Rzadko udaje mi się zapamiętać sen, ale ten był tak absurdalny, że utknął mi w pamięci i do tej pory nie przestaje mnie zadziwiać.
Otóż, śniło mi się, że mój szef polecił mi, abym w naszym zakładzie – a jest on niemały – znalazł jakąś przesyłkę z firmy BOSCH. Nie jest to żadne lokowanie produktu, po prostu nazwa firmy odgrywa pewną rolę w tym sennym majaku. Pomijam fakt, że konstruktor raczej rzadko delegowany jest do takiej roboty, bo jak wiadomo, wszystko może się zdarzyć. Paczka została dostarczona dawno temu, ale do tej pory jakoś nikt jej nie zlokalizował. Przy czym, nie miałem żadnych innych danych! Nie znałem nie tylko numerów dokumentów przesyłowych, ale też nie wiedziałem co zawiera, kiedy przyszła, jaka jest duża – zupełnie nic. I miałem jej poszukać w którymś z wielu magazynów, nie wiadomo którym. I jeszcze na dodatek, gdy wszedłem do pierwszego z nich, leżał w niej ogromny stos paczek, bezładnie do niego powrzucanych, co zupełnie, ale to zupełnie nie przypomina standardów naszej firmy. U nas nawet karaluchy chodzą po prostej i przestrzegają zasad ruchu, posłusznie ustępując miejsca wózkom widłowym. To znaczy, wróć – u nas po prostu nie ma karaluchów, bo takich małych kasków, ani kamizelek odblaskowych, nigdzie nie produkują, a bez tego do magazynu wejść nie wolno. Nareszcie zrozumiałem, dlaczego ich nie ma…
No, ale w tym magazynie porządku nie było. I tak miało być w każdym innym. W dodatku, te wielkie, puste hale w ogóle nie przypominały naszej firmy, w której między maszynami jest zwykle odstęp akurat tak duży, żeby zmieścił się ręczny wózek. Dokąd ja trafiłem?
Stanąłem bezradnie przed stosem paczek. Sięgał sufitu.
- Jak mam ją znaleźć? – jęknąłem. – Przecież nie wiem nawet, czego szukam!
Szef uśmiechnął się pod wąsem.
- Wczoraj przyszła paczka z dwoma workami soli – poinformował mnie.
Spojrzałem na niego zdziwiony.
- A co to ma wspólnego z naszą przesyłką?
Znów tajemniczy uśmiech.
- Połącz kropki…
I poszedł sobie, nucąc pod nosem:
Na ulicach cichosza,
Na chodnikach cichosza,
Nie ma Mickiewicza
I części od BOSCHA…
Całej sytuacji smaczku dodawał fakt, że we śnie moim szefem był Mariusz Kałmaga. Po części tłumaczy to absurd całej sytuacji, ale zupełnie nie przybliża mnie do rozwiązania problemu.
Jeśli ktoś z Was wpadnie na pomysł, co wspólnego mogą mieć dwa worki soli z częściami od BOSCHA, to proszę o informację, bo intryguje mnie niesamowicie. Dla lepszej orientacji informuję, że BOSCH dostarcza nam głównie silniki elektryczne, aktuatory i wszelkiego rodzaju czujniki do układów automatycznych. Worka z solą nie przypomina to w żadnym milimetrze.
To nie koniec tego tańca na linie! Po chwili w magazynie pojawił się jakiś facet, który chciał, żebym wydał mu piłkę do kosza. W zakładzie przemysłowym! Bynajmniej, nie produkującym piłek, tylko części do samochodów! A ja z poszukiwacza paczek przeistoczyłem się w magazyniera i – tu zaskoczenie – podniosłem leżącą obok piłkę i podałem mu. Przy czym piłka przypominała wiklinowy kosz. Nie była nawet okrągła – ale we śnie tak właśnie wyglądała piłka i nikogo to nie dziwiło.
Po przebudzeniu dość długo kręciłem głową ze zdumieniem, jak wiele bzdur potrafi się przyśnić w tak krótkim czasie. A najdziwniejsze jest to, że we śnie człowiek łyka te bzdury bez cienia jakiegokolwiek zdziwienia, jakiejkolwiek refleksji czy odruchu sprzeciwu przeciwko łamaniu praw fizyki, logiki i w moich snach również gramatyki, bo ludzie często mówią w nich po prostu dziwnie.
