Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


wtorek, 3 kwietnia 2018

Samochodzik na baterie - cz.I

     Do napisania tej notki skłoniła mnie pewna dyskusja, jaka rozegrała się przy wielkanocnym stole. Wiadomo, święta, ruch samochodów pod oknem znacznie mniejszy, chciałoby się powiedzieć, że cisza i spokój, gdyby nie wiatr, usiłujący porwać tych, co zjedli za mało jajek i białej kiełbasy. I ktoś rzucił żartobliwą uwagę, że gdyby zawsze były święta, zanieczyszczenie powietrza byłoby znacznie mniejsze, bo jeździ o wiele mniej samochodów. A potem zeszło na samochody elektryczne.

     Temat jest bardzo obszerny, więc zapewne trzeba będzie tę rozprawkę podzielić na dwie części. I nie traktujecie jej, proszę, jako rozprawy naukowej, bo z pewnością wielu z Was zna temat znacznie lepiej ode mnie. To po prostu garść refleksji, jaka mi się wtedy nasunęła. I jeśli ktoś z Was znajdzie w tym rozumowaniu błąd, niech nie obawia się go wskazać. Z pewnością nie poczuję się dotknięty, a przeciwnie, będę za to bardzo wdzięczny. No, chyba że ktoś przy okazji nazwie mnie starym debilem. Bo przecież wcale nie jestem taki stary…

     Ktoś wtedy naiwnie rzucił uwagę, że samochód elektryczny to oczywista przyszłość. Jest ekologiczny i z pewnością niedługo wyprze poczciwego diesla, kopcącego z rury czarnym dymem. Trzeba tylko przezwyciężyć lobby naftowe, które uniemożliwia od wielu lat produkcję takich samochodów, stosując różne mafijne sztuczki. Pozwoliłem się nie zgodzić z tym twierdzeniem.

     Po pierwsze, czy samochód elektryczny naprawdę jest ekologiczny? Czy naprawdę zanieczyszczenie powietrza zmniejszy się, gdy przesiądziemy się do elektrycznych BMW i Tesli? Niby tak, przecież sinik elektryczny nie generuje żadnych spalin, ale przecież nie jest to perpetuum mobile – skądś tę energię czerpie. A prąd, choć możemy go pobrać z gniazdka, przecież nie tam zostaje wyprodukowany.

     Niedawno Unia Europejska wycofała z obiegu żarówki, zastępując je energooszczędnymi surogatami. Dlaczego? Aby zmniejszyć zużycie energii i w ten sposób uratować naszą Ziemię przed strasznym efektem cieplarnianym. Ale właściwe pytanie powinno brzmieć: dlaczego w takim razie promuje elektryczne samochody, pożerające nieporównywalnie więcej prądu niż zestaw żarówek w przeciętnym mieszkaniu?

     Otóż, samochód elektryczny wcale nie zmniejsza emisji szkodliwych gazów, tylko przenosi je w inne miejsce. Konkretnie – nad potężne kominy elektrowni, która odtąd może zapomnieć o wszelkich nadwyżkach mocy.

     Według danych CEPiK, w 2017 roku w Polsce było zarejestrowanych około 22 milionów samochodów osobowych i ponad 3 miliony ciężarowych – w sumie 25 milionów.

     Policzmy sobie, o ile musiałaby wzrosnąć moc elektrowni, aby pokryć potrzeby kierowców.

     Moc silników w samochodach jest bardzo zróżnicowana. Biorąc pod uwagę, że po naszych drogach jeżdżą zarówno małe, miejskie samochody, jak i nieco większe, autobusy, dostawczaki i potężne ciężarówki, przyjmijmy, że średnio, ostrożnie szacując, statystyczny pojazd ma silnik o mocy 80 koni mechanicznych, czyli około 60 kilowatów. Łącznie daje to oszołamiającą liczbę półtora miliona megawatów – o tyle musi wzrosnąć moc elektrowni aby zaspokoić potrzeby kierowców, przy założeniu, że samochody o napędzie spalinowym zostaną całkowicie zastąpione przez ekologiczne samochody na baterie. Dla porównania, powtarzając za Wikipedią, w chwili obecnej zespół elektrowni Pątnów-Adamów-Konin, dostarczający do sieci 8,5 % mocy krajowej, ma moc około 2500 megawatów. Wynika z tego, że całkowite zapotrzebowanie naszego kraju na prąd to maksymalnie około 30 tys. megawatów. To zaledwie 2 % z powyższego półtora miliona.

