- Malinówka!
Wykrzyknik na końcu wyrazu sugeruje, że to był okrzyk, ale tak naprawdę wcale nie musiałem krzyczeć, bowiem moja kuchnia jest naprawdę malutka i w dodatku ma świetną akustykę. Słychać było doskonale. Dlatego cała rozmowa odbywała się w rzeczywistości bez niepotrzebnego podnoszenia głosu.
- Obecny! – odparł słój.
Burknął takim tonem, jakby chciał mi wyraźnie dać do zrozumienia, że mój pomysł wieczornego apelu uważa za co najmniej idiotyczny.
- Widzę, że obecny – zmarszczyłem brwi. – Pytam o stan zawartości.
- A jak ma być? – mruknął. – Klaruje. Można wstępnie zlać znad osadu, to będzie szybciej. Ale do butelek jeszcze nie.
Odhaczyłem ptaszkiem i dodałem przy nim uwagę o konieczności wstępnej dekantacji.
- No dobrze – zamruczałem. – Kto tam jest następny? Wiśniówka!
- Tu jestem – słoik obok lodówki poruszył się. – W sumie, podobnie. Przydałoby się jakieś wstępne zlanie znad osadu. Ale wiesz, że ja muszę dłużej!
- Tak, wiem – odparłem, skrobiąc uwagi w kajeciku. – Wiśniówka zawsze musi stać trochę dłużej. Kto tam jest jeszcze? Śliwkówka!
- Tutaj – nieco mniejszy słój zakręcił znacząco wieczkiem. – Podobnie jak pierwszy.
Postawiłem odpowiedni znaczek w odpowiedniej linijce.
- Mirabelkówka!
Tym razem odpowiedziały mi dwa słoje.
- Pierwszy zlew należy się jak psu micha! – odezwał się pierwszy z wyrzutem. – Mamy za dużo pektyn i zrobiło nam się sporo fafluńtów.
- Koniecznie trzeba je zlać – dodał drugi. – A fafluńty odcedzić, może tam da się jeszcze coś uratować.
Postawiłem przy ich opisie jedynkę, oznaczającą najpilniejsze działania.
- Dobra… Smorodinówka!
- Tutaj – poruszył się słoik. – W zasadzie gotowy, lepiej nie będzie. Możesz szykować butelki. Chociaż…
- Chociaż? – wbiłem w niego badawczy wzrok.
- Sam wiesz – prychnął słój. – Przydałoby się przepuścić przez ciurlator.
Ciurlatorem nazywaliśmy napowietrzacz do win, z powodu odgłosu, jaki wydawał. Przyznałem mu rację. Lekko napowietrzona nalewka szybciej dojrzewa.
- Koniak!
- Tutaj – odezwał się słój, stojący obok mojej nogi. – Naciąga, naciąga… Daj mi jeszcze z tydzień-dwa spokoju.
- Pigwówka!
- Jestem – odrzekł słoik. – Dojrzewa sobie. Dekantacja i napowietrzenie też by się przydały.
- Krupnik!
- No przecież dopiero zacząłem! – warknął słój spod taboretu. – W dalszym ciągu mętny. Czego się spodziewasz po trzech dniach?
- Oj, no tak tylko pytam, dla formy – odezwałem się polubownym tonem.
- Głupie pytanie! – odrzekł słój. – A w ogóle, skąd ten idiotyczny pomysł, żeby nam tu jakąś zbiórkę robić? Co, generałem zostałeś? Może jeszcze padnij-powstań każesz nam robić, albo pompki, jak jakiś niedorobiony kapral?
- Porządek musi być – odparłem stanowczo.
Jednak ku mojemu zdziwieniu, wzbudziło to tylko wybuch śmiechu.
- Powiedział naczelny bałaganiarz! – skwitował koniak. – Może byś nas chociaż ścierą przetarł? Bo od tego kurzu to już alergii dostałem!
- I koszulkę mógłby zmienić – dodała wiśniówka. – Bo ta już naprawdę zmęczona.
- I by się chociaż ogolił! – burknęła malinówka. – Bo wygląda jak agrest.
- I ten bajzel by posprzątał – dodał koniak. – Stróż porządku, psiakrew!
Jak widzicie, pola do dalszego dialogu zwyczajnie nie było. Wycofałem się do sypialni. I w spokoju zacząłem sobie planować prace kiperskie.
Czeka mnie pracowity weekend.
O mamuniu, takich nalewek to bym popróbowała, nie powiem, to kiedy degustacja?
OdpowiedzUsuńTych konkretnych? Najwcześniej za dwa lata. I uprzedzę najbardziej typową reakcję, polegającą na wyrażeniu głębokiego współczucia (że tak długo trzeba czekać) - ja nie będę czekał, tylko pójdę do piwniczki i przyniosę sobie inną nalewkę - sprzed co najmniej dwóch lat. ;)
UsuńTo się nazywa: ciągłość produkcji.
