Jak niektórzy z Was wiedzą, jestem stworzeniem wybitnie ciepłolubnym. Kocham lato, słońce, zieleń, świergot ptaków, zapach kwiatów, a nienawidzę zimy, mrozu, śniegu, krakania gawronów i nagich gałęzi. Dziś rozpoczął się okres, który sam kiedyś nazwałem Tygodniem Przesilenia. Punktem kulminacyjnym jest 22. czerwca - najdłuższy dzień w roku. Tydzień Przesilenia zawiera też trzy dni przed i trzy dni po letnim przesielniu. To mój ulubiony tydzień w całym roku.
Sześć lat temu, w początku wspomnianego tygodnia, 19. czerwca 2007 roku wpadł mi do głowy pewien pomysł. Założyłem sobie blog. Na Onecie, bo był to najczęściej odwiedzany przeze mnie portal. Dałem mu tytuł "Nitagerowe Wypociny", bo nie miałem żadnego pomysłu na to, o czym będę pisał. Stwierdziłem więc, że będą to naprawdę wypociny i tytuł wydał mi się bardzo adekwatny.
Tytuł pierwszej notki zerżnąłem bezczelnie od jednego z moich ulubionych powieściopisarzy, Janusza Meissnera: "Moje złego początki". I tak się zaczęło. Byłem pewien, że z blogiem będzie tak samo, jak ze wszystkim w moim życiu - rzucę się na niego, jak lew, trochę poskrobię pazurami, po czym zapomnę, że on w ogóle kiedykolwiek istniał. Ot, słomiany zapał. Może i tak by się stało, gdyby nie fakt, że Onet, po zaledwie dwóch tygodniach, pokazał mój wpis na pierwszej stronie. Aż mnie zatkało!...
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, co to oznacza. Wydawało mi się, że to prawdziwa sława na mnie spadła! Zostałem celebrytą! Uwierzyłem w to, że jestem wielkim, poczytnym i powszechnie szanowanym autorem, któremu do tej pory nie przyznano Literackiej Nagrody Nobla wyłącznie z powodu mojej anonimowości. No, ale miałem świadomość, że są w sieci osoby, które bez trudu rozszyfrują moją tożsamość. I wtedy się zacznie cyrk! Byłem pewien, że teraz to już nie opędzę się od wielbicieli, wciskających mi notesiki z prośbą o wpis, dziennikarze będą mi podtykali pod nos mikrofony, paparazzi zaczną czyhać pod moim domem, a kolorowe pisemka zapełnią się plotkami na mój temat. Ciekaw byłem zwłaszcza tych ostatnich - szczególnie interesowało mnie, z kim będę miał romans.
Przed lustrem zacząłem trenować znudzoną pozę - przecież takiego celebryty nie może zainteresować byle co! On już wszystko widział, wszystko słyszał i prawie wszystkiego dotykał. Zacząłem trochę trenować, żeby zrzucić brzuch, bo sami rozumiecie, muszę się zmieścić w kadr! Surowe jajka niespecjalnie mi smakowały, ale przecież o głos też trzeba dbać. Próbowałem nadać mu nieco mroczne brzmienie.
Koleżanka Małżonka zaniepokoiła się na dobre, gdy przyłapała mnie na przeglądaniu kosmetyków. A co? W tym świecie wygląd to podstawa! Tylko że do tej pory wystarczały mi byle jakie mydło, szampon przeciwłupieżowy i pasta do zębów. No i woda po goleniu, na którą nigdy przedtem nie zwracałem uwagi, bo zawsze używałem tej, którą dostałem na urodziny. Gdy się skończyła, otwierałem szafkę i brałem następną - rodzina zaopatrzyła mnie na całe lata! Jak skończyla się niebieska, brałem żółtą. Gdy wyczerpała się żółta, brałem białą. Gdy z białej nie dało się wysączyć ani jednej kropli, wyciągałem czarną itd. Cały czas mowa o kolorze butelki, bo płyny przeważnie były bezbarwne. Stąd zapewniam, że nie jest prawdą, jakobym nie potrafił poznać, że do butelki po wodzie toaletowej nalano mi denaturatu. Z tym denaturatem to zupełnie inna historia! Pomyliłem go z octem i zapaskudziłem sobie całą fasolkę po bretońsku, aplikując sobie niespodziewaną ścisłą dietę do samego wieczora.
