Ponoć bywają wsie, zarządzane przez proboszczów, w
których jest on władcą niemal absolutnym. Czytałem o kilku takich przypadkach.
W takich miejscach nie można nie przyjąć księdza, chodzącego „po kolędzie”, bez
narażania się na nieprzyjemności.
W miastach na szczęście jest nieco inaczej. Czy to księża
bardziej wyrozumiali, czy to społeczność bardziej zróżnicowana i nie
podporządkowująca się dyktatowi proboszcza. Dość, że nie przyjęcie kolędy nie
jest przestępstwem, a w wielu domach to po prostu reguła. Nie każdy bowiem,
nawet wierzący, odczuwa potrzebę odwiedzin kapłana we własnym domu. A niewierzący – tym bardziej.
Nie ma więc problemu z uniknięciem tej wizyty, jeśli się
jej nie oczekuje. Problem pojawia się dopiero w tym momencie, gdy jeden z
mieszkańców tej wizyty chce, a drugi nie.
Planowany zakup drukarki zdecydowaliśmy poprzedzić
intensywnym objazdem kilku znanych nam sklepów.
- W piątek po południu – zaproponowałem. – Objedziemy
kilka punktów, zorientujemy się, a potem zawieziemy chłopaków na trening.
Ku mojemu zdumieniu, Koleżanka Małżonka zdecydowanie
oprotestowała proponowany przeze mnie termin.
- Ale wtedy jest najlepiej – odparłem zdziwiony. –
Nigdzie się nie spieszymy, możemy ze spokojem połazić po sklepach i wybrać.
- W piątek mamy kolędę! – przyznała się w końcu.
Masz ci los! I wszystkie plany w łeb, bo zapowiedział się
z wizytą człowiek, z którym i tak nie mam o czym rozmawiać, w dodatku na
piątkowy wieczór – najmilszą część tygodnia. Nie będzie nie tylko objazdu
sklepów, ale też później rytualnego zbijania bąków, obciągania winka, ani
oglądania jakiegoś śmiesznego programu w telewizji.
- A musimy go przyjmować? – jęknąłem. – Przecież widzisz
go co tydzień na mszy.
Koleżanka Małżonka była nieprzejednana. Z całkowicie
przeze mnie niezrozumiałych powodów. Przecież w przeszłości, aby zrobić jej
przyjemność, uczestniczyłem w tej uroczystości i wiem, jak to wygląda.
Sztuczna, sztywna, kilkuminutowa na siłę podtrzymywana rozmowa o niczym. Źle czuję się w takiej sytuacji.
Chociaż nie – jest jeden dyżurny temat – żółw! Dziwnym trafem, każdy ksiądz
najpierw zauważa akwaterrarium z żółwiem i od razu kieruje rozmowę na ten
temat. Potrafi pytać o wszystko - co je, jak często się go karmi, czy to samiec, czy samica... Gdzie tu sens? Nie lepiej, gdyby poszedł od razu do zoologicznego?
Tak naprawdę chodziło o to, że ja absolutnie nie miałem
ochoty się z nim spotkać. Wizyta księdza za bardzo przypomina mi pracę wywiadu.
Zawsze zadaje pytania na tematy, które obcego człowieka w ogóle nie powinny
obchodzić – głównie o pracę. Dla mnie to krepujące i niemiłe, że zjawia mi się w domu
obcy facet i zbiera na mnie haki. Podobnie czułem się, gdy gościłem przepytującego mnie policjanta,
ale wtedy nie mogłem mieć do nikogo pretensji, bo sam go wezwałem po tym, jak
ukradziono mi rower. Nie lubię tej sztucznej, wymuszonej atmosfery i gdyby to
ode mnie zależało, podziękowałbym
księdzu za wizytę już przy progu, żałując go szczerze, że ma jeszcze
tyle mieszkań do odwiedzenia, a tu wieczór się zbliża.
No i co z tego, skoro nie mieszkam sam?
W kilku poprzednich latach miałem szczęście, że mnie to
ominęło. Raz ksiądz był na tyle wcześnie, że nie zdążyłem wrócić z pracy. Innym
razem musiałem sobie to szczęście zorganizować, przypominając sobie, że jeszcze
nie zrobiłem porządku w piwnicy, albo że nie zapłaciłem szwagrowi za karton
piwa i sumienie nie pozwala mi normalnie funkcjonować, ze świadomością długu na
karku.
- Przecież on dał ci to piwo za darmo! – zawołała za mną
Koleżanka Małżonka.
- Ale nie podziękowałem! – odpowiedziałem ze schodów.
Tym razem nic nie mogłem wymyślić. Łaziłem z kąta w kąt,
zły, że nie mogę wskoczyć w dres i uwalić się na kanapie. Chłopcy pomogli mamie
posprzątać i generalnie zaczynało się oczekiwanie. Atmosfera jak przed
gabinetem dentystycznym.
- Może kupię coś do picia? – zaproponowałem nieśmiało. –
Mam ochotę na kieliszek wina. Może skoczę
do marketu?
Koleżanka Małżonka spiorunowała mnie wzrokiem.
- I padać zaczyna – starałem się na nią nie patrzeć. –
Odwiózłbym chłopaków na trening…
- Przecież jeszcze czas! – zaoponował Starszy.
Aż ukryłem twarz w dłoniach. Jak można tak zupełnie nie
znać się na konspiracji! Jest Polakiem, powinien to wyssać z mlekiem matki! Gdyby jeszcze przejawiał jakąś religijną gorliwość, ale zauważyłem, że coraz bliżej skłania się ku moim poglądom, więc powinienem mieć w nim sojusznika.
- No, ale pojechalibyście ze mną i byście sobie wybrali,
co chcecie do picia.
Spojrzeli po sobie, zdradzając przerażenie. Staremu na
mózg padło! Tak trudno kupić dwie małe butelki wody? Tymczasem niebezpieczeństwo
było coraz bliżej. Już prawdopodobnie jest w naszej klatce schodowej. Z każdą
minutą przybliża się coraz bardziej. W wyobraźni słyszałem już tę przejmującą
muzyczkę, jaką zawsze słychać na filmie, gdy do pluskającego się w falach i
niczego nie spodziewającego się plażowicza, powoli zbliża się ogromny rekin.
- Pojedziemy teraz, bo ja muszę wejść do marketu –
zaproponowałem.
- A nie możesz nas zawieźć i potem iść do sklepu? –
spytał Młodszy.
- Wykluczone! – uciąłem trochę za gwałtownie, bo muzyczka
zaczynała już zamieniać się w basowy riff. – Jadę teraz, bo... Bo ten tego i w ogóle. Wolicie
autobus?
To ich przekonało. Zaczęli się wolno ubierać. Wolno. Bardzo
wolno. Przeraźliwie wolno. Rekin wysunął już płetwę grzbietową ponad
powierzchnię wody. Nieodżałowany Roy Scheider lustrował wody zatoki przez
lornetkę, fatalnym zbiegiem okoliczności patrząc właśnie w przeciwną stronę.
- Gdzie moje kimono? – Starszy zaczął przerzucać stertę
wypranych ciuchów.
Dumdumdumdum! Dumdumdumdum! Dumdumdumdum! – niepokojąca
muzyka w kinie przesunęła serca widzów do gardeł.
- Gdzie moja legitymacja? – Młody rozpoczął
przeszukiwanie góry śmieci, zalegającej mu na biurku.
Dumdumdumdum! Dumdumdumdum! – widzowie przestali żreć
popcorn. Panienka chwyciła chłopaka za szyję, a on nawet tego nie zauważył.
Ręce mu spotniały, a oczy nie śmiały drgnąć.
- Czekaj, gdzie ja położyłem czapkę… - zastanawiał się
Starszy.
Dumdumdumdum! Dumdumdumdum! – jeden z widzów w napięciu
urwał poręcz kinowego fotela.
- Jeszcze tylko się wysikam! – oznajmił Młodszy.
Dumdumdumdum! Dumdumdumdum! – jeden z widzów ugryzł się w
palec aż do kości. Jedna kobieta zemdlała, innej odeszły wody i zaczął się
poród.
- To ja też – dodał Starszy, znikając w toalecie.
Dumdumdumdum! Dumdumdumdum! – rekin otworzył paszczę i
błysnął rzędem ostrych zębów. Jego nieruchome, jakby martwe oczy, nie zdradzały
żadnych emocji. Jakiś starszy pan na widowni złapał się za serce i zaczął
ciężko oddychać. Inny widz zjadł już opakowanie po popcornie i właśnie
przeżuwał swój mankiet.
Wypadliśmy na schody jak wicher. Pędziliśmy tak, że
zarejestrowała to najbliższa stacja sejsmograficzna. Dopadliśmy samochodu w
minutę.
- Dobra – otarłem pot z czoła. – Niebezpieczeństwo
minęło. Mamy teraz dużo czasu.
I zabrałem się za poszukiwanie kluczyków.
Kolęda minęła w przyjaznej i serdecznej atmosferze.
Podobno…
My ciągle nie możemy się zebrać do otworzenia drzwi i grzecznego poinformowania ministrantów, że bardzo dziękujemy, nie skorzystamy. Po prostu nie otwieramy. Może za rok?
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej jesteście jednomyślni. U mnie po prostu nie ma takiej możliwości.
Usuńostatni raz ksiądz po kolędzie zapukał do moich drzwi jakieś -naście lat temu, dowiadując się, że serdecznie dziękujemy za wizytę... co prawda odbiło się nam to czkawką, kiedy Starszy potrzebował zaświadczenia, żeby zostać ojcem chrzestnym, ale jakoś się udało to załatwić, zwalając całą winę na teściową, jednocześnie pozbawiając ją chrześcijańskiego pochówku... :D
OdpowiedzUsuńCzyli, jednym słowem, kawał zołzy z Ciebie!
