Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


niedziela, 27 września 2015

Kult słoja

Stoją mi w kuchni olbrzymie słoje.
Wielkie i ciężkie, aż się ich boję.
I choć nie syczą, i nie dmuchają,
Moc przeogromną w swym wnętrzu mają.

I choćby przyszło tysiąc atletów
I każdy zjadłby tysiąc kotletów
I każdy nie wiem ile nałykał,
To nie wypiją - tyle w słoikach!

A pierwszym słoju - smorodinówka.
To mego barku ścisła czołówka.
Z rana dziś zlana, przefiltrowana,
Będzie rozlana, gdy sklarowana.

A w drugim słoju jej skromna siostra.
Drugi to odciąg, więc ciut za ostra.
Lecz jej zadaniem ruszyć do boju,
Zanim dojrzeje ta w pierwszym słoju.

A w trzecim słoju, nie mówiąc wiele,
Pyszna nalweka, bo z mirabelek.
Jeszcze owocem złotym nas kusi,
Bo przecież trochę przegryźć się musi.

A w czwartym słoju, między meblami,
Tkwi aroniówka wraz z korzeniami.
Jeszcze się owoc w niej maceruje,
Lecz już niedługo drink się wykluje.

A ten największy pełen wiśniówki.
A wart jest dla mnie każdej gotówki.
Bo to nie tylko nalewka grzeczna,
Lecz i przekąska - choć niebezpieczna*.

A przy niej stoi słoiczek skromny,
Lecz skarb zawiera - i to ogromny.
Niby tam tylko osad brązowy,
Lecz koniak będzie siedmiogwiazdkowy.

A gdy już któraś z nich mi dojrzeje
I gdy ją w butle, karafki zleję,
Nie będzie lenić się ten słoiczek
Bo zaraz zrobię pyszny krupniczek.

A gdy nas mrozik zetnie troszeczkę,
Na dziką różę ruszę z woreczkiem.
Nalewka smaczna, na serce zdrowa,
Więc mus ją wypić, by nie chorować.

I choć upały pigwówkę zżarły,
Kulki na krzaku jak żółte karły,
Choć malinówka wyschła na krzewie,
To i tych łyknę - zrobionych drzewiej...

________________________________
*Gdy się najem takich wiśni, zawsze śni mi się wojna i że mnie SS-manni gonią!

21 komentarzy:

  1. Niech się "Lokomotywa" schowa!. Jak widać bardzo pracowicie spędzasz wolny czas. A zebrałeś te podeschnięte na krzaku maliny? Byłyby na herbatkę p. gorączkową.
    Wiśnie z wiśniówki - wolę je niż samą wiśniówkę.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziałem, że do czegoś się te maliny nadają. dla mnie to były przeschnięte gniazda najróżniejszej fauny.
      Też lubię wiśnie, aczkolwiek nie bardzo mogę je jeść, bo potem w nocy się strasznie męczę. Wiesz przecież, jak ciężko biega się we śnie...

      Usuń
  2. u mnie domowym wyrobem napojów narkotycznych zajmuje się ktoś inny w rodzinie...
    i jest to kult balonu:
    w jednym balonie miód cicho pracuje...
    powoli, ospale mocą się ładuje...
    w drugim, nieco szybciej czerwone gronowe...
    lecz też trwa co nieco, aż będzie gotowe...
    w trzecim, w żywszych podskokach...
    proceduje kreacja jabcoka...
    zaś w czwartym wermut ryżowy...
    on najszybciej jest gotowy...
    ...
    a pigwy faktycznie mało...
    na skutek upału zostało...
    pozdrawiać :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam produkowałem wszystkie, wymienione przez Ciebie napoje. O miodzie i jabcoku powstało nawet kilka postów. Robiło się i gronowe czerwone i ryżowe. I wermut też się robiło - z ryżu, doprawiając je własnoręcznie sporządzoną mieszaniną ziół. .
      Dziś już coraz mniejszą czuję potrzebę urządzania w domu winiarni, ale jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa.

      Usuń
  3. Kiedyś pójdę w Twoje ślady. Prócz przetworów typu ogórki kiszone (caaała masa!) żadnych dżemów ani marmolady, tylko nalewki. O tak!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedno nie przeczy drugiemu. Śliwki na marmoladę, a dziką różę - na nalewkę!

      Usuń
  4. Pośród hejterstwa i mowy nienawiści Twój wpis jest lokomotywą, która zawozi nas w świat Pana Tadeusza. Gdzie aronia jest aronią, wiśnia wiśnią, mirabelka mirabelką i tylko pigwy brak...
    Wprawdzie Doda rozstaje się z Haidarem, wprawdzie dramat to w świecie celebrytów, ale ci z nas, którzy mają tak zacne trunki, zdołają to przetrwać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm... Trochę za mało powiedziałeś. Czy ja z tego rozstania mam się cieszyć czy wpaść w depresję? Bo o ile wiem, kim jest Doda - trudno nie podziwiać marketingowego geniusza, z powodzeniem sprzedającego kolorowo opakowane NIC - o tyle tego drugiego imienia nie znam zupełnie.
      Przy okazji - moje gratulacje. Stworzyłeś świetne hasło wyborcze.

      Usuń
    2. Całkiem zgrabne! I przemawiające do wyobraźni.
      Aronia jest aronią, wiśnia wiśnią!
      Bo "Białe jest białe, a czarne jest czarne" już mi się opatrzyło.

      Usuń
  5. Gdy wzrokiem pieścisz słoje gotowe,
    ja dość łapczywie spoglądam na krowę,
    co za mym oknem się pasie leniwie,
    gdy ja, nieszczęsny, tu ledwo żywię.

    Cóż to się stało? Jeśliś ciekawy,
    nie chciało mi się przyrządzać strawy.
    Gdy wygłodniałem, jak jasna cholera,
    krowa ma dla mnie postać burgera.

    Albo też steku wysmażonego
    średnio, bo właśnie lubię takiego,
    choć dziś wyjątkowo zjadłbym każdego:
    Nie chciałbyś Ty mnie zobaczyć głodnego!

    Chyba mych próśb wysłuchały Bogi,
    bom w zamrażalniku znalazł pierogi.
    W kwadrans niecały je przygotuję:
    Przygrzeję, skwarkami je podrasuję,
    Zjem ze śmietaną, barszczem popiję:
    Ja ocaleję i krowa przeżyje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A propos krowy...
      Mam przyjaciela z czasów studenckich - namiętny nalewkowicz (producent, znaczy), produkujący nalewki w nieprawdopodobnych ilościach odmian. Nie warto go pytać, z czego już robił, bo dnia nie starczy. Łatwiej go spytać, na czym jeszcze NIE sporządził nalewki. I takie pytanie kiedyś mu zadałem. Odpowiedział: "Na wołowinie!".

      Usuń
    2. Krowa jest w ogóle wdzięcznym tematem wspomnień. Ćwierć wieku temu, po studenckiej imprezie w plenerze nad jeziorkiem, wczesnym rankiem, gdy obudziliśmy się finansowo goli, ale wesoli (co z tego, że nieortograficznie) i nie mieliśmy kasy nawet na kolejkę WKD (wracaliśmy na gapę), ani tym bardziej na życiodajną moc w takich sytuacjach mające piwo, ni nawet na mazowszankę, oczom naszym ukazały się pasące w trawie krowy. Kumpel niewiele myśląc, rozpoczął naukę dojenia do pustej butelki po piwie i zyskał tym sposobem pół litra ciepłego mleczka. Dla młodych organizmów nawet tak znikoma ilość wystarczyła, by dojść do siebie :-)

      Usuń
    3. Brrrrr! Mleko... Nie znoszę mleka, a tu jeszcze ciepłe.
      Mleko zawsze jeździ mi przez cały dzień po brzuchu i czuję się po nim fatalnie. Już bardziej służy mi piwo!

      Usuń
  6. boszszsz, jak hymn winiarni :)))))))
    za nalewkami nie przepadam (jakoś za słodkie były te, które piłam) za to ostatnio skosztowałam (o ile tak można określić wypicie litrowej butelki.... we dwoje, żeby nie było) pysznego domowego wina (chyba z ryżu, jakoś nie pomnę ciekawe dlaczego?) :)))))))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mi przypomina niedawne rozmowy z osobami, które "nie lubią drinków, wolą czystą". Na moje pytanie, jakie drinki pili, wybałuszyli oczy. No, jak to jakie? No wódka, rozcieńczona colą i do tego kostka lodu! Nie dziwię się, że oni tego nie lubią - ja też nie!
      Mówisz, że nalewki za słodkie? Moja babcia tak tłumaczyła, dlaczego nie używa słuchawek - bo ona nie lubi tak głośno! Jeśli próbowałaś gotowych, "sklepowych" nalewek, składających się głównie z cukru, pomieszanego z cukrem i doprawionych syropem cukrowym, to nie dziwię się, że Ci nie smakowało. Ale domowa nalewka - to jest to, o czym marzą owoce, kiedy jeszcze są kwiatami. Słyszałaś, jak rozmawiają ze sobą kwiaty wiśni? Niektóre marzą, że zostaną jogurtem owocowym, inne marzą o karierze wisienki koktajlowej, ale większość z nich chciałaby, jak dorosną, zostać domową wiśniówką.

      Usuń
  7. otóż, Drogi Nitagerze, pragnę wyjaśnić, że moje doświadczenie ze słodkością nalewek pochodzi, tylko i wyłącznie, od tych domowych... no może akurat osoba która je robiła, nie ma takiego doświadczenia jak Ty... :)))
    PS. myślę, że nie powinieneś publicznie przyznawać się, że słyszysz rozmowy kwiatów... :)))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, ja też piłem już domową nalewkę, gęstą jak kisiel, bo składała się prawie z samego cukru (kilo cukru na pół kilograma owoców!). Ale ta pani takie właśnie lubiła. Ja wolę nalewki wytrawne, zawierające w sobie istotę kompromisu pomiędzy kwasem, słodyczą i goryczką.
      No, chyba nie zechcesz mi wmówić, że Ty, kobieta, nie słyszysz mowy kwiatów!

      Usuń
    2. a to mówisz, że u kobiet, to raczej normalne?... no może, ale wiesz, ja taka całkiem normalne nie jestem, może dlatego... :)))))

      Usuń
  8. Gdzież mi tam do Ciebie, Mistrzu! Ledwie dwie naleweczki marne, nad trzecią rozmyślam :)

    OdpowiedzUsuń