Pewnego słonecznego dnia, usiadłem sobie na ławce w parku miejskim i zacząłem gapić się na kaczki. Rzadko kiedy mam tyle czasu, aby go w tak bezproduktywny sposób zmarnować, ale tego dnia żaden z moich obowiązków nie wydawał się na tyle ważny, aby przerwać tę miłą chwilę błogiego lenistwa. Słońce, choć to przecież już październik, jeszcze przygrzewało, wiatru prawie nie było, na niebie żadnej chmurki, jedynie kilka malowniczych smug, narysowanych przez przelatujące odrzutowce. Chwilo, jesteś piękna, chwilo, trwaj!
Szpakowaty pan w okularach, zajmujący sąsiednią ławeczkę, chyba czuł dokładnie to samo co ja. Na jego twarzy również malowały się błogość i miłość do całego świata. Skinęliśmy sobie uprzejmie głowami, posłaliśmy sobie po uśmiechu, a zabawne wyczyny kaczek, bijących się o kawałek chleba, rozbawiły nas na tyle, że obaj zaczęliśmy się śmiać. Nie minęło kilka minut, a zaczęliśmy rozmawiać.
W sumie gadka o niczym. Ot, że ładna pogoda, że to rzadkość o tej porze roku, że pewnie zima za to będzie mroźna, że kaczki garną się do parku, bo teraz sezon polowań - i tym podobne klimaty. Potem temat przeszedł na dzieci, karmiące kaczki, na ich rodziców, w końcu na innych spacerowiczów. Zauważyłem wtedy, że mój rozmówca kilkakrotnie użył nieznanego mi słowa "anastronom". W końcu nie wytrzymałem i spytałem go, co to takiego.
- No nie wie pan? - zdziwiony uniósł brwi. - Zadziwiające. Przecież sam, o ile się nie mylę, jest pan jednym z nich. Czy może się mylę? - pochylił się w moją stronę.
- Trudno mi odpowiedzieć - odparłem. - Nie wiem, co to słowo znaczy. Nigdy chyba go nie słyszałem.
Szpakowaty pan pokiwał głową w niemej zadumie.
- Jestem astronomem - oznajmił. - Na co dzień obserwuję niebo, dokonuję obliczeń i tak dalej...
- Rozumiem - odpowiedziałem. - Ale dlaczego nazwał mnie pan anastronomem?
- Przyzna pan, że brzmi to lepiej niż nie-astronom - uśmiechnął się. - Jest pan astronomem?
Zaprzeczyłem, zgodnie z prawdą.
- Sam pan widzi - ucieszył się. - Jest pan anastronomem!
Potrzebowałem dłuższej chwili, aby zatrybić.
- Dzieli pan ludzi na astronomów i nie-astronomów? - zapytałem, nie próbując ukryć zdziwienia.
- A dlaczego to pana dziwi? - spytał. - To przecież naturalny, samorzutnie narzucający się podział.
- No wie pan - próbowałem zaprzeczyć. - Może on dotyczyć, nie wiem, pracowników instytutu astronomicznego, czy jakiejkolwiek grupy ludzi, która z astronomią ma coś wspólnego, ale inni...
- Jeśli człowiek ma coś wspólnego z astronomią, to w pewnym sensie jest astronomem - odparł. - Wprawdzie astronomem bardzo niedoskonałym i przez ortodoksyjnych astronomów nieuznawanym, ale moim zdaniem nie można odmawiać komuś takiemu prawa do nazywania siebie astronomem. Zwłaszcza, jeśli rokuje rozwój w tej dziedzinie. Czy wie pan, że szef naszego instytutu zaczynał jako zwykły praktykant, i to nawet nie studiując astronomii, tylko fizykę? Co za rozwój! Godny podziwu, nieprawdaż?
Pokręciłem głową z niedowierzaniem.
- Wie pan, ja z astronomią niewiele miałem do czynienia - zacząłem niepewnie. - Owszem, trochę tam w szkole liznąłem, ale tylko podstawy. Nigdy mnie to nie zainteresowało na tyle, abym miał rozwijać się w tym kierunku.
- Czy zatem zaprzeczy pan, że jest anastronomem? - spytał szybko.
- No, jeśli oznacza to kogoś, kto nie jest astronomem, to w sumie nie...
- A widzi pan! - ucieszył się. - Sam przyznaje mi pan rację. Drogi panie, od prawdy się nie ucieknie. Prędzej, czy później wypłynie na wierzch.
- No dobrze, ale co mają wspólnego ludzie, niebędący astronomami? Przecież jest ich wielu. Są lekarze, woźni, pielęgniarki, inżynierowie, tokarze, frezerzy, nie wiem, sklepikarze... Dlaczego uważa pan, że to grupa, zasługująca na wspólną nazwę? Przecież tych ludzi nic nie łączy!
Z powagą podniósł palec.
- Łączy ich wspólny stosunek do astronomii! - rzekł tonem kaznodziei.
- Powiedziałbym, że raczej brak stosunku do astronomii - odparłem. - Przecież na dobrą sprawę, niektórzy z nich nawet nie muszą wiedzieć, czym ta astronomia jest!
- Co nie zmienia faktu, że żaden z nich nie jest astronomem, a zatem każdy z nich jest anastronomem - odrzekł z powagą.
- Tylko dlatego, że nie obserwuje gwiazd i nie potrafi zastosować na przykład prawa Kepplera?
- O, zna pan prawo, opisujące ruch planet! - ucieszył się. - Zatem ma pan coś wspólnego z astronomią!
- Kiedyś, dawno temu, w szkole - odparłem niechętnie. - Ale nie odpowiedział mi pan na pytanie.
Złożył ręce w piramidkę i zmarszczył czoło.
- Nie chodzi o obserwację gwiazd, ale stosunek do tejże obserwacji - zaczął z namaszczeniem. - W tym sensie, nieobserwowanie gwiazd jest równoznaczne z ich obserwowaniem. Jest to czynność, związana z obserwowaniem, jak by nie patrzeć. Nie da się ukryć, i każde dziecko to zrozumie, że nieobserwowanie gwiazd również jest formą ich obserwacji, tyle że o wyniku zerowym. Ma pan przy sobie broń? - spytał nieoczekiwanie.
- Nie mam... - bąknąłem zaskoczony. - Nie posiadam...
- No widzi pan! Liczba sztuk broni, którą pan posiada, wynosi zero!
Poczułem się jak w pułapce.
- A gdybym posiadał, na przykład, nie wiem, Waltera P99? - spytałem. - W dalszym ciągu upierałby się pan, że nie jestem żadnym właścicielem Waltera, tylko nie-właścicielem Beretty, Glocka, czy Colta?
Uśmiechnął się z politowaniem.
- No i po co pan to tak komplikuje? - spytał. - To przecież oczywiste i jasne sprawy, tylko pan i panu podobni ludzie niepotrzebnie to zaciemniają i próbują sprowadzić do absurdu.
- A jeśli ja uznam, że obaj jesteśmy... - zająknąłem się i w tym momencie mój wzrok padł na kaczki - anornitologami? Czy to będzie równie prawdziwe?
- Niewątpliwie - skinął głową. - Ale po co niepotrzebnie mnożyć byty? Przecież astronomia jest nauką nadrzędną. Zajmuje się całym wszechświatem. Wystarczy, że jakaś asteroida uderzy w ziemię, a wszystkie ptaki znikną!
- Tu się nie zgodzę! - zaprzeczyłem gwałtownie. - Nawet astronomia podlega prawom fizyki i matematyki!
- Jedna asteroida i nie będzie komu skorzystać z praw Kepplera - wydął dolną wargę. - A wszechświat będzie trwał nadal. Drogi panie, po co się upierać? Przecież oczywiste jest, że nie zajmowanie się astronomią też jest formą astronomii, prawda?
Zabrakło mi sensownych argumentów. Pożegnaliśmy się i poszedłem w stronę domu. Tam natychmiast zrzuciłem Młodego z komputera i załadowałem Excela. Wszedłem do komórki, wcisnąłem znak "=", aby powiadomić ją, że będę wpisywał formułę. Po chwili wahania, za znakiem równości wbiłem równanie:
1=0
Pojawił się wynik.
Odetchnąłem z ulgą...
Szpakowaty pan w okularach, zajmujący sąsiednią ławeczkę, chyba czuł dokładnie to samo co ja. Na jego twarzy również malowały się błogość i miłość do całego świata. Skinęliśmy sobie uprzejmie głowami, posłaliśmy sobie po uśmiechu, a zabawne wyczyny kaczek, bijących się o kawałek chleba, rozbawiły nas na tyle, że obaj zaczęliśmy się śmiać. Nie minęło kilka minut, a zaczęliśmy rozmawiać.
W sumie gadka o niczym. Ot, że ładna pogoda, że to rzadkość o tej porze roku, że pewnie zima za to będzie mroźna, że kaczki garną się do parku, bo teraz sezon polowań - i tym podobne klimaty. Potem temat przeszedł na dzieci, karmiące kaczki, na ich rodziców, w końcu na innych spacerowiczów. Zauważyłem wtedy, że mój rozmówca kilkakrotnie użył nieznanego mi słowa "anastronom". W końcu nie wytrzymałem i spytałem go, co to takiego.
- No nie wie pan? - zdziwiony uniósł brwi. - Zadziwiające. Przecież sam, o ile się nie mylę, jest pan jednym z nich. Czy może się mylę? - pochylił się w moją stronę.
- Trudno mi odpowiedzieć - odparłem. - Nie wiem, co to słowo znaczy. Nigdy chyba go nie słyszałem.
Szpakowaty pan pokiwał głową w niemej zadumie.
- Jestem astronomem - oznajmił. - Na co dzień obserwuję niebo, dokonuję obliczeń i tak dalej...
- Rozumiem - odpowiedziałem. - Ale dlaczego nazwał mnie pan anastronomem?
- Przyzna pan, że brzmi to lepiej niż nie-astronom - uśmiechnął się. - Jest pan astronomem?
Zaprzeczyłem, zgodnie z prawdą.
- Sam pan widzi - ucieszył się. - Jest pan anastronomem!
Potrzebowałem dłuższej chwili, aby zatrybić.
- Dzieli pan ludzi na astronomów i nie-astronomów? - zapytałem, nie próbując ukryć zdziwienia.
- A dlaczego to pana dziwi? - spytał. - To przecież naturalny, samorzutnie narzucający się podział.
- No wie pan - próbowałem zaprzeczyć. - Może on dotyczyć, nie wiem, pracowników instytutu astronomicznego, czy jakiejkolwiek grupy ludzi, która z astronomią ma coś wspólnego, ale inni...
- Jeśli człowiek ma coś wspólnego z astronomią, to w pewnym sensie jest astronomem - odparł. - Wprawdzie astronomem bardzo niedoskonałym i przez ortodoksyjnych astronomów nieuznawanym, ale moim zdaniem nie można odmawiać komuś takiemu prawa do nazywania siebie astronomem. Zwłaszcza, jeśli rokuje rozwój w tej dziedzinie. Czy wie pan, że szef naszego instytutu zaczynał jako zwykły praktykant, i to nawet nie studiując astronomii, tylko fizykę? Co za rozwój! Godny podziwu, nieprawdaż?
Pokręciłem głową z niedowierzaniem.
- Wie pan, ja z astronomią niewiele miałem do czynienia - zacząłem niepewnie. - Owszem, trochę tam w szkole liznąłem, ale tylko podstawy. Nigdy mnie to nie zainteresowało na tyle, abym miał rozwijać się w tym kierunku.
- Czy zatem zaprzeczy pan, że jest anastronomem? - spytał szybko.
- No, jeśli oznacza to kogoś, kto nie jest astronomem, to w sumie nie...
- A widzi pan! - ucieszył się. - Sam przyznaje mi pan rację. Drogi panie, od prawdy się nie ucieknie. Prędzej, czy później wypłynie na wierzch.