     Powtórzę, bo może nie do wszystkich dotarło:

     DWA PROCENT!

     Nasze kopcące elektrownie, mające ponoć tak fatalny wpływ na środowisko, że dla ratowania naszej biednej planety ograniczono nawet sprzedaż żarówek, obecnie produkują ilość prądu całkowicie pomijalną w porównaniu do tego, co musiałyby wyprodukować w erze samochodów elektrycznych! Produkcja prądu musiałaby wzrosnąć o 5000 %

     Pewnie, silnik elektryczny to bardzo miłe i kochane stworzenie. Energią gospodaruje znacznie oszczędniej niż jego spalinowy kolega. Z akumulatora ciągnie tylko tyle, ile potrzebuje i około 95% tej energii zamienia na ruch. Nie ma ponadto czegoś takiego jak bieg jałowy, kiedy to samochód spalinowy, stojąc w korku, czy na światłach, traci energię bez żadnego pożytku. Silnik elektryczny po prostu wtedy nie pracuje. Ale nawet jeśli weźmiemy to pod uwagę, i tak jest to kosmiczna ilość energii.

     A trzeba pamiętać, że nie cała energia, oddana na turbiny w elektrowni, zamieni się na energię mechaniczną, poruszającą samochód, bowiem musi ona jeszcze przejść daleką drogę. Musi zostać przesłana na dalekie odległości, musi przejść przez transformatory i układy ładowania baterii – a każdy z tych układów ma swoją określoną sprawność, zawsze mniejszą od 100%. Innymi słowy, podczas każdego procesu część energii ulega rozproszeniu – czyli po prostu, zmarnowaniu. Czyli tę ilość energii jeszcze trzeba uzupełnić o straty, którym nie da się zapobiec. Fakt, w przypadku energii elektrycznej, straty nie są wielkie – ale są.

     Czy zatem rzeczywiście samochód elektryczny ratuje nasze środowisko? Czy jeśli podliczymy wszystko dokładnie, nie wyjdzie nam przypadkiem, że zanieczyszczenie powietrza wzrośnie, zamiast zmaleć? Czy w kraju, gdzie energię elektryczną wciąż czerpie się z węgla, promowanie samochodu elektrycznego w ogóle ma sens?

     O czym trzeba jeszcze pamiętać? Otóż, akumulator nie jest wieczny. Po pewnym czasie ciągłego ładowania i rozładowywania, po prostu się zużyje. I mimo, że nasz nowiutki samochód elektryczny miał zasięg 250 kilometrów, po roku czy dwóch  będzie miał zasięg zaledwie 100 kilometrów. Co zrobić ze zużytymi akumulatorami? Składować ich nie można. Nie tylko zawierają bardzo toksyczne substancje, ale przede wszystkim byłoby ich o wiele za dużo. Dziś każdy samochód ma tylko jeden akumulator i używa go jedynie do rozruchu. Samochód elektryczny ma całą baterię potężnych akumulatorów, które zużywają się w dodatku znacznie szybciej. Nie ma rady, trzeba je poddać gruntownemu i kosztownemu recyklingowi. Niby nic nowego, ale skala zjawiska w znaczący sposób wzrośnie i ona sama może stać się kłopotem.

     W zasadzie samochód elektryczny ma tylko jedno rozwiązanie, które z całą pewnością i bez najmniejszych wątpliwości jest ekologiczne i powoduje oszczędność energii. Niestety, oszczędność ta jest stosunkowo niewielka, bowiem dotyczy jedynie drobnej części całej energii, zużywanej przez samochód. Tym czymś jest hamowanie przeciwprądem.

