- Ja ci mówię, że to jakaś patologia! – Sąsiadka nr 1 nie odrywała oczu od balkonu na czwartym piętrze. – Tam się dzieje jakaś przemoc domowa, czy coś!
- Zamknij to okno – jęknęła Sąsiadka nr 2. – Zimno jak na Syberii!
Fakt, temeratura spadła gwałtownie i wiał zimny, północny wiatr.
- Nie, bo nie będzie słychać – odparła Sąsiadka nr 1. – O znowu wyłazi. I ryczy!
Istotnie, w bloku naprzeciwko na balkon wypadł jakiś osobnik i ryknąwszy jak lew, pomachał rękami. Dało się nawet rozróżnić słowa, coś w rodzaju „No chyba cię posrało!”.
- Ja ci mówię, oni są pijani i on ją bije! – Sąsiadka nr 1 zmarszczyła brwi. – Albo ona jego. A skąd mają na tę wódkę? Państwo im pewnie dało, a my wszyscy na nich robimy! Takie czasy, że patologia ma wszystko, a porządni ludzie nic.
Sąsiadka nr 2 oderwała się od książki i sięgnęła po ciepłe okrycie.
- Całe mieszkanie wyziębisz – jęknęła. – I sama zmarzniesz i będziesz chora.
Sąsiadka nr 1 wzruszyła ramionami. Zamknęła okno, ale od szyby się nie oderwała.
- A w kościele to ich nigdy nie widzę – zaczęła znowu. – Ani jednego, ani drugiego! Hołota jakaś! Tak to jest, jak się księdza nie słucha, tylko te lewacką propagandę!
- Daj już spokój – odparła druga, wyraźnie zmęczona tematem.
- Jaki spokój? – zaperzyła się pierwsza. – Jak tu taka awantura!
- To zadzwoń na policję.
- No, i co jeszcze? – oburzyła się pierwsza. – Po sądach będą nas ciągać. Zresztą, co ja im powiem. Ja tam nic nie wiem!
Jeszcze chwilę powisiała na parapecie, po czym z oburzeniem odwróciła się od okna.
- Kto to widział, żeby wśród porządnych ludzi takie cyrki wyprawiać!
- Twój mąż też cię bił – mruknęła druga, podnosząc wzrok znad książki. – Przecież dlatego mieszkasz ze mną.
- Ale nie przy wszystkich! – burknęła pierwsza. – Nikt się z tym nie obnosił tak, żeby wszyscy wokół widzieli.
* * *
Tymczasem, w bloku naprzeciwko, na czwartym piętrze.
- No chyba cię posrało! – wypadłem na balkon, machając rękami.
Wielki grzywacz spojrzał na mnie zdziwiony, jakby nie wiedział, o co mi chodzi. Zignorował mnie zupełnie, próbując umieścić przyniesione gałązki w mojej skrzynce z miętą. Dopiero, gdy zrobiłem zdecydowany krok ku niemu, zatrzepotał skrzydłami i odleciał na pobliskie drzewo.
- Żebym cię tu więcej nie widział – pogroziłem mu pięścią. – Gniazdo mi na balkonie będzie zakładał!
Ale gołąb był uparty. Gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi balkonowe, momentalnie zjawił się znów. I znowu trzeba było z rykiem go przepędzić. Niestety, ochłodziło się na tyle, że nie dało się wytrzymać przy otwartym na oścież balkonie, aby na bieżąco monitorować sytuację gniazdowo-gołębiową. Co zamknąłem drzwi, gołąb znowu na skrzynce z miętą.
Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę z powagi sytuacji. Otóż, jeśli gołąb zdąży już założyć gniazdo, nie wolno będzie go zniszczyć. Musi tam zostać dopóki młode go nie opuszczą, czyli w zasadzie całe lato. A przez ten czas nie można ich nawet niepokoić. Czyli w zasadzie, nawet nie możemy otworzyć drzwi od balkonu, żeby przewietrzyć pokój – bo się biedny gołąbek zestresuje. Stres Koleżanki Małżonki, która panicznie boi się ptaków, już nikogo nie obchodzi. A przecież, kiedy gołębie zaczną trzaskać skrzydłami w okno, nie da się jej wyciągnąć spod szafy w drugim pokoju! Pomijam już fakt, że miętę zasadziliśmy tam dla siebie, nie dla nich – różne odmiany, z których byliśmy bardzo dumni. A obok stoi moje drzewko bonsai, które być może jeszcze się obudzi po zimie (pewności nie ma nigdy). Nasze małe mieszkanko zmniejszy się jeszcze bardziej, bo i balkon odejdzie, i ograniczy się używanie największego pokoju. Mamy zostać więźniami gołębi we własnym mieszkaniu? Nigdy w życiu!
