Wulfhere poprawił pas i wiszący u niego długi, prosty miecz. Łuk zarzucił na ramię i dziarskim krokiem ruszył w dalszą drogę. Żwirowata dróżka zachrzęściła pod stopami. Słońce wyjrzało zza gór i zalało całą krainę ostrym blaskiem.
Wojownik odetchnął pełną piersią. Jeszcze tylko ta góra, potem dojdzie do mostu i do niewielkiego pagórka, a za nim następny most, prowadzący wprost do Białej Grani. Tam odpocznie po długiej i wyczerpującej podróży. Wisząca u jego pasa sakiewka brzęczała miło złotymi monetami. Starczy na zakup konia i jeszcze na odnowienie domu. Niedawno kupił miły, niewielki domek w Białej Grani, ale nieco podniszczony, wymagał remontu. Wietrzny Domek – zabawna nazwa, ale od lat mieszkańcy Białej Grani tak go nazywali, więc nie zmieniał tego. Teraz odnowi go sobie, sprawi sobie porządne łóżko i regał na książki, których kilka tomów targał ze sobą. Ciekawe, co porabia Lydia…
Uśmiechnął się na myśl o Lydii. Z rozkazu jarla stanowiła jego przyboczną straż. Piękna wojowniczka, nawet w ciężkim pancerzu i z toporem w ręce wyglądała jak bogini. Odważna do szaleństwa, nie odstępowała go ani o krok w czasie poprzedniej wyprawy. To, że jeszcze żyje, zawdzięczał wyłącznie jej i jej umiejętnościom. Fakt, że vice versa również. Na tę wyprawę nie mógł jej wziąć. Polecił jej, by została w Wietrznym Domku, nabrała sił przed kolejną wyprawą, wykurowała rany. No i, dopóki ona jest w domu, żaden złodziej nie odważy się na przywłaszczenie sobie jego skromnego, w pocie czoła i krwi zdobytego majątku. Chyba, że chciałby zapoznać się z ostrym mieczem Lydii, a na to raczej nie miał ochoty nikt.
Ciekawe... – pomyślał. Czy gdyby zwolnił Lydię z obowiązków, zostałaby przy nim z własnej woli? Jest posłuszna rozkazom i spełnia je bez wahania, jak wzorowy żołnierz, którym zresztą była. Ale miło byłoby wiedzieć, że jest z nim też z innego powodu. Tyle razem przeszli. Tyle razy ocalili sobie nawzajem życie. Tyle razy wspierali się wzajemnie, nie patrząc na to, kto dowódca, kto żołnierz. A jednak wciąż nie ujrzał w jej oczach tego, co tak bardzo pragnąłby zobaczyć.
Szanował jej wybór i jej prywatność. W Wietrznym Domku był pokoik na górze, który oddał do jej wyłącznej dyspozycji. Jej azyl, do którego zabronił wchodzić nawet samemu sobie. Czy przyjdzie kiedyś dzień, gdy ona sama poprosi go, aby wszedł?
Groźny pomruk przerwał jego rozmyślania. Odruchowo zgiął kolana i chwycił w ręce łuk. Znakomita, norska strzała momentalnie znalazła się na cięciwie. Ostrożnie wychynął zza zarośli i wbił wzrok w majaczące przed nim ogromne głazy. Coś się tam ruszało. Ostrożnie, skradając się jak kot, podszedł nieco bliżej. Powoli wysunął głowę.
Niedźwiedź!
W zasadzie nie miał zamiaru polować. Dość zdobyczy dźwigał na barkach. Ale przejść obok, tak aby niedźwiedź go nie wyczuł, nie sposób. Trzeba uprzedzić atak. Subtelnym, wytrenowanym ruchem naciągnął swój doskonały łuk, znakomitej, krasnoludzkiej roboty. Brzęknęła cięciwa, strzała ze złowrogim sykiem pomknęła ku czarnemu kształtowi. Przerażający ryk potwierdził celność strzału. Wulfhere nie zwlekał. Wiedział, że od ataku rozwścieczonego drapieżnika dzielą go tylko sekundy. Za pierwszą strzałą pomknęła następna. Niedźwiedź uniósł się na tylnych łapach, dając okazję do wpakowania weń jeszcze jednej strzały, po czym ruszył galopem na niego.
Wulfhere nie tracąc czasu, wystrzelił jeszcze jedną strzałę, po czym odrzucił łuk i złapał za miecz. Teraz tylko nie dać mu podejść na długość głowni! Mocna, obita stalową blachą tarcza osłoni go przed pazurami, podobnie, jak znakomita, elfia zbroja.
Tymczasem niedźwiedź niespodziewanie zatrzymał się…
Mało tego, zza pazuchy wyciągnął… gitarę! Prawdziwego Les Paula! Uderzył w struny i spokojną dotąd okolicę rozdarł ostry riff ze „Sweet child o’mine” zespołu Guns n’ Roses!
- Tata, telefon!
Młodszy synek usłużnie podsunął mi hałasujące pudełko. Niechętnie oderwałem się od komputera. Kraina Skyrim znikła na chwilę. Powróciłem do rzeczywistości.