     W samochodzie o napędzie spalinowym, cała energia kinetyczna rozpędzonego pojazdu, w czasie hamowania zostaje zamieniona w ciepło, na tarczach i klockach hamulców. Ciepło to zostaje rozproszone do atmosfery i jest dla nas bezpowrotnie stracone. Samochód elektryczny może natomiast hamować inaczej. Otóż, silnik elektryczny, oprócz wielu innych zalet, ma też tę, że może działać w dwie strony. Gdy podłączymy go do prądu, zacznie się obracać, zamieniając energię elektryczną w mechaniczną. Ale jeśli to my zaczniemy kręcić jego wirnikiem, zadziała jak prądnica i wytworzy prąd. Otóż, jeśli w czasie hamowania zamienimy bieguny elektryczne przy silniku – a można to zrobić przez prosty układ elektroniczny, uruchamiany pedałem hamulca – silnik stawi mocny opór, zatrzymując nasz samochód, a wytraconą energię kinetyczną odda z powrotem do akumulatora. A przynajmniej tę jej część, którą akumulator zdąży pobrać w tak krótkim czasie. I tę część można odzyskać.

     Czy więc samochód elektryczny to całkowicie chybiony kierunek?

     Nie, wcale nie! Nie jest lekarstwem na wszystkie bolączki, ale są miejsca, gdzie sprawdzi się znakomicie.

     I między innymi o tym w następnej części.

28 komentarzy:

  1. Noooo....a ja sobie nabyłam rower na baterię.Klasyczny rower w ogóle - oprócz pracy własnych nóg nie zużywa energii elektrycznej. Mój nowy nabytek co jakieś 70 km potrzebuje się podkarmić elektrycznie. Czy dałoby się to przeliczyć jakie szkody moja rowerowa bateria powoduje w światowej ekologii?. Pozdrowienia - bardzo fajnie ,że wróciłeś na łono blogowe :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój rower nie potrzebuje paliwa, więc nie powoduje szkód. Może gdy się zepsuje i trzeba będzie go zezłomować - wtedy pojawi się niewielki problem z baterią. Ale że bateria mała, to i problem mały.
      Jedynym skutkiem ubocznym ładowania Twojej baterii jest ból łydek - ale to przecież dobrze, prawda?

      Usuń
  2. Nitager, nareszcie moge porozmawiac na ten temat z kims, kto rozumie i kto nie czyta tylko sloganow w mediach. Pracuje w branzy automotive w UK i powiem ci tylko, ze plan zamienienia silnikow spalinowych na elekrtyczne idzie pelna para. Uczestnicza w nim nim wszyskie wielkie firmy automotive plus pare pomniejszych. Mnie przeraza wizja tego do czego do prowadzi... Po pierwsze jak zuwazyles skad mamy niby wziac energie, aby ladowac te miliony aut, skoro juz teraz np. W.Brytania posiada zaledwie nadwyzke mocy na jakies 5% od zapotrzebowania? Skad to ma sie wziac? Po drugie co staloby sie teoretycznie z panstwami produkujacymi w tej chwili rope, jesli nagle zapotrzebowanie na nia gwaltownie spadnie? Przeciez one stana sie z dnia na dzien biedakami - nie majacymi nic do stracenia, co sie stanie wtedy? III wojna swiatowa ? Moze wybiegam za daleko, ale to doprowadzi do niesamowitych zmian geopolitycznych, po trzecie nie wiem czy slyszales, ale de facto to wcale nie chodzi o to , aby ludziom dac dostep do aut jaki jest teraz - cichcem planuje sie juz tzw. car share - nie bedziesz wlascicielem auta, bedziesz je mogl jedynie odnajmowac od firm takich jak Uber czy Google, w dodatku bedziesz zmuszony do korzystania z aut autonomicznych, i zdany na laske komputera...
    Wydaje mi sie, ze do tego to wszystko zmierza - do odebrania ludziom ostatniego bastionu "wolnosci" , ostatniego juz prawie wyboru, aby poruszac sie mozna bylo wedlug wlasnej woli. I to by sie zgadzalo w kontekscie tego, ze nie ma mozliwosci, aby wytworzyc energie elektryczna dla np. 30 milionow samochodow w danym kraju. To jest nierealne - ludzi wiec zmusi sie do skorzystania jedynej mozliwej opcji - czyli oddania swobody poruszania sie ( nie mowiac o pelnym monitoringu )...moge tak dlugo, ten temat dotyka mnie w pracy codziennie, codziennie dowiaduje sie dalszych szczegolow...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kitty, to jest mechanizm samoregulujący się. Pojawią się kłopoty – wzrośnie cena – spadnie popyt. A próba zabronienia ludziom podróżowania skończy się tym, że kolejny rząd upadnie. A gdy zaczną się przerwy w dostawach prądu, żaden rząd nie przetrwa tygodnia.
      Słuszna uwaga z tymi państwami OPEC – to rzeczywiście jest niebezpieczne. Na szczęście, nie ma możliwości, aby odbyło się to szybko. Samochód elektryczny wciąż jeszcze raczkuje i nie ma na razie szans na zastąpienie spalinowego kolegi. Z jego użytkowaniem wiążą się inne problemy, nie tylko ekologiczne, o których opowiem w następnej notce.
      Auta autonomiczne się nie sprawdzają i nieprędko zostaną wprowadzone. A gdy tylko trafią do Polski, okaże się, czy naprawdę nie da się go oszukać i prowadzić normalnie.
      Nie słuchaj teorii spiskowych. Źle to wygląda, gdy patrzy się na to z jednej strony. Ale ta sprawa ma wiele stron, a ludzi na świecie jest jeszcze więcej – z nimi trzeba się liczyć.

