrał pozę polityka i przeszedł do istoty sprawy. – Żeby go nie sprzedawać, tylko zostawić. Przecież jest sprawny!

      - Sprawny – potwierdziłem cichym westchnieniem. – Ale pomyśl o ubezpieczeniu. To ma dwulitrowy silnik, a jeszcze dowalą nam opłatę emisyjną, bo z czegoś te nagrody muszą sobie wypłacić. Rdza zaczyna go już próbować. No i to duży samochód. Na co nam dwie wielkie landary?

      - Ale sam zauważyłeś, że nie kupimy za niego niczego rozsądnego – wpadł mi w słowo – A w rodzinie sami kierowcy. Przyda się drugi samochód. Choćby jak pojedziesz na Zjazd…

      Zjazd ma miejsce raz w roku. Nawet tyle Mały nie wytrzyma? Zaraz, co on powiedział o kierowcach?

      - Mały, a przecież ty jeszcze nie masz prawa jazdy!

      Skrzywił się.

      - Za tydzień będę miał.

      Fakt, zostało mu tylko kilka godzin jazdy i egzamin praktyczny.

      - Ale on już zaczyna się sypać – westchnąłem – To będzie skarbonka.

      Mały, widząc już, że zwyciężył, wykonał gest, który najprawdopodobniej miał oznaczać „panujemy nad sytuacją!”, ale równie dobrze mogło to znaczyć „ojej, skleiły mi się palce!”.

      - Nie martw się, już ja go tak odpicuję!...

      Mogłem mu jednak kupić tego Windowsa…

      Ale wiecie co? Poczułem ulgę. Żal mi się rozstawać ze Srebrnym Szerszeniem. W końcu, to był naprawdę dobry samochód. Kiedyś tam…


      Po kilku dniach przyznałem mu rację na całego. Mały zdał egzamin bezbłędnie i teraz czeka już tylko na wydanie dokumentu. A ja? No cóż… Dziś właśnie pierwszy raz przejechałem się nowym nabytkiem, już zarejestrowanym i ubezpieczonym. I chyba się polubimy.

      Muszę sobie tylko przypomnieć francuski – bo on w tym właśnie języku do mnie gada.


23 komentarze:

  1. Eee, to Ty Krezusem jesteś, skoro będziesz miał na utrzymaniu dwa używane samochody- jednego w wieku średnim a drugiego w zaawansowanym.
    Dwa samochody to na rodzinę to fajna sprawa, zwłaszcza gdy się prowadzi "komiwojażerski" tryb życia- my tak mieliśmy przez wiele lat.
    Mój wytłukiwał miesięcznie ok. 2 do 2,5 tys. km miesięcznie, ja tylko ok.1 tys., bo jezdziłam tylko po W-wie. I to była rzecz fajna , ale jednak kosztowna.
    To "nie" na końcu to typowa pozostałość po zaborze niemieckim.
    A co on do Ciebie gada? Ma nawigację? Ja tu dostaję świra z nawigacją, choć gada do mnie po polsku, ale zawsze mnie naprowadza na autostrady, których kawałki służą miastu za obwodnicę, a na nich to przeważnie są korki. Wiec jak mam się przemieszczać w obrębie miasta to wpierw pracowicie ślęczę nad planem miasta i wypisuję sobie ściągę, potem "jadę na kartkę".
    I przez pół drogi klnę, bo marnie widać tabliczki z nazwami ulic, co mnie zmusza do liczenia na planie ile przecznic mam minąć.Jak dobrze policzę to mój zysk, jak nie to czasem błądzę.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma nawigacji, ale ma komputer pokładowy i jest tak oczujnikowany, że bez przerwy wysyła mi jakieś sygnały. I wszystko po francusku.

      Usuń
  2. Uratowałeś Szerszenia!!! Ja Fuńki nie uratowałam. Jesteś fajterem, tej😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie uratowałem- - ciekawe na jak długo. I wiesz co? Już za nim tęsknie. Chyba jutro na zakupy pojadę Szerszeniem. Tam przynajmniej są dźwignie, wajhy, wihajstry i tak dalej - a tu tylko przyciski i lampki.

      Usuń
  3. Swietna decyzja, Nitagerze.
    Pewnie patrze na to z perspektywy mieszkanca kraju gdzie to kazdy dorosly ma wlasny samochod - z malymi wyjatkami gdy mlody osiagnie wiek 16 lat to dostaje wlasny samochod - a rodzice wrecz oddychaja z ulga ze odpada im wozenie latorosli na wszelkie zajecia, zakupy itd. Czesto pod domami tyle samochodow ile w nim doroslych - czasem 5.
    Drugi samochod napewno okaze sie przydatny a mlodemu zycze duzo radosci z niego - i gratuluje mistrzostwa w przekonywaniu!
    Moj starszy wnuk dobija 13tu lat wiec za rok moze otrzymac mlodziezowe prawo jazdy, takie ktore uprawni go do jazdy z dorosla osoba - i juz sie przyglada samochodom by zdecydowac jaki by mu kiedys odpowiadal. Oczywiscie czesc kosztu beda ponosic dziadki :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Stanach utrzymanie samochodu to nie jest duży koszt. Mój amerykański kolega, jak przyjechał do Polski i zatankował tu do pełna, to wybałuszył oczy, gdy przyszło do płacenia.

