Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


środa, 26 listopada 2025

Jak zostałem gangsterem, przestępcą i wyrzutkiem społeczeństwa

      Jak ja nie znoszę zimy!

     Poranek, piąta dwadzieścia. Axl szepce do ucha: „When you’re talking to yourself…”. Trzeba go szybko wyłączyć, bo jeśli tego nie zrobię, Slash zaraz dowali taki riff, że obudzi się cały blok.

     Rzut oka za okno – biało, sypie, zimno… Jejku, jak bardzo chciałoby się wrócić pod kołdrę! Ale nie można, trzeba wstać. I na początek udać się do przeraźliwie zimnej łazienki. Spółdzielnia z jakiegoś dziwnego powodu stwierdziła, że tam ogrzewanie nie jest potrzebne. Skutek – rury od kilku dni zimne, a skoro one, to kaloryfer też. Interweniowaliśmy, na razie tylko telefonicznie. Na zakup kos i osadzenie ich na sztorc jeszcze przyjdzie czas, ale pomysł wśród sąsiadów już padł. Trochę pomogło. Dziś rury miały temperaturę świeżego nieboszczyka. Może do jutra się nagrzeją.

     Po ablucji, przygotowaniu sobie kanapek i goleniu, czas na szybką decyzję: jak dziś trafię do roboty. Mam kilka możliwości.

     Po pierwsze i najprostsze – pieszo. Zalety – sporo ruchu. Wady – o, tych jest znacznie więcej! Na „iście” w obie strony stracę jakieś półtorej godziny. W dodatku chodniki w przeważającej większości dopiero zaczynają się odśnieżać. Możliwość kilkukrotnego wywinięcia orła oceniłem na całkiem sporą. Jeśli jeszcze zacznie padać śnieg z deszczem – dodatkowo zmoknę i po całej szychcie w mokrych ciuchach dostanę zapalenia płuc i umrę. I na dodatek zwykle wtedy ujawniają mi się, zupełnie nieznane w innych okolicznościach, kłopoty z pęcherzem: trudno mi wytrzymać tak długi czas, a po drodze nie ma gdzie (nawet park jest oświetlony i monitorowany). Co ciekawe, tak pęcherz reaguje wyłącznie w drodze z pracy do domu. W tamtą stronę jest OK, w każdych innych okolicznościach mogę łazić godzinami i nic – a z pracy do domu zwykle od połowy drogi już biegnę, choć w biurze pilnuję, żeby nie pić za wiele. Taki figlarz z niego. Dlatego rozejrzałem się za innymi możliwościami.

     Rower? Pokręciłem głową. Ścieżki rowerowe w jeszcze gorszym stanie niż chodniki. Na dwóch kółkach o upadek nietrudno, a ścieżka przy samej szosie – co jeśli przewrócę się pod nadjeżdżający samochód? Przy tej pogodzie może nie wyhamować na czas. Narażać życie w środę? W poniedziałek, to jeszcze rozumiem, ale w środę o wiele bliżej do weekendu! Nie opłaca się.

     Autobus? W kierunku, który mnie interesuje, autobus odjeżdża na tyle późno, że w taką pogodę, gdy pojazdy suną 20 km/h, raczej nie zdążę na czas. Zwłaszcza że sporą część drogi muszę iść pieszo, bo bezpośredniego nie ma, a przesiadki wydłużają tę podróż do zupełnie nieakceptowalnego poziomu.

     Pozostaje samochód. I dlatego właśnie wyszedłem dziś z domu wcześniej – bo wiedziałem, co mnie czeka na parkingu.

     Najpierw poszukiwanie właściwego pojazdu. Ręką zdążyłem odśnieżyć pięć tabliczek rejestracyjnych, zanim trafiłem na swoją. Wóz na szczęście dał się otworzyć, więc wyciągnąłem z niego zmiotkę do śniegu i westchnąwszy tak głęboko, że śnieg, gdyby tylko miał odrobinę empatii, sam by spadł z tego samochodu, zabrałem się za usuwanie tej zaspy z dachu, szyb i maski.