- No dobrze, ale co mają wspólnego ludzie, niebędący astronomami? Przecież jest ich wielu. Są lekarze, woźni, pielęgniarki, inżynierowie, tokarze, frezerzy, nie wiem, sklepikarze... Dlaczego uważa pan, że to grupa, zasługująca na wspólną nazwę? Przecież tych ludzi nic nie łączy!
Z powagą podniósł palec.
- Łączy ich wspólny stosunek do astronomii! - rzekł tonem kaznodziei.
- Powiedziałbym, że raczej brak stosunku do astronomii - odparłem. - Przecież na dobrą sprawę, niektórzy z nich nawet nie muszą wiedzieć, czym ta astronomia jest!
- Co nie zmienia faktu, że żaden z nich nie jest astronomem, a zatem każdy z nich jest anastronomem - odrzekł z powagą.
- Tylko dlatego, że nie obserwuje gwiazd i nie potrafi zastosować na przykład prawa Kepplera?
- O, zna pan prawo, opisujące ruch planet! - ucieszył się. - Zatem ma pan coś wspólnego z astronomią!
- Kiedyś, dawno temu, w szkole - odparłem niechętnie. - Ale nie odpowiedział mi pan na pytanie.
Złożył ręce w piramidkę i zmarszczył czoło.
- Nie chodzi o obserwację gwiazd, ale stosunek do tejże obserwacji - zaczął z namaszczeniem. - W tym sensie, nieobserwowanie gwiazd jest równoznaczne z ich obserwowaniem. Jest to czynność, związana z obserwowaniem, jak by nie patrzeć. Nie da się ukryć, i każde dziecko to zrozumie, że nieobserwowanie gwiazd również jest formą ich obserwacji, tyle że o wyniku zerowym. Ma pan przy sobie broń? - spytał nieoczekiwanie.
- Nie mam... - bąknąłem zaskoczony. - Nie posiadam...
- No widzi pan! Liczba sztuk broni, którą pan posiada, wynosi zero!
Poczułem się jak w pułapce.
- A gdybym posiadał, na przykład, nie wiem, Waltera P99? - spytałem. - W dalszym ciągu upierałby się pan, że nie jestem żadnym właścicielem Waltera, tylko nie-właścicielem Beretty, Glocka, czy Colta?
Uśmiechnął się z politowaniem.
- No i po co pan to tak komplikuje? - spytał. - To przecież oczywiste i jasne sprawy, tylko pan i panu podobni ludzie niepotrzebnie to zaciemniają i próbują sprowadzić do absurdu.
- A jeśli ja uznam, że obaj jesteśmy... - zająknąłem się i w tym momencie mój wzrok padł na kaczki - anornitologami? Czy to będzie równie prawdziwe?
- Niewątpliwie - skinął głową. - Ale po co niepotrzebnie mnożyć byty? Przecież astronomia jest nauką nadrzędną. Zajmuje się całym wszechświatem. Wystarczy, że jakaś asteroida uderzy w ziemię, a wszystkie ptaki znikną!
- Tu się nie zgodzę! - zaprzeczyłem gwałtownie. - Nawet astronomia podlega prawom fizyki i matematyki!
- Jedna asteroida i nie będzie komu skorzystać z praw Kepplera - wydął dolną wargę. - A wszechświat będzie trwał nadal. Drogi panie, po co się upierać? Przecież oczywiste jest, że nie zajmowanie się astronomią też jest formą astronomii, prawda?
Zabrakło mi sensownych argumentów. Pożegnaliśmy się i poszedłem w stronę domu. Tam natychmiast zrzuciłem Młodego z komputera i załadowałem Excela. Wszedłem do komórki, wcisnąłem znak "=", aby powiadomić ją, że będę wpisywał formułę. Po chwili wahania, za znakiem równości wbiłem równanie:
1=0
Pojawił się wynik.
Odetchnąłem z ulgą...
A jeśli według mnie 2=10? To jestem astronomem, czy anastronomem?
OdpowiedzUsuńAmatematykiem na pewno, a czy astronomem - sprawdź w gdzieś w swoich papierach, w rubryce "zawod wykonywany", bądź "zawód wyuczony".
