Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


poniedziałek, 28 lipca 2025

Lanie wody

     Wczoraj cały dzień lało.

     Dzisiaj cały dzień leje.

     Nic nie wskazuje na to, żeby jutro miało się coś zmienić.

     I nie chodzi o sam deszcz – deszcz jest potrzebny. Ale tylko wtedy, gdy deszcz pada. Ewentualnie gdy siąpi.

     A tu ani nie siąpi, ani nie pada, tylko zwyczajnie leje...

      Wczoraj straż pożarna nie miała chwili oddechu. Bez przerwy było słychać syreny. Dziś raczej lepiej nie będzie. Przeciwnie, zgromadzona woda zacznie się w niektórych miejscach przelewać. Kanalizacja nie jest w stanie odprowadzić takiej ilości wody. Gdy ją budowano, miasto było o wiele mniejsze i mniej było miejsc zadaszonych, wybrukowanych, czy wręcz zalanych betonem. Dziś ta instalacja musi zbierać wodę ze znacznie większego obszaru. I w przypadku szczególnie intensywnych opadów, nie daje rady. Ukształtowanie terenu też nie pomaga – u nas płasko jak na stole, żadnego pochylenia, żadnego miejsca, w które woda mogłaby spłynąć. Rzeka jest, ale mała i płynie obrzeżami miasta. Środkiem płynie jedynie deszczówka, a i to leniwie, powoli, bo woda po płaskim terenie nie lubi się spieszyć.

     Co ciekawe, najszybciej podtopienia występują wokół Urzędu Miejskiego. Tam chyba jest najniższy punkt, chociaż trzeba ulewy, aby to zauważyć. W tamtym miejscu, kilka lat temu, jadąc rowerem po chodniku (bo szosa okazała się za głęboka) regularnie zanurzałem stopy w wodzie po kostki – raz lewą, raz prawą. Tak się wtedy jechało! Powoli, bo woda stawiała opór, ale wytrwale naprzód. I by się jechało jeszcze dłużej, gdyby nie to, że w tej berbelusze nic nie było widać – no i nie zauważyłem krawężnika przy trawniku (samego trawnika zresztą też). Koło mi utknęło, rower stanął, a ja na szczęście zdążyłem z niego zeskoczyć – w wodę niemal po kolana. Spodnie dało się później odratować. Buty już nie.

     Urząd graniczy z parkiem, a w parku jest spory staw. Po takich ulewach, zwykle obok stawu tworzy się drugi, nieco płytszy, w miejscu, które na co dzień robi za rozległy trawnik. Na tym trawniku zwykle dzieci bawią się piłką, albo zakochane pary rozkładają na trawie maty, czy bluzy i siadają na nich, zamierając w bezruchu, przytulone do siebie, ciesząc się chwilą… Czasami, gdy miasto organizuje jakiś festyn, to właśnie tam. Rozkłada się tam „hopsalnie”, stoiska z lodami, czy ruszty z przekąskami. No i obowiązkowe stoiska z tandetą, w postaci plastikowych karabinów, sercokształtnych baloników, napełnionych helem i innych zabawek Made in China.

     No, ale teraz co najwyżej będą tam spacerować kaczki. I to nie na piechotę – muszą pływać. Ale i tak są wniebowzięte, bo mają tam darmowe jacuzzi. Na takiej dużej łące zawsze jest pełno norek kretów, myszy, ryjówek, świerszczy, mrówek i innych stworzeń, o których pewnie nawet nie słyszałem. I te norki, zalewane wodą, wypuszczają z siebie bąbelki powietrza, bezlitośnie topiąc zamieszkujące je stworzenia. Tylko kaczki mają radochę, bo bąbelki łaskoczą je po kuperkach.

