Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


wtorek, 27 czerwca 2023

Ergo Arena - cz.I

 Czyli:

Pajęczaki szarpiące druty


     Życie nadspodziewanie szybko wróciło na utarte tory, w dodatku zaowocowało pewną premią. Otóż, Drugorodny wrócił do domu. To właśnie był powód, dla którego przez pewien czas nie miałem głowy do pisania. Przeżył – i to bardzo mocno – pierwsze poważniejsze niepowodzenie w życiu. Jego plany zostały skasowane, a życie wywróciło mu się do góry nogami. Na razie wrócił i zbiera siły przed kolejną próbą zawojowania świata. Bogatszy o kilka doświadczeń, które z pewnością go czegoś nauczyły.

     Z jednej strony jest mi miło, że mam go przy sobie. Jego obecność to dla mnie źródło nieopisanej radości. Z drugiej – nie tak miało wyglądać jego życie. Mam nadzieję, że wkrótce znów stanie na nogi i – niestety dla mnie – po raz drugi opuści rodzinne gniazdo.

    I nie, nie zrobiłem tak, jak swego czasu postąpił Kaźmirz Pawlak! Który na mszę dawał w intencji swej wnuczki, Ani: „żeby jej się noga podwinęła i żeby ona szczęśliwie na wieś wróciła”! Nieprawda! Odchorowałem już jego odejście i pogodziłem się z tym, wiedząc dobrze, że usamodzielnienie się dziecka to coś, do czego przygotowywałem je przez całe dzieciństwo. Po prostu, tak się złożyło, na skutek pewnego nieprzewidzianego ciągu wydarzeń. A teraz, żeby dłużej nie smucić, opowiem Wam o pewnej wyprawie na wybrzeże, z której dopiero co wróciliśmy – bo pojechaliśmy tam razem z Koleżanką Małżonką.

     Nie, jeszcze nie dłuższy urlop – ten wyjazd kosztował mnie zaledwie dwa dni z mojej puli dni wolnych. W czwartek rano wyjechaliśmy do Gdańska, bo tam właśnie, w godzinach wieczornych, czekał na nas pewien show, na który już dawno mieliśmy wykupione bilety.

     Zespół „Scorpions” był jedną z pierwszych grup rockowych, która mnie zachwyciła i którą polubiłem niemal od pierwszych dźwięków, jakie usłyszałem w jej wykonaniu. Musicie pamiętać, że to była jeszcze głęboka komuna, w której nie dało się tak po prostu kupić płyty topowego wykonawcy. Człowiek był skazany wyłącznie na to, co usłyszał w „Trójce” i co przy dużej dozie szczęścia udało mu się nagrać. Stąd na początku znałem tylko „Still loving you”, nagrane na mój stary, monofoniczny magnetofon. Dopiero kilka lat później kolega skopiował mi kilka innych utworów, a niemiecka grupa na dobre zagościła w moim domu. Potem, gdy komuna padła, a świat zachwycił się przebojem „Wind of change”, dostęp do nagrań stał się łatwiejszy i korzystałem z niego na ile mogłem. Pamiętam, jak zachwycił mnie melodyjny riff do „When the smoke is going down”, czy przepiękna ballada „Holliday”. W każdej z nich podziwiałem czysty i ostry jak żyletka głos Klausa Meine, najlepszy moim zdaniem rockowy męski wokal wszechczasów. Podobał mi się też fakt, że dwaj główni gitarzyści, Rudolf Schenker i Matthias Jabs czasami zamieniali się rolami, grając naprzemiennie partie rytmiczne i solowe, co świadczyło o niesamowitym zgraniu obu muzyków.

     Dawno temu zespół ten dał koncert w moim rodzinnym mieście. Nie poszliśmy. To było w czasach, kiedy zadłużyliśmy się po uszy, szukając na gwałt nowego mieszkania i jeszcze moją firmę dopadł kryzys. Musieliśmy oszczędzać na czym tylko się dało. Uznaliśmy z wielkim żalem, że wydanie sporej sumy na dwie godziny przyjemności to okradanie naszych dzieci, wtedy jeszcze małych i potrzebujących naszej opieki. Zrezygnowaliśmy. I do zeszłego czwartku tego żałowaliśmy.