- Co jest? – spytałem Koleżankę Małżonkę, siedzącą w telefonie.
- Przyjedziesz po mnie? – spytała. – Bo chciałabym jeszcze skoczyć po zakupy i będę miała ciężko.
Westchnąłem głęboko. Ale profilaktycznie zrobiłem to bezgłośnie.
- Dobrze będę – mruknąłem, dbając o to, by w moim głosie nie dało się wyczuć niezadowolenia. – Jakbym się spóźnił, to poczekaj, bo muszę najpierw odkopać tego rzęcha spod śniegu.
Ech, kobiety! Dlaczego żadna kobieta nie jest taka jak Lydia? Zawsze wyczują ten moment, kiedy człowiek najlepiej się bawi i w tym właśnie momencie bezlitośnie tę zabawę przerywają. Nieważne, czy chodzi o wesele, spotkanie z dawni nie widzianymi przyjaciółmi, czy wędrówkę po górach, w poszukiwaniu przygód i smoczych legowisk, jak w tym przypadku.
Odblokowałem grę tylko na chwilę. Byłem tak zły, że niedźwiedź nie miał najmniejszej szansy. Zmasakrowałem mu to pyszczysko, że rodzona matka by go nie poznała. Po czym jednym naciśnięciem klawisza zdarłem z niego skórę, zapisałem i zamknąłem grę.
Gdy już spocony od zakładania na siebie pięćdziesięciu warstw odzieży, wychodziłem na parking, doznałem olśnienia. Już wiedziałem, dlaczego Koleżanka Małżonka zadzwoniła akurat wtedy. No tak! Ona nie chciała dopuścić do mojego spotkania z Lydią!
Więc jednak trochę jej na mnie zależy!...
I już bez złości zacząłem przekopywać wielką kupę śniegu, pod którą prawdopodobnie znajdował się mój samochód.
Grę "Skyrim" kupił sobie mój starszy syn. Przez kilka tygodni puszczał sobie o niej filmy na You Tube i marzył o niej. Uzbierał sobie pieniążki i kupił. Grał w nią namiętnie, wciąz namawiając mnie, abym spróbował. Nie chciałem. Gra mnie nie interesowała. Ale któregoś dnia chłopcy puścili sobie płytę z przepiękną muzyką. Aż mnie zamurowało.
- Co to?
Okazało się, że do płyty z programem dołączono drugą - ze ścieżką dźwiękową z gry. Z PRZEPIĘKNĄ ścieżką dźwiękową! Ta muzyka zachwyciła mnie i skłoniła do pewnej refleksji. Uznałem, że gra z taka muzyką musi być niezła. Zagrałem raz, drugi... Może i fabuła nie jest specjalnie wymyślna - ta gra nie ma zresztą fabuły, bo to tzw. "piaskownica", gwarantująca dużą dowolność przebiegu rozgrywki. Ot, dużo łażenia po górach, trochę walk ze smokami, wojownikami, bandytami i różnymi potworami czarnoksięskiego pomiotu. Typowa gra miecza i magii. Ale ta muzyka... Wytwarza tak nieziemski nastrój, że trudno się od niej oderwać.
Nit, a Ty jeszcze odrózniasz kiedy jestes w realu a kiedy nie? ;) i nie pytam o biedronkę ;p;p;p
OdpowiedzUsuńNie. Na tym właśnie polega największa zaleta dobrej gry - człowiek zanurza się w niej i zapomina o rzeczywistości. Wirtualne ciosy naprawdę bolą, a śmierć wirtualnych towarzyszy naprawdę napawa smutkiem. Jeśli tego nie ma, gra nie jest warta tego by ją odpalać.
UsuńTak samo zresztą mam z filmem - film wart jest obejrzenia wtedy i tylko wtedy, gdy widz zapomina, że to tylko film. Dlatego nie oglądam filów np. na Polsacie, bo co chwilę mi o tym przypomina, proponując kredyt hipoteczny, albo najlepszy proszek do prania, co ma pod soba wszystkie inne proszki.
Nie mam zdania, po prostu szkoda mi czasu na gry. Ale to wykopywanie auta i jazda po Koleżankę Małżonkę to był
OdpowiedzUsuńz pewnością rycerski czyn.Chyba to doceniła????
Miłego, ;)
Ona uważa takie rzeczy za coś zwykłego, niewartego wzmianki. Ale żeby być sprawiedliwym - Lydia też tak ma...
Usuńpo kilku niezadowolonych minach mojego męża przestałam go angażować w takie sprawy jak zakupy w moim towarzystwie (i nie mówię tu o zakupach odzieżowych, bo na te wybieram się albo sama, albo z córą w roli doradcy), inna rzecz, że ja sama jeżdżę samochodem... po pewnym czasie, on zapytał: "czemu my nie jeździmy już razem na zakupy?", ha ha ha... miłego :)))
OdpowiedzUsuńKoleżanka Małżonka boi się jeździć samochodem, więc nie ma siły, muszę jechać z nią. Ostatnio tak mnie zachęcała do wizyty w Empiku, że aż mi się to wydawało podejrzane! I tak mam temat na następna notkę. Dzięki! ;)
Usuń