UsuńChciałbym tu jednak podkreślić, że uznaję Twoje pełne prawo do przekonania, że 2=10, nawet jesli jestem absolutnie pewien, że w tym równaniu brakuje jeszcze jednej kreski.
Jak to mówią walczyć należy siła argumentów a nie argumentem siły.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Prawda. Prawdą jednak też jest to, że umiejętnie żąglując wybranymi argumentami, a przemilczając inne, zręczny rozmówca też jest w stanie udowodnić każde twierdzenie - czy to prawdziwe, czy to fałszywe.
UsuńDopóki Ziemia kręci się, a my na niej żyjemy, wszyscy jesteśmy astronomami, no może ja bardziej astronomką. Ha.
OdpowiedzUsuńPodobnie wszyscy jesteśmy cielakami - bo spożywamy przetwory mleczne - albo mordercami, ponieważ używamy zbrodniczej broni, jak nóż do chleba, którym niejedną już osobę zadźgano.
UsuńMnie jednak dotąd wydawało się, że niepodpatrywanie gwiazd NIE JEST formą astronomii - a niektórzy sądzą inaczej.
to 1=0 jest bardzo względne, bardzo ... ;)
OdpowiedzUsuńMoże w poezji. W matematyce to bardzo jednoznaczne, bardzo ;)
UsuńNo to trafiła się Tobie jałowa dyskusja. Celuje w tej dziedzinie ktoś z naszej rodziny. Wychodzę, szkoda mi czasu. Większość nie podejmuje dyskusji, mniejszość zajmuje się tym co jest na talerzach, zostaje sam. I prawda jak powiedziałeś powyżej, każde twierdzenie udowodnić można. :)
OdpowiedzUsuńTa dyskusja trafia mi się co jakiś czas, na podblogowych forach. Męczy mnie już tłumaczenie, że nie jestem wielbłądem.
UsuńWitaj ;)
OdpowiedzUsuńMęcząca rozmowa, przynajmniej dla mnie taką by była.To nie moja "działka".
Pozdrawiam mile na kolejny udany tydzień :)
Moja tym bardziej nie - ale co jakiś czas napotykam takich astronomów, głównie na forach.
UsuńA idź mi z tym Exelem! On wszędzie mnie dopadnie - a porzucając pracę w kurierowni, myślałam, że już nigdy więcej na niego nie spojrzę.
OdpowiedzUsuńTak sobie pomyślałam (a o tej porze jestem wyjątkowo niemyśląca), że albo słusznie mi się tutaj wywąchało analogię do gadania, że ateizm to nie-wiara w Boga, albo po prostu widzę już białe myszki...
Odczep się od Excela! Świetny program. Używam cały czas, zarówno w życiu zawodowym, jak i porywatnym. Bardzo pożyteczne narzędzie.
UsuńNie widzisz białych myszek...
Rozpisuję sobie w Exelu kliniki, żeby wiedzieć jak idzie proces ich uaktywniania. Muszę przyznać, że przejrzyste draństwo, co nie zmienia faktu, że się strasznie wzajemnie nie lubimy.
UsuńW pracy to rozumiem, ale w życiu prywatnym? Hm... Muszę rozkręcić wyobraźnię.
No, jak to do czego? W pierwszej kolumnie jest numer porządkowy, w drugiej nazwa nalewki, w trzeciej data nastawu, w czwartej jak długo musi się macerować, w piątej przewidywana data zlania nalewki - i jak się zbliża, to się robi żółta, a jak się ją przekroczy, to się zmienia na czerwono, w szóstej ocena, w siódmej ile butelek wyszło... A i etykietki w excelu fajne się robią.
UsuńBardzo pięknie wydrwiłeś nadgorliwych kaznodziejów. Aczkolwiek uparłabym się, że dla wiary opozycją jest niewiara, czyli agnostycyzm. Ateizm to już jakiś światopogląd.
OdpowiedzUsuńAteizm to brak jakichkolwiek przesłanek dla wiary. Czy brak jakochkolwień rozważań na temat potencjalnego istnienia VW Garbusa, krążącego wokół Syriusza, to wciąż agnostycyzm, czy jednak ateizm? Oczywiście, z punktu widzenia Kościoła Garbusowców...
