Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


piątek, 1 kwietnia 2022

O tym, jak spuchła mi ręka

     Ręka jak bochen. Każdy majster murarski mi jej zazdrości. Do tej pory delikatna jak u nieroba, teraz nagle napuchła i pulsuje.

     W dodatku prawa. Ciężko mi się nią robi cokolwiek. Na szczęście zdrętwiały mi tylko dwa ostatnie palce, więc od biedy da się pisać. Wczoraj zużyłem sporo oliwki, żeby z wysiłkiem zdjąć obrączkę z tej parówki, która niedawno była moim palcem. Musiałem, bo inaczej trzeba by go chyba amputować, a wtedy miałbym trudności z pogrywaniem na gitarze. No i gdzie nosiłbym obrączkę po zejściu opuchlizny? Zakładając, że kiedykolwiek zejdzie.

     A cóż takiego się stało?

     Tak, dobrze zgadujecie! To naprawdę długa historia. Inne mi się nie przytrafiają. Oczywiście, należy ją opowiedzieć z pewną dozą dramatyzmu. Więc przygotujcie się na niezły thriller. Przygotujcie sobie kawę, czy tam koniaczek, ewentualnie otwórzcie sobie piwo, bo to akurat piątek, więc można.

     Mogę trochę podkolorować? Tak troszeczkę! Tylko odrobinę! Proooooszę! Przysięgam, że jeśli uznam, że za bardzo przesadzam, sam skreślę i poprawię.

     No, to uwaga, zaczynam!

     Ta mrożąca krew w żyłach historia przytrafiła się przedwczoraj, kiedy to w moim własnym mieszkaniu, niespodziewanie zaatakowało mnie dwudziestu dziesięciu rosyjskich szpiegów. Same szychy, wyszkolone przez KGB, GRU i czymś tam jeszcze. Poznałem ich po złotych zębach i czapkach-uszatkach. No i mówili po rosyjsku, który to język znam perfekcyjnie jeszcze trochę pamiętam. Cóż, przechodziło się zaawansowane szkolenie wywiadowcze edukację w czasach PRL. Chcieli mnie dopaść niepostrzeżenie i zajść od tyłu, ale im się nie udało. Wiedźmińskie mutacje sprawiły, że mam znakomity słuch Medale, jakie mieli poprzypinane do kufajek wydawały tak głośny brzęk, że zlokalizowałem ich od razu, gdy tylko się z nimi zderzyłem. Piętnastu dziesięciu trzech położyłem od razu, przy pomocy swego niezawodnego, wspaniale wyważonego wiedźmińskiego miecza mopa do podłóg. Jednemu wbiłem koniec w brzuch, aż zgiął się w pół i przed upadkiem zdołał wycharczeć tylko:

     - Nu, zajec, pagadi!

     Drugi dostał mokrym mopem w twarz. Mop zaplątał mu się wkoło szyi, wpadł do ust, zadusił i wyeliminował go z walki. Niestety, pozbyłem się mopa. Musiałem walczyć wiadrem. Chlusnąłem na trzeciego, a tego aż zamurowało od mojego płynu do mycia podłóg o zapachu sosnowym. Przewrócił tylko oczami i ze słowami „Nu, kak?” osunął się na ziemię. Kolejny wylądował z wiadrem na głowie i zupełnie stracił orientację. Słyszałem tylko dudniący, zrozpaczony głos: „Nieciewo nie wiżu!”, gdy spadł ze schodów i runął prosto na trzecie piętro, gdzie dopadł do rottweiler pekińczyk sąsiadów.

     Niestety, wciąż zostało pięćdziesięciu czterech. Postanowiłem wziąć ich na sposób.

     Nie miałem broni, więc gdy wyciągnęli swoje tetetki i makarovy, mogłem jedynie pokonać ich siłą swego intelektu. Podniosłem ręce, udając że się poddaję, po czym zwróciłem się do tego, który jako jedyny miał po obu stronach kufajki poczwórne rzędy medali. 

     - Tam wodka – wskazałem na otwarte okno. – I tuszonka! I otwieracz do puszek też…

      Mimo iż ostatnie zdanie powiedziałem po polsku, zrozumieli mnie doskonale. Trzech natychmiast rzuciło się w tamtą stronę. I, co było do przewidzenia, po upadku z czwartego piętra na beton nie stanowili już dla mnie zagrożenia. Pozostał jeden, najgroźniejszy, ten najwyższy stopniem, który dzierżąc w dłoni wycelowanego we mnie makarova, uśmiechnął się szeroko, aż mnie jego złote zęby na moment oślepiły. Ale nie straciłem głowy.

     - A patrony u tiebia jest?

     Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Pokazałby trzonowce, gdyby je miał.

     - U mienia mnogo patronow!

     Odpowiedziałem szyderczym uśmiechem.

     - Bujasz – nie wysilałem się już na rosyjski, będąc pewnym, że on i tak mnie rozumie. – Wszystkie naboje pojechały na Ukrainę. Tobie dali ślepaki.

     Gniew odbił się w jego oczach. Złapał mnie za poły i przycisnął do ściany, przykładając mi lufę do czoła.