     A wystarczyłoby zrobić nieskomplikowane połączenie z pobliskim stawem i woda mogłaby spłynąć…

     No, ale skoro najwyższym samorządowym urzędnikom nie przeszkadzają nawet zalane samochody na parkingu przed urzędem (w większości ich własne!), pływające teczki w podziemnych archiwach, czy brak możliwości wydostania się z miejsca pracy po skończonym urzędowaniu, to co ja będę głos zabierał? Widocznie ich to nie obchodzi, więc nic nie zamierzają z tym zrobić.

     W zeszłym roku Drugorodny musiał zawrócić ciężarówką, bo nie mógł przejechać. Wprawdzie kilka godzin później ja już przejechałem osobówką, ale i tak świadczy to o tym, jak namieszać potrafi powódź błyskawiczna. Dziś wydaje się, że nie jest tak źle. No, ale to jeszcze nie koniec.

     Jeśli do jutra przestanie lać, pojadę do pracy rowerem. Przez park. Obejrzę sobie ten drugi staw – bo to jednak staw okresowy i trzeba wykorzystać okazję. Może zaobserwuję jakieś nowe gatunki?


24 komentarze:

  1. U mnie też ostatnio padało- padało ale nie lało -tyle tylko, że ja wiem co było w mojej dzielnicy ale nie wykluczam, że w drugim końcu Berlina mogło lać całkiem nieźle. Bo już było dość długo bardzo sucho i cierpiały drzewa, których korzenie jeszcze nie przekroczyły długości 10 metrów w głąb gruntu. Berlin najmuje powierzchnię 891 km kwadratowych. Co prawda leży u zbiegu dwóch rzek, czyli Sprewy i Haweli i miejscami to ma tereny, w których w budowie przeszkadzają wody "podskórne". Taki paradoks - w jednych miejscach drzewa schną z braku wody a jednocześnie w innych miejscach trzeba teren odwadniać gdy się tam coś chce budować. Dziś znów było drobne 30 stopni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo duży obszar i nie dziwota, że zróżnicowany również pod względem klimatycznym. A te 30 stopni to w cieniu, czy w słońcu? Bo u nas trochę zimno się zrobiło.

      Usuń
  2. Jestem w górach, lało przez noc i pół dnia, więc gdy tylko siąpi łazimy, ale ta cała woda leci niżej i zalewa wszystko, żadnej równowagi, albo upały, albo potop!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Góry mają to do siebie, że woda płynie wartkim strumieniem, ale też szybko spływa. U nas nie ma dokąd spłynąć. A jeśli już spłynie, to robi to powoli, od niechcenia, jakby chciała nam powiedzieć "Odwalcie się!"...

      Usuń
    2. Dziś w drodze przyglądałam się rowom i melioracji na osiedlach domków, wszystko zarośnięte i zapiaszczone, gdzie ta woda ma spływać?

      Usuń
    3. W górach zawsze znajdzie sobie ujście - w dół ;)

      Usuń
  3. U mnie przez trzy dni też padało, ale kulturalnie, nie lało. Ale tak miło to było w mojej dzielnicy, a jak było w pozostałych to nie wiem- Berlin ma powierzchnię 891,8 km kwadratowych, więc może w "drugim końcu" miasta lało setnie. Miasto jest na tyle duże, że jest sporo punktów meteo i każdy mieszkaniec pobiera komunikaty pogodowe na swój smartfon dla swojej dzielnicy. Najbardziej mnie zadziwia to, że te prognozy meteo potwierdzają się w pełni a do tego najczęściej co do minuty.

    OdpowiedzUsuń
  4. A może zmienić nastawienie i za Ewą Bem zanucić:
    Gdy dach mi przecieka
    podstawiam ja naczynka,
    i już mnie urzeka
    kropelek sonatinka:
    plim plum plam,
    plam plum plim.
    Ach, jak miło z nim!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak może mówić tylko ktoś, kto nie ma nic do roboty. Może sobie siedzieć pod dachem i gapić się na deszcz. Nie dla nas taki luksus!