UsuńU nas jest prościej- nie jest tak, że oboje musimy wszystko robić razem.Zaraz w pierwszym roku małżeństwa wytłumaczyłam swej połówce, że nie mam żadnego obowiązku interesować się tym samym co on i z tego też powodu nie chodziłam podziwiać jak gra w tenisa, ani nie zapraszałam go by podziwiał mnie na aeorobiku.
OdpowiedzUsuńNie ciągałam go po galeriach sztuki tylko dlatego, że jesteśmy małżeństwem i nie lazłam patrzeć jak gra w siatkówkę.W kwestii "wiary" i jej okolic akurat jesteśmy super zgodni. Ale u nas jest ogólnie prościej-ksiądz "po kolędzie" przychodzi tylko do tych, którzy są na tę wizytę zapisani. Podejrzewam, że w pierwszym roku istnienia osiedla zbyt często nie bywał wpuszczany i stąd takie rozwiązanie sprawy.Ja nawet nie wiem jak wygląda nasz osiedlowy kościół w środku - po prostu mało mnie to interesuje, a zabytkiem nie jest bo wybudowany w ciągu ostatnich 30 lat. Dziecka nie posłałam na religię po jednej lekcji- to co opowiedziała sprawiło, że więcej nie poszła. I zapewne dlatego, że nigdy nie chodziła ma spore wiadomości z religioznawstwa.
A idzie jeśli o mój pochówek - ma być "cywilny", nie kościelny, więc fakt, że jesteśmy na "czarnej liście" w parafii mało mnie wzrusza.
Miłego, ;)
Przynajmniej zgadzacie się w tej kwestii. Zazdroszczę. Ja już nawet tematów religijnych nie podejmuję, bo dość mam kłótni na ten temat.
UsuńMam podobnie, ale ja się nie wynoszę... Ostatecznie to ja jestem u siebie; zazwyczaj powitawszy ("Dobry wieczór, Panu!") dobrodzieja, ewakuuję się do biblioteki i niech go ten jego Pan Bóg broni, jeśli by zamierzył jej próg przestąpić...
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Jestem ciekaw, jak zareagowałaby Koleżanka Małżonka, gdybym tak właśnie postąpił. Co nie znaczy, że się odważę - ze względu na nią.
UsuńWachmistrzu - zmówiliście się z moim Krzyśkiem czy co? Mój mąż robi dokładnie to samo twierdząc, że nie zamierza uciekać z własnego domu ale też nie chce zajmować się moimi gośćmi.
UsuńMam pomysł: Gdy tylko Koleżanka Małżonka (KM) zacznie mówić o kolędzie, Ty zacznij, jak gdyby nigdy nic, przygotowywać sobie na nią kostium. Dla lepszego efektu, przejrzyj się w lustrze i spytaj KM, czy masz sobie przedłużyć czułki, czy te wystarczą. Aaaa...., byłbym zapomniał, Ty zupełnie nie wiesz, który kostium mam na myśli. No, na przykład ten:
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=Uvh6WBGK5ko
albo ten:
https://www.youtube.com/watch?v=mShHwZJmIUQ
I pamiętaj: Bądź stanowczy! W ramach negocjacji zaproponuj co najwyżej krótki program artystyczny dla Drogiego Gościa. Może piosenkę...???
https://www.youtube.com/watch?v=M-x9PXQXoog
Znam o wiele bardziej odstraszające kostiumy - np. biała koszula, krawat i teczka. A zamiast piosenki - skrupulatne informowanie go o niebezpieczeństwach, czyhających na każdym kroku i konieczności kupna ubezpieczenia.
UsuńPiékne!!! :)). Mistrzu, działasz na moją wyobrażnię niesamowicie. Wiele rzeczy na mnie działa, ale tutaj widzę tego rekina, słyszę pełną napięcia muzykę, widze scenki z sali kinowej i....łzy śmiechu tryskaja z mych ócz.... Grozę sytuacji szlag trafił :-)))
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że nie mogę zanucić tej melodyjki. Czasami było słychać ją w "Stawce większej niż życie", gdy Kloss, idąc ulicą, zorientował się, że coś jest nie tak.
UsuńNo - ja w Polsce też nie miałam problemów (teraz to nie wiem jak to by było - szczerze - nie interesuje mnie). A tutaj nikomu do głowy nie przyjdzie łazić po jakiejś kolędzie .Nie ma!! Święty spokój..
OdpowiedzUsuńUważam ten zwyczaj za bardzo dziwny i kompletnie niezrozumiały. Kto odczuwa potrzebę wizyty kapłana w domu, powinien móc się z nim umówić telefonicznie, lub listownie - i to o każdej porze roku, nie tylko w styczniu.
UsuńWydaje się, że ja własnie mieszkam na takiej wsi, gdzie ksiądz jest władcą niemal absolutnym.
OdpowiedzUsuńNie ogranicza się do rutynowej wizyty po kolędzie. Jego natarczywość zaczyna się już przed i po mszy świętej, bo nie chowa się do zakrystii, tylko wychodzi, wita się i indywidualnie rozmawia z wiernymi. Najwyraźniej potrafił perfidnie opętać niektórych, bo osobiście się z nim zaprzyjaźnili i odwiedzają nawzajem. Ludzie są tak ciemni, że przychodzą nawet do niego aby porozmawiać o swoich problemach i posłuchać rady. Nie wiem, czy ze mną samym nie dzieje się coś złego, bo i mnie wydaje się sympatyczny.
