Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Paluszek i...

   Czasami zdarza się, że pisanie boli...
   Zwłaszcza, kiedy pisze się zabandażowanym paluchem, który co chwila chce włączyć się do akcji i za każdym razem tę akcję rozkłada na łopatki i trzeba po nim poprawiać.
   Sam nie wiem, w którym miejscu zaczęła się ta bolesna historia. Niby od zbierania malin, ale przecież gdybym był inaczej ubrany, pewnie nie zrywałbym ich na skraju krzaków.
   No tak, zaczęło się od sandałów!
   Nie nosiłem ich bardzo długo. W zasadzie, nie pamiętam, od kiedy, a to może jedynie oznaczać, że ostatni raz miałem je na sobie w szkole podstawowej. Wystarczająco dawno, by nie pamiętać. Po prostu, nie lubię sandałów i już!
   Nie znaczy to, oczywiście, że latem łażę w glanach! Latem zakładam sobie bardzo wygodne, skórzane klapki, o profilowanej podeszwie, kupowane zawsze w tym samym sklepie. Nie trzeba mierzyć - wystarczy sprawdzić rozmiar i wiadomo, że będą pasować. Zwykle mam dwie pary. Nowych używam jako domowych kapci, starszych - na letnie wyjście w plener. Nie wytrzymują niestety dłużej, niż dwa sezony, więc co roku odnawiam swoją flotę, najstarsze wyrzucając, nowe zostawiając w domu, zeszłoroczne zamieniając na obuwie letnie spacerowo-wakacyjne. I tak już od lat.
   Ale w tym roku czekało mnie straszne rozczarowanie - sklep zrezygnował ze sprowadzania mojego ulubionego obuwia.
   - Nie szły! - lakonicznie poinformowała mnie sprzedawczyni.
   Ogarnęła mnie czarna rozpacz. Co ja teraz zrobię? Zbliżają się wakacje, a ja co? Pójdę boso? To nie ta piosenka!
   Koleżanka Małżonka przeciągnęła mnie po wszystkich sklepach obuwniczych w okolicy. Były klapki, a jakże! Nawet spory wybór. Ale nie TAKIE! Miały być TAKIE i już! Inne na pewno mnie obetrą, będą mi się pocić nogi, pourywają się paski, przetrą zelówki, porobią mi się odciski, rany, pokaleczą mnie jak kajdany, krew będzie się za mną lać strumieniem...
   - Przestań trzeszczeć te głupoty, bo już mnie głowa boli!
   No tak, znowu głowa ją boli! Znowu będzie z tydzień celibatu. A wszystko przez to, że porządna, zadawałoby się, firma, nie chce sprowadzać mojego ulubionego obuwia. A potem dziwią się, że przyrost naturalny jest na minusie! No, a jak ma być inaczej, skoro faceta bolą nogi - od łażenia boso - a kobietę głowa?
   - Zamknij się, proszę! - jęknęła Koleżanka Małżonka.
   Zrobiłem obrażoną minę - na całe dziesięć minut. Niech jej pójdzie w pięty! Ale już po kilkudziesięciu sekundach zainteresowały mnie ciekawe narzędzia na wystawie i jakoś zapomniałem o wymierzeniu kary...
   Weszliśmy do obuwniczego. Rzut oka na asortyment. Brak...
   - A może przestałbyś wydziwiać i kupił sobie wreszcie sandały? - zaproponowała Koleżanka Małżonka.
   Aż mnie zatchnęło z oburzenia!
   - Nienawidzę sandałów!
   Z jej strony westchnienie.
   - Dlaczego?
   No, tego było już za wiele! Przecież to oczywiste!
   - Jak to, dlaczego? Nie lubię, ponieważ...
   Zająknąłem się trochę.
   - No? - popędziła mnie Koleżanka Małżonka.
   - No, bo... Bo tego... Bo...
   Zastanawiałem się przez chwilę, po czym rozłożyłem ją na łopatki szczerym wyznaniem.
   - Nie pamiętam!
   Koleżanka Małżonka wzniosła oczy ku niebu. Nie wiem, czego się tam spodziewała. Lampa i tak nie powiedziałaby jej niczego konstruktywnego. Nie nosiłem sandałów od tak dawna, że zdążyłem zapomnieć, dlaczego ich nie lubię.
   - Może jednak spróbujesz?
   Zabrakło mi argumentów. Ten najsilniejszy i najbardziej niszczący - "nie, bo nie!" - zostawiłem sobie na inną, poważniejszą okazję. Zrezygnowany, zacząłem przymierzać sandały. Po kilku minutach stałem się właścicielem jednej z par.
   Moje pierwsze wyjście w sandałach było trochę kłopotliwe. Koleżanka Małżonka przekonała mnie do włożenia płóciennych szortów. No i oczywiście owego przewiewnego obuwia. Nieprzywykły do takiego stroju czułem się trochę nieswojo.