      Usuń
  3. Tak naprawdę to nie wie nikt, jak to jest z tym globalnym ociepleniem, choć wiadomo jednocześnie, że nasza Ziemia jest porządnie przez ludzi zniszczona. Nasuwa się wniosek, że jedynym ratunkiem jest drastyczne zmniejszenie populacji połączone z równoległym uczeniem ludzi przestrzegania pewnych reguł gospodarowania zasobami naturalnymi.
    Podobno duże szanse rozwoju mają samochody hybrydy. Z całą pewnością będą idealne jako zródło pracy dla mechaników, elektryków i elektroników, bo młotkiem i śrubokrętem niewiele się przy ich naprawie zdziała. Widziałam to wszystko co się pod podłogą samochodu-hybrydy znajduje -masakra ile tam dziwnych rzeczy jest.
    Zawodzi mnie wyobraznia w kwestii wolno stojących, nie chronionych "ładowarek" dla elektrycznych samochodów,zwłaszcza w Polsce, w której nawet na wpół pancerne budki telefoniczne były zniszczone. I zastanawiam się jaka musiałaby być moc elektrowni, by wyrobiła niemal zbiorowe ładowanie wszystkich elektrycznych samochodów, bo z góry wiadomo, że największy pobór byłby nocą, po całym dniu używania samochodu.
    Ale, jak mówią niektórzy, wszystko w rękach Kosmitów, może ześlą jakąś super zarazę, z którą nie bardzo sobie ludzkość poradzi, a może jakąś asteroidę niedużą podeślą, a może któryś z super wulkanów dostanie torsji i automatycznie rozwiążą się niektóre problemy.
    Miłego;)


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostrożnie z tą zagładą ludzkości. Wcale mi się taka wizja nie uśmiecha.
      Hybryda to pół-samochód + pół elektrowóz = półśrodek. Nie rozwiązuje żadnego problemu - tylko tworzy popyt na nowe samochody. A te ładowarki to rzeczywiście fikcja. Założę się, że wewnątrz znajduje się wiele części, które bardzo przydadzą się przypadkowym przechodniom.

      Usuń
    2. Hybrydy wprowadza sie po to, aby ludzi przyzwyczaic do zmiany - nikt normalny nie przesiadzie sie od razu na pelen elektryk, ktorego nie ma gdzie ladowac, albo trzeba ladowac co 100-200 km - czyli czekac godzine , dwie pod ladowarka ( a w polu nie naladujesz , w malym miescie tez nie). Hybrydy sa skazane na wymarcie zanim jeszcze sie rozmnoza. Jutro sie przygotuje lepiej do rozmowy : mam w pracy materialy , prognozy, raporty, ktore wyznaczaja rynek automotive na nastepne 10 lat - zdziwisz sie. Postep jaki sie dokonuje jest niesamowity, a skala tego w tej chwili nie do ogarniecia dla przecietnych uzytkownikow. Powiem ci tylko tyle, ze nie bedziemy mieli do powiedzenia NIC - rzady pracuja nad legislacja przepisow, ktore skutecznie wyeliminuja silniki i uzytkowanie normalnych aut. Metod sa setki od wzrostu ubezpieczenia o 500%, kar, zakazow az do calkowitego zakazu uzytkowania - UK chce tego do 2040, ale juz sa glosy, ze nalezy to przyspieszyc -bo jakze to tak mozna zanieczyszczac planete...