O, tym koniakiem to mnie zaskoczyłeś, jak takie coś się robi, zdradzisz sposób?
OdpowiedzUsuńA poczekasz do następnego wpisu? To wyjaśniłbym dokładnie.
UsuńTrzymam za słowo!
UsuńStrasznie Ci zazdroszczę. Moje słoiki nie są rozmowne. Może dlatego, że zawierają dżemy a nie nalewki?
OdpowiedzUsuńZ pewnością właśnie dlatego. Nalewka każdemu rozwiązuje język, a po dżemie nigdy nie robiłem się gadatliwy.
Usuńgdybyśmy mieli układy trawienne jak słonie, to zamiast picia alkoholu wystarczałoby zjedzenie kilograma słodkich owoców, czy ich zakonserwowanej formy, takiej, ja na przykład dżemy... ludzkie układy również produkują ten alkohol z dostarczonego surowca, ale w bardzo niewielkim odsetku, więc efekt odjazdu, rauszu jest potem nieodczuwalny...
Usuńmirabelkówkę to bym chętnie wciągnął... ostatni raz w pociągu na trasie Avignon - Lyon, poczęstował mnie i kolegę taki fajny, wyluzowany tubylec... była taka dobra, choć niezbyt mocna, taka "damska wódka" ok. 30 volt, że wszystko mu wypiliśmy, całą butlę 0,7...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
To jeszcze Ci powiem, że ja robię nalewki według staropolskich przepisów - i wszystkie (z wyjątkiem krupniku, oczywiście) są wytrawne. Dziś nastała moda na sypanie ton cukru do domowych nalewek i wszystkie one smakują tak samo, jak jakiś ulepek. Tymczasem sztuką jest wydobyć smak i zabić kwas, przy minimalnej ilości cukru. Jestem pewien, że ta mirabelkówka by Ci zasmakowała. No jedynie to, że trzeba poczekać jeszcze jakieś dwa lata...
UsuńBoże mój. I to wszystko na jednego człowieka?
OdpowiedzUsuńA skąd! Rodzinę mam dużą. I kolegów-amatorów nalewek też.
UsuńMarnujesz się! Powinieneś otworzyć jakąś małą bimbrownię wytwornych napitków.
OdpowiedzUsuńW życiu! Wtedy byłaby to praca. A jak coś jest pracą, to już żadna przyjemność.
UsuńPyskate masz te nalewki ;p
OdpowiedzUsuńW kogo to-to się wdało, to naprawdę nie wiem!
UsuńPo mojemu, to końcowy problem z należnym szacunkiem dla Stwórcy wynikał z braku odpowiedniego podejścia. Próbowałeś podeprzeć się Wieszczem, zamiast udawać musztrę? Choćby to:
OdpowiedzUsuń"Mówcie, komu czego braknie,
Kto z was pragnie, kto z was łaknie."
A to...? Spójrz tylko:
"Czego potrzebujesz, duszeczko,
Żeby się dostać do nieba?
Czy prosisz o chwałę Boga?
Czyli o przysmaczek słodki?
Są tu pączki, ciasta, mleczko
I owoce, i jagódki.
Czego potrzebujesz, duszeczko;
Żeby się dostać do nieba?"
No ale kombinuj dalej już sam..., nie moja kuchnia, nie moje słoje!
Nic mnie, nic mnie nie potrzeba!
UsuńJeno dajcie kielich w rękę,
I polejcie mi troszeńkę
Malinówki lub wiśniówki,
Lub innej nitagerówki.
Niech jej jeno popróbuję,
Ne języku ją poczuję,
I gdy głebiej wleję w siebie,
Będę wtedy w siódmym niebie!
Moje słoje stoją puste, w Polsce. Jakoś mi tak oklapło, bo nie mogę mocnych alkoholi… słabych też 🫣
OdpowiedzUsuńAle to już tak dożywotnio nie możesz, czy przez czas jakiś, aby do zdrowotności dojść? Bo nalewki używa się w zasadzie jak lekarstwa - odrobinkę na język i gardło rozgrzać. Takie ilości też Ci zaszkodzą?
UsuńMocny alkohol powoduje wyrzut histaminy, więc nie wiem, czy kiedykolwiek będę mogła.
UsuńCzyli pewnie nie odrywasz się od słojów. :)
OdpowiedzUsuńMiła praca, jeśli jest się w tym dobrym i lubi to robić.
Mój tata robił wina, więc u nas w domu rodzinnym też ciągle stały słoje. I te muszki wszędzie!!! :D
Muszki to wróg nr 1 wszelkich win. Roznoszą bakterie, które powodują octowanie wina. Nalewka jest w o tyle lepszej sytuacji, że jako mocniejsza, jest też trwalsza i mniej podatna na zepsucie.
UsuńA do słojów to raczej dorwać się nie mogę. Bo jakieś takie ostre zapalenie lenia mnie ostatnio chwyciło.