   - Wyglądam jak skaut - poskarżyłem się. - W dodatku skauci noszą traperki...
   - Bzdura - skwitowała Koleżanka Małżonka. - Wyglądasz jak angielski oficer z Afryki Północnej!
   Zaskoczyła mnie.
   - Naprawdę? - spytałem, wciągając brzuch i z żalem stwierdzając, że niewiele to dało.
   - Prawie - skwitowała. - Chodź, wychodzimy.
   Przekonała mnie, żebym zostawił w domu gałkę do ucierania ciasta. Jej  zdaniem, ona wcale nie wygladała jak oficerska laseczka. Metalowa miska też niezbyt dokładnie przypominała angielski hełm, zresztą była za duża. Wyszliśmy z domu. Stwierdziłem, że sandały są całkiem wygodne. Można w nich iść dość dziarsko, a nie człapać powoli, jak w klapkach, nie obawiając się, że je zgubię. Niestety, po minucie przypomniałem sobie, dlaczego nie lubię sandałów.
   - Poczekaj, kamyk mi wleciał - oparłem się o słup i próbowałem go wytrząsnąć.
   Niestety, to nie klapki. Nie chciał wyjść, drań. Musiałem poluzować paski.
   - No już? - niecierpliwiła się Koleżanka Małżonka.
   - Już, zaraz...
   Podreptałem za nią.
   - I jak ci się idzie? - spytała. - Warto było upierać się przez tyle lat?
   Nie odpowiedziałem, zajęty wyciąganiem kolejnego kamyka. Łącznie, przez tych kilkadziesiąt metrów, jakie dzieliły nas od parkingu, wyciągnąłem sobie cztery. Wystarczyło, żeby znów rozbolała ją głowa.
 I tak przewędrowałem sobie lato w szortach i sandałkach. Raz było lepiej, raz gorzej. Nauczyłem się odruchowo omijać dróżki, wysypane grysem i żużlem. I tak też zawędrowałem do ogrodu przyjaciół, którzy zaprosili nas na maliny.
   Mieli tego pełno. Nie byli w stanie przerobić.
   Chwyciłem pojemnik i wskoczyłem w krzaczory, gdzie maliny były największe, po czym wyskoczyłem oparzony. Nie "jak oparzony", tylko "oparzony"! W malinach było pełno pokrzyw. A ja w stroju angielskiego oficera z okolic El Alamein!
   - Ja tam nie wchodzę! - poskarżyłem się.
   Widząc szydercze spojrzenie, nie pozwoliłem sobie na dalszą słabość. Dzielnie postanowiłem zrywać maliny na skraju tego buszu. Chwyciłem pierwszą i...
   - Łaaaaa!!!
   Wszystkie oczy zwróciły się na mnie. Z wyjątkiem moich. Ja spoglądałem na swój palec, który właśnie drętwiał, wysyłając do mózgu sygnał, o treści: "O ja pitolę, jak boli!".
   Pszczoła wyrwała żądło i odfrunęła w niewiadomym kierunku, by spocząć w grobie, wśród innych pszczół, poległych po bohaterskiej obronie maliniaka. Przynajmniej większa część pszczoły. Ta mniejsza wciąż tkwiła w moim opuszku palca, pulsując wściekle i wstrzykując mi śmiercionośny jad.
   - Umieram!...
   Koleżanka Małżonka kolejny raz wykazała się całkowitym brakiem taktu.
   - To nie kobra, tylko pszczoła. Pokaż!
   Wspólnymi siłami wydusiliśmy żądło. Mój palec przyjął rozmiary monstrualne.
   - Przynajmniej nie będziesz mi dzisiaj brzdąkał na gitarze - skwitowała w okrutny sposób Koleżanka Małżonka.
   Niestety, miała rację. Spuchł tak, że nie dałem rady go zgiąć. Dziś nie będzie prywatnej sesji Metalliki, ani Guns n' Roses! A "Nothing elese matters" zaczynało mi już wychodzić...
   Dziś mijają już trzy dni od naruszenia mojej nietykalności osobistej przez tę pszczołę, a opuchlizna wprawdzie trochę zeszła, ale do całkowitego zwycięstwa jeszcze daleko. Wylałem na nią kilka litrów altacetu i obwiązałem bandażem, żeby przypadkiem nie wytrzeć maści o spodnie, albo o kanapkę z serem i pomidorem.
   Ale mimo tego cierpienia, mimo tego poprawiania co chwilę tego, co ów nieszczęsny palec popsuł, wciskając trzy klawisze na raz, udało mi się napisać post.
   I chyba tu zamknie się lista moich sukcesów na dziś. Bo Guns n' Roses, a przynajmniej tego brzdąkania, które miało przypominać "Don't cry", na pewno dziś nie będzie. Wybacz, Axl, jakoś musisz się z tym pogodzić!

37 komentarzy:

  1. Oj, współczuję poznania bólu użądlenia przez pszczołę. I mnie to nie ominęło; choć minęło dobre kilkanaście lat, do dzisiaj pamiętam wwiercające się żądło. Ale muszę przyznać, że własnoręcznie ją do tego desperackiego aktu zmusiłam - jako brzdąc chciałam się "pobawić z psciółką".
    Poza tym pamiętaj o przysłowiu: "Paluszek i główka to szkolna wymówka" ;) Ani palcem, ani głową nie wypada się usprawiedliwiać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie wymówka. Nie da się grać sztywnym palcem!
      Wprawdzie Slash grał jak szatan nawet wtedy, gdy ledwo stał na nogach, ale mnie jeszcze wciąż "trochę" do niego brakuje.

      Usuń
    2. Ojej, mam wrażenie, że w jakimś stopniu uraziłam męską dumę, jeśli tak się rzeczywiście stało, to jakam się w pokorze i czołem biję prosząc wybaczenia...
      Na marginesie: chciałam tylko napisać, że to przysłowie to miecz obosieczny, jeśli wytrwasz mężnie w katuszach opuchniętego palca, to Koleżanka Małżonka także będzie musiała się dostosować do tego przysłowia :)

      Usuń
    3. Hmmm... Czy my wciąż jeszcze mówimy o palcu? Bo odnoszę wrażenie, że troche zboczyliśmy na bezdroża ;)

      Usuń
    4. Oj tam, oj tam, po prostu zawsze szukam pozytywów, jak zaistniałą sytuację obrócić na swoją (w tym przypadku Nitagerową) korzyść :)) a tutaj bolący palec może być potężną bronią przeciw bolącej głowie :)

      Usuń
  2. Człowieku, pszczoła to taka krwawa bestia już jest i basta! Pszczółka Maja nauczyła Cię poprawności politycznej wobec tych latających bogiń wojny i masz za swoje! Na pocieszenie powiem Ci, że skoro już prawie umiesz "Don't Cry" G'N'R, to możesz łatwo zachwycić towarzystwo przy ognisku wyśpiewując do wspomnianej melodii słowa starej harcerskiej piosenki "Stokrotka', czy też "Gdzie strumyk płynie z wolna". Pasują jak ulał do zwrotki, a jeśli w refrenie zaśpiewasz wolne tłumaczenie z refrenu G'N'R, czyli "Nie płacz dziś w nocy", stosując rytmikę (konkretnie- rozkład akcentów) z oryginału, to efekt humorystyczny murowany!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stwierdzenie, że "prawie umiem" jest nieco na wyrost. Na razie próbuję coś tam zabrzdąkać, ale nikt inny, poza mną, jeszcze nie potrafi rozpoznać, co to za utwór. Dziwne, przecież wszyscy domownicy znają i lubią tę piosenkę!
      Mówisz, że "Stokrotka" pasuje? A gdzie tam jest miejsce na "uuuuuu" Duffa? ;)

      Usuń
    2. Musisz wczuć się w klimat utworu i wykazywać elastyczność w przechodzeniu pomiędzy tekstem polskim "stokrotki", polskim tłumaczeniem refrenu a angloamerykańskimi zapychaczami w stylu "uuuu..." lub "baby". Musisz też koniecznie starać się jak możesz śpiewać przez nos, jak Axl, żeby nie zatracić nic z dramaturgii oryginału, musisz być przejęty wstrząsającymi losami stokrotki i gapy- harcerza, musisz mieć łzy w oczach i drżenie w głosie. Sztuka wymaga poświęceń!!!
      Domownikom prawdopodobnie zapiera dech w piersiach i odbiera głos, dlatego nie okazują głośno podziwu :-)

      Usuń
  3. Zawsze mnie zadziwiała złośliwość sprzedawców bądź producentów w kwestii moich ulubionych produktów. Taki maluch na przykład - taki dobry samochód był;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To to był samochód? Ja myślałem, że to silnikowa wersja deskorolki!
      A sprzedawcy naprawdę są złośliwi. Jak o butach można powiedzieć "Nie szły"? No przecież wiadomo, że same nie pójdą!

      Usuń
  4. Az sie prosi napisac: znam ten bol, tez bylam matka ;) Moze pamietasz jak to zupelnie niedawno opsywalam ukaszenia wasp, tutejszej pszczoly-olbrzyma? Wiec wspolczuje i solidaryzuje sie, Nitager. Na moje uzadlenie natychmiast przylozylam lod ktory nie tylko powstrzymal opuchniecie ale tak mi przymrozil nadgarstek ze i bolu nie czulam. Minelo mi szybko - po godzinie widzialam poprawe. Musiales trafic na jakas niezwykle wsciekla pszczole:) Biednys, doprawdy - bol glowy malzonki a wiemy co TO oznacza, sandaly wciagajace kamienie i uzadlenie.....eeeech z tym wszystkim - Serpentyna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chociaż ktoś mnie pożałował! Dziękuję! ;)
      Lód dobra rzecz, ale ma jedną wadę - jest niedostępny latem na środku pola. Zanim dotarlibyśmy do pierwszych zabudowań, już przestałoby mnie boleć. To naprawdę duży ogród ;)

      Usuń
  5. Witaj Nitager, w lekkiej formie, ale zwróciłeś uwagę na ważny problem znikania ulubionych produktów. Często to słyszę od znajomych czy rodziny, a i sama obserwuje takie znikanie. Bo mamy rynek i dyktat producenta.
    Atak pszczoły jest rzeczywiście nieprzyjemny, ale w malinach można się go spodziewać. Niestety.
    Maria Dora

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie jest dyktat producenta, tylko klienta. Dyktat producenta mieliśmy w poprzedniej epoce. Producent produkował, co chciał i ile chciał - zwykle coś, co nie nadawało się do niczego - i gdzieś miał opinię klienta.
      Dziś klienci, popsuci zbyt dużym wyborem, złośliwie nie wybierali tych klapek, które mnie odpowiadały, więc sklep przestał je sprowadzać. Sprowadzić 300 par po to, żeby ktoś kupił dwie, a resztę wyrzucić - no, jak go w sumie rozumiem, też uważam, że to kiepski interes.

      Usuń
  6. Użądlenie pisarza czy blogera akurat w palec to faktycznie poważna sprawa!
    Mnie kiedyś osa użądliła w szyję, panicznie się więc ich boję.
    Zdrowia i zejścia opuchlizny życzę, chętnie bym posłuchała tego brzdąkania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Użądlenie w szyję może się źle skończyć. Mnie wielokrostnie żądliły w życiu różne owady (jeszcze tylko szerszeń i trzmiel mnie nie pokosztowały), więc z tym zjawiskiem jestem obeznany. Ale jeszcze nigdy w koniec palca - to taka unerwiona część ciała, że boli jak diabli.
      Przy czym stwierdzam subiektywnie, że użądlenie pszczoły jest bardziej bolesne niż osy i bardziej puchnie. I jeszcze trzeba to żądło wycisnąć, co nie jest wcale łatwe. To zrozumiałe - osa jest drapieżnikiem i uzywa żądła do polowania. Przecież nie będzie całej ofiary doprawiać silnie toksycznym jadem!
      A brzdąkanie na razie wciąż jeszcze pozostaje właśnie brzdąkaniem. Za każdym razem, gdy biorę gitarę do ręki, z ust pozostałych domowników wydobywa się jęk - i to bynajmniej nie ekstazy!