     To lepsza gimnastyka niż poranny aerobik. Pod koniec ręce bolały mnie tak, że ledwo tą zmiotką ruszałem. W dodatku, no cóż, do olbrzymów nie należę i ramiona mam proporcjonalnie długie do swego wzrostu. Musiałem wspinać się na palce, żeby dosięgnąć niektórych miejsc. A i tak w niektórych miejscach przymarznięty śnieg nie dał się usunąć.

     I wtedy wzrósł we mnie bunt. Co za debil wymyślił ten przepis, że nie wolno uruchamiać samochodu na czas odśnieżania? Śnieg, choć z wierzchu schodził jako tako, przy samej blasze był już przymarznięty i nijak nie chciał zejść. I co mam zrobić? Wyjechać z tym lodem na dachu, żeby ten, gdy już odmarznie, niespodziewanie zsunął się komuś pod koła? Odkuć go nie dam rady. Nie o tej godzinie, kiedy temperatura powietrza wciąż jeszcze się obniża! Co tu robić? Wybór miałem jedynie między złem i mniejszym złem. Nie lubię łamać przepisów, ale w desperacji postanowiłem olać bzdurne przepisy i odpaliłem silnik, włączając opcję ogrzewania szyb i wewnętrzną cyrkulację powietrza. Mój samochód wyposażony jest w system, który przy uruchomionym silniku bardzo szybko nagrzewa wnętrze, a skoro wnętrze, to i przewodzącą ciepło karoserię. Wystarczyła minuta, aby śnieg zaczął zsuwać się z szyb, a trzy dalsze, by dał się choć częściowo usunąć również z karoserii.

     Wyjechałem ostrożnie na drogę. Niestety, dopóki pada śnieg, będzie ślisko, choćby pługi przejeżdżały tam co pół godziny. A ja, jadąc wolniutko, podobnie jak samochody przede mną, rozmyślałem o tym, jak łatwo człowiek może zejść na ścieżkę przestępstwa.

     Bo kimże w tym momencie byłem? Wstydliwym wrzodem na ciele prawomyślnego społeczeństwa! Bandziorem, który wydalił w atmosferę dodatkową porcję dwutlenku węgla, przez co poziom mórz znowu się podniesie, biedni Holendrzy znów będą musieli podwyższyć Wielką Tamę, a plaża w Kołobrzegu zniknie pod wodą. Kanalią, która w bezduszny i pozbawiony wyższych uczuć sposób doprowadziła do zagłady dinozaurów mamutów skoczogonka białobrzeżka*! Pospolitym przestępcą, który w niecny sposób wykorzystał nieuwagę okolicznej ludności i dopuścił się straszliwej zbrodni! Wrednym warchołem, mającym gdzieś komfort biednych staruszków, śpiących na parterze, których zbudziłem ledwo słyszalnym spod maski i czapy śniegu pomrukiwaniem agresywnym i wybijającym szyby w oknach rykiem silnika. Łotrem, zasługującym na to, by zostać powieszonym za miastem i wisieć, dopóki sam nie spadnie. 

     Ale gdy już od tego samobiczowania zaczęła mi pękać skóra na plecach, przypomniałem sobie, że gdzieś tam słyszałem... że podobno kobiety mają słabość do drani, gangsterów, piratów i innych typów spod ciemnej gwiazdy, czy jakoś tak.

     I postanowiłem: gdy tylko wrócę do domu, zrelacjonuję ze szczegółami cały ten ranek Koleżance Małżonce. Może zyskam w jej oczach chociaż +5 do atrakcyjności!

_________

*Jest w ogóle coś takiego?


2 komentarze:

  1. Skoczogonków może być nawet 50 tys. gatunków, więc jeśli nawet białobrzeżek nie został jeszcze opisany (do 2024 roku opisano około 9500 - podaję z Wikipedią) nie wykluczone, że kiedyś zostanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba nie było tak źle, śnieg dobrze tłumi wszystko!
    U nas sypie od rana, jutro to chyba nikt nie wyjedzie z parkingu!

    OdpowiedzUsuń