Na szczęście dla mnie, okazało się, że wpis na pierwszej stronie Onetu to jeszcze nie jest przepustka do świata celebrytów, ale za to zyskałem kilku czytelników, z którymi wirtualnie się zaprzyjaźniłem. To zachęciło mnie do dalszego blogowania.
Co się działo przez te lata - opisałem już wielokrotnie, przy okazji kolejnych rocznic.
Kłopoty techniczne Onetu sprawiły, że coraz poważniej zacząłem zastanawiać się nad zmianą portalu. W sierpniu, głównie na skutek zapowiedzi Onetu o przeniesieniu blogosfery na nową platformę, postanowiłem założyć nowy blog - właśnie tutaj. Polubiłem to miejsce. Jest trochę inne niż stare, ale inne, nie znaczy gorsze. Poza tym. zmiany w starym miejscu są dla mnie nie do przejścia - nie potrafię obsługiwać już swojego starego bloga. Kokpit nawigacyjny, jak to szumnie nazwano, jest dla mnie zupełnie niezrozumiały, pełen dziwnie brzmiących opcji, opisany informatycznym slangiem, którego nie znam - wszystko to sprawia, że nie wracam na stare śmieci. Zadomowiłem się tu i dobrze mi tutaj.
I tutaj obchodzę swoje szóste urodziny, jako blogera.
Tylko błagam - tej wody po goleniu nie mam już gdzie chować! W zupełności wystarczy miłe słowo ;)
Miłe słowo ;)
OdpowiedzUsuńTeraz będę cąły rok myślał, jakie...
UsuńAlbo od razu założę, że to był komplemnent - jaki to ja jestem przystojny, młody, wysoki, szczupły i wysportowany ;)
A już miałam kupować - nie wspominałeś czy masz zieloną ;)))
OdpowiedzUsuńPS. Myślałam w pierwszej chwili, że to będzie notka o upałach :)))
Grzebię i grzebię w tej pamięci, ale zielonej jakoś sobie nie przypominam. To jakaś miętowa?
UsuńMoże być i miętowa. Z tego co sobie przypominam, zielone zawsze były tak fantastyczne świeże (nie tak mroźnie jak niebieskie).
UsuńWszystkiego najlepszego! :))) Zastanawiam się, jak Ci podsunąć notesik z prośbą o wpis. :))) Bo wiesz, woda po goleniu dla sześciolatka, to tak jakoś... :))) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńHmmm. Mamy problem. No, jak też nie wiem. Wydawało mi się, że to trzeba przecisnąć się przez tłum rozentuzjazmowanych fanów, zmylić ochroniarza, ryknąć na całe gardło, żeby przekrzyczeć tłum i notesik musi mieć jaskrawe kolory, żeby łatwo go można było zauważyć. Ale potem skapowałem, że to nie ja tak mam, tylko Bon Jovi. No cóż, mogłem się pomylić...
UsuńBędzie problem z tymi jaskrawymi kolorami, bo nie lubię. :) Rozumiem, że nie masz ochroniarza? :)
UsuńPrzesylam duzo, duzo milych slow - dajesz mi tyle przyjemnosci swym pisaniem:)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo - rozumiem, że te miłe słowa wysłałaś pocztą? ;)
UsuńNo widzisz, ja bloguję od 2006 roku, dokładnie od 4 lipca, także niebawem i moja mała rocznica. Nigdy Ci nie pisałem w jaki sposób trafiłem do Ciebie. Wiesz może jak? Szukałem informacji odnośnie "Mein Kampf", o zgrozo, a Twój blog był wysoko w googlach. Wszedłem raz, przeczytałem, a później zacząłem ryć, ryć i pochłaniać. Jak wiesz, ze mną bywało różnie, przenosiny, przerwy, jednak zaciągnęło wilka do lasu. Także w tych uroczystych dniach kolejnych kilku lat w pisaniu i większej półki na wody po goleniu;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDoskonale pamiętam Twój wpis w księdze gości. To w mojej filozofii miał być dowód na to, ze nic na świecie nie jest w 100% dobra, ani złe - nawet "Mein Kampf" może się do czegoś przydać. ;)
UsuńCiekawe ile to już czasu minęło.. 5 lat?
UsuńPrzyjemne są takie małe rocznice. Małe, to pojęcie względne, bo w sieci, gdy blogi i serwisy znikają w niebycie czasem szybciej niż zabiera wpisanie ich adresu... to kawał czasu. I baaardzo dużo przelanych myśli i emocji.
OdpowiedzUsuńDziękuję za liczne uśmiechy, których dostarczasz, pozdrawiam te krasnoludki biegające od lewej do prawej i nazad i życzę dalszych licznych rocznic :)
Krasnoludki skarżą się na upał i właśnie oflagowały mi komputer, domagając się dodatkowego wiatraczka i trzech wolnych godzin w południe. Na moją sugestię, aby zgoliły brody, to im będzie chłodniej, odpowiedziały, że nie znoszą wody po goleniu. I jak tu z nimi współpracować?
UsuńJa sie tez przylaczam do wszelkich gratulacji. Trafilam do Ciebie od Marii Dory i zostalam twoja fanka. Rozsmieszasz,bawisz,czasem cos powaznego i zwyczajnie - czekam na Twoj kazdy wpis.Bo kazdy Twoj wpsi mnie szaraczkowi cos daje. Gratuluje i pisz dalej..
OdpowiedzUsuńPo takich słowach, jedyne co wypada mi powiedzieć, to zacytować mojego idola, króla Juliana: "A taraz ogrzejcie się w blasku mojej chwały!".
UsuńDziękuję za miłe słowa. Musisz jednak wziąćpod uwagę, że bbycie fanką, to nie przelewki. To już wiąże się z pewnymi obowiązkami. Trzeba do dżinsów przyszywać sobie plakietki z moim awatarem, trzeba nosić koszulki z szatą graficzną tego bloga - a nie każdemu jest dobrze w czarnym! Bardziej ortodoksyjni fani powinni psikać mojego nicka farbą na murach - tylko przyznam Ci się, że czarnego muru jeszcze nigdzie w Polsce nie widziałem, więc może z tym być niejaki kłopot.
No tak - trudno ,nie cierpie czarnego koloru akurat. Za to motto z Twojego bloga na onecie widnieje u mnie na kolazu. samodzielnie wykonanym. Wiec...?:))
UsuńZnaczy, umieściłaś je na koszulce kolarza?
UsuńTJT - w tym skrócie wszystko się zawiera :)
OdpowiedzUsuńTrój-Jutro-Toluen - to taki materiał wybuchowy...
UsuńAlbo coś podobnego ;)
Powinszować... a że zbieżność niemal nad podziwienie, to będę się trzymał in futuram Waszmości, przez co mi o własnych będziesz mimowolnie przypominał rocznicach:)
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
To raczej Wasze będziesz mi przypominał o moich, bo obchodzisz je dzień wcześniej ;)
UsuńA nie...:) Bo Ty pamiętasz, a ja nie...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Outlook pamięta - ze mną gorzej ;)
Usuńznaczy się, do szkoły w tym roku wędrujesz? :) ...
OdpowiedzUsuńgratulacje Nit, i sto lat :) ... aha, celebryto, nie zapomnij, że w Angorze Cię cytowali! ...
Nie, ja jeszcze po staremu - za rok. Żadne głupie reformy jeszcze mnie nie obejmują.
UsuńSwoją drogą, gdyby nauczanie sześciolatków odbywało się tak, jak w Europie, to może nie miałbym nic przeciwko temu...
Dziękuję - również za przypomnienie dnia chwały ;)
a proszę bardzo, zawsze do usług :)
UsuńUwielbiam Twoje poczucie humoru, dystans z jakim patrzysz na swiat i jego problemy. A zaczęło się od " szczybułeczek" po których nie mogłam opanować ataku śmiechu i potoku łez. Zawsze niecierpliwie czekam na nowy tekst!!!!!