      Usuń
    2. Cóż czasami piszę nie jak jest, a jak chciałbym by było

      Usuń
  5. Niewatpliwie slyszales/czytales o powodzi jaka niedawno dostal Texas. Ulewa byla ogromna, woda tak szybko zalewala tereny ze ludzie nie dawali rady ucieknac przed nia. Bardzo ucierpial oboz mlodziezy gdzie zginelo ponad 20 mlodych ludzi a cala powodz zatopila ponad 100. Nie ma wiec zartow z zywiolami a u nas tyle istnieje - powodzie, pozary, tornada, trzesienia ziemi. Tylko w tym roku blyskawice zabily 20 osob.
    Zycze suchej, slonecznej pogody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziw, że Indianie w namiotach mieszkali...
      O powodziach na południu USA słyszy się u nas co jakiś czas. Nie ma jakiegoś bezpieczniejszego miejsca?

      Usuń
    2. Naprawde myslisz ze powodzie porywajace domy i mosty nie dalyby rady namiotowi?
      Jedyna korzysc to ta ze odbudowa namiotu tansza :)

      Usuń
    3. Przed powodzią nie ma ratunku, choć Indianie, żyjący zgodnie z rytmem przyrody, zawczasu rozbijali się w miejscach, których powódź nie tykała. W przypadku tornada - mniejsze straty. Mostów nie budowali. A poza tym, łatwo przenosili się z miejsca na miejsce, w przypadku innych klęsk.

      Usuń
  6. U mnie lało 27h bez przerwy. "Stawy" w tych samych co zawsze miejscach w miescie. Jeszcze nie było tak jak pare lat temu, kiedy normalnie kajakiem gościu zasuwał po parkingu w centru, ale też było ostro. Dziś już nie pada. Kolejne opady pojutrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie dziś tez nie pada, ale już od południa zbierają się granatowe chmury. Oj, będzie się działo!

      Usuń
  7. Ale zauwaz Nitager, ze powodzie sa tam, gdzie czlowiek nabruzdzil najwiecej. Wybetonowane miasta, parki , skwerki , ktore zastapily laki , trawniki i ogrodki, wyciete drzewa itp itd. To gdzie ta woda ma ujsc? Gdzue jest ziemia, ktora by to mogla wchlonac? Do tego " wyregulowane" rzeki, czyli wyprostowane i wybetonowane brzegi, a nie naturalne zakola i serpentyny, ktorymi kiedys rzeki wily sie do morza, a brzegi wylewaly , rozlewaly sie na okoliczne pola , jak wiosna szla woda z gor. Czlowiek tak strasznie miesza i zaburza naturalna przyrode, a potem dziwi sie , ze go zalewa , i ze to na pewno " zmiana klimatu". W ujsciu Wisly leza tzw. Zulawy, od wiekow teren zalewowy , na ktorym zadni wczesniejsi madrzy osadnicy nie budowali , ani Holendrzy, ani Niemcy ani dawni Slowianie. Ludzie obserwowali przyrode i budowali w zgodzie z nia , a teraz buduja wbrew. To sa rozlewiska , ktore maja sluzyc wlasnie temu , woda miala gdzie ujsc. Latem raj dla ptactwa i wszelkiej fauny i flory. No, ale w koncu po ktorejs tam " ludowej" rewolucji, zdaje sie , ze po Sierpniu'80 nastapila totalna samowolka i ludzie masowo zaczeli budowac tam domy ... I teraz placz, jak Wisla wylewa i podtapia ich cenny majatek.?No coz, przyroda zawsze znajdzie wyjscie ... Kitty .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu się zgodzę. Podstawowym błędem jest budowanie domów w terenach zalewowych. Betonowanie miast na pewno też szkodzi. Ale działalność człowieka to również budowa wałów przeciwpowodziowych i zbiorników retencyjnych, a to zdaje egzamin.