      Usuń
    3. W UK też większość prądu wytwarza się z węgla. Przejrzą na oczy szybciej, niż Ci się wydaje.

      Usuń
  4. Choć nie dotyczy mnie wcale, czytałam z wypiekami na twarzy...

    OdpowiedzUsuń
  5. no właśnie... skoro sama elektrownia brudzi, smrodzi i zasyfia Ziemię, to trudno mówić o ekologiczności elektrycznych aut... trochę to przypomina rozważania na temat ekologiczności sztucznych futer mając na względzie realia ich produkcji... nie wspomnę już o rowerach z drewna, które są ekologiczne lub anty-ekologiczne, zależnie jak spojrzymy na sprawę...
    trzeba by to wszystko porządnie totalnie, globalnie, centralnie i holistycznie policzyć, przeliczyć, rozliczyć, tylko jeszcze pytanie, kto komu płaci za to całe liczenie...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komu płacić? Proste! Temu kto to policzy tak jak chcemy! Innymi słowy - zależy po której stronie stoisz, taki dostaniesz wynik.

      Usuń
  6. Nit!
    Nie znam się na samochodach, zatem dzisiaj tylko pozdrawiam słonecznie, bo to już prawdziwa wiosna:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Toteż dlatego piszę, żeby Cię wyedukować ;)
      Pozdrawiam

      Usuń
  7. Wymyśliłem złośliwie parę argumentów za samochodami elektrycznymi:

    Elektrownia ma lepsze filtry niż tysiące przypadkowych samochodów, więc generuje mniejsze zanieczyszczenie.

    Elektrownia może korzystać ze zróżnicowanych źródeł energii które trudno umieścić w samochodzie np. wiatraki, turbiny napędzane wodą, energia atomowa a może w przyszłości inne źródła.

    Zauważyłem, że drony mają silniczki elektryczne, a więc samochody elektryczne także mogą latać. Jakże rozładowałoby to uciążliwe korki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie są złośliwe, tylko całkiem rozsądne argumenty.
      Prawda, że duży może więcej. Elektrownia może założyć sobie najlepsze filtry - ale choćby i one były najcudowniejsze, sama skala ilości spalin pokona każdy filtr. Powietrze nad elektrownią nie będzie nadawało się do oddychania i szybko otoczą je pustynie.
      Wiatraki mają małą wydajność, a dodatkowo z uwagi na przepisy, budowanie ich jest zupełnie nieopłacalne. Zaś co do turbin wodnych - żyjemy niestety w kraju nizinnym, gdzie rzeki wolno sobie płyną. Nie mamy tego "białego złota". Tych kilka hydroelektrowni, to nawet dziś kropla w morzu - a przecież trzeba będzie zwiększyć produkcję prądu o 5000%.
      Ludzie, gdy słyszą "atom" dostają małpiego rozumu. Nie wybudujesz elektrowni atomowej - bo nie i już!
      A jak długo dron może latać? Bo o to właśnie wszystko się rozbija.

      Usuń
  8. Od samego początku zwróciłam uwagę na to, że ten prąd gdzieś musi zostać wyprodukowany. Jedyna nadzieją, że elektrownie też przestaną go wytwarzać z "trujących" rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Polsce pozostaje jedynie elektrownia jądrowa. Spróbuj przekonać do niej ludzi. Usłyszysz dwie odpowiedzi:
      1. W żadnym wypadku!
      2. No, może a i owszem, ale nie tutaj!