Źle Ci się wydaje - Twój jest po prostu sympatyczny i ludzie chcą się z nim spotykać. Zresztą, o czym tu mówimy, skoro sam jesteś wierzący i praktykujący? Nie masz powodu, aby go unikać.
Usuń@Dibelius
UsuńMogę podać jeszcze bardziej wstrząsający przykład opętania. Od 20 lat mam taką chałupkę w Bieszczadach (bastion kruchto kołtuństwa) i spędzam tam 5 miesięcy w roku. Wioska liczy 450 mieszkańców (same katole i kołtuny oczywiście), czyli idealnie wpisuje się w ten fantazyjny model kościelnej jurysdykcji absolutnej. Kompletne zadupie i do najbliższej cywilizacji daleko, co wzmacnia potencjalne wpływy sił kościelnych. Na przestrzeni ostatnich paru lat osiedliło się w naszej wiosce kilku nowych przybyszów. Ot tacy ludzie, którzy dorobili się już majątków i chcieliby drugą połowę życia spędzić w pięknym, malowniczym miejscu z dala od zgiełku wielkich miast. Szukają ciszy i spokoju. I znaleźli. Jak się okazało to bardzo przyjaźni, życzliwi i dobroduszni ludzie, co było dla wszystkich sporym zaskoczeniem, bo spodziewaliśmy się raczej chamskich dorobkiewiczów w najnowszym modelu BMW. A tu nic z tych rzeczy. Jak się okazało poza jednym przypadkiem ci ludzie to ateiści. Nie chodzą do kościoła i nie wierzą w Boga. No i teraz najlepsze. Nie spalono ich na stosie, nie odprawiono egzorcyzmów, nie wygnano, a miejscowi nie wytykają ich palcami i nie traktują jak odszczepieńców. Mało tego, szybko stali się pełnoprawnymi i szanowanymi czlonkami tej maleńkiej społeczności. O zgrozo,jeden z tych ateistów ufundował remont kościelnej dzwonnicy (kościółek liczy sobie ponad 300 lat). Na domiar złego wszyscy ci ateiści utrzymują z naszym księdzem przyjacielskie relacje. U żadnego z nich nigdy nie zaobserwowałem tej charakterystycznej irracjonalnej nienawiści do Kościoła. W czasie wizyty kolędowej wpuszczają księdza nawet do domu, traktując to jako element powszechnej tradycji. Ostatnio dowiedziałem się od jednego z nich, że kultywuje on z całą rodziną tradycję wigilijną i świąteczną. Łamią się nawet opłatkiem. Strach pomyśleć, jak jeszcze trochę pomieszkają w tym toksycznym środowisku, to się jeszcze nawrócą i co to będzie? Wszystko to możliwe, bo jeden z tych ateistów zaczął ostatnio namawiać naszego klechę do zorganizowania sali zabaw dla dzieci. Klecha ma dać pomieszczenie, a ateusz sfinansować adaptację i wyposażenie. Na fali powstałego entuzjazmu postanowiłem, że też się dołożę, choć to pewnie spisek mający wyłudzić kasę dla sukienkowych.
Ja znam rodziny, w których jedno jest praktykującym katolikiem, a drugie ateistą - i żyją nie tylko w zgodzie, ale i w miłości. Tylko co z tego wynika? Nic! Nadal istnieją wioski, w których proboszcz sprawuje autokratyczne rządy i nakłada na mieszkańców obowiązkowy haracz. A że nie jest to Twoja wioska - po prostu masz szczęście.
UsuńTeż znam takie rodziny i odmienność poglądów czy wyznania nie jest żadnym problemem. Potęga uczucia zalatwia sprawę różnic na tym polu. Natomiast nigdy nie słyszałem o wioskach, gdzie proboszcz sprawuje autokratyczne rządy i zmusza ludzi do płacenia haraczy. W mojej wiosce mniej niż połowa daje na tackę w niedzielę, bo ludzie są biedni i po prostu nie mają. Mocno wątpię, żeby wspominany przez Ciebie terror miał charakter powszechny. Jeśli nawet ma coś takiego miejsce, to muszą to być jakieś sporadyczne przypadki a nie odwrotnie. Nie słyszałem, nie mam dowodów, więc nie wysuwam oskarżeń. Zakładając jednak że tak gdzieniegdzie jest to skoro ludzie się temu poddają, to albo tchórze albo głupi albo im z tym dobrze. Nie oceniajmy jednak całości przez pryzmat niechlubnych wyjątków, jeśli założymy, że takowe są. A co do tych wizyt kolędowych, to wystarczy "nie dziękuję" żeby załatwić sprawę. Dla mnie większym problemem są akwizytorzy, którzy nawet kilka razy dziennie dzwonią do drzwi i usiłują mi coś wcisnąć. Ale ich też traktuję z szacunkiem i po prostu im dziękuję. Taką mają pracę i nie będę na nich pomstował tylko dlatego, że nic u nich nie kupuję i przychodzą niezapowiedziani. To samo się tyczy innych domokrążców robiących jakieś ankiety czy zbierających jakieś podpisy.
