Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


poniedziałek, 1 grudnia 2014

Poczet potworów osiedlowych

     Komuś, kto przeżył lata 80., naprawdę nie wypada narzekać dziś na kolejki. A jednak, do luksusu człowiek przyzwyczaja się niezwykle szybko. W dodatku, kolejka kolejce nierówna. Czymś innym jest kolejka po bilety do muzeum, w niedzielę, w czasie słonecznej pogody, a czymś innym wcześnie rano, w osiedlowym sklepie piekarniczym, gdy każdy niecierpliwie patrzy na zegarek i boi się, czy zdąży do pracy.
    
     W ogonku typu pierwszego przyszło mi stać w sierpniu, pod zamkiem w Darłowie. Gdy kasjer, obsługujący zwiedzających w średnim tempie czterech na godzinę, wylazł ze swego pomieszczenia i oświadczył, że musi sobie zrobić przerwę, po prostu stwierdziłem, że szkoda mi stracić resztę urlopu w kolejce, postanawiając przeznaczone nań fundusze zadysponować inaczej, bardziej przyziemnie. No dobra, polazłem na piwo. Ale tylko jedno, bo na rynku nie było toalety.
    
     W kolejce typu drugiego przychodzi mi stać w każdy roboczy dzień. Krótka to kolejka – najczęściej jestem pierwszy, czasem stoją przede mną dwie-trzy osoby, zaledwie kilka razy zdarzyło się, że było ich więcej. Ale czas, zadysponowany do stracenia, jest bardzo krótki. Wędrówka po piętrach, wędrówka do sklepu, zakupy i powrót – na to mam tylko dziesięć minut. Inaczej spóźnię się do pracy, albo będę zmuszony jechać samochodem, co pozbawi mnie porcji ruchu i wieczorem, zamiast trzech, będę musiał przebiec ze sześć kilometrów, aby wyrównać bilans energetyczny. A Urojona Ania znów będzie miała polewkę z moich wyplutych przy próbie złapania oddechu płuc.
    
     I dlatego właśnie tak irytujące są niektóre osoby, teoretycznie dokonujące zakupów, w praktyce tracące swój i mój czas.
    
     Jest na przykład Pani-która-sama-nie-wie-czego-chce. Potrafi zastanawiać się i zastanawiać. „A może to, albo nie, może lepiej to… Albo wie pani co, może tamto… No, nie wiem, a co pani by poleciła?”
    
     A co może, do licha ciężkiego, polecić sprzedawca w sklepie z pieczywem? Kredyt gotówkowy?
    
     Jest Pani-której-nigdy-nie-dogodzisz. Tamto stare, to jest nie do ujedzenia. To? Chyba pani żartuje, ja takich rzeczy psu bym nie dała! (Bogiem a prawdą, chciałbym zobaczyć tego psa, karmionego pieczywem. Rusza się jeszcze, czy już nie?) A te drożdżówki to świeże? Bo wyglądają na stare! A z czym są? A które są lepsze? No, nie, ja maku nie mogę, bo mi pod protezę wchodzi! To proszę cztery pączki. Ale nie z tej strony, tylko z tamtej! I każdy zapakować osobno. A ten chleb to z czym jest? A z jakimi ziarnami? A w środku też są ziarna? Nie, poproszę ten bez ziaren. Ale nie ten, tylko tamten. Nie ten z prawej, tylko ten z lewej. Nie są takie same, przecież widzę!
    
     Wszyscy, ale to wszyscy są uszczęśliwieni, gdy ta pani wyjdzie wreszcie ze sklepu! Atmosfera od razu robi się świeższa i jakby bardziej natleniona. Wszystkim oddycha się lepiej.
    
     Jest Pan-dokonujący-inspekcji-i-analizy. Szczerze mówiąc, nie wiem tak naprawdę, co on robi, ale trudno mi sobie wyobrazić, do czego innego kupowałby po jednej sztuce wszystkiego. I każdą każe sobie zapakować osobno, niby laboratoryjne próbki. Dość, że nie każe każdej torebki opisać. A że wybór pieczywa spory, samych bułek kilkanaście rodzajów, sprzedawca naprawdę musi się nauwijać, zanim zaspokoi przygotowywanie tych próbek. Same torebki papierowe ważą z kilogram! A reszta kolejkowiczów wzdycha, bębni palcami po ladzie, wywraca oczami – ale te magiczne czynności zdają się na tego pana nie działać.
    