     - Ja sam wzjał siebia patrony! – wysyczał. – Ukradłem waszemu żołnierzowi – dodał z szyderczym uśmiechem. – Ty pogibniesz ot waszego, natowskiego patrona! Wam Układ Warszawski nie podobałsa, wy zdrajcy uszli do NATO, to i masz swoje NATO!

     I nacisnął spust.

     Ale nic się nie stało, strzał nie padł.

     Szpieg zerknął zaskoczony na swój pistolet. I to go zgubiło. Nagłym hakiem zaprawiłem go w szczękę, aż go zamroczyło.

     - Ty durak – wysyczałem. – Ty nie wiesz, że w NATO nie używa się nabojów makarov, tylko parabellum. Są podobne. Bardzo podobne. Ale nie takie same! Parabellum ma łuskę dłuższą o cały milimetr. Dla tak precyzyjnego mechanizmu jak zamek pistoletu to olbrzymia różnica!

     Miałem zamiar przytoczyć mu jeszcze sporo parametrów, ponieważ całkiem niedawno czytałem o tym w sieci jeszcze całkiem dobrze pamiętałem. Ale nie dał mi dokończyć. Uniósł pistolet, chcąc przyłożyć mi nim w skroń, ale mój cios prosto w szczękę pozbawił go przytomności. Padł jak rażony piorunem. Niestety, miał złote zęby, więc od tego uderzenia poczułem ból w prawej ręce. Zapewne jutro strasznie mi spuchnie…

     - Good work! – usłyszałem z dołu.

     Stało tam dwóch agentów. Mimo kamuflażu, od razu zorientowałem się, że jeden jest z SIS, drugi z CIA. Pierwszy miał na sobie smoking, a po wysuniętej dolnej szczęce i oszczędnych ruchach od razu rozpoznałem w nim Brytyjczyka. Drugi miał na sobie kowbojski kapelusz, koszulę z jakimś dyndającym sznurkiem, a w lewej ręce trzymał nadgryzionego hamburgera.

     - Good work, my friend – pokiwali głowami. – Ale pamiętaj, że ta operacja jest tajna i nic nie może się przedostać do wiadomości publicznej.

     - Musisz jakoś inaczej wytłumaczyć tę spuchniętą rękę. Najlepiej wymyśl sobie jakąś alternatywną wersję wydarzeń.

     Spodziewałem się tego. Gdy chodzi o bezpieczeństwo mojego kraju, chwałę osobistą trzeba odrzucić w kąt.

     - Tak zrobię – zapewniłem.


     Przygotowałem więc sobie wersję oficjalną, którą przytaczam poniżej.


     Przygotowując się do naprawy altanki na działce, włożyłem rękawice robocze. Niejedna drzazga w przeszłości już wlazła w moje delikatne dłonie artysty, więc wolałem dmuchać na zimne. Chwyciłem przygotowaną deskę i położyłem ją na kozłach, jednocześnie łapiąc za pilarkę.

     Nagły ból sprawił, że o mało nie upuściłem piły. Poczułem, jakby mi ktoś wbijał w dłoń osty gwóźdź. Czym prędzej zerwałem rękawicę. Na dłoni jednak nie było żadnego śladu. Trzepnąłem rękawicą. Wyleciała z niej osa i upadła na trawnik. Przydepnąłem ją odruchowo – przyznaję, zrobiłem to bezmyślnie i instynktownie.

     Jak otępiały był mój umysł, niech świadczy fakt, że natychmiast pobiegłem na grządkę i wygrzebałem stamtąd zeszłoroczną cebulę na szybki kompres. A przecież to nie była pszczoła, o kwaśnym odczynie jadu, tylko osa, której jad jest zasadowy! Potrzebna była cytryna, albo ocet. Niestety, na działce nie miałem ani jednego, ani drugiego, o kostce lodu nawet nie wspominając.

     I tak oto ręka zaczęła mi puchnąć.

     Ale za to jaka to była osa! Taaaaaka wielka! Prawie szerszeń!


     A o prawdę historyczną się nie martwię. Moi Czytelnicy i tak sami pojmą w lot, która z tych dwu wersji prawdziwa.


21 komentarzy:

  1. Klik dobry:)
    Kto? No, kto mógł z takim polotem napisać o spuchniętej ręce, jeśli nie Nitager. Wyobrażam sobie opowieść o spuchniętej innej części ciała...
    Lepiej jednak niech nic już nie puchnie. Współczuję opuchlizny, a prawieszerszeniom mówię zdecydowane NIE!
    Pozdrawiam serdecznie i życzę szybkiego założenia obrączki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, obrączkę już założyłem. Opuchlizna zeszła, pozostał tylko ślad w miejscu ukąszenia. I nie chce zejść, a przeszkadza, bo jak jeżdżę myszką po blacie, to ręka opiera mi się akurat w tym miejscu. Ech, jak nie urok, to przemarsz wojsk. Rosyjskich, oczywiście.