Po czym ja miałem takie odloty? Zrobiłem rachunek sumienia poprzedniego wieczora. Zachowywałem się poprawnie, nie przyjmowałem żadnych substancji psychotropowych… No, chyba że te marchewki były czymś pryskane. Nie robiłem niczego, co odbiegałoby od standardu.
A potem palnąłem się w czoło i zrugałem sam siebie, za ten skandaliczny brak pamięci.
No tak, przecież wczoraj naprawiałem gitarę!
Konkretnie, klucz do naciągania struny, który niegdyś zakończony był plastikowym uchwytem, ale uchwyt ów pękł i rozleciał się, gdy gitara, oparta o ścianę, przewróciła się z hukiem. Dobrze, że tylko klucz ucierpiał. Postanowiłem go naprawić, jak umiałem. Najpierw z papieru zrobiłem małą foremkę, z grubsza przypominającą kształt klucza. Foremkę ową umieściłem na uszkodzonym kluczu, po czym włożyłem do środka trochę wypełniacza, w postaci rozluźnionych włókien waty. A potem zalałem foremkę żywicą epoksydową. Po zestaleniu się żywicy, powstał wytrzymały laminat i całkiem funkcjonalny klucz, mający tylko dwie wady. Pierwsza – wyglądał nieco inaczej niż pozostałe, różniąc się od nich kształtem i kolorem. Druga – był nieco chropowaty i nieprzyjemny w dotyku. Toteż wczoraj postanowiłem go wykończyć.
Użyłem do tego podręcznego zestawu do frezowania – bardzo fajne narzędzie. Najpierw użyłem małego freza, potem małej szlifierki, a na końcu filcowej końcówki do polerowania. Po tej operacji klucz nabrał wyglądu, stał się gładki i estetyczny, a jedynym minusem był wszechobecny w pomieszczeniu pył, w który zamieniła się żywica epoksydowa.
Niezorientowanym w procesach przetwórstwa tworzyw sztucznych już tłumaczę problem – otóż żywica ta ma bardzo intensywny zapach. Przeze mnie uważany za całkiem przyjemny, ale Koleżanka Małżonka go wręcz nie znosi. Po szlifowaniu cały pokój zapełnił się zapachem drobnego, żywicznego pyłu, unoszącego się wokół, a ja, będąc w bezpośrednim pobliżu źródła tego pyłu, nawdychałem się go zapewne za wszystkie czasy. Innego wytłumaczenia swoich narkotycznych majaków nie widzę.
Przyznam, że po całej historii ogarnęło mnie zdziwienie. Wszelkiej maści narkomani wydają grube tysiące na jakiś crack*, czy inny brązowy cukier**, a mogliby sobie kupić małą puszkę żywicy epoksydowej, za dwadzieścia parę złotych i mieliby podobne odloty! W dodatku, bez żadnego ryzyka, bo to towar w stu procentach legalny.
Ale na wszelki wypadek zamieszczę tu ostrzeżenie: trzymajcie się z dala od żywicy epoksydowej! Sami nie wiecie, kiedy wpadniecie w nałóg i nie będziecie umieli bez niej funkcjonować! Chyba. Nic tu nie jest pewne…
I jeszcze jedno mnie dziwi – dlaczego do tej pory nie zaobserwowano masowej kradzieży pojemników z żywicą? Stoi sobie przecież a półkach w każdym technicznym markecie, ale wokół niej nie kręcą się wynędzniałe osobniki w nieświeżych ubraniach i nie zezują na boki, czy nikt nie patrzy, aby jednym sprawnym ruchem zdobyć upragniony towar i czym prędzej zniknąć z tego miejsca, by z lubością oddać się swemu zgubnemu nałogowi. Myślałem, że nałogowiec zrobi wszystko, aby zdobyć kolejną działkę narkotyku. Widać, tu też się myliłem.
_______
*Ktoś wie, co to takiego?
**To akurat wiem! Słuchało się Gunsów!

Gunsów? a to nie Stonsi śpiewali Brown Sugar?
OdpowiedzUsuńWiem co to jest crack, ale nie napiszę, bo jeszcze mnie zablokują. ;p
Mysle, że może Bosch wynalazł jakieś automatyczne rozsypywacze do soli i stąd to połaczenie. A piłka - jak piłka. "A teraz się skup - DO METALU" ;p ;p ;p
A ten pył żywicowy to na płuca chyba niezbyt dobrze wpływa.... :/