UsuńA ja słyszałem - wielokrotnie czytałem o takich przypadkach w sieci, czy prasie, a także znam to z opowiadań mojej rodziny, zamieszkałej na wsi. Nie twierdzę, że jest to regułą, ale zdarza się na tyle często, że takie artykuły pojawiają się co jakiś czas. A ludzi tak szybko nie oceniałbym, bo wielu z nich z tym walczy - i codziennie jest skazanych na ostracyzm sąsiadów. Gdy bezmyślni ludzie zaczną piętnować Twoje dzieci, zastanowisz się 20 x zanim zaprotestujesz.
UsuńDobry przykład z tymi domokrążcami - księdza traktuję tak samo: jako uciążliwego gościa, który w najmniej odpowiednim momencie chce mi się wtrymić do mieszkania i odprawiać swoje czary. A w czym jest rzeczywisty problem, to wyjaśniłem w notce.
@Grover
UsuńWstyd powiedzieć, że nie byłem nigdy w Bieszczadach, pomimo, że mój dziadek tam walczył. Najdalej dotarłem do Sanoka. Ale Twój opis zachęcił mnie, aby koniecznie odwiedzić to gniazdo kołtuństwa.
Nigdy nie zrozumiem, czemu nazywasz to kołtunerią, skoro to doskonały przykład jej absolutnego braku. To, co Twój przedmówca opisał, to świetny przykład zgodnej wspólnoty, w której szanuje się inność - i choćby z tego powodu nijak ma się to do piętnowania "uchylających się".
Usuńdarowałem sobie w tym roku żarty typu "nie dziękuję, dzieci są w domu"... szpieg z Krainy Deszczowców pojawił się już pod koniec listopada z zapytywaniem, czy sobie życzymy wizyty... jako, że znał "dzień dobry" /rytualna formułka powitalna cywilizowanych ludzi, a nie jakieś tam "niech będzie pomylony", czy "chrzęść zboże"/ potraktowałem go zgodnie z zasadą "grzeczność dla grzecznych" asertywną odpowiedzią "nie życzymy"... być może to był pedofil /w tych kręgach to częsta przypadłość/, ale na gębie nie miał tego wypisane, więc ogarnąłem go pozytywnie...
OdpowiedzUsuńZawsze byłem ciekaw, dlaczego to odbywa się tylko w okolicach Nowego Roku. Czy wtedy zapotrzebowanie na kontakt z księdzem się zwiększa?
UsuńW niektórych rejonach wierni wrzucają w skrzynkę zaproszenia - i ksiądz odwiedza wtedy tylko te osoby, które go zaproszą. To jest fajny zwyczaj. I ksiądz nie traci czasu, pukając do każdych drzwi i łażąc po wielu piętrach i nikt nie musi czuć się skrępowany - bo jednak głupio jest odmówić, gdy ksiądz grzeczny. Tak samo mam ze ŚJ i dystrybutorami różnych Amwayów, czy odkurzaczy.
@pkanalia
Usuń"... być może to był pedofil /w tych kręgach to częsta przypadłość/"
A to byś się zdziwił, bo niedawno na użytek jakiejś dyskusji blogowej wertowałem statystyki i okazało się, że znacznie większy odsetek pedofilów jest wśród nauczycieli niż księży. Mimo to nie formułujemy twierdzeń, że w szkołach roi się od pedofilów. Trzymajmy się faktów.
@Nitager
UsuńDla mnie analogiczną sytuacją jak dla Ciebie kolęda jest kwesta na WOŚP. Idąc ulicą jestem wielokrotnie zaczepiany przez kwestujących i namawiany do złożenia datku. Nie zawsze uprzejme "nie" skutkuje. Często kwestujący sięgają po szantaż emocjonalny. Nie do końca mi się to podoba, ale nie będę z tego powodu kwestionował całej akcji Owsiaka i sugerował jej szkodliwości. Niech sobie zbiera. Jak na ironię najwięcej kwestujących dla WOŚP jest pod kościołami...
Powód, dla którego Kościół uważany jest za siedlisko pedofilów nie tkwi w liczbie pedofilów na jednego księdza, tylko w tym, że Kościół chroni swoich pedofilów przed wymiarem sprawiedliwości. Jakie wewnętrzne kary im wymierza, nie interesuje mnie zupełnie. Pedofil ma stanąć przed sądem świeckim, bo złamał prawo świeckie.
UsuńCo do WOŚP - jeśli masz inny pomysł na zbiórkę, podziel się nim. Mnie tez się to nie podoba, właśnie dlatego, że wielu ludzi czuje się nagabywanych, ale nie bardzo widzę inny sposób. Może zadziałałby odgórny zakaz nagabywania, bo przecież wolontariusze są oznaczeni na tyle widocznie, że nie jest to potrzebne.