      Usuń
  2. Biedna osa! Już nic jej nie wskrzesi i niczego już nie zapyli! Mam tylko nadzieję, że nie jesteś uczulony na jad osy. Bo znałam panią, która omal nie zeszła z tego padołu łez, gdyż osa znalazła się w kawałku szarlotki, który owa pani ugryzła. Dwa tygodnie biedula spędziła w szpitalu i bardzo się cieszyli, że ta osa udziabiła ją w policzek (od wewnątrz) a nie w tylną część języka lub w gardło. Przykładaj lód, mniej wtedy boli.
    Serdeczności;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Wiedziałem! Wiedziałem że tych dwudziestu szplionów nikt nie pożałuje, a nad osą zawsze się ktoś pochyli! :)

      Usuń
  3. Brawo Ty, każdy wyeliminowany ruski to powód do radości.
    Nawet taki wyimaginowany. ;)
    Ona chyba tam musiała spać, ta osa, a Ty jej do sypialni łape wpakowałes. ;)
    Mam nadzieję, że Ci szybko przejdzie.... Brrrr, przypomniało mi sie, jak nadepnełam jedna na plaży wiele lat temu. Tydzien nie mogłam prawie chodzić, o załozeniu klapka nawet nie było mowy, stopa jak u słonia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to chyba królowa była, bo naprawdę spora. Zresztą, samotna osa o tej porze to w zasadzie może być tylko królowa, która niebawem w mojej kanciapce na narzędzia zbudowałaby gniazdo - jako już drzewiej bywało.

      Usuń
  4. Ojej, biedna osa i Ty też, mam nadzieję, że opuchlizna szybko minie. Druga wersja super, w tym tempie wojna skończyła by się ekspresowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następna- szplionów nie żal, tylko osa biedna! Duch w narodzie nie ginie :)

      Usuń
  5. Nie obchodzi mnie ze to tajna misja byla. Gratuluje odwagi i podziwiam. Wiadomo ze reka spuchla od ruskiego zlota, a nie ze jakas tam osa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie. Każdy to wie. Jedna osa nie dałaby rady. :)

      Usuń
  6. trzeba umieć porządnie zaciskać pięści i ćwiczyć pompki na "kościach", to ręka nie spuchnie, nawet jak trafisz w tytanowe zęby... nie wiem, jak teraz, ale kiedyś od tego zaczynano nauczanie kyokushin'u...
    ale na osę to niestety nie działa... jak mawiali starożytni Enochianie: było uważać...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pompki to ja mogę na wtryskarce zrobić, a nie na kostkach. Za ciężki jestem - jeszcze by mi się kostki rozpłaszczyły. Niestety, przez zdolności kulinarne Koleżanki Małżonki nie da się pozbyć bemola, mimo wielu, wielu prób.

      Usuń
  7. Odpowiedzi
    1. Chciałbyś obie historie połączyć w jedną? No, w sumie, ciekawa opcja!

      Usuń
  8. Ojojoj, najważniejsze, że ci drudzy wyglądali gorzej od Ciebie! Ale ciiiii!
    Osa też - jakby co! :))
    Życzę, żeby opuchlizna Ci szybko zeszła!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, po upadku z czwartego piętra na beton trudno, aby skończyło się na opuchniętej ręce. Więc tak - na pewno wyglądali gorzej ode mnie :)

      Usuń
    2. I tego właśnie im po cichu życzę, ale ciiiiii!!!!

      Usuń
  9. U mnie obrączka ewoluowała z prawej na lewą rękę ponieważ nie wchodziła, a kiedy z tej lewej co rusz spadała to po 40 rocznicy schowałem za szybę biblioteczki. To już chyba żadna zła wróżba. A rękawice robocze i owszem z koźlej skóry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kobiety mają inaczej, bo na co dzień noszą pierścionki - to też im wszystko jedno, na której ręce. Ja już bym nie umiał nosić na lewej - tak się przyzwyczaiłem.

      Usuń
  10. Rozumiem, ze te historie pisales w piatek - czyli w Prima Aprilis... a juz myslalam, ze naprawde zalatwiles chociaz paru szpionow :)) szkoda. Do drugiej wyssanej z palca ( tudziez z rekawicy) historii , rowniez nie mam przekonania ... osa w kwietniu??? znaczy pierwszego? Najpierw pojawiaja sie pszczoly, ale do tego to sa potrzebne kwitnace jablonie, a juz chociazby jakies kwiatki, a osy to wjezdzaja dopiero po nich ... Ale dzieki za cenna wiadomosc , nie wiedzialam ze jedne to kwas, a drugie zasada- znaczy sie moj syn mial cholerne szczescie, ze to jednak byla pszczola w tym Zakopanem , bo wpadlam do Mcdonaldsa i oblozylam go krojona cebula. Przeszlo w tempie ekspresowym👍 Nigdy w zyciu nie odroznie pszczoly od osy to jedno jest pewne jak amen w pacierzu :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta osa prawdopodobnie w tej rękawicy zimowała. A ja ją zbudziłem, ogrzawszy ją ciepłem dłoni.
      A jak odróżnić pszczołę od osy? Przecież one w ogóle nie są do siebie podobne! Osa jest wydłużona, gładka i żółto-czarna, podczas gdy pszczoła - kosmata, bardziej krępa i czarno-brązowa.

      Usuń