     A to właśnie nasze dzieci, wiele lat później, namówiły nas na to, żebyśmy pojechali na koncert, który odbył się w Gdańsku, w zeszły czwartek. Finansowo staliśmy już lepiej – bo przecież chłopcy już sami na siebie zarabiali. Wahaliśmy się – pewnie że się wahaliśmy. Same bilety nie były horrendalnie drogie, ale impreza łączyła się z dość dalekim dojazdem i zakwaterowaniem w hotelu, co też kosztuje. No i my sami nie jesteśmy coraz młodsi. Damy radę wystać tyle godzin z naszymi bolącymi kręgosłupami?

     Ale pojechaliśmy. Klaus Meine kończy w tym roku siedemdziesiąt pięć lat. To może być ostatnia okazja, aby usłyszeć jego głos na żywo.

     A że nie tylko koncert stał się naszym udziałem, opowiem Wam o wszystkim w następnym odcinku, bo jednak trochę jest do opowiadania.


16 komentarzy:

  1. No to mieliście z Koleżanką Małżonką frajdę! To już czekam na następny Twój post. Co do syna - lepiej zbierać cięgi od życia gdy jeszcze są w odwodzie rodzice niż wtedy gdy się już jest samemu rodzicem. Serdeczności posyłam, anabell

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak uważam. Po to jesteśmy, żeby zapewnić im miękkie lądowanie w razie wypadku.

      Usuń
  2. Jak to dobrze, że spełniacie swoje marzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektóre ;). Bo wciąż nie mam własnej fregaty, którą odwiedzałbym Tortugę ;)

      Usuń
  3. Lubię Skorpionsów, powiem nawet, że bardzo lubię. Niestety jakiś czas temu zaczęli rozmieniać się na drobne, przyjmując wszystkie możliwe zaproszenia do występów. Wiem, że kasa musi się zgadzać i stało się jak w piosence Perfectu. Hej prorocy moi z dawny lat obrastacie w tłuszcz. Już Was w swoje szpony porwał szmal.... A jednak żal

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam piszesz, że mimo emerytalnego wieku, wciąż oczekujesz wyzwań. Chłopaki nie wyglądają na takich, co muszą liczyć każdy grosz, więc chyba raczej nie o kasę chodzi. Kilku ludzi robi to co lubi, co sprawia im frajdę i nie ma zamiaru przestać - to chyba dobrze?

      Usuń
    2. Wiesz jak to jest w życiu. Oczekujemy od naszych idoli, że będą dla nas wzorem. Że będą tacy jakimi nam nie udało się być. Niechaj Scorpionsi śpiewają i do setki.

      Usuń
  4. Lubiłam (i lubię) ballady Scorpionsów. :)
    No cóż, ciesz się tym, że jest teraz koło Ciebie, mimo okoliczności nieciekawych, ktore do tego doprowadziły. Niech coś dobrego z tego wyniknie. Trzymam kciuki za Drugorodnego, żeby z tych doświadczeń coś nowego stworzył. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drugorodny nie wie, że o nim napisałem, więc sam nie podziękuje - ale ja dziękuję za niego.

      Usuń
  5. moje ulubione Scorpionsów to "Comin' home", byle tylko nie w pierwotnej wersji z tym nudnym, wręcz rzygliwym wstępem na pół kawałka, tylko od od razu do konkretów:
    https://youtu.be/E9ZFDUt09ck
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Syn wyjdzie na prostą, a życiowe "doświadczenie" tylko zapunktuje, zobaczysz.
    Młodzi są silniejsi psychicznie, niż nasze pokolenie.
    Taki koncert ulubieńców jest niezapomniany, wiem coś o tym.
    Powodzenia i tylko szczęśliwych dni dla Was:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówisz, że są silniejsi? Mnie się wydaje, że jest odwrotnie, ale może się mylę. Oby. Dzięki za życzenia;)

      Usuń
    2. Piszę z własnych obserwacji i o swoich Dzieciach, na pewno są silniejsi, odważniejsi:)

      Usuń
  7. Oj, jak wspaniale ze mogles jechac i slyszec na zywo.
    Ja tez lubie Scorpions, lubie glos Klausa i ich nastrojowe piosenki.
    Spotkalam sie z opinia iz zalosnym jest bardzo wiekowym solistom nadal wystepowac ale z mojego doswiadczenia widze ze to nie jest prawda - oni i caly zespol nadal sa soba i w bardzo dobrej kondycji.
    Synowi zycze dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro robią to, co umieją, lubią i co sprawia im frajdę - a przy okazji ludzie wokół mają kupę radochy - to tylko im przyklasnąć.

      Usuń