      Usuń
    2. To prawda - benzyna ma bardzo rozsadne ceny - ale nie tylko ona decyduje o posiadaniu samochodu. Wiekszosc miast, w tym moje, ma slabo rozwinieta komunikacje miejska a miasta sa budowane w szerz nie wzwyz wiec mamy do pokonywania spore odleglosci czyli bez samochodu ani rusz. Pomocne jest rowniez to ze bardzo duzo mlodych pracuje ,oprocz ksztalcenia sie, czesto przez cale wakacje tez i w ten sposob wspomagaja budzet.

      Usuń
    3. Moi już obaj poszli do pracy. Niby na miesiąc. Starszy da radę, bo już pracował w przemyśle, ale czuję, że Młodszy dostanie w kość.

      Usuń
  4. No ja pierwszy raz słyszę, żeby mężczyzna miał tak ambiwalentne uczucia odnośnie nowego samochodu:))

    OdpowiedzUsuń
  5. Znaczy kupna tegoż samochodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, bo zawsze musiałem rezygnować ze swoich marzeń... :( Zawsze było coś ważniejszego. Ale nie mogę narzekać - miałem dotąd dobre i szczęśliwe życie - pomimo ciągłych wyrzeczeń.

      Usuń
  6. Gratuluje nowego nabytku -- i bardzo przedsiebiorczego syna! We czterech dacie rade.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Syn mnie czasem przeraża. Czasami wydaje mi się, że on mnie zapakuje w karton, sprzeda mnie mnie samemu za ciężkie pieniądze, a mnie się jeszcze będzie wydawało, że zrobiłem interes życia.

      Usuń
    2. Prawdziwy chwat!:) Nic sie nie boj - daleko zajdzie, a nawet zajedzie:)

      Usuń
  7. A ja Tobie przyznaję rację na całego, bo dzięki Twojej decyzji, Młody pozna pojęcie "kosztów eksploatacji", co w przyszłości być może uchroni go przed zakupem za pierwsze zarobione większe pieniądze, bryki z czterolitrowym silnikiem. Pod warunkiem, że nie będziesz robił opłat za jego samochó. Możesz mu szepnąć, że taki n.p. Woland mieszka w kraju, gdzie za silnik 4 litry płaci się 1809 euro rocznie samego podatku drogowego (jeśli nowy- rejestrowany po 2008, to nawet 2300 euro- od emisji CO2)- ubezpieczenie od 3 tysięcy wzwyż :-), jak Ci ktoś w ogóle będzie chciał ubezpieczyć, bo nie jest to takie oczywiste.
    I cieszę się, że wybrałeś Lotusa Espiryt, bo jeżeli spotkamy się kiedyś na zlocie blogerów nieprzesadnie kochających dobrą zmianę, to nie będziemy mieli tych samych samochodów (to gafa porównywalna z założeniem tych samych sukni przez 2 kobiety na jeden bal). Ja wysiądę z Astona Martina V8 Vantage, ale tego, którym Bond jeździł w Living Daylights.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tys pikny. Ja w ogóle lubię brytyjskie samochody. Choć często są nie dopracowane, jednak mają duszę.

      Usuń
  8. No i bardzo dobrze wyszło wszystko! Szerszeń zostanie w rodzinie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od wczoraj stoi pod oknem i zastanawia się, w co ja tak naprawdę gram.

      Usuń
  9. Mój pierwszy samochód był Francuzem :).
    A Mały dobrze to rozegrał i to była dobra decyzja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście udało mi się rozkminić trochę jego komputerek i teraz zaczął mówić po polsku. I jest jeszcze gorzej! Dopóki nie rozumiałem, o co mu chodzi, mogłem go ignorować. Ale komunikatu "opona przebita" lekceważyć nie należy.

      Usuń
  10. Samochód kojarzy mi się raczej z udręką - awarie, korki, niebezpieczne sytuacje na drogach. Nie mogę się doczekać czasów, kiedy zamiast męczyć się z własnym pojazdem będzie się opłacało zamówić taksówkę z napędem elektrycznym, dzieloną między kilku niezależnych pasażerów, z automatycznym kierowcą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że nie dożyję... Dla mnie to straszna wizja. Nie lepiej wsiąść w tramwaj?

      Usuń
  11. Masz, to dobrze, obaj macie:):)

    OdpowiedzUsuń