     Jest Pan-który-nigdy-nie-ma-drobnych. Zrozumiałe, nie każdy zawsze ma. Ale dlaczego on dzień w dzień kupuje dwie bułki i ZAWSZE płaci całą stówą? Sprzedawczyni musi potem biegać po zapleczu i szukać we własnej portmonetce, bo nie może wydać reszty. Wysłać go do innego sklepu, żeby rozmienił – może za którymś tam razem by się nauczył. Ale na to pani sprzedawczyni jest za dobrze wychowana.
    
     Jest Pan-który-dobrze-wie-czego-chce. Niestety, chce właśnie tego, co jest niemożliwe. Pewnego dnia maszynka do krojenia chleba nie działała jak należy. Pewnie, nie jego wina. Ale też nie sprzedawczyni, która na maszynach się nie zna, bo gdyby się znała, zostałaby mechanikiem. Serwisu o tej godzinie nie ma nawet co wołać – pracują dopiero od siódmej. Innymi słowy, pani w sklepie nie naprawi tej maszynki, która wciąż się zacina i którą wciąż trzeba restartować. Ale Pan-który-dobrze-wie-czego-chce jest nieugięty. Cztery bochenki chleba i każdy proszę pokroić! Krojenie każdego z nich, zamiast trzech sekund zabiera trzy minuty, ale to go nie wzrusza. Dziwne – wzrusza wszystkich w kolejce, a nie jego! Co za twardziel!
    
     Jest Pani-robiąca-zakupy-dla-całego-bloku. Nie wiem, jak ona jest w stanie to wszystko udźwignąć. Gdy przyjdzie na nią kolej, wyciąga karteczkę i dyktuje. Pięć bułek maślanych, cztery firmowe, osiem grahamek, dwa chleby razowe – jeden proszę pokroić – dwie drożdżówki z makiem, dwie z budyniem, jedną z serem, cztery pączki, dwa gniazdka, trzy bułki z dynią, jedną cebulową, jedną kanapkę, proszę pokroić, jedną nie krojoną, cztery rogale maślane, trzy zwykłe, trzy z makiem, jeden grzebień i może jeszcze tę babkę z czekoladą!
    
     Zawsze przypomina mi się dawny sąsiad mojej ciotki, który zawsze powtarzał, że „rano to się kupuje chleb, mleko i papierosy – a inne zakupy robi się po pracy!”
    
     Na szczęście jest jeszcze Pan-który-rozumie. Miły, starszy pan, którego można poznać z daleka po tym, że wyraźnie utyka na jedną nogę. Ma ją krótszą i podeszwa w prawym bucie jest o jakieś dwa centymetry grubsza, ale i tak trudno mu się chodzi. Już kilkakrotnie, z miłym uśmiechem, przepuścił mnie w kolejce. „Proszę, pan się spieszy, a ja mogę poczekać!”. Na moje pytanie, po co w takim razie wstaje tak wcześnie, odparł:
    
     - Tak się człowiek nauczył. Wcześnie się budzę. Co mam gapić się w sufit? Pójdę po chleb i zrobię coś pożytecznego!
    
     Jaka szkoda, że jest tylko jeden…
    
     W drodze powrotnej zawsze oszczeka mnie pies, uwiązany przed sklepem. Mały, bardziej podobny do rozczochranego szczura, ale bardzo, bardzo głośny. Jego skowyt osiąga częstotliwości, wprawiające w rezonans każdą krwinkę z osobna, a amplituda sięga progu bólu. Za co on mnie tak nienawidzi? Bo to nie jest zwykłe, zwyczajowe oszczekanie każdego przechodnia. Rzuca się na mnie, jakbym co najmniej miał zamiar utopić jego dzieci. Jeszcze trochę, a sam złamie sobie kark, albo powiesi się na smyczy! Jazgocze na mnie z taką pasją, jakby od tego zależało jego życie. Że też chce mu się tak drzeć tę japę. Gdybym chociaż na to reagował, ale rano jestem strasznie leniwy i nie chce mi się nawet obrócić głowy w jego stronę. Co takiego tygrysiego jest w tym małym ciałku polnej myszy, że tak zawzięcie próbuje zagryźć mnie i zjeść? Przecież głodny chyba nie jest? Zabawne, że nienawidzą mnie głównie psy tej właśnie wielkości. Duże albo nie zwracają na mnie uwagi, albo witają machnięciem ogona. Może to maleństwo obawia się, że mógłbym go nie zauważyć i nadepnąć?
    
     No i wisienka na torcie. Wracam pod swój blok, uderza mnie w twarz ostry, rześki wiatr, z przyjemnością wciągam w płuca świeże powietrze i… Natychmiast je wypuszczam z obrzydzeniem. Sąsiad-który-kopci-jednego-za-drugim właśnie wylazł na swój codzienny rytuał.
    
     I kto teraz spróbuje się ze mną zmierzyć w narzekaniu? Ostrzegam, że w poniedziałek jestem w tym szczególnie dobry!

38 komentarzy:

  1. Taaak, poniedziałki, to trudne dni są....A takie różne "uprzykszacze" są wszędzie, nawet w Niderlandach.... Proponuję wysyłać w poniedziałki Koleżankę Małżonkę po chlebek, albo Urojoną Anię, (niech się na coś przyda a nie tylko komentuje :))).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ale to by wymagało wywrócenia całego harmonogramu do góry nogami. Wprowadziłoby chaos, nieprzewidziane perypetie, nieoczekiwane zwroty akcji i Jego Makaronowatość wie co jeszcze! To już lepiej pocierpię - zwłaszcza, że zdarza mi się czasem obudzić podczas tej wędrówki. Choć przyznaję, że rzadko - zwykle budzę się dopiero przy druigiej-trzeciej zjebce od szefa, co wypada gdzieś między dziewiątą, a dziesiątą.

      Usuń
  2. biedaczek, tak mi się Ciebie żal zrobiło, że wzięłabym i przygarnęła do piersi własnej, utuliła i w ogóle, gdybym ... wcześniej nie gruchnęła śmiechem .... zastanawiam się, czy Ty przypadkiem nie robisz zakupów w moim sklepie? ... bo znam wszystkie opisane przez Ciebie typy :))))))))
    trzymaj się Nit., dasz radę ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że to klony, które opanowały Ziemię i szykują nam rychłą zagładę. Bo przecież nie może to być przypadek!

      Usuń
  3. Są ludzie, którzy przychodzą do sklepu nie tylko po zakupy, ale aby zaspokoić swoje potrzeby psychiczne, dokonać swoistej celebracji. Znakomicie opisałeś przykłady tej celebracji.
    Ja zakupy robię w zasadzie w weekend w markecie, chleb musi starczyć na kilka dni. Przy kasie też zdarzają się takie typy, ale raz w tygodniu można uzbroić się w cierpliwość. Najgorsze są osoby, które za wszelką cenę próbują sprowokować konflikt, aby wreszcie móc eksplodować. Może wysyłać takich na dżihad?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas pieczywa zjada się bardzo dużo. Gdybym robił zakupy raz na tydzień, musiałbym zamienić kuchnię w magazyn pieczywa. Pomijając już fakt, że ja bardzo lubię świeży chleb i świeże bułki.
      Szczęśliwie, jeszcze agresywnej osoby nie spotkałem w tym sklepie. Pewnie jeszcze śpią o tej porze, odsypiając swoje ataki agresji z poprzedniego dnia.

      Usuń
  4. O! W narzekaniu jesteś dobry, nawet bardzo , ale spróbuj nie narzekać, to wyzwanie, zwłaszcza w poniedziałek rano , którego ,jak wiemy, pokolenie wychowane w latach 80-tych nie lubi. A dla wybitnie narzekających polecam zakupy przez internet 24/h, tylko ruch masz z głowy i pies Cię nie odszczeka, może to jakieś wyjście. Ale nie wiem na czym Ci bardziej zależy- szybkich bezproblemowych zakupach czy na odszczekaniu przez psa. Ha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bułki też można kupić przez internet? Muszę spróbować. Ale dostawa musi być co do minuty, bo inaczej się spóźnimy do roboty.

      Usuń
    2. Jak to nie można, przez internet wszystko można, bułki także , za odpowiednią opłatą oczywiście. A jak nie można, to trzeba zadziałać,żeby było można ,w końcu- klient nasz pan. Wiem,że świeżutkie pieczywo jest dobre, ale niezdrowe . :)

      Usuń
    3. Wiesz, co jest niezdrowe? Powiem Ci w sekrecie:

      WSZYSTKO!

      Tylko nie mów nikomu....

      Usuń
  5. Wiesz, zazdroszczę Twej Koleżance Małżonce- ma za męża Unikatowy Egzemplarz. Ani mój mąż, ani żaden z mężów moich koleżanek lub kuzynek, nie lata rano po pieczywo do piekarni- sprawa jest rozwiązana za pomocą mrożenia świeżych bułeczek, które kupuje się raz w tygodniu ( chleba też to dotyczy). Wieczorem wyjmuje się bułeczkę z zamrażalnika, i na rano jest świeża, chrupiąca. Wiesz, mnie to czasami nawet brakkolejek - stojąc w kolejce mogłam dokładnie przepatrzec półki sklepowe i zawsze wtedy wpadło mi w oko coś, czego ilośc powinnam już w domowych zapasach uzupełnic. A jak wpadam do sklepu i nie ma kolejki, to wyrecytuję co zapamiętałam i potem okazuje się, że muszę tam wpaśc po raz drugi. Jeśli masz ponad 180 cm wzrostu to jesteś osobnikiem, którego małe psy się boją i drą pyski ze strachu. Bo mały pies uwiązany pod sklepem naprawdę jest zestresowany. Nigdy nie pojmę dlaczego ludzie biorą do domu psa nie mając możliwości zapewnienia mu chociaż odrobiny luksusu, czyli prawdziwego spaceru , a nie wyprowadzania z okazji zakupów.
    Wiesz, a moja ś.p. teściowa łączyła w swej osobie te wszystkie cechy pań, które opisałaś. Na koniec w domu wygłaszała tekst: "zupełnie nie wiem po co to kupiłam".
    Miłego, ;)
    P.S.
    Ten Twój post to nie narzekanie, to reportaż - niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mrożone bułki strasznie się kruszą, a smak jest, nie da się ukryć, zupełnie inny, niż świeżych bułek. Poza tym, musiałbym wstawać jeszcze wcześniej, żeby je odświeżyć. No i ja tak bardzo lubię świeże pieczywo! Nie ma nic lepszego, niż świeżutki, jeszcze ciepły razowiec - ale prawdziwy razowiec, jaki kupi się tylko w tym sklepie.
      Jakby psy się mnie bały, to by mnie nie zaczepiały i nie obrzucały obelgami. Ja, gdy się boję jakiejś gromadki dresiarzy, to ich nie zaczepiam i nie wyzywam od ciot. To przystosowanie ewolucyjne - ci, którzy to robili, zostali wyeliminowani ze środowiska naturalnego.

      Usuń
    2. Nitager, u nas bułki po rozmrożeniu się nie kruszą i wcale ich nie trzeba odświeżac- naprawdę.
      A pies, zwłaszcza mały zawsze się wydziera gdy się boi, w myśl zasady najlepszą obroną jest atak. A może Ty się po prostu boisz psów lub ich nie lubisz? Wiesz, one to świetnie wyczuwają i też się wtedy wydzierają.

      Usuń
    3. No dobra, ale jeszcze trzeba mieć gdzie je zamrozić. Koleżanka Małżonka gospodaruje żywnością bardzo oszczędnie i wiele rzeczy, które zostaną z obiadu, zamraża i później przerabia na farsz do pierogów. W zamrażalnik, przy odpowiedniej gimnastyce, może da się zmieścić woreczek do lodu, odpowiednio go składając - ale nic więcej.
      No i ja jednak jestem fanem świeżego pieczywa. Mrożone mi nie smakuje. Poza tym łupie w zęby...
      Bywa, że psów się boję, zwłaszcza, gdy pies jest np. rottweilerem, albo ma rozmiary cielaka, ale akurat te psy nie zwracają na mnie uwagi. Jazgoczą na mnie tylko te malutkie, które można uciszyć jednym, celnym kopnięciem, bądź też można złapać za smycz, zakręcić jak lassem i piesek wykonałby piękny lot nad dachem piekarni. I nie tyle ich nie lubię, co mnie one denerwują - stąd te nieprzyzwoite mysli o uciszaniu.