      Usuń
  9. Bardzo dużo słusznych uwag, choć czuję potrzebę wprowadzenia kilku poprawek:
    1. Samochody nie działają non-stop. Jaką część dnia pracuje przeciętny auto? Tego nie wziąłeś pod uwagę w obliczeniu zwiększenia zapotrzebowania na moc z elektrowni.
    2. Węglowodory ciekłe są zanieczyszczone i raczej ciężko w każdym samochodzie instalować instalację odsiarczania, czy odazotowania. Elektrownie mają nie tylko filtry, mogą mieć także całe instalacje odsiarczania i odazaotowania.
    3. Napisałeś o kosztownej utylizacji akumulatorów. To prawda. Pamiętaj jednak, że samochód spalinowy posiada inne części do utylizacji, których nie posiada samochód elektryczny, jak tłoki, czy przekładnie. Trzeba to wziąć pod uwagę w kalkulacjach.
    4. Jak słusznie zauważyłeś, przerzucając produkcję energii dla samochodu z silnika samochodowego do elektrowni, przerzucamy zanieczyszczenia. W miejsce korzystniejsze, niż środek miasta na przykład. Znając życie, napiszesz o tym w następnym poście, więc się nie będę rozwodzić. W każdym razie samochody miejskie, tunele, czy magazyny, to idealne miejsce dla pojazdów z napędem elektrycznym.
    Myślę, że ktokolwiek liznął trochę energetyki, zdaje sobie sprawę, że dywersyfikacja źródeł energii jest niezbędna. Zatem "elektryczna rewolucja" nastąpi, ale w mniejszym zakresie, niż to niedouczone pismaki prorokują- między innymi z tych powodów, o których wspomniałeś, albo na przykład Kitty Katty, która poruszyła także argument polityczny, czyli krajów żyjących z ropy. Tego też nie można lekceważyć. A wyobrażasz sobie armię z silnikami elektrycznymi? "Uprasza się wroga o niebombardowanie linii elektrycznych i stacji ładowania pojazdów".
    Podsumowując: Zmiany są nieuchronne, ale w energetyce nic nie jest tak proste, jak się laikom wydaje. Tak jak nie jest prosto zastąpić elektrownie węglowe, czy jądrowe, elektrowniami wiatrowymi, tak i nie jest tak prosto wyrugować silniki spalinowe z użycia. Chyba, że jest coś o czym nie wiem, a chętnie bym się dowiedział, wtedy nastawiam się na odbiór.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ad 1. Zgadza się, ale rzadko kto kupuje samochód po to, żeby on stał. Niech stoi połowa. Nawet trzy czwarte - i tak pozostaje kosmiczna ilość megawatów, jakie trzeba wytworzyć. Z 5000% zmniejszy się do 1250% - to wciąż poza naszymi wyobrażeniami. W dodatku, o ile większość samochodów jeździ w dzień, o tyle większość z nich w nocy stoi. Wyobrażasz sobie, co by było, gdyby one wszystkie stały podłączone do stacji ładowania?
      Ad 2. Trudno zaprzeczyć. Z drugiej strony, zamiast w kilku miastach, zanieczyszczenia zbiorą się praktycznie w jednym punkcie. Obawiam się, czy ze względu na skale tego zjawiska, jakiekolwiek życie tam przetrwa. No i skoro duży może więcej, może taniej byłoby odsiarczyć paliwa już w rafinerii?
      Ad 3. Silnik spalinowy jest w utylizacji prosty jak budowa cepa. Jest niemal w 100% zbudowany z metalu, który można przetopić na nowo, niemal bez strat.
      Ad 4. Jak już nadmieniłem, niepokoi mnie bardzo skala tego zjawiska. Wiemy już, że zanieczyszczenia nie znikną. I tu pojawia się następne: czy w takim razie cała ta kosztowna operacja nie jest przerostem formy nad treścią?

      Usuń
    2. 30000 km/ rok jest całkiem niezłym wynikiem. Średnia jest dużo wyższa, ale trzymajac się wartości ok. 30000/rok, otrzymujemy jakąś godzinę jazdy dziennie ze średnią prędkościa 80km/h, co daje jakieś 96% postoju (mówimy o samochodach osobowych). Oczywiście nadal ilość energii na zaspokojenie tych potrzeb jest gigantyczna, ale takie rzeczy trzeba szacować sumiennie.
      Nie wiem, czy odsiarczenie i odazotowanie paliwa w rafinerii jest tańsze, bo nie mam danych, ale wiem, że choć koksownie odgazowujące węgiel działają, to przecież elektrowni opalanych koksem jest niewiele, choć wydawałoby się logiczne ich użycie. Nie wiem dlaczego tak jest, ale tak jest.
      Nie wiem jak to z przetrwaniem życia, wiele by zależało od rodzaju elektrowni i ich bezpiecznej eksploatacji.
      Przetopienie metalu, to ogromna strata energii, którą jakoś trzeba pozyskać.
      Jak napisałem, nie sądzę, by samochody elektryczne zmonopolizowały rynek. Pozyskanie energii to rzecz jedna, druga to jej przesył, o wielu mankamentach silnika elektrycznego napisałeś w kolejnej notce. Nie chce mi się wierzyć, by ktoś mógł z uporem Hitlera chcącego podbić świat faszyzmem, chciał zmusić świat do korzystania wyłącznie z samochodów elektrycznych. Nawet gdyby próbował, wątpliwe by mu wyszło, gdy napotka wymieniane przez Ciebie problemy.