No ale co robić, kiedy ten jest uparty jak osioł? Potem już zaczęły przylatywać dwa. Pewnie chciał, budowniczy od siedmiu boleści, pochwalić się przed narzeczoną, jakie to piękne miejsce znalazł na ich owy dom!
Koleżanka Małżonka sięgnęła w końcu do swych przepastnych szuflad w kuchni i przyniosła naręcze patyczków do szaszłyków. Zaczęła utykać je w skrzyni, a ja spojrzałem na nią z uznaniem. Świetny pomysł! To powinno zapobiec próbom zasiedlenia naszego parapetu. Nazwałem go roboczo PAD (Patykowy Antygniazdowy Degołębiator). Przez chwilę, dumni z pomysłu, czuliśmy się jak zwycięzcy spod Grunwaldu. Przez chwilę…
Już po dwu minutach gołąb usadowił się w rogu skrzyni, pomiędzy patykami i zaczął rozpychać się tyłkiem, jakby mościł sobie posłanie. Znowu musiałem z rykiem wypaść na balkon.
- Kiedy ty wreszcie zrozumiesz, tępa dzido, że nie jesteście tu mile widziani! – warknąłem.
Chwyciłem paczkę patyków i zacząłem je utykać w skrzyni, ale tym razem głębiej, żeby były sztywniejsze. I ostrym końcem do góry. Po chwili skrzynia zaczęła przypominać jeża.
Gołębie jeszcze kilkakrotnie nas odwiedziły i za każdym razem były przepędzane. W pewnym momencie dołączył do nich trzeci i zaczęły gruchać na pobliskim drzewie.
- Aha! - podniosłem palec w górę. - Zawołały sobie adwokata! Będzie im doradzał, jak zabrać nam balkon zgodnie z prawem!
Musieliśmy je przepędzić jeszcze kilkakrotnie, i to już w chwili, w której siadały na poręczy balkonu. Pomyslałem, że wtedy szybciej załapią, że tu nie jest dla nich bezpiecznie. W sumie to chyba był mój błąd – mogłem zaczekać i zaobserwować, co zamierzają. Bo niewykluczone, że dziś, gdy wszyscy będziemy w pracy, one bez żadnych przeszkód z naszej strony zaczną sobie jakimś sposobem wić to cholerne gniazdo w tej skrzynce! I może nawet wykorzystają w tym celu nasze patyki do szaszłyków…
Zobaczę po pracy. Jeśli po powrocie ujrzę Koleżankę Małżonkę schowaną pod szafą w sypialni, to znaczy, że moje obawy okazały się słuszne.
Wyłóż na parapet okna folię aluminiową oraz owiń nią górę poręczy balkonowej i może dodatkowo do patyczków przymocuj kawałki folii aluminiowej. Odkąd mam poręcz owiniętą w trzech miejscach folią aluminiową to gołębie omijają mój balkon- chyba im ten odblask słońca na folii przeszkadza.
OdpowiedzUsuńDzięki za radę. Tak zrobię, jeśli mój sposób nie zadziała. Na razie poutykałem te kijki i jeszcze spryskałem parapet płynem WD-40.Podobno nie lubią tego zapachu - i chyba rzeczywiście, bo przestały przylatywać.
Usuńjakże ja "uwielbiam", jak ludzie nadużywają nagminnie takich słów, jak "chwalić się", "obnosić" lub "afiszować", tak jak te dziunie z sąsiedztwa...
OdpowiedzUsuńa co do tematu, to Koleżanka Małżonka dobrze wykombinowała... inna sprawa, że prochu nie wymyśliła, bo w necie jest mnóstwo ofert takich "jeży" antygołębnych, to nawet nie są drogie rzeczy, jak tak patrzę po cenach... natomiast faktycznie, jak się gołąb umości i zdąży założyć "miejsce lęgowe", jak to się mądrze nazywa, toś przepadł... dziunie z sąsiedztwa od razu zakapują, gdy spróbujesz takie miejsce skasować...
p.jzns :)
Myślałem o takich kolcach, przyczepionych do gzymsu na dachu, żeby mi nie zanieczyszczały balkonu. Ale niestety, musiałbym mieć dostęp do wyjścia na dach. No i musiałbym jakoś solidnie je przymocować, żeby wichura ich nie zwiała - a tego już mi nie wolno, bo wiercenie w betonie jest zastrzeżone dla spółdzielni, a i to nie każde jest możliwe.