      Usuń
  6. Jegomość płacący stuzłotówką najpewniej jest odpowiedzialny za wprowadzanie do obrotu tych, którym sam (lub z kolegami) produkuje. Podpowiedzieć ekspedientce, żeby sobie sprawili tester i jak raz czy drugi ona będzie grymasić, że coś nie tak, to z pewnością zmieni nominały:)
    A pies po prostu uczciwie zapracował na swoje miejsce w Twojej nocie:) Wiedział, że kiedyś go wreszcie opiszesz, zatem jutro rano powiedz mu o tem, że już się dalej starać nie musi:))
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro ten jegomość robi tak od miesięcy i jeszcze nie wpadł (a utarg codziennie jest transportowany do banku), to znaczy, że prokurata jcelowo zwleka, aby zgarnąć całą szajkę za jednym zamachem. Muszę być przygotowany na to, że pewnego ranka do sklepiku wparuje za nim brygada antyterrorystyczna i wszystkich nas aresztują. Ale czad! Przynajmniej sobie popatrzę na nich w akcji! No i nieobecność w pracy usprawiedliwiona.
      A pies zdaje się nie wiedzieć nawet o tym, kto tu większy, więc nie sądzę, by wiedział o nocie. Chwilami mam jednak ochotę mu to wytłumaczyć - przynajmniej miałby prawdziwy powód, żeby mnie nienawidzić.

      Usuń
  7. Wiesz tak jakoś mi się skojarzyło. Nie opisałeś jednego typa kolejkowego być może dlatego ,że ci wymarli??
    Znałam pana,który w czasach słusznie minionych bywało ,że robił zakupy. Pan był dwumetrowy, 120 kilo i posiadał malutką portmonetkę, w której były drobne pieniążki i wielka podkowa na szczęście. W piekarni przez przypadek żadnej kolejki nie ma ,pan kupuje chlebek,bułeczki te ,nie tamte i następnie wyjmuje portmonetkę,otwiera,wyjmuje podkowę i liczy należność wyciągając jak najdrobniejsze pieniążki . Za nim jest już kolejka,która przebiera nogami i śle przez zęby słowa mało parlamentarne. Pan jeszcze bardziej zwalnia ruchy, odlicza spokojnie,chowa podkowę i wolniutko pakuje zakupy. Za nim się już kłębi złorzeczący tłumek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że tego nie spotkałem. Pewnie grasuje w innym sklepie.Zapewne osiedlowe potwory są drapieznikami i mają ściśle okreslone terytorium łowieckie.

      Usuń
  8. Pamiętasz, co zrobił Aleksander Macedoński, by wypełnić przepowiednię o tym, że kto rozwiąże węzeł gordyjski,zostanie władcą Frygii? Dobył miecza i go po prostu przeciął!
    Podobnego chwytu użył Indiana Jones, gdy zaszedł mu drogę jakiś Arab, wymachując mieczem? Wyciągnął schowany dotychczas rewolwer i go zastrzelił.
    I Ty powinieneś zrobić coś równie przebiegłego: Wyjdź po zakupy 5 minut wcześniej, niż zazwyczaj :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pieees...? Jaki pieeees...??? Czy może taki maly, bialy dupelek...?
      Zwierzęta wyczuwają radosne usposobienie i darzą sympatią ludzi, których ogarnia to uczucie, więc może nuć pod nosem "Radość o poranku" Jonasza Kofty.

      Usuń
    2. 5 minut wcześniej sklep jest zamknięty, a ja nie mam ochoty marznąć. Poza tym, to jest przecież całe 5 minut! Ty wiesz, ile może się człowiekowi przyśnić przez 5 minut? W tym czasie mogę odbyć regularną bitwę powietrzną, zwiedzić grobowiec faraona i pogadać z Meremptahem o sensie przeniesienia stolicy do Memphis, albo po prostu wybyczyć się na karaibskiej plaży, popijając zimne mojito i trzymając w objęciach dwie, gorące Kreolki. Za nic z tego nie zrezygnuję!

      Usuń
    3. A psów nie lubię - to prawda. Za co mam je lubić, skoro one obrzucają mnie obelgami?

