Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


wtorek, 22 lipca 2025

Echelon - czyli do czego jest dana rura?

     To było onegdaj, to było niedawno… Żyłem sobie spokojnie i dostatnio i spokojnie, aż z odrętwienia wyrwał mnie telefon od Pierworodnego.

     - Czyścimy magazyny! – oznajmił podnieconym głosem.

     Nie od razu załapałem, o co mu chodzi.

     - To co, mam ci pomóc? – spytałem zdziwiony. – Czy zasponsorować jakąś szmatę i mopa?

     Muszę tu nadmienić, że syn pracuje w sklepie z bronią. Tak, z bronią! Ale, uprzedzając przygotowane już zapewne wyrazy potępienia, nie jest to broń myśliwska, tylko taka prawomyślna, na ludzi, których to podobno jest już na ziemi za dużo. Ani jedno zwierzątko nie ucierpiało z powodu jego działalności.

     Dobra, żartowałem. Z bronią, nie wymagającą pozwolenia. Czyli mają w asortymencie wszelkiego rodzaju wiatrówki, repliki broni na plastikowe kulki i broń czarnoprochową, która o dziwo, w Polsce nie wymaga zezwolenia. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że jeszcze pod koniec zeszłego wieku, nasi pradziadowie zabijali się nawzajem, przy użyciu tejże, w dodatku z niezwykłym zaangażowaniem i skutecznością, to raczej ten fakt nie uczy szacunku dla polskich przepisów prawