Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


piątek, 5 lutego 2016

Ostatnie kuszenie Nitagera

     Zaczęło się od słabej baterii.

     Gdyby ona była w innym urządzeniu, zapewne w ogóle nie miałoby to wpływu na nasze życie. Ale pech chciał, że zasilała ona wagę. Waga trochę zaczynała wariować. Sama przestawiała się z kilogramów na funty, albo kamienie, innym razem dodawała, innym odejmowała. Nic takiego.

     No, ale na wagę weszła Koleżanka Małżonka i wpadła w szał.

     Szał wpadł w depresję.

     Depresja wpadła w strach.

     Strach wpadł w gorączkowe poszukiwania.

     Poszukiwania zakończyły się dietą.

     Na koniec Nitager wpadł jak śliwka w kompot. Ale o tym za chwilę.

     Koleżanka Małżonka stwierdziła, że „bierze się za siebie”. Oświadczyła, że do przesilenia letniego zrzuci dziesięć kilo.

     - Ale tu nie schudniesz? – upewniłem się, patrząc na niektóre części jej ciała.

     - Wszędzie! – odpowiedziała z przekonaniem.

     - Tu nie wolno! – zaperzyłem się.

     Ale czy komuś kiedykolwiek udało się przekonać kobietę? Rozpisała sobie dość prostą dietę, polegającą na jedzeniu pięć razy dziennie, zawsze o tych samych porach. Nie wierzyłem w jej skuteczność, dopóki po jakimś miesiącu nie zauważyłem, że Koleżanki Małżonki jest jakby trochę mniej.

     Podrapałem się po głowie.

     Potem po nosie.

     Potem znowu po głowie.

     - Hmmm… - zacząłem. – Tego… No, co to ja chciałem… To bardzo trudna jest ta dieta?

     Okazało się, że bardzo. Nie dość, że trzeba jeść wtedy, kiedy w ogóle jeść się nie chce, to jeszcze trzeba zrezygnować z takich rarytasów, jak Martini Sweet, Bacardi Coctail, czy nawet Mulatka.

     Nie, to nie dla mnie – stwierdziłem.

     Ale gdy polazłem do łazienki, aby wziąć prysznic, zerknąłem w lustro. Po drugiej stronie stała jakaś owłosiona kulka, której do tej pory nie zauważyłem. To chyba nie ja?

     Okazało się, że jednak ja.

     Podrapałem się znowu po nosie…

     Zacząłem podążać za Koleżanką Małżonką. Trochę bardziej się ruszać, jeść pięć razy dziennie i zawsze to, co mi upichci. W telefonie ustawiłem sobie alarm co dwie i pół godziny, żeby nie przeoczyć żadnej pory karmienia. Trzy posiłki w pracy, dwa w domu. Kogoś innego może bym olał, ale skoro Axl Rose, na przemian ze Stevenem Taylorem mi o tym przypominają,  to trzeba ich słuchać. I męczyć się w nocy. Nigdy nie jadłem kolacji, a tu nagle okazuje się, że trzeba. Skutek był taki, że w nocy żołądek bąblił mi jakby pływał tam Jacques Cousteau w akwalungu, razem z całą swoją ekipą z „Calypso”. Nie dało się spać. Bo co, jeśli to nie profesor, tylko Obcy?

     Ale waga nieznacznie spadła…

     Kto wie, może tym razem się uda?

     Ale wczoraj był Tłusty Czwartek. A mnie nie wolno słodyczy. Zwłaszcza tej tłustoczwartkowej!

     Kierownictwo zafundowało nam cały karton pączków. Wielokrotnie zmuszony byłem obok nich przechodzić. Czułem ich zapach. Zapach wyrywał się z kartonu, łapał mnie za nozdrza i pieścił delikatnie i fachowo, jak japońska kurtyzana. Pączki uśmiechały się do mnie, trzepotały rzęsami, kołysały bioderkami i falowały piersiami. Niejeden tam rzucił mi spojrzenie tak zniewalająco tajemnicze i seksowne, że aż mnie zmroziło.

     - Hej, kocie – odezwał się jeden z nich zmysłowym szeptem. – Czy wiesz, co tracisz, przechodząc obok?