      Usuń
  9. Tak sobie pomyslalam, ze moze dobrze, ze ta Pani kupuje dla calego bloku - bo przynajmniej zalatwia hurtem i placi tylko raz. Teraz sobie wyobraz, ze oprocz niej stoi jeszcze jej 10 sasiadek , kazda wybiera i placi osobno...jak nic musialbys wstawac jeszcze przed tym milym starszym panem:) Widzisz ile ci zaoszczedzila ? :)Gina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze więcej by mi czasu zaoszczędziła, gdyby stanęła za mną ;)
      A swoją drogą, masz sporo racji. Choć nie w 100%, bo jeśli ta cała zgraja jest na tyle leniwa, że się tą panią wysługują, to na pewno nie chce im się wstać tak wcześnie, żeby w sklepie być przede mną :)

      Usuń
    2. Na pewno :) ale moze oni sa obloznie chorzy, a ona jest swieta i godna podziwu :) ?
      Musisz tak celowac , zeby zdazyc przed nia :)
      Gina

      Usuń
    3. Obłożnie chorzy to powinni jeść kleik, a nie wcinać pączki i drożdżówki!

      Usuń
  10. Historyjka opowiedziana poniżej prawdziwa do bólu. :)
    Była sobie pani co na rynku w Tomaszowie, ostrą zimą z gołą ręką spacerowała. Zdumiony sprzedawca dżinsowych spodni, zapytał a to nie zimno pani tak z tą gołą ręką przy tak dużym minusie? A nie odpowiedziała pani, zimna nie czuję wcale. Ale jak to, zdziwił się pan wzrostu i tuszy słusznej. A no mam poparzoną rękę widzi pan - no fakt a co się stało? Pracuję w piekarni i zamiast do maszyny wlać polepszacz, to sobie rękę polałam. Czysty kwas poparzył rękę.
    Do wszystkich E w piekarniach dodają:
    "Do tych dodatków z listy konserwantów dodajmy sobie jeszcze: bułkę tartą, gips, sproszkowane krowie rogi, świńską szczecinę, ścinki kopyt świni lub krowy czy kreatynę z ludzkich włosów, kupowanych od zakładów fryzjerskich". I już mamy pyszne chrupiące bułeczki. :) Mną to tak wstrząsnęło że kupiliśmy maszynę i robię chleb w domu, w swojej maszynie. A dla dużej rodziny (dwóch sporych chłopaków) znajomy co wieczór robi dwa chleby. Wystarczy wrzucić składniki a maszyna wymiesza, upiecze potem wystarczy jeść a ja uwielbiam ciepłą piętkę z masłem miam miam i bez ulepszaczy.
    http://www.vismaya-maitreya.pl/teorie_spiskowe_chleb_-_smacznie_nie_zawsze_znaczy_zdrowo.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A za tydzień amerykańscy naukowcy odkryją, że w czasie samodzielnego pieczenia chleba wytrącają się związki rakotwórcze silniejsze od tych w papierosach, albo jakaś trucizna, powodująca zanik instynktu samozachowawczego.
      W zasadzie, jeszcze nie czytałem o niczym, co byłoby zupełnie zdrowe. Skąd wiesz, co dodaje się do tych składników, które wrzucasz sobie do tej maszynki? Bo chyba nie mielesz mąki samodzielnie?

      Usuń
    2. Można mąkę mielić samodzielnie tylko młynek około 1000 złoty kosztuje, choć można i za 500 kupić. Mąkę kupuję w młynie. Zawsze można w nic nie wierzyć co ludzie odkrywają tu i ówdzie w "zdrowych" bułeczkach. Jednakże gdy ma się problemy z żołądkiem lub nietolerancją na gluten, świat nagle wygląda inaczej.
      Myślę że lepiej nie wierzyć tak się lepiej żyje. :)

      Usuń
    3. Nawet jeśli zmielesz mąkę samodzielnie, kto Ci zagwarantuje, że ziarno było zdrowe, nie pryskane jakimś paskudztwem przeciwgrzybowym, czy fumigowane chemicznie? A nawet jeśli sama sobie to zasiejesz i zbierzesz - skąd wiesz, czy ziarno do zasiewu nie było modyfikowane genetycznie w jakimś podejrzanym kierunku? Teraz nawet łowiectwo ie gwarantuje dobrej żywności - bo się sarenka nażarła trawy, opryskanej jakimś środkiem przeciwchwastowym.
      Człowiek ma olbrzymie zdolności przystosowawcze - trzeba je wykorzystać i przystosować się do śmieciowego jedzenia. Szczury od wieków się nim żywią - i wcale ich nie ubywa.