      Usuń
    2. O Nieznajoma... Nie wiesz, o czym piszesz... Byłem świadkiem "ucięcia" pewnego "młodego i pięknego" przystojniasia przez pszczołę na plaży dla "gołoty" w Świdrze! I to w co go pszczółka "dziabnęła", to nie był bynajmniej palec. Moje doznania akustyczne będące skutkiem jego emisji wokalnej pozostaną w mi uszach do końca mych dni [czyli chyba już niezbyt długo, ale to fraszka]... Warto było!!!

      Usuń
  7. Nitager, odnalazłeś się w tym miejscu. Trzymam palca, a na imię mu KCIUK. Czuję to. Ba ! Mam kierpce ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie ta pszczoła nie dziabnęła w kciuk, tylko w "palec fuckowy", jak nazywa go Ferdek Kiepski ;)

      Usuń
  8. Witaj w nowym miejscu, a jednak...
    Pozdrawiam po przerwie urlopowej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze się nie odnalazłem do końca - wciąż jeszcze się szukam. Ale myślę, że to już tylko kwestia czasu.
      Witam po przerwie :)

      Usuń
    2. Pamiętaj na ukąszenie zaraz- po najlepsza kostka lodu !!!

      Usuń
    3. Będę pamiętał - zwłaszcza w sadzie, z dala od cywilizacji, gdzie jedyny lód to "lud pracujący" ;)))
      No widzisz, w tym właśnie sęk, że lodu pod ręką nie było, a zanim bym dotarł do cywilizacji, to już by mi przeszło samo ;)

      Usuń
  9. Ależ Ci się pechowo złożyło!.Ja w tym roku też nie znalazłam moich ulubionych klapków, tzw. "fakirków".To takie, które mają w środku wkładkę z"igiełek", zakończonych półokrągło.Poza tym były z mięciutkiej skórki, miały regulowany obwód i bardzo miękką, elastyczną podeszwę.W moim przypadku po prostu wyszły z mody. I musiałam nabyć inne, na szczęście wygodne, choć nie takie jak tamte. Jedynym pocieszeniem w sprawie użądlenia to fakt, że nie masz uczulenia na jad i że dziabnęła Cię w palec, a nie np. w policzek lub szyję.Następnym razem wyciśnij na rankę nieco soku z cebuli i przyłóż lód.Z tym, że lepiej by następnego razu nie było.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, co to fakirki - sam kiedyś nosiłem. Nauczyło mnie to powolnego chodzenia, bo przedtem zwykle biegałem.
      Dobrym antidotum na ukąszenia jest też soda oczyszczona, albo ocet. Niestety, wtedy akurat niczego nie było pod ręką. Pozostało zaciśnięcie zębów - też pomaga ;)

      Usuń
  10. Nitager paluch sie zagoi, ale dobre buty, to podstawa! zwłaszcza przy wakacyjnych wędrówkach. Niestety czasem znalezienie ich graniczy z cudem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już się prawie zagoił - altacet pomógł. Tylko jest jakby trochę większy...
      Mam kolegę, uczulonego na jad komara (jad - nie jad, no to, co on wpuszcza, żeby krew nie krzepła). Poszedł kiedyś w krzaki za potrzebą i komar dziabnął go w tę potrzebę. Podobno tak spuchł, że jego żona była zachwycona i prawie obraziła się na mnie, gdy podałem mu wapno ;)

