Muzeum Porsche znajdowało się jeszcze bliżej, niż odwiedzone poprzednio muzeum Mercedesa. Zaledwie kilka przystanków kolejką. Trafiliśmy bez problemu. Zresztą, logo muzeum było bardzo charakterystyczne i widoczne z daleka. I nie da się ukryć, bardzo kiczowate.
To zdaje się prawdziwe samochody - bo tu o takie łatwiej niż o rzeźby |
To muzeum różniło się od poprzedniego, choć i tu zastosowano ekspozycję chronologiczną. Trzeba jednak pamiętać, że Porsche nie jest firmą tak wszechstronną jak Mercedes, tylko wyspecjalizowaną w produkcji samochodów z określonego sektora. Stąd też mniej czasu kosztowało nas zwiedzanie, bo mniej było do pokazania.
Na początku konstrukcje eksperymentalne. Można je nazwać pionierskimi, ale trzeba pamiętać, że Ferdinand Porsche był o wiele młodszy od takich osobistości jak Gottlieb Daimler, czy Carl Benz, którzy stworzyli podwaliny motoryzacji i których popiersia widniały w poprzednim muzeum (obok Otta i Maybacha). Jego konstrukcje były więc późniejsze, a przez to również bardziej zaawansowane i bardziej przypominały samochody niż bryczki bez dyszla. Pozwoliłem sobie uwiecznić jeden z jego pierwszych samochodów. To konstrukcja z 1900 roku. I – uwaga, mocne – wyposażona jest w napęd HYBRYDOWY. Zwróćcie uwagę na masywne przednie koła. Znajdują się w nich silniki elektryczne. Jednostka spalinowa jest niewidoczna – o jej obecności świadczy jedynie chłodnica, czyli ten niewątpliwie przydający mu uroku zestaw mosiężnych, użebrowanych rurek z przodu.
Zwróćcie uwagę na masywne kołpaki w przednich kołach |
Generalnie, pasją Ferdinanda Porsche był napęd elektryczny, czego nie udało mu się w zasadzie wprowadzić do żadnego seryjnie produkowanego pojazdu. Taki właśnie napęd zaproponował do niemieckiego czołgu PzKpfw VI, zwanego Tygrysem, ale niedopracowana jeszcze, a przez to zawodna konstrukcja poległa z kretesem w konkursie z klasycznym napędem. Ulepszoną wersję zastosował później w największym czołgu, jaki kiedykolwiek w historii zbudowano – efekt megalomanii Hitlera – przewrotnie nazwanym Maus („Mysz”). Zbudowano tylko dwa prototypy, jednego nawet nie dokończono. Ten skończony znajduje się dziś w podmoskiewskim muzeum w Rosji. Zapewne jako łup wojenny. Stąd w muzeum znajdowała się jedynie jego makieta.
Tak, tak, nie można zapominać, że choć Ferdinand Porsche uważany był (i słusznie) za genialnego konstruktora (jest autorem około tysiąca patentów), jego współpraca z nazistami w dziedzinie pojazdów militarnych kładzie się cieniem na jego osobowości. Choć on sam nazistą nie był, żadnych zbrodni nie popełnił (powojenna sojusznicza komisja śledcza nie postawiła mu żadnych zarzutów), a polityką w ogóle się nie interesował, nie przeszkadzało mu to we współpracy i czerpaniu z tej współpracy zysków i zaszczytów. I to nawet wtedy, gdy w jego fabryce zatrudniono więźniów z obozów koncentracyjnych. Na jego usprawiedliwienie mogę tylko wspomnieć, że wtedy w Niemczech ktoś taki jak on miał wybór jedynie między współpracą, a kulką, a on sam zdawał się w ogóle nie dostrzegać nawet tego oczywistego faktu – do tego stopnia wzrok zasłaniały mu jego konstrukcje.