      Usuń
    3. Errata: średni kilometraż samochodów osobowych jest oczywiście niższy niż 30 tysięcy km na rok.

      Usuń
    4. No nie wiem, ja przejeżdżałam 32 do 36 tysięcy km rocznie osobówką.
      Kilka lat temu w Los Angeles miał być wdrożony eksperymentalny projekt systemu poruszania się samochodów elektrycznych po mieście. Primo- samochodziki miały być małe, coś jak w tej chwili "Smart", miały z bocznych dróg/ulic dojeżdżać do głównej drogi i formować coś jak "elektryczny pociąg" co miało dawać oszczędność w zużyciu prądu.
      Prawdę mówiąc jakoś nie zassałam w jaki to sposób miałaby następować owa oszczędność prądu. Potem szukałam wiadomości o tym projekcie, ale on chyba padł nie doczekawszy się realizacji.

      Usuń
    5. Woland,
      Co do przebiegu, masz rację - nie pomyślałem o tym. Ale i tak kosztuje to sporo energii.
      Natomiast nie masz jej co do przetopu elementów silnika. Bo nie robisz tego za darmo, tylko w zamian uzyskujesz nowy surowiec, i to znacznie taniej, niż w przypadku uzyskiwania go z surowej rudy. Ten surowiec i tak trzeba uzyskać - więc co za różnica?

      Usuń
  10. Z uwagi na tę niewyobrażalną ilość Megawatów, o której napisałeś oraz recykling akumulatorów, uważam powszechny samochód elektryczny za mało realny. Byłoby z tego jeszcze większe zanieczyszczenie środowiska.
    Powinien jednak być alternatywą dla samochodów spalinowych, na pewno są miejsca, gdzie sprawdzi się doskonale. Ja jednak wolę ciągle mojego Diesla! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy większe - to pytanie bez odpowiedzi. W każdym razie, drastycznego oczyszczenia powietrza nie będzie. I to stawia całe przedsięwzięcie pod znakiem zapytania.
      Też jeżdżę Dieslem ;)

      Usuń
  11. Nitager,bo tu wcale a wcale nie chodzi o czystosc powietrza! To jest tylko pretekst - samochody elektryczne maja w zalozeniu poruszac sie po wyznaczonych trasach( juz w UK ciagnie sie kilometry fioletowego kabla wzdluz kazdej autostrady ), to beda tzw. smart motorways, smart czyli jak wszystko smart oznacza inwigilacje, sledzenie i prowadzenie na sznurku. Wszystko ma byc ze soba skonektowane : samochod do drogi, droga do pieszego, pieszy do czujnikow i wiez przekazniokowych. W autach spalinowych poki co montuje sie przymusowy system sledzenia kierowcow - ale to za malo. Wiem, ze nie lubisz teorii spiskowych, ale niestety to nie teoria. A afera Diesel Gate miala na celu udupienie Volksawgena i zmuszenie najwiekszej firmy motoryzacyjnej do zmiany kierunku - po tej aferze VW bardzo szybko oglosil zmiane polityki i przejscie na elektyfikacje. Nic sie nie dzieje bez przyczyny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do inwigilacji nie potrzeba samochodu - wystarczy komórka. Dlatego trudno ni uwierzyć, że akurat to jest celem. O smart motorways pisała już powyżej Anabel. Jest to próba jakiegoś rozwiązania, ale może to co najwyżej stać się alternatywą do klasycznego samochodu - z innych przyczyn, nie jest to w stanie go zastąpić.

      Usuń