Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


środa, 21 maja 2014

Meldunek z lotniska

   Nie wiadomo, kto popsuł kartę, więc nie wiadomo, komu za to łeb urwać.
  
   W aparacie fotograficznym Starszego była bardzo ładna karta pamięci, ze zdjęciami z wakacji. Przy próbie obejrzenia tych zdjęć, okazało się, że karta jest uszkodzona. Popłakaliśmy trochę nad utratą pamiątek, jedni bardziej, inni mniej i zapomnieliśmy o sprawie.
  
   Przypomniałem sobie dopiero w niedzielę, gdy chciałem zabrać aparat do Michałkowa, na pokazy lotnicze. Próby reanimacji karty spełzły na niczym. Nie reagowała na pstrykanie palcem, na przecieranie chusteczką, na prośby, na groźby, na obietnice, nawet na oficjalnie sformułowane i podpisane przez wszystkich członków rodziny ultimatum.
  
   Trudno, wziąłem aparat bez karty, skazany na możliwość wykonania tylko sześciu zdjęć.
  
   Tak, wiem, można zmniejszyć rozdzielczość i wtedy można strzelić więcej fotek. Ale nikt z nas nie umiał tego zrobić, bo zdaje się, że aparat Starszego w ogóle takiej opcji nie posiada. Młodszy ma nieco lepiej wypasiony aparat i z pewnością była tam taka opcja, tylko oczywiście bateria była rozładowana. Bo u Młodszego KAŻDA bateria jest ZAWSZE rozładowana, o czymkolwiek mówimy. Czy to w telefonie, czy w aparacie fotograficznym, czy w laptopie, czy w czymkolwiek innym, co wykorzystuje akumulatorki. Dlatego też nie wróżę mu w przyszłości sukcesów w golfie, bo jego Melex zawsze będzie miał rozładowany akumulator. I to jest z pewnością powód, dla którego Młodszy nie pali - bo e-papierosy zdaje się też są na prąd, a dym mu śmierdzi…
  
   Rankiem wyruszyłem więc w trasę. Pogoda była taka-sobie. W sobotę wiało, lało i chmury ocierały się brzuchami o ziemię, więc z pokazów wyszło niewiele, ale w niedzielę była nadzieja, że przynajmniej coś uda się uratować.
  
   Gdy docieraliśmy na miejsce, właśnie w powietrzu produkowała się czeska grupa akrobacyjna Red Bull. Cztery Zliny, utrzymujące idealny dystans, zupełnie jak jeden samolot kręciły pętle, beczki, ranwersy – niesamowity widok. Tylko smugaczy nie było za dobrze widać na zachmurzonym niebie.
  
   Już na wstępie dowiedzieliśmy się, że ze względu na pogodę nie wystąpi grupa „Biało-Czerwone Iskry”. Jest to zrozumiałe, bowiem odrzutowce kręcą akrobacje na sporej wysokości, a przy niskiej podstawie chmur i tak nic by z tego nie wyszło. Za to świetne solowe popisy dali Robert Kowalik, Artur Kielak i Jurgis Kairys – przy czym dwaj ostatni przyjeżdżają do Michałkowa co roku, więc powitaliśmy ich jak starych znajomych. Był też „nowy” – Holender Frank Versteegh.
  
   Szczególnie efektownie zaprezentowały się bojowe śmigłowce Mi-24. Balet dwóch „latających czołgów” istotnie wyglądał imponująco.
  
   Zaprezentował się też nowoczesny samolot Virus – wykonany z kompozytów. Niewielka, czeroosobowa awionetka, o futurystycznym, opływowym kształcie i niewielkim jak na taką jednostkę silniku, a mimo to szybsza i bardziej ekonomiczna od większości samolotów tej klasy.
  
   W sumie, czułem pewien niedosyt. Mnie zawsze najbardziej interesują zabytki, których tym razem nie zaprezentowano – a raczej pokazano w bardzo ograniczonym zakresie jednej sztuki, w dodatku za diabła nie mogę sobie przypomnieć, co to był za samolot. Niewielki górnopłat zastrzałowy, o gwiazdowym silniku, zdaje się amerykański. Miałem nadzieję na występ Eskadry Pamięci – o uszy mi się odbiło, że prowadzi się z nimi rozmowy. Oni tam latają na Wellingtonach, Hurricane’ach, Spitfire’ach, Gladiatorach i innych zabytkach. Bardzo chciałbym na żywo usłyszeć silnik Merlin, napędzający Spitfire’y, Hurricane’y i później Mustangi.
  