To muzeum było bardziej adresowane do takich osób jak ja. Było bardziej techniczne niż poprzednie – skupiło się na patentach i niezwykłych konstrukcjach elementów samochodów. Dla mnie, choćby z racji zawodu, niezwykle interesujące. Fotek nie robiłem, ale pewnie i tak dla większości z Was byłyby one niezrozumiałe. Już sobie wyobrażam te komentarze. Co ten Nit w tym widzi? Dwie rurki, połączone jakimś wihajstrem – no co w tym takiego niezwykłego? A to co? Po prostu wygięty pręt. Nic specjalnego, mój szwagier też ma taki i wiesza na nim wiadro w piwnicy! Wiec postanowiłem skupić się na tej piękniejszej części ekspozycji. I nie, wcale nie chodzi mi hostessy, tylko o samochody. Bo gdyby samochód był kobietą, to tam prezentowały swoje wdzięki same Miss Uniwersum.
Miłośnicy motoryzacji z pewnością wiedzą, że Ferdinand Porsche był głównym konstruktorem, w zasadzie twórcą Volkswagena (twórcą późniejszej firmy Porsche był jego syn, również konstruktor). Zatem popularnego Garbusa nie mogło tu zabraknąć. Włącznie z przekrojem jego charakterystycznego silnika, czterocylindrowego boksera, w którym można było prześledzić w ruchu wszystkie pracujące mechanizmy. Wersji Garbusa też pokazano niemało. Byłem pewien, że mam jakieś fotki, ale albo mi się pomyliło, albo skasowałem je razem z pionierskimi konstrukcjami z Mercedesa. Za to później też było czym nacieszyć oko. Oj, było!
Tym modelem zdaje się jeździła Kelly Mc’Gllis w filmie „Top Gun”. Tylko tamten miał inny kolor.
Porsche 356 - Top Gun pełną gębą |
Potem zaczęły się pierwsze modele dobrze wszystkim znanej dziewięćset jedenastki.
Porsche 911 |
Zawsze podobał mi się też model 944, ale też zawsze marzyłem o czerwonym. Tym razem zmieniłem zdanie. Ten jaskrawozielony samochód przyciągał wzrok jak magnes.
Porsche 944 |
Skoro Porsche, nie mogło zabraknąć wyścigówek. To przecież specjalizacja firmy. Te sfotografowałem specjalnie dla Drugorodnego – to bolidy wyścigowe klasy DTM.
Bolidy DTM - w takich ścigał się niedawno Robert Kubica |
No i coś dla mnie. Pamiętam, to był rok 1985. Wtedy to po raz pierwszy Telewizja Polska pokazała transmisję z wyścigów Formuły 1. Pamiętam, że aktualnym mistrzem świata był wówczas Alain Prost, prowadzący biało-czerwonego McLarena z silnikiem Porsche. McLaren stosował ten silnik jeszcze w przyszłym sezonie, w którym Alain Prost zapewnił sobie kolejny mistrzowski tytuł. A oto i samochód, na którym tego dokonał. I to nie TAKI samochód, tylko TEN samochód!
McLaren Porsche Alaina Prosta z 1986 r. |
I dowód na prawdziwość moich słów.
Zbliżenie |
Nie zabrakło i takiego samochodziku i to w skali 1:1. To jednoznaczny dowód na to, że samochód jest kobietą. Przy okazji dowiedziałem się, że ten model w rzeczywistości w ogóle nie istniał. Zbudowano go specjalnie na potrzeby filmu „Auta”. Choć przypomina model 911, ma nieco przerobiony przód, podwyższony dach i skrócony dystans między osiami.
Prawdziwa Sally |
Dalej – same cudeńka! Tego tam naprawdę nie brakowało. Aż chce się otworzyć drzwi, wgramolić za kierownicę, wystawić łokieć i zamruczeć silnikiem. Ale nic z tego. Pandemia!
Czy to nie jest Raj? |
Ale aby trochę złagodzić ten rygor, wystawiono jeden kabriolet, do którego pod warunkiem uprzedniej dezynfekcji można było wsiąść i poczuć się przez chwilę jak milioner. A raczej syn milionera, bo sam milioner nie ma czasu na rozbijanie się takim wózkiem – on musi zarabiać swoje miliony. Zezwolono nawet na chwilowe zdjęcie maseczki i strzelenie sobie fotki. Nie omieszkałem skorzystać z okazji, tylko w jej oficjalnej wersji dorysowałem sobie nieco przystojniejsze ryło, żeby nikogo nie straszyć. Zapewniam jednak, że cała reszta to ja, we własnej osobie.