      Usuń
    4. Mam wrazenie, ze probujesz udowodnic, ze zarcie szkodliwego zarcia jest nieszkodliwe...Ekiblog robi to, co powinnismy robic wszyscy - do minimum ograniczyc konsumpcje zywnosci przetworzonej, co sie da trzeba robic samemu, szukac, wybierac, unikac trucizm jak tylko sie da.
      A te zdolnosci "przystosowawcze" sa takie wlasnie : jak rozejrzysz sie dookola : epidemia raka, nietolerancji zywnosciowych, alergie wszelkiego typu - i praktycznie brak calkowicie zdrowych dzieci od lat 5 powyzej... Rozejrzyj sie wokolo co sie dzieje. Mnie zastanawia, czemu media szeroko rozpisuja sie o rozmaitych akcjach charytatywnych i zbiorkach pieniedzy na "leczenie" raka itp, natomiast nikt nie wola " Dlaczego, skad to sie bierze, co sie dzieje, i nikt nie bije na alaram. Media sa wlasnoscia miedzynarodowych koncernow, a one sa wlascicielami firm zywnosciowych, spozywczych,
      farmaceutycznych, kosmetycznych i powiazane ze soba metoda naczyn polaczonych. Tak naprawde wszystko jest w rekach paru koncernow/ rodzin, wiec mydlenie ludziom oczu jest bardzo proste.
      A szczury poki co rozmnazaja sie szybko, ale umieraja tez bardzo szybko - mozliwe , ze w tym kierunku zmierzamy. 20-30 lat i do piachu, a nasze wnuki byc moze i krocej.
      Instynkt samozachowawczy w dodatku tez ginie, jak widac, konsumpcja i wygoda zwyciezaja.
      Pozdrawiam Gina

      Usuń
    5. Gina zgadzam się z Tobą bardzo i dodam szybko że są zasiewy zboża sprawdzane bardzo surowo, szczególnie na południu Polski i chyba na Mazurach. Poza tym, gdy ktoś w Polsce zgłasza ekologiczną uprawę, musi się liczyć z lawiną kontroli. Aż mi się żal zrobiło chłopa, ale marchewka i ziemniaczki i inne dobra nie skażone chemią i daleko od szosy. A mąkę kupuję nie poprawianą genetycznie, zresztą stary orkisz (ziarno słowiańskie :)) nie daje sobą manipulować. :)

      Usuń
    6. Kiedyś była naturalna eliminacja słabych dzieci, to i społeczeństwo było zdrowsze. Za moich młodych lat mawiano, że ludzie, urodzeni przed wojną, są znacznie zdrowsi, niż dzisiejsze cherlaki, wychowane na chemii. Ale nikt nie brał po duwagę, że takiej selekcji, jak w czasie wojny, ludzkość jeszcze nie zaznała - przeżyli tylko ci najsilniejsi.
      Gdyby człowiek miał jeść wyłącznie zdrową żywność, miałby do wyboru może kilka produktów, Myślę, że jednostajność diety byłaby jeszcze gorsza.
      Zdaję sobie oczywiście sprawę z różnych szkodliwych dodatków. Dlatego unikam żywności wysoko przetworzonej. Ale świeży razowiec to moja słabość i nie zrezygnuję z niego. Może i bez niego żyłbym dłużej - ale po co żyć dłużej, skoro nie można wtedy nawet zjeść kromki z pasztetową?

      Usuń
  11. Eki -mieszkam w Anglii i tu dopiero ot jest sztuka, zeby nie jesc trucizny non stop....Ale dla mnie to rutyna, sprawdzam zawsze sklad na nalepkach ( co drugi produkt zawiera aspartam, sorbitole,syrop glukozowy, i mase konserwantow ), wybieram produkty do przetworzenia, a nie przetworzone, i wiekszosc potraw robimy sami. Chleb akurat mamy z polskiej piekarni i zawiera tylko 4 skladniki ; maka pszenna i zytnia, sol i zakwas.
    Moj "chlop" cierpial na straszliwe zgagi, zakwasy i problemy z zoladkiem, natychmiast po spozyciu apetycznych buleczek z supermarketow tutejszych. Po prostu zwijal sie z bolu calymi nocami. Odkad tego nie jemy, problemy ustaly.
    Koszmar zywieniowy trwa - jestemy karmieni zywnoscia, w ktorej jest coraz mniej normalnej zywnosci, zaczyna to przypominac
    zlepek kolorowych chemicznych kulek na mole...skutki sa widoczne golym okiem , a najgorsze jest to, ze tutaj wiekszosc ludzi uwaza, ze to co dopuszczone do sprzedazy, nie moze byc przeciez szkodliwe ani zle, oni wierza w wladze, jeszcze bardziej niz w komunistycznej Korei -
    i radosnie konsumuja to, co urzednicy zatrudniani przez koncerny wprowadzaja na rynek, zatruwajac siebie i swoje dzieci.
    Widok dzieci karmionych frytkami, coca cola i fast foodami, poprawionymi slodyczami z aspartamem jest tu normalka.
    Malo ktora mloda kobieta w ogole gotuje - kupuja gotowe dania i wkladaja do mikrofalowki...eee szkoda slow.
    Pozdrawiam Gina