OdpowiedzUsuńJuż kilka osób stwierdziło, że poznało mnie dzięki szczybułkom. Chyba muszę przeprosić Koleżankę Małżonkę, za to, co jej wtedy powiedziałem ;)
UsuńGratulacje i wyrazy uznania z Zielonej Wyspy. Już Ci kiedyś pisałem (być może przy okazji jednej z Twoich rocznic), że gdyby wybrać zbiorek z Twoich opowiadań i postawić na półkach księgarń w formie książkowej, byłbym pierwszym, który by to upił i polecił znajomym. Skoro jesteśmy przy wspomnieniach, to owszem, szczybułki pamiętam, ale dla mnie pozostajesz znawcą smoków i nie mam pojęcia dlaczego tak rzadko o nich przypominasz czytelnikom. Bliska memu sercu jest również Twoja teoria o krasnoludkach pracujących pod pokrywą laptopa i chętnie się bym dowiedział, czy nie muszę swoim krasnoludkom zmienić diety, bo ostatnio gdy włączam skype, krasnoludki z mojego laptopa wydają odgłosy zwane eufemistycznie puszczaniem wiatrów. Gdybyś miał info na ten temat, to będę dźwięczny.
OdpowiedzUsuńPoza tym, chwała Ci za prawdomówność, bo po Twojej notce o strajku z powodu niskich temperatur obawiałem się, że jak przyjdzie trochę ciepła, to batem Cię nie zapędzą do pisania bloga. A tu proszę: Wrócił stary, dobry Nitager. Moje obawy wynikły z tego, że dokonałem projekcji: ja również jestem istotą ciepłolubną, więc gdy się poprawia pogoda, nie ma mnie nie tylko przed komputerem, ale i w domu.
Miłego blogowania, niech moc (także twórcza) będzie z Tobą.
A czym karmisz swoje krasnoludki? Bo bardzo możliwe, że tych wiatrów dostają po zjedzeniu nieświeżych truskawek. N"iestety, w czasie upału wszystko momentalnie się psuje - trzeba bardzo uważać.
UsuńU mnie krasnoludki wyraźnie zwolniły. Nawet ich specjalnie nie poganiam i nie straszę zabraniem premii - w taki upał to zrozumiałe.
Nie wiem, jaka pogoda w Irlandii, ale tutaj nie da się oddychać. Wczoraj rano obudziłem się tak zmęczony, jakbym całą noc pracował w kamieniołomach. Dziś trochę lepiej, bo się ochłodziło, ale i tak poduszka kusi.
Witaj :)
OdpowiedzUsuńJestem z Tobą na blogu, prawie od początku ;) wzruszałeś, bawiłeś, skłaniałeś do refleksji, pięknie naszkicowałeś mój portret.
Byleś w godzinach radości, mojego smutku- także.
Chciałabym Ci Nitagerze kochany, podziękować z serca za cały ten razem spędzony blogowy czas :)
Szkoda, że tak bardzo boisz się spotkań w realu. Ale szanuję Twoją prywatność, jak szanuję Twoją osobę :)
W prezencie podarowałabym Ci którąś z moich nalewek, ale i tak wiem, że nie podasz adresu.
Pozwolisz, że wzniosę kieliszeczek owej- na zdrówko i pomyślność dla Ciebie :)
Buziaczki i bądź dalej, tak wspaniałym, jak jesteś :)
No, fakt, nalewki nie da się przesłać e-mailem, ale wiesz co się da? Przepis!
UsuńA w ogóle, to przed wakacjami chciałem trochę brzuszka zrzucić, a Ty mnie tu karmisz takimi komplementami, że zaczynam puchnąć z dumy!
Jeszcze trochę, a całkowicie upodobnię się do króla Juliana ;)
Ależ ten czas szybko mija- dla mnie Twój blog jest "od zawsze". I w dalszym ciągu uważam, że wiele Twoich "wypocin" powinno już stać na półce w księgarni, a stamtąd trafiać "pod strzechy". W blogowaniu jestem o rok i 4 miesiące młodsza od Ciebie i szybko trafiłam na Twój blog, zachwycając się Twymi postami. Początkowo nawet nie śmiałam komentować u Ciebie, ale
OdpowiedzUsuńwytrwale czytałam. I nadal wytrwale tu bywam.Życzę Ci, byś jak najdłużej prowadził blog i by wiele tych naprawdę znakomitych postów zostało wydanych drukiem, lub w wersji elektronicznej- są tego warte.
Miłego,;)
P.S.
Dobrze, że nie dostajesz za każdym razem np. kapci domowych:))))
Wszyscy wiedzą, że ja używam tylko jednego modelu kapci, więc nikt nie chce ich kupować, bo to nic oryginalnego ;)
UsuńTylko jedno słowo? eee tam, ja będe szczodra: dwa miłe słowa. :)
OdpowiedzUsuńwszystkiego dobrego w szóste urodziny :)