Osobiście jestem za karaniem pedofilów śmiercią i nie ma dla mnie znaczenia czy jest to ksiądz czy nauczyciel. Jest to jedna z najobrzydliwszych zbrodni jakiej może dopuścić się człowiek i nie mogę wykrzesać z siebie ani krzty litości wobec takich osób.
UsuńOd osądzania takich przestępstw jest prokuratura i sądy. Z tego co wiem, to mikroskopijna ilość wyroków skazujących księży nie wynika z tego, że ich Kościół chroni, a z braku dowodów czy nawet poszlak. Można mieć co najwyżej pretensje do prokuratury, za jej nieudolność, bo chyba nie zakładasz, że prokuratura dziala w zmowie z klerem i go chroni. Z tego co wiem za chronienie przestępcy w tym i pedofila księdza też są przewidziane kodeksowe kary. Ile zatem wyroków za ukrywanie pedofilów zapadło? Znowu zmowa prokuratury i kleru? Wystarczy też prześledzić ile oskarżeń okazało się bezpodstawnych, a łatka pedofila przylega do człowieka na całe życie.
Pytasz czy mam inny pomysł na zbiórkę? Ja stosuję pomoc celową, bezpośrednią i przekazuję darowizny na hospicja czy domy dziecka. Nie muszę się wtedy zastanawiać czy moje pieniądze poszły na Mrówkę Całą, Złotego Melona czy Przystanek Woodstock. Wiadomo, że poszły na dany dom dziecka lub hospicjum i po sprawie. Wspaniałe dzieło pomocy tworzy też Caritas, który bez angażowania w swoją działalność 3000 gmin, wszystkich instytucji publicznych i mediów zbiera rocznie 400mln. zlotych i 99% zebranych środków przekazuje na działalność charytatywną. Jakoś mimo wielu prób nikomu nie udalo się tej instytucji zdyskredytować i w odróżnieniu od Owsiaka ma ona bardzo transparentne księgi rachunkowe. Ale niech sobie ten Owsiak zbiera te pieniądze do końca świata i o jeden dzień dłużej, tylko czy jako prywatna fundacja powinien otrzymywać tak ogromne publiczne wsparcie? Gdzie tu równość wobec innych tego typu podmiotów? Przecież licząc pobieżnie zaangażowanie 3000 gmin choćby tylko na 15000zł otrzymujemy 45mln. Czyli mniej więcej tyle co Owsiak przeciętnie zbiera. Z tego 8mln idzie na Woodstock. To jak jest przepraszam efektywność tego przedsięwzięcia? Niemniej jest cała masa fundacji, które niosą pomoc w wymiarze nie gorszym niż WOŚP, a ich koszty operacyjne nie są tak ogromne jak u Owsiaka. Każdy może coś odpowiedniego dla siebie znaleźć. Prawdziwą wartość WOŚP można by ocenić dopiero wtedy, gdyby przyszło jej działać na równych zasadach z innymi tego typu przedsięwzięciami bez publicznego wsparcia. Obawiam się,że bardzo słabiutko by wtedy wypadła.
@Grover,
UsuńJedna sprawa: Zanim już się rozkręcisz w przekonaniu, że gadasz do idiotów, podaj no nam tu link do tych swoich statystyk, z których wynika że większy odsetek pedofili jest wśród nauczycieli, niż wśród księży. Tylko nie link do Terlikowskiego, czy innego Cejrowskiego, który tyle samo wie, co i Ty, a do statystyk.
Co do ukrywania pedofili: Bardzo ładnie całemu Światu pokazał niejaki papież Franciszek, jak się ukrywa pedofila, by inni pedofile z siatki byli bezpieczni i mogli dalej polować na dzieci. Trzymał bpa Wesołowskiego w ukryciu- z dala od śledczych aż do śmierci- pedofila wyświęconego na kapłana i biskupa przez samego Wojtyłę- własnoręcznie wychowanego na naukach JPII. I to ten ostatni jest prawdziwym twórcą nowoczesnej pedofilii- przez 27 lat władzy absolutnej stworzył jedyny na Świecie system ochrony kieckowych pedofilów, za co uhonorował się sam 234 pomnikami wzniesionymi za życia, ale oczywiście nie za swoje pieniądze- na to był zbyt skromny!
Ilość nauczycieli w Polsce, to ok. 650 tysięcy. Księży jest ok. 28 tysięcy (diecezjalnych+ zakonnych), sióstr zakonnych ok.24 tysiące, alumnów ok.7 tysięcy. Razem niecałe 60 tysięcy, czyli ponad 10 razy mniej niż nauczycieli. Każdy przypadek pedofilii wśród księży, odpowiadać powinien statystycznie ok.11 wśród nauczycieli. Do tego weźmy pod uwagę system ochrony pedofili stworzony przez Jana Pawła II i umocniony przez Benedykta XVI, chroniący duchownych przestępców- coś, czego nie ma w systemie oświaty.
Usuń"Z tego co wiem, to mikroskopijna ilość wyroków skazujących księży nie wynika z tego, że ich Kościół chroni, a z braku dowodów czy nawet poszlak".
UsuńA z czego wynika brak dowodów? Ja wiem coś wręcz przeciwnego. I to z wielu źródeł. Swego czasu zabrałem się nawet za analizę "Crimen solicitationis", bo chciałem osądzić, czy może to być pomocą dla ukrywania pedofilii - i doszedłem do wniosku, że tak. Pedofilia generalnie jest trudna do udowodnienia, ponieważ odbywa się zwykle w odosobnieniu, a w stosunku do księdza - szczególnie trudna, ponieważ posiada on potężne narzędzie zastraszania, jakim jest wmawianie ofierze grzechu, czy woli bożej.
Nie znam natomiast przypadku ochrony nauczyciela-pedofila, aczkolwiek nie twierdzę, że nigdy nie ma to miejsca.
O WOŚP nie będę dyskutował, bo nie to jest tematem notki, aczkolwiek moim zdaniem transparentność funduszy nie budzi wątpliwości. Dzięki WOŚP moja siostrzenica chodzi o własnych siłach - i tyle mam a ten temat do powiedzenia. Nie chcesz - nie wspieraj, przymusu nie ma. Nie moja sprawa, co robisz ze swoimi pieniędzmi.
A w ogóle, czy nie wydaje Ci się, że odbiegasz zupełnie od tematu? Wiem, jesteś głęboko wierzącym katolikiem i uważasz, ze wszystko, co robi Kościół, jest godne, sprawiedliwe, słuszne i zbawienne - Twoje prawo. Ja uważam, że to jest organizacja w 100% polityczna, z żadnym bóstwem nie mająca w rzeczywistości nic wspólnego - i też mi wolno. Po co ta dyskusja? Ja Cię nie przekonam i wcale nie mam na to ochoty, Ty nie przekonasz mnie - po co?
Chcesz przyjmować kolędę - przyjmuj. Ja nie chcę, żona chce - i to jest mój kłopot, bo nie możemy się dogadać. I o tym jest notka. O zbrodniach Kościoła pogadamy innym razem, pod inną notką.
@Nitager,
UsuńPewnie, że nie można wykluczyć ochrony "koleś chroni kolesia". Jednak systemowa ochrona pedofili istnieje tylko w Kościele. Co prawda, Franciszek ją niby zdjął, zakazując chronienia duchownych podejrzanych o pedofilię, sam jednocześnie ją zastosował wobec bpa Wesołowskiego.
no, to jeszcze dwa słowa o Woodstock... sorry Nitagerze, wiem, że to na temat, wiem też, że desygnat nicka "Grover" moich słów nie pojmie, ale źle bym się czuł, gdybym nie próbował się w tym upewnić...
Usuńotóż impreza zwana "Woodstock" jest integralnym elementem WOŚP, w ten sposób jest wyrażana wdzięczność, spłacany jest "dług" darczyńcom... to jest takie rozwinięcie projektów muzycznych typu "live aid", w których dochód idzie na cele pomocowe... rzecz jasna można pewnych gatunków muzyki nie lubić, można też nie gustować w spędzaniu wolnego czasu w przyjaznej atmosferze na polu namiotowym, ale do wrzucania kasy do puszek też nikt nikogo nie zmusza... być może niektórzy wolontariusze bywają natarczywi, ale mnie jakoś się nikt taki nie zdarzył...
artyści grają za darmo, to jest ich wybór, ale za obsługę techniczną trzeba już zapłacić /choć też zdarzają się wolontariusze/... KAŻDA fundacja pomocowa zatrudnia pracowników najemnych opłacanych z datków, więc nie bardzo widać powodów, by mieć o to pretensje tylko do Jerzego Owsiaka...
*/errata... ma być:
Usuń"wiem, że to nie na temat"...
p.s. panie sprzedające w sklepach typu "lumpeks - ciucholand" prowadzonych przez Caritas mają płaconą pensję za pracę... to tak a propos tych "charytatywnych" 99%...
Usuń@dr Woland
UsuńPierwsze z brzegu dane oparte na liście z Ministerstwa Sprawiedliwości odnośnie skazanych za pedofilię w Polsce, które znalazłem w google:
Najciekawsze dane dotyczą jednak tego, kim są skazani pedofile. Aż 900 osób z 1468 osadzonych nie ma żadnego wyuczonego zawodu. Prawie 70 z nich było murarzami, 40 pracowało dorywczo, 30 wykonywało zawód ślusarza, 30 to rolnicy, a 25 mechanicy samochodowi. Jedynie "pojedyncze osoby" wykonywały zawody takie jak inżynier, lekarz, nauczyciel, pedagog, wychowawca czy duchowny kościoła katolickiego.
http://natemat.pl/85477,kim-sa-polscy-pedofile-okazuje-sie-ze-nie-ksiezmi-ani-nauczycielami
Okazuje się, że ani nauczycielami, ani duchownymi.
Dibi - SKAZANYCH. To jest słowo-klucz.
Usuń@Nitager
Usuń"Wiem, jesteś głęboko wierzącym katolikiem i uważasz, ze wszystko, co robi Kościół, jest godne, sprawiedliwe, słuszne i zbawienne - Twoje prawo."
Nie, nie jestem bezkrytyczny wobec nieprawidłowości w Kościele. Nie twierdzę, że ich nie ma. Krytykowałam i krytykuję nawet głowę Kościoła kiedy mówi lub robi coś sprzecznego z nauką Chrystusa - a czasem mówi i robi. Powiem więcej, uważam, że duchownych powinno się karać znacznie surowiej niż "cywili" ze względu na nadużycie mandatu zaufania, którym powinni się legitymować. Ale zawsze przeciwstawiam się uogólnianiu i ferowaniu wyroków wobec całości przez pryzmat niechlubnej garstki. Stosując takie uogólnienia zawsze dojdziemy do zakłamania typu wszyscy Murzyni to lenie i przestępcy, wszyscy Żydzi to chciwi lichwiarze, wszyscy Francuzi jedzą żaby itd. Albo dojdziemy do absurdu, czyli konkluzji, że ja miałem szczęście spotykając w życiu tylko i wyłącznie porządnych duchownych, a pkanalia miał szczęście spotykając tylko i wyłącznie nienarzucających się kwestujących dla WOŚP. Przepraszam za ten WOŚP ale obiecuję, że to już ostatni raz. Zwracam uwagę na te uogólnienia bo nauczył mnie tego jeden z blogerów, którego bardzo szanuję. Bloger ten zawsze oburzał się na wrzucanie wszystkich Żydów do przysłowiowego jednego worka. Szeroko opisał jak bardzo zróżnicowana jest ich społeczność. Od ekstremistów po liberałów. Od bajecznie bogatych do zupełnie biednych itd. Wtedy zrozumiałem jakim absurdem jest mówienie w stylu Żydzi to, Żydzi tamto. I każdy rozsądny człowiek w tej kwestii się ze mną pewnie zgodzi. Dlaczego więc mielibyśmy stosować odmienne kryteria do przedstawicieli stanu duchownego? Dlaczego poprzez uogólnianie mieliby być znieważani ludzie przyzwoici pełniący posługę kapłańską? No chyba, że dzielimy ludzi czy grupy społeczne na lepszych i gorszych, to wtedy ma to uzasadnienie. Na tym kończę i dziękuję za rozmowę. Chętnie przeczytam kolejną notkę.
Uogólnianie zawsze jest krzywdzące, ale tutaj oskarżamy nie pedofilów, tylko tych, co ich chronią. A tym kimś jest, niestety, cała hierarchia. Cała! Bo obowiązuje ich bezwzględne posłuszeństwo wobec przełożonych, a wiadomo, że ujawnianie pedofilii w łonie Kościoła nie leży w ich interesie.
UsuńAle dobrze, kończmy temat, bo zupełnie już odbiegliśmy od sprawy kolędowych uników.
@pkanalia
Usuń"p.s. panie sprzedające w sklepach typu "lumpeks - ciucholand" prowadzonych przez Caritas mają płaconą pensję za pracę... to tak a propos tych "charytatywnych" 99%..."
1% kosztów operacyjnych to 4mln. Jest z czego pokryć te pensje.
A propos tych 99% to przyjmij do wiadomości, że w całej Europie charytatywne zbiórki odzieży organizują prywatne firmy i sprzedają tą odzież komercyjnie, przekazując na rzeczywistą dobroczynność od 1 do kilkunastu procent uzyskanych środków. Polskie lumpeksy i hurtownie zaopatrują się właśnie w takich firmach. Firmy te osiągają na swojej działalności ogromne zyski, a i tak są bardzo poważane za swoje dzieło pomocy i nikt w Wielkiej Brytanii nie krytykuje ich za tak mały procent środków przekazywanych na działalność dobroczynną. Podobnie jest w Niemczech czy Włoszech. Tak samo robi też PCK. Zebraną do kontenerów odzież w większości sprzedają i dopiero z uzyskanych środków przekazują część na potrzebujących. Jest to normalna praktyka stosowana w całej Europie. Możemy dyskutować czy jest to efektywne czy nie ale polskie organizacje charytatywne szczycą się i tak wysokim poziomem tej efektywności na tle bliźniaczych organizacji z innych krajów.
Nie będę się rozpisywać, tym bardziej, że prawie wszystko na ten temat opisałem w notce:
OdpowiedzUsuńhttp://slawek45.blog.onet.pl/2016/01/07/jak-chowac-sie-przed-ksiedzem/
U nas na przedmieściach większego miasta tak to właśnie wygląda, jest zabawnie...
Pozdrawiam gorąco
Nie podoba mi się ten zwyczaj. Niby przymusu nie ma, ale ludzie czują się skrępowani, odmawiając. Niby to tylko raz w roku, ale i tak dla mnie o jeden raz za wiele.
UsuńU mnie trzeba napisać hasło nad drzwiami, inaczej ksiądz nie puka. :D A w ogóle to chyba już zauważył, że poza parter na mojej klatce nie ma się co wychylać, bo nigdzie więcej już hasła nie znajdzie. ;)
OdpowiedzUsuń