Usuńno cóż, jesteś na miejscu, więc widzisz sytuację i tylko Ty masz kompetencje, aby oszacować, czy można wdrożyć rozwiązanie z kolcami...
Usuńale mimo to mam pytanie: czy nie można takim płatem z kolcami przykryć skrzyni, skoro można było wetknąć patyczki, nie do końca zresztą skuteczne?...
Przykrywać skrzyni bym nie chciał, bo mi mięta nie wyrośnie. Poza tym, patyczki są pod ręką, łatwe w użyciu i jak na razie spełniają swoją rolę.
UsuńDlatego nie mam niestety skrzynek z kwiatami na balkonie, a i tak opędzamy się od gołębi jak od szarańczy, utrapienie prawdziwe. W łazience kąpię się przy jękach samicy, która w kanale wentylacyjnym uwiła gniazdo, kto wie jakie zarazki tym kanałem lecą...
OdpowiedzUsuńTakie sąsiadki, to swoimi plotkami potrafią ze świętego zrobić bandytę!
Nie da się czegoś wpuścić w ten kanał wentylacyjny? One nie lubią podobno zapachu octu i płynu WD-40. Są też specjalne spraye przeciw gołębiom.
UsuńO rany Nitager, walczcie ile sil! Nawet nie chce sobie wyobrazic do czego to moze dojsc🙈 Mam tu podobna zgryzote, w dodatku dwie pary gruchaczy , jedna zagniezdzila sie w wielkim iglaku-choince, na oczy ich nie widac, ale slychac, no trudno, przeboleje, za to druga zbliza sie niebezpiecznie do mojej jablonki , choc gonie ile sie da. Z zemsty za to napaskudzily tak pod jablonka, ze wyglada jak pobielona na wiosne:)) uch, jak ja nienawidze tych ptaszorow, tylko tego jedynego ptasiego gatunku, wstretnych sraczy, brudasow, roznosicieli kilkunastu zabojczych pasozytow i wirusow. Brrr! Nawet wdychanie kurzu z ich odchodow moze sie zle skonczyc, wiec podchodze uzbrojona w psikacz z octem . No i zalatwiaja nam regularnie glowna furtke wejsciowa, czego na ogol nie widze, bo wchodze z boku z innej strony , dopiero w wikend lapie sie za glowe jakie mamy sliczne wejscie :)) Z calych sil trzymam kciuki za wasz wynalazek , nie poddawajcie sie , bo faktycznie moga was zalatwic po golebiemu, na szaro. 🤞🤞🤞Kitty
OdpowiedzUsuńNa szaro - dosłownie! Konkretnie, na biało-czarno, ale z daleka to się zlewa.
UsuńOczywiście, że tak zrobią. Dobrze wiedzą, że wychodzicie do roboty i balkon stoi otworem ;p
OdpowiedzUsuńŁeb bym ukręcił! I one chyba w końcu to zrozumiały.
UsuńJa montuję taki zwykły wiatraczek jak dla dzieci. Kręci się błyszczy z dala i działa
OdpowiedzUsuńTeż taki miałem, ale Koleżanka Małżonka go zdemontowała, bo ją ten wiatraczek wkurzał o wiele bardziej niż te gołębie, które potrafiły usiąść obok niego i gapić się, jak się kręci.
UsuńObojgu Wam wspolczuje a Malzonce szczegolnie (bo tez mam ptasia patologie wiec WIEM) i sugeruje zastosowania metody nr 25, tej foliowej a jesli i ona nie pomoze to zostala tylko wiatrowka..........
OdpowiedzUsuńNo cóż, wiatrówka nie wchodzi w grę, bo można mieć spore kłopoty. Może nie skończyć się na karze pieniężnej. Teraz za "okrucieństwo wobec zwierząt" idzie się do więzienia. Inna sprawa, że zabić to ja bym nie potrafił. Choć czasami miałbym ochotę przyłożyć śrutem takiemu zasrańcowi - ale wiem, że gdyby tylko spojrzał na mnie, tym bezmyślnym, głupim wzrokiem, momentalnie bym odtajał i na naciśnięcie spustu bym się nie zdobył.
UsuńInne wyjscie a przy okazji bardzo mile - spraw sobie kota i naucz go przesiadywac na balkonie. Momentalnie odstraszylby wszelkie ptactwo.
UsuńAle ja mieszkam na czwartym piętrze. W małym mieszkaniu. Żaden kot nie będzie się tu dobrze czuł. I jeszcze nie mam na czym rozciągnąć siatki, żeby mi z balkonu nie spadł.
Usuń