     Zacisnąłem zęby w niemej rozpaczy.

     - Ech, ty mój tygrysie – szepnął drugi. – Weź mnie, jestem twój!

     - Pocałuj mnie – jęknął błagalnie trzeci. – Całuj aż do utraty tchu. A potem smakuj, smakuj, smakuj…

     - Chowam dla ciebie w środku rozkosz – zniewalającym głosem dodał czwarty.

     - Zabiorę cię do nieba – szepnął piąty.

     Zacisnąłem uszy, zamknąłem oczy i ruszyłem przed siebie, byle z dala od nich. Ocknąłem się dopiero, gdy przywaliłem w biurko kolegi. W dodatku tak, że kant wbił mi się w udo.

     - Chodź, rozmasuję ci to, mój piękny! – zwołał szósty pączek, ale ja wziąłem nogi za pas i kulejąc nieco wyszedłem z biura. Wyszedłem po to tylko, żeby zderzyć się z szefową kadr, która niosła następny karton dla swoich pracowników.

     Jęknąłem z rozpaczy…

     Na szczęście na hali produkcyjnej nikt pączków nie jadł, bo przy stanowisku jeść nie wolno. Załatwiałem tam różne sprawy tak długo, aż Axl zaproponował mi coś na ząb. Wróciłem do biura. Pączków ubyło, ale pozostałe nie stały się przez to skromniejsze. Przeciwnie, spacerowały po kartonie, jak po wybiegu, poruszając się tak, że niech się schowają wszystkie, Anje,  Dżoany, czy inne roboty, udające kobiety. Gdy jeden z pączków, głosem Marilyn Monroe zaczął mi śpiewać „Dream a little dream of me”, o mało nie wywiesiłem białej flagi.

     Jak mi się udało przetrwać, nie wiem. Ale się udało.

     Zobaczymy, jak długo…

39 komentarzy:

  1. Wałęsa kiedyś powiedział - Stłucz pan termometr, nie będziesz miał pan gorączki.
    Może by coś analogicznego z wagą łazienkową zrobić ?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, jak wiem o czym mówisz! Przed Świętami udało mi się zjechać 2,50 kilo ponizej 60 kilo, które jest dla mnie magiczną granicą.... Ponad - idę się pochlastać. Więc walczę ze światem żarła i ze sobą by tej granicy nie przekroczyć. A tu ten tłusty czwartek przyszedł....
    Faworki, które zrobiłam mają się jeszcze dobrze, ale za to wciełam górę bezików ..... I 60 kilo robi mi "kikibu" i śmieje się do mnie albo ze mnie.... W środę zaczynam dietę....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę,m że jesteś osobą raczej... jak to się mówi... coś z filiżanką tam było... Już wiem! Filigranową!

      Usuń
  3. Najlepiej nie mieć wagi..A lustra powyrzucać. Właśnie osobiście rozważam tę ostatnią opcję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opcja z lustrami nie wchodzi w grę - gdzie chłopaki wyciskaliby sobie pryszcze?

      Usuń
  4. Mówiłam, że się da? Zrzuciłam wszystko, co zbędne, a w związku z tym na Tedzie wiszą marynarki. W grupie siła, dasz radę jako i nam się udało :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie wiem, czy się da. Fakt, głodny nie chodzę, ale z tego vodka martini w sobotę przed obiadem nie tak łatwo mi zrezygnować.

      Usuń
    2. Nie rezygnuj. Na dobrze prowadzonej diecie warzysz się raz w tygodniu. Niech to będzie sobota rano. Za utratę wagi należy Ci się nagroda. Jeden mały drink, raz w tygodniu nikogo jeszcze nie powstrzymał przed chudnięciem. Ja mam prawo do kawałka czekolady w sobotę, a i tak zrzuciłam swoje. Najwyżej będziesz chudł wolniej.

      Usuń
    3. Hmmm... A dwa drinki? Co mi szkodzi utargować?