UsuńPrzeczytałam dla pewności dwa razy, ale nadal mnie przerasta :) za "głupia" jestem na tak skomplikowane wywody, nie weszłam jeszcze na odpowiedni poziom abstrakcji, parę levelów niżej się zatrzymałam :)
OdpowiedzUsuńDobra, dobra, a oko w awatarze zmrużone! Już ja wiem, co chcesz przez to powiedzieć ;)
UsuńTo jest moje osobiste oko, wycięte z większej całości ciekawego spojrzenia - i nie jest zmrużone. Takie jest na co dzień :) Oraz podtrzymuję - ten poziom abstrakcji jest jednak zbyt zaawansowany!
UsuńChyba nie jest - to bardzo prosty klucz, kilka osób już odgadło, o co mi chodziło. A jeśli to Twoje osobiste oko... No cóż zawsze miałem słabość do ciemnych oczu. Twój fantom zaczął mi się rysować w wyobraźni.
UsuńPrzypomina mi ten wywód pewien kawał.
OdpowiedzUsuńprzychodzi facet do kiosku i prosi wodę bez soku malinowego, sprzedawczyni na to, że jest tylko sama woda.
A on, że koniecznie ma to być woda bez soku malinowego.
Wreszcie sprzedawczyni mówi, ale my nigdy nie mieliśmy soku malinowego, więc może woda bez soku cytrynowego?
Nie to, poproszę wodę bez soku malinowego.
pozdrawiam
Ano, nie wszystko człowiekowi jedno, czego nie pije!
UsuńJa z całą pewnością jestem jakimś tam an....ale ciągle jeszcze nie dotarłam do tego jakim:)) Caffe
OdpowiedzUsuńNastępuje wyraźna polaryzacja społeczeństwa - wokół każdej sprawy, każdej idei, każdego głupstwa, każdej tragedii, każdego występu kabaretowego. Przyznam, że trochę się boję.
UsuńW czasach pokoju (choćby tak złudnego jak teraz), to chyba normalny proces. Różnice zdań zacierają się gdy jest jeden wspólny wróg, kiedy go nie ma, muszą się ogniskować właśnie wokół rzeczy w miarę istotnych, ale niestety także wokół pierdół.
UsuńMoże to i lepiej, że wokół głupstw. W ważnych sprawach człowiek czułby się zobowiązany do uczestnictwa w takim sporze. A tak - można się tym nie przejmować.
UsuńAż dziw bierze, że ów anastronom nie nazwał Cię lewakiem, gdyż jak powszechnie wiadomo, Stalin i jego bolszewicka ferajna nie byli astronomami. Zastanawia mnie tylko, czy słowo "anastronom" nie pojawiło się po raz pierwszy, gdy odmówiłeś zadeklarowania cotygodniowej, dobrowolnej wpłaty na "Centrum Astronomii" lub "Dom Astronoma", czy też po prostu odmówiłeś udziału w proteście przeciw wprowadzeniu astronomii do szkół, przedszkoli i armii.
OdpowiedzUsuńW jego oczach anastronom i lewak to to samo. Zresztą całkowicie błędnie. Pierwszym lewakiem był nie kto inny, a Kopernik, paradoksalnie sam duchowny. On pierwszy SKUTECZNIE wyciągnął pierwszą cegłę w tym murze i pokazał, że jego rozbiórka jest możliwa.
UsuńPrzy okazji, czyżby moderacja związana była z pojawieniem się astronoma walczącego???
OdpowiedzUsuńNie, moderacja została wprowadzona po tym, jak starsze notki zostały zalane spamem. Co ciekawe, pod nowymi się nie pojawiał, tylko pod takimi sprzed tygodnia co najmniej. Ja publikuję wszystkie komentarze, które nie są spamem, ani zwykłymi bluzgami, bo i takie się kilkakrotnie trafiły. I moderacja dotyczy wyłącznie notek sprzed tygodnia. Nowe można komentować normalnie.
OdpowiedzUsuń