      Usuń
  11. ;)Mógłbyś jakoś ostrzegać,że planujesz opis walki i męczeństwa;)Człowiek wchodzi sobie z głupawą pogodą na obliczu - paluszki,malinki-a tu "śmierć mówi w moim imieniu" i protokół z sekcji kąśliwej denatki;)Ta trauma już we mnie zostanie;)
    Ukłony dla Balladyna z profilowaną podeszwą;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla Balladyna? To te klapki nazywają się Balladyny? Nie miałem pojęcia! No proszę, paradował człowiek tyle lat w Balladynach i nic o tym nie wiedział! ;)
      Przypomina mi się Molier: "To ja mówiłem prozą?!" ;)))

      Usuń
  12. Pani z obuwniczego nie chciała sprowadzić specjalnie dla Ciebie zapasu na parę kolejnych lat? :) Pewnie by się jej opłaciło :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyobraź sobie, że nawet mi tego nie zaproponowała! I kolejny sklep dodany do listy bojkotowanych ;)

      Usuń
  13. No tak, a potem bedziesz narzekał na mrozy, zimę i śnieg. Chyba lepiej lato, sandały i pszczoła, nie? :))) Ella

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ oczywiście, że będę! Narzekanie to nie tylko moje święte prawo, którego będę bronił, jak niepodległości. To także moje ulubione hobby!

      Usuń
  14. Klapki sa nie zastapione bo można w razie potrzeby w nie wskoczyć nawet z powietrza , ale sandałki są praktyczniejsze gdyż nie zsuwają sie ze stóp.
    Tak to jest gdy przy zbieraniu malin wpadnie w oko jakaś piekna ogrodniczka,wtedy się chce za pupę nawet osę potrzymać ;)
    A tak poważnie to paluszek w zimną wodę i po godzinie jest o.k danaprawda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zimną wodę? No niby oczywiste. Zimna woda, albo lód, albo cebula, albo ocet... Wszystko jasne.
      Tylko skąd to wszystko wziąć na środku bezludnego sadu, gdzieś na końcu świata, z dala od cywilizacji, w miejscu zapomnianym przez Boga i ludzi?!?!?!?!
      Zanim człowiek dobiegł do miejsca, wypisażonego w lód, cebulę, ocet, wszelkiego rodzaju maście - również zimną wodę, a co, full wypas tam był - to paluch zdążył zamienić się w dziwny, drewnopodobny przedmiot, nieczuły nie tylko na uderzenia młotkiem, ale też na żadne lekarstwa.

      Usuń
  15. Co Ty się na palec skarzysz, jak pszczoła nie zyje!!! takie milutkie stworzonko... jad pszczeli jest niegroxny, a wręcz mój wujo (właściciel pasieki) twierdził zawsze, ze pomaga na niektóre choroby i sobie "przystawiał" pszczoły, jak niektórzy pijawki. musiałes zwierze nacisnąć, że Cie użądliła, one same z siebie nie atakują. widzę,z ę Ci tu juz wszyscy milion sposobów podali, ale jak masz tendencje do puchnięcia itd, to za duzo to wszystko nie pomoże. ciesz się, zę nie jesteś uczulony i czekaj cierpliwie aż przejdzie. acha, i gadałam z Axlem, powiedział, ze spoko, poczeka na następny Twój koncert. ;) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Mój daleki kuzyn na nadwiślańskiej działce ma pszczoły, całą pasiekę. Będąc raz u niego chciałem im zrobić zdjęcie. Pstryk aparatu się nie spodobał i zostałem (z innymi) zaatakowany przez kilkadziesiąt takich bzyczących samolocików. Na szczęście obeszło się bez większych start w ludziach i palcach, plecach, karkach... od tamtej pory unikam jak mogę żądłowatych. Wystarczy mi też wspomnienie bólu ucha, w które kiedyś wleciała osa.
    Na szczęście takie rzeczy szybko przechodzą...

    I jeszcze na temat butów. W tym roku miałem szczęście natrafić na wyprzedaż w Bacie w pasażu Auchan. Włoskich, dobrych butów mam na kilka sezonów. I też cenię sobie spokój i szybkość kupowania - butów, ubrań. Niestety - coraz szybciej rośnie w moim domu pokolenie takich, co uwielbiają zakupy i lubią puścić trochę kasy spędzając w sklepach koniecznie ponad kilka godzin.
    Pozdrawiam gorąco

    OdpowiedzUsuń