      Usuń
  5. dokładnie to jest tak, że pączki, te słodkie narkotyczne napoje oraz inne postacie cukrów prostych wolno, a nawet jest zalecane, przyjąć bezpośrednio po treningu /pod warunkiem, że się coś ćwiczy/, do tego nie liczy się to jako posiłek jeden z tych pięciu... tylko nie żadne erosomaństwo zbiorowe z pączkami, nawet skromny trójkąt, ale ścisła monogamia z jednym...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście wytrwałem, więc pączków już się nie boję. Ale jak długo tak pociągnę?

      Usuń
  6. Ach, odchudzanie- zupełnie jak dla niektórych rzucanie palenia;)Każdy to sto razy już ćwiczył.
    Tak naprawdę należy ograniczyć węglowodany proste, czyli cukry.I chudnąć bardzo, bardzo powoli, żeby znów nie wrócić do swej wagi.
    To nie jest bardzo mecząca dieta gdy się już nauczysz odróżniać węglowodany proste od tych złożonych. Generalnie na obiad jemy kawałek mięsa + warzywka gotowane i surowe. Mówimy NIE takim potrawom jak: bułeczki pszenne, biały chleb, makarony różne, ciasta. Jeżeli jemy kartofle to żeby umilić sobie życie ubijamy je razem z brokułem- już sam kolor odchudza.
    Kupujemy nasiona CHIA (CZYLI SZAŁWI HISZPAŃSKIEJ), MIELIMY JE W MŁYNKU DO KAWY I ZJADAMY 3 ŁYŻECZKI, WRZUCAJĄC JE DO KEFIRU. I NIE JEMY ŻADNYCH JOGURTÓW OWOCOWYCH.
    Nie lubię pączków, nawet tych robionych w domu. Ale lubię konfiturę z róży, którą są nadziewane. A że ostatnio coraz rzadziej można ją spotkać- nie jestem kuszona.
    Powodzenia Ci życzę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Umiem odróżniać węglowodany - białego pieczywa prawie nie jem, bo nie lubię. Wolę razowe (prawdziwe), ale i to ograniczyłem. O tej szałwii nie słyszałem.

      Usuń
  7. Od lat głoszę, że ludzie się dzielą na szczęśliwych i odchudzających się... :) Nie pojmuję też, czemu to miałoby być "ostatnie" kuszenie:)) W przyszłym roku Tłustego Czwartku nie będzie, czy Ty się wybierasz, Nitagerku, w inny krąg kulturowy?:)
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo tak coś czuję, że jeśli tym razem nie dam rady lekko się spłaszczyć, to po prostu dam za wygraną i kuszenie przestanie być kuszeniem - stanie się normą.

      Usuń
  8. Ja zostałem zmasakrowany przez pączki. Za rok rozważam jednodniowy urlop na ten dzień.

    OdpowiedzUsuń
  9. Moja waga na starcie pokazuje 2 kilogramy. Zawsze je sobie dodawałam do wyniku osobistego, po stanięciu na wagę uzyskanego. Potem ktoś mi powiedział, że to raczej trzeba odejmować te 2 kilogramy. Zatem jest dużo lepiej ;)
    Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie da się jej wyzerować? Czasem wystarczy wyciągnąć bateryjkę.

      Usuń
    2. Ale ona ni ma bateryjki. Gdyż jest bardzo starsza.
      Zresztą w mojej wypowiedzi chodzi o umowność. O konfrontację umowności z optymizmem! Zwłaszcza w diecie.
      :)

      Usuń
    3. W takim razie na pewno ma takie śmieszne pokrętełko - z przodu, albo z tyłu. Zwykle wystaje tylko kawałek, więc czasem trzeba go poszukać - ale tym pokrętełkiem da się ustawić 0 (zero, znaczy).

      Usuń
  10. na cotygdniowej wizycie o lekarza dowiedziałam się, że schudłam dwa kilo... to było dokladnie w tłusty czwartek, kiedy to upieklam pączki i faworki... zobaczymy w tym tygodniu :))))))))
    trzymam kciuki Nit :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mów! To od pączków się chudnie? Dziewczyno, gdzie Ty byłaś, jak Cię potrzebowałem!? Nie cierpiałbym niepotrzebnie mąk Tantalosa!

      Usuń
  11. A ja już przestałem przesadnie walczyć, chociaż w czwartek tylko dwa pączki padły moim łupem (mogło więcej, żeby nie było)...

    Ustaliłem sobie tylko granicę, po przekroczeniu której staram się stosować jedyną możliwą dietę MŻ.
    I uwielbiam wakacje pod tym względem, bo bywa, że chudnę nawet siedem kilo w ciągu dwóch tygodni - powinno to być motywatorem, ale... nie jest.
    Pozdrrr gorąco

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też uwielbiam wakacje, aczkolwiek z zupełnie innego powodu. Wpływ wakacji na wagę jest raczej negatywny.

      Usuń
  12. A dzisiaj śledzik - czy i on Cie kusi??Jedz bez obaw - śledzik nie tuczy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śledzi nie znoszę. Czasami skuszę się na rolmposa w occie, ale wyłącznie kupionego w słoiku, który leżał w tym occie dostatecznie długo, aby stracić śledziowy smak. Jest to jedyna ryba, której nie znoszę - wszystkie inne bardzo lubię. Ale śledzie mi śmierdzą.

      Usuń
  13. Faktycznie, tytuł adekwatny do parafrazowanej przypowieści o kuszeniu:-)
    Nawet poddałem się akcji, oczekując dramatycznej "obrony Częstochowy" i się nie zawiodłem.
    Zdradzę Ci swój sekret: Ja w tłusty czwartek nie odczuwałem pokus na widok pączków, gdyż nie dopuszczałem do głodu- zjadłem wielką porcję szynki z grilla (to jeden z najlepiej tolerowanych przeze mnie "słodyczy", zaraz po śledziu i kiełbasie swojskiej). Żaden Axl nie jest mi do tego potrzebny.
    Z ciekawości: A Taylor, to co Ci podśpiewywał, bo prawdę powiedziawszy, darzę go większą sympatią niż pana Rose.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I put the right ones out
      And let the wrong ones in...

      Dalej zwykle nadążałem w wyłączeniem.

      Usuń
    2. Przepraszam, przed chwilą mi się odezwał i okazało się, że śpiewał trochę inaczej:

      I KEPT the right ones out...

      Usuń
  14. Nieważne pączki i że Ci się udało nie być przez nie nabranym. Ważne, że ja się zawsze uśmiecham jak ten pączek, gdy czytam o Twoich zwyczajnych-niezwyczajnych przygodach :-).

    PS. Nigdy nie posiadałam wagi. To zbrodnia przeciwko sobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Większą zbrodnią chyba jednak jest otyłość - zwłaszcza, gdy kolana bolą i nadciśnienie się pojawiło.

      Usuń
    2. Ale posiadanie wagi nie pomaga w zrzuceniu zbędnych "kilów". No, może jednak motywuje kiedy wstępując na nią widzimy, że kila spadają... Otyłość zaś jest faktycznie zbrodnią przeciwko sobie - gorszą, niż posiadanie wagi. Może lekko mi się o tym mówi dlatego, że nigdy nie miałam nawet nadwagi, ale mam za to brata, któremu przydałoby się zrzucenie około 30-40 kilo. To jest dopiero wyzwanie!

      Usuń
  15. Jem gdy czuję głód, piję gdy mam pragnienie, tak jakiś zespół śpiewał w czasach mojej młodości. A zmniejszam gabaryty od czerwonej herbaty pu erh, w ciągu roku samo z siebie 15 kilogramów. Serio serio. Cała rzesza świadków naocznych. Udokumentowane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TYLKO od herbaty? Trudno uwierzyć. Chyba jednak nie tylko - zapewne masz po prostu inne nawyki żywieniowe, albo inną przemianę. Ja niestety urodziłem się jako coś w rodzaju ludzkiego diesla - spalam bardzo oszczędnie. Fakt, w czasie głodu przeżyję, gdzie inni nie dadzą rady, ale ten głód nie chce przyjść...

      Usuń
  16. Jeśli uda Ci się schudnąć, to ja poproszę o namiary na tę dietę od Koleżanki Małżonki. Ja nie mogę zrzucić. Cokolwiek bym robiła. :(A naprawdę jest co zrzucać :(

    OdpowiedzUsuń