A to ja w CUDOWNEJ bryce |
Wychodząc z muzeum, jednogłośnie stwierdziliśmy, że przyszły weekend też spędzimy w muzeum.
- Godzinę drogi stąd jest świetne muzeum techniki!
- I mają tam Concorde’a!
- I samoloty z czasów wojny!
- I pełno czołgów!
- A jakie wozy!
- I ile bolidów!
Jak oni potrafili przekonać! Kolejny weekend miałem więc zaplanowany.
Ja poproszę ten zielony. ;)
OdpowiedzUsuńDoskonały wybór! Silnik rzędowy, 6-cylindrowy, z przodu, napęd klasyczny na tył. Kiedyś w Kołobrzegu widziałem takiego przerobionego na gaz...
UsuńA ja ten kremowy.:-)
OdpowiedzUsuńAle do niego trzeba mieć odpowiedni ubiór - z epoki. Taki z amerykańskich lat 60.
UsuńPoszukam w szmatlandzie. Jak dostarczysz mi samochód, to jakoś te ubrania wynajdę.
UsuńRower, proszę... Taki bez zbędnych udziwnień, niepotrzebnych gadżetów i zbytecznych wichajstrów.
OdpowiedzUsuńRoverów tu nie ma. To jest Porsche.
UsuńOj, mógłbyś się zdziwić. Inżynierowie z Porsche projektowali m.in. małe urządzenia AGD, np. czajniki elektryczne.
UsuńNo, ale chyba nie z logo Rovera?
UsuńNine Eleven czyli 911 dla mnie - czarne. Ale czerwone tez bym wziela😉 To byl i jest samochod moich marzen, ktorych z roznych wzgledow nie da sie zrealizowac. Piekne muzeum, ale zebys zzielenial z zazdrosci ( jak i ja zzielenialam) , to ci powiem ze bylam na Genewa Car Show w 2011 - i tam byly takie auta , lacznie z bolidem Hamiltona i calej Formuly 1, ze mozna bylo pasc z zachwytu. I mozna bylo do nich wsiadac! Widok z tamtej imprezy nie do zapomnienia i nie do powtorzenia 😍
OdpowiedzUsuńPowiem Ci w sekrecie - dla mnie też 911 czarny. Ale jakby ktoś marzył o tym, aby mi taki wóz sprezentować, brałbym nawet różowy gaciowy.
UsuńJa tez!!! 😁😁😁
UsuńDoskonały cicerone jesteś! Poproszę o kolejne muzea.
OdpowiedzUsuńMówisz i masz :)
UsuńFaktycznie, wygląda rajsko, choć gdybym miał wybór, to prywatnie urządzałbym raj samochodami z poprzedniej notki. Nie przepadam za modelami, w których sport wypiera klasyczną elegancję, więc jeśli cabrio, to Morgan, jeśli sportowe coupe, to Aston Martin. Bliższy temu rodzajowi urody jest Mercedes.
OdpowiedzUsuńTrudno o Astona Martina w Stuttgarcie, więc zachwyciłem się Porsche. Gdybym zwiedzał muzeum w Wielkiej Brytanii, pewnie tez byłbym zachwycony. Generalnie, najbardziej podoba mi się zawsze ta bryka, która jest bliżej. Pewnie z powodu lenistwa.
UsuńA mnie się najbardziej podoba jednak ten pomnik-konstrukcja z pierwszego zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńA spróbuj nim pojechać...
UsuńGłosuję na 356
OdpowiedzUsuńPełen uroku
Prawda, ma swój urok. Ja jednak najchętniej wyjechałbym tym, w którym siedziałem. Głównie dlatego, że z tego kubełkowego fotela ciężko jest się wygramolić.
Usuń