      Usuń
    2. Waly sa plastrem na wczesniejsze popsucie przyrody, ale lepsze to niz nic :)) Kitty

      Usuń
    3. Jeśli dobrze wykonane - tak jak te nad Wartą - to wszystko jest OK. Pozostawiono między nimi szeroką dolinę i woda ma się gdzie rozlewać.

      Usuń
  8. Nie ujmując nic randze tego globalnego problemu, bo występuje on nie tylko w Polsce (w Irlandii ok. 15 lat temu 2 dni obfitych opadów zalały deszczówką Dublin, nie z powodu fali powodziowej, a z powodu niedrożnej kanalizacji), przypomnę, że urzędnik, to zwykły człowiek wykonujący swoją robotę. Robi to dla wypłaty i ewentualnego awansu związanego z większą wypłatą. To ważne, wrócę do tego.
    Skoro urzędnik to zwykły człowiek, popatrzmy jak zachowują się zwykli ludzie u siebie (znaczy, gdy mają własny dom). Wycinają drzewa i krzewy, bo im liście przeszkadzają, zalewają betonem podwórko, żeby nie było błota, bo ono też przeszkadza. Mogliby zbierać deszczówkę i po niewielkiej pracy hydraulicznej (kilka rur, pompa, syfon), używać ją do spłukiwania wody w kiblu i do podlewania roślin (bardzo przydatne zwłaszcza, gdy zostanie odcięte zasilanie w wodę bieżącą). Nie robią tego. Nie zbierają deszczówki, nie oszczędzają wody, więc spływa bezpośrednio zalewając kanały i niewłaściwie zmeliorowane trawniki, pastwiska, parki, a nawet boiska).
    A mieszkający w kamienicach i blokach? Domagają się betonowania na parkingi, poza tym kto lubi błoto? Inwestycje w gospodarkę wodną są niedoceniane, bo nikt ich nie widzi, a ciekawych świata jest mało, zdecydowanie więcej woli zmyślać szurskie teorie, że nie ma efektu cieplarnianego, że wpływ człowieka jest znikomy - i sru, pod topór kolejny las, kolejny busz, bo niech sobie będzie, ale gdzie indziej.
    Wracając do urzędnika: Zostanie doceniony przez mieszkańców, gdy wybuduje parking, dojazd, wpuści kolejny dyskont na swój teren - to może mieć wpływ na jego karierę. Ale i tak najważniejsza jest wypłata, więc zostanie udziałowcem firmy remontującej drogi, później będzie za nią lobbował i dbał o to, by ekipa wyremontowała tak, by nowe dziury pojawiły się za rok. Będzie nowy remont, nowa kasa z zysku firmy. To się opłaca, a nie jakieś hydrotechniczne prace, których na co dzień nie widać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno nie przyznać racji, ale weź jeszcze pod uwagę idiotyczne przepisy, które płodzą urzędnicy. Np. słynna fotovoltaika, niewątpliwie ekologiczna, zrobiła się u nas całkowicie nieopłacalna, z powodu przepisów właśnie. Miały być niższe rachunki za prąd, a tu guzik - bo tańsza taryfa obowiązuje akurat wtedy, gdy jesteś w pracy. Czyli do sieci oddajesz prąd po niższej taryfie, a po wieczorem, gdy go pobierasz, jest już drogi. I nie wiem dokładnie, co z tą deszczówką, ale też są jakieś zawirowania - jakieś maksymalne limity, czy coś. Zawsze dobry i logiczny pomysł okazuje się skomplikowany i nieopłacalny, gdy wezmą się za to urzędnicy.
      Nie po drodze mi z Konfederacją i w ogóle z tamtą stroną sceny politycznej, ale w jednym Korwin miał rację: dlaczego za PRL, gdy wszystkiego brakowało, nie brakowało guzików? Bo nie było ministra d.s. guzików.

      Usuń
    2. Przepisy również układają zwykli ludzie.

      Usuń