Czyli:
Dni Morza
W zasadzie tytuł nie powinien już brzmieć „Arena”, bo z areną nie miało to nic wspólnego. Ale pozostawmy to, jako część cyklu.
Oboje uwielbiamy Gdańsk. Zaczęło się to wiele lat temu, gdy jako świeżo poślubione sobie małżeństwo wybraliśmy się na kilkudniową wycieczkę na wybrzeże. I wtedy właśnie zachwyciło nas Stare Miasto. Do tego stopnia, że często tam wracamy, w zasadzie bez żadnego powodu. Po prostu, dobrze się tam czujemy. Zatem w piątek, po pysznym śniadanku, ruszyliśmy znowu na dworzec, by kolejką pojechać do Gdańska, zanim zatopią go topniejące lodowce.
Muszę o tym wspomnieć: komunikacja publiczna w Trójmieście działa perfekcyjnie! Wszędzie da się dojechać kolejką, lub kombinacją kolejka-tramwaj. Jak w czwartek zostawiliśmy samochód na parkingu, tak uruchomiliśmy go dopiero przy powrocie do domu.
Akurat trochę się ochłodziło, więc pogoda na zwiedzanie była idealna. Odwiedziliśmy Długi Targ, Ołowiankę, i moją ulubioną ulice Piwną (ze względu na architekturę, nie nazwę!), zjedliśmy pyszny obiad. I wcale nie natrafiliśmy na paragony grozy! Jak na tak pyszne jedzenie, ceny były umiarkowane, a kelnerka prześliczna i przemiła.
Po powrocie do Gdyni przeszliśmy się jeszcze po nadbrzeżu. Ze wzruszeniem przywitałem się z „Błyskawicą”, „Darem Pomorza” i „Zawiszą Czarnym”, który akurat zawinął do portu.
Za to w sobotę postanowiliśmy pójść na plażę w Gdyni. Nie lubię długiego plażowania, ale godzinka-dwie nad morzem to miły odpoczynek. A potem się zaczęło.
Orkiestra Marynarki Wojennej i składanie kwiatów pod pomnikiem Żołnierzy AK! Pokazy ratownictwa morskiego – śmigłowiec kilkakrotnie opuszczał i zabierał pasażera z pokładu statku. Pokaz możliwości statków gaśniczych – wiecie jaki te sikawki mają zasięg? No, ja też nie wiem, ale widziałem, że spory…
A potem do redy przybiła korweta patrolowa „Ślązak”. To ten okręt, co miał się najpierw nazywać „Gawron” i być korweta wielozadaniową, ale po rekordowych dziewiętnastu latach jego budowy, coś tam pozmieniano. Przyznam, zdziwiły mnie jego rozmiary. Był niewiele mniejszy od zacumowanej w pobliżu „Błyskawicy” – która przecież jest niszczycielem, a zatem okrętem o dwie klasy większym.
![]() |
ORP "Ślązak" |
Niedziela to już święto na całego. Wokół rozłożyły się wojskowe namioty i zaprezentowano wyposażenie naszych wojsk, głównie marynarki i saperów. Dla dzieciaków niesamowita atrakcja, a i ja, stary baran, z ciekawością obejrzałem sobie wyposażenie nurków, czy pojazdy to transportu niewybuchów.
Całości dopełniła salwa honorowa z „Błyskawicy”. Uważnie rozglądałem się wokół, ciekaw czy zobaczę w pobliżu jakiegoś ważniaka z przyklejonym uśmiechem, którzy lubią grzać się w świetle reflektorów. Ale nie zauważyłem ani Adriana, ani Płaszczaka, ani nawet stojącego znacznie niżej w hierarchii Matołusza, choć nie wykluczone, że któryś z nich pojawił się później, kiedy już skierowaliśmy się w drogę powrotną.
Po prowizorycznym wyczyszczeniu szyb samochodu ze spadzi, która okleiła nam auto jak muchołapkę, odpaliliśmy silnik i ruszyliśmy z powrotem, obiecując sobie, jak zawsze zresztą, że „jeszcze tu wrócimy”.
Wyjazd naprawdę bardzo udany :)
OdpowiedzUsuńCzy oprócz spadzi oklejającej jeszcze jakieś atrakcje w drodze powrotnej, będzie kolejna część?
Mam wielki sentyment do Gdyni - spędzałam tam każde wakacje w czasach swojej podstawówki, a w czasach liceum "awansowałam" na wakacje nad pełnym morzem, czyli w Jastarni. Też lubię Gdańsk, ale Gdynia zawsze go "przebijała" głównie z uwagi na atrakcje , które były do obejrzenia na Skwerze Kościuszki. Ostatnio gdy byłam to oglądałam ćwiczenia młodzieży na Darze Młodzieży. Chwilami aż się bałam, że któreś z Młodych (nie tylko chłopcy, dziewczyny też) poleci w dół w tempie przyspieszonym. Polecam też wizytę w akwarium gdy będziecie następnym razem. Serdeczności;)
OdpowiedzUsuńanabell
Z Gdańska - poza niezapomnianymi przeżyciami turystycznymi i gastronomicznymi - przywiozłem przed kilkudziesięcioma latami piękną bukową ciupagę, na której do dziś nalepiam serduszka WOŚP .
OdpowiedzUsuńZa to z Zakopanego - też b. dawno temu - 2 kg śledzi (i to przed WIelkanocą; bo akurat wtedy tam były}.
Życie...
Idealna wycieczka, w pelni zadawalajaca.
OdpowiedzUsuńGdansk i Gdynie ostatnio widzialam
"za panny" wiec z pewnoscia sie zmienila, niestety szczegolow juz nie pamietam poza tym ze podobaly mi sie.
Piękny staropolski zwrot: "świeżo poślubione sobie małżeństwo" bardzo mnie ujął.
OdpowiedzUsuńPołączenie przyjemnego z pożytecznym. Tez lubię Gdańsk ale ostatnio dane mi go było oglądać ze 30 lat temu
OdpowiedzUsuńNo i jak mozna Gdanska nie kochac:) A Gdynia, jego duzo duzo dizo mlodsza siostra tez ma swoj unikatowy urok, to takie typowe portowe miasto, niby z krotka, ale jakze ciekawa historia. Gdansk jest piekny, stateczny i powazny, i niesamowicie urokliwy, Gdynia to wiatr we wlosach, krzyki mew i smiech na plazy... No i cudne okrety na rewie....Do takich miejsc sie wraca ..
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że nie trafiłeś na "paragony grozy", bo prawdę powiedziawszy za każdym razem, gdy jakiś tabloid je pokazywał, zastanawiałem się o co chodzi. Staramy się z żoną raz na jakiś czas, myślę że częściej niż raz w miesiącu pójść do restauracji i wiemy ile ludzi nas obsługuje. Każdemu trzeba zapłacić. Do tego prąd, gaz, czynsz za dobre miejsce w centrum miasta, na końcu zaś dobrej jakości produkty. I myślę sobie: "czego do jasnej cholery spodziewają się polscy klienci"?! Bezrozumna roszczeniowość nadal jest w Polsce problemem.
OdpowiedzUsuńUzbrojenie mnie nie kręci, jeśli już, to zwracam uwagę na urodę, bądź jej brak. Statki gaśnicze i ratownictwo, to co innego, myślę że z chęcią bym się przyjrzał tym zuchom w akcji.
Dobrze mieć, takie ulubione miejsce, gdzie lubimy chętnie powracać:)
OdpowiedzUsuńJa mam swoje Mazury:)
Serdeczności moc przesyłam:)