   W drogę powrotną wyruszyłem wcześnie, chcąc uniknąć tłoku. Gdy wreszcie dotarłem do domu, Koleżanka Małżonka spytała:
  
     - No i jak tam udało się te sześć fotek?
  
   Zakląłem szpetnie. Zupełnie o tym zapomniałem.
  
   W tym roku fotek nie będzie!


12 komentarzy:

  1. na sklerozę bilobil...tylko żebyś nie zapomniał brać... :)))))))
    ale to, co obejrzałeś, to Twoje ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koleżanka Małżonka twierdzi zawsze, że na moją sklerozę lepszy byłby "supełek na trąbce", wzorem Tomasza Trąbalskiego. Tylko nie ma żadnej gwarancji, że zapamiętałbym, po co on jest...

      Usuń
  2. I bardzo dobrze, przeżyłeś ten czas, ucieszyłeś oko, a fotki... zrobisz w przyszłym roku. Powiem Ci, że zawsze trochę śmieszą mnie ludzie, którzy zamiast 'dotknąć delfina' robią mu zdjęcie ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie zależy to przypadkiem od delfina? Może nie lubi być dotykany, może uznaje to za molestowanie - a fotki zawsze sobie chętnie strzela, bo "niech mówią co chcą, byle nie przekręcali imienia". Taki delfin, rozpieszczany przez widownię, na pewno robi się trochę celebrytą.

      Usuń
  3. Samolotami lubię latać jako pasażer rzecz jasna, oglądając pokazy zawsze się boję że coś się stanie ktoś będzie mało przytomny albo po długiej nocy zakrapianej alkoholem . :)
    Z doładowaniem kart komórki, kart pamięci itd mam jak Twój młodszy, zrzucam to wszystko jak mężowskie obowiązki. :)

    Dyskusję pod wcześniejszą notką, przeczytałam uważnie i doszłam do niewesołego wniosku, nikt nie czyta ze zrozumieniem, odpowiada zaś tylko i wyłącznie na swoje myśli. To tak jak ze słyszeniem, mówię coś i widzę naprzeciw siebie twarz i wiedzę wyraźnie że osoba tylko czeka by wejść ze swoimi argumentami nie słysząc za wiele z tego co mówię, Najczęściej więc wycofuję się z takich "dyskusji". Podobnie u mnie było, napisałam o czwartej rocznicy katastrofy w Smoleńsku, jeden z dyskutantów miał niby naukowe podejście, niby naukowe. :))
    Powiem tak, nikogo nie da rady do niczego przekonać bo ludzie rozmawiają tylko sami ze sobą - sam na sam ze swoim umysłem, trzeba mieć otwarty umysł by wysłuchać i zrozumieć a to trudne. Zgadzam się z Twoim zdaniem w notce, można powiedzieć - nic dodać nic ująć. Pozdrawiam ciepło majowo. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, dlaczego Freud był wielkim psychoanalitykiem? Bo umiał słuchać. Był mistrzem słuchania. Kiedyś jedna z jego rozmówczyń powiedziała: "Dałlby Bóg każdemu człowiekowi być choć raz tak wysłuchanym, jak przez doktora" (cytat z pamięci, więc możliwe przekłamania).
      Sam trochę poczułem się tam zaganiany w kozi róg, bo dyskusja toczyła się moim zdaniem w ogóle nie na temat. Mnie się zdawało, że ta analogia jest zabawna i że przynajmniej niektórzy ludzie roześmieją się, gdy sobie ją uświadomią. A tu wyszedłem niemal na ekswizytora (to przeciwnik inkwizytora!) ;)

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Zwłaszcza, że z wiekiem trochę się mieszają i powstaje taki koktajl, że tylko wspominający jest w stanie go przełknąć - słuchający za nic w świecie ;)

      Usuń
  5. Acha, jeszcze jedno : strasznie się cieszę, że znów piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też. Właśnie odkryłem Twoje nowe opowiadanie. Bo to będzie opowiadanie, prawda?

      Usuń
  6. Witaj :)
    A, dlaczego zdjęć z karty nie zgrałeś? od wakacji minął szmat czasu !
    Nieważne, grunt, to Twoje przeżycia z pokazów lotniczych :)
    Pozdrawiam mile ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bo karta była uszkodzona. Nie dało się. Komputer w ogóle jej "nie widział".
    A pokazy były nie tylko lotnicze. Trzymałem w rękach najprawdziwszy, wielokalibrowy karabin snajperski, polskiej produkcji. Wyprodukowano ich tylko około 40 szt., więc miałem szczęście. Robi wrażenie...

    OdpowiedzUsuń