    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, to doskonale widacć po Angielkach. Nie byłem wprawdzie w Anglii, ale w TV mam sporo angielskich programów i szczerze mówiąc, rzadko widzę tam kobietę o normalnych rozmiarach. Przyjaciółka Koleżanki Małżonki mieszka w Anglii już od lat. Bardzo ładna kobieta. Kiedy odwiedziła nas po kilku latach, z przerażeniem poznaliśmy ją jedynie po głosie. Wyglądała jak hipopotam!
      Jednak angielska kuchnia zawsze znajdzie sposób, by pozostać najgorszą na świecie...

      Usuń
    2. Nitager, to niestety nie tylko ang. kuchnia, my gotujemy i jemy " po polsku" a tez tyjemy... zywnosc jest tak tu produkowana, ze wszystko jest naszpikowane hormonami wzrostu, jest to w produktach surowych miesie, mleku, przetworach mlecznych...pieczywo na spulchniaczach, ulepszaczach itp., wszystkie produkty gotowe naszpikowane chemia po kokarde
      Naprawde ciezko jest tu nie utyc...
      I tak pozornie to kuchnia angielska bardzo sie poprawila, jest tu duzy wybor potraw miedzynarodowych, wloskie, hinduskie, europejskie dania i potrawy sa dostepne, co z tego jak w wiekszosci to gotowce, a wiekszosc nie potrafi nawet przyrzadzic jajecznicy...jest to przerazajace, ale w tym jest metoda. Wychowuje sie juz drugie pokolenie uzaleznione od zywnosci gotowej-przetworzonej, czyli od koncernow...
      Rosnie pokolenie ubezwlasnowolnionych kalek...
      W rzeczywistosci ta prawdziwa kuchnia angielska zamiera, a wcale nie byla az tak niezdrowa : wrecz przeciwnie , starsze pokolenie wychowane zostalo na codzinnej owisiance ( super zdrowe jedzenie ), fasolce,
      na rybach , jajkach , zapiekankach z ziemniakow , miesa i cebuli....wszystkie te skladniki sa bardzo cenne, ale w tej chwili juz nawet owsianka nie jest owsianka.
      Jest sprzedawana jako gotowiec - male torebeczki, ktore sa poddane porcesowi "ulepszania" i ktore ma sie "gotowac" w mikrofalowce .2 min...
      Czyli produkt sam w sobie bardzo zdrowy, zamieniony zostal na produkt smieciowy...."ku wygodzie klientow".
      Etc. etc. etc.....
      Widuje czesto tutak ludzi ze starszego pokolenia, ktorzy nadal jedza po staremu : zdziwilbys sie.
      Dziadek 80-letni, chudy, zylasty, codziennie biega rano zima / lato wzdluz ulicy, ubrany w jaskrawo rozowy odblaskowy kostium!
      Sasiedzi moi maja po 90-pare lat i jezdza swoim autem...
      85-letni ludzie chodza po gorkach i na trekking, jezdza na rowerach, sa niesamowici....
      A wiekszosc 30-40-50 latkow - choroby , olbrzymia otylosc , rak, zawaly, udary.....brrr

      Trzymaj sie cieplo
      Gina




      Usuń
  12. A propos narzekania - polecam posłuchać piosenki "Wyslij sobie pocztówkę" Łona i Webber, albo chociaż przeczytaj tekst gdzieś w necie, jesli ten rodzaj muzyki Ci nie odpowiada, choć powiem, że ja tez hip hopu nie lubię, ale to mi naprawde się podoba. pewnie własnie przez ten tekst :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam swoje pocieszacze. Wprawdzie nie lubię hip-hopu, ale sprawdzę, co to. Miksów tez nie lubię, ale np. "Why is the rum gone?" często sobie wlączam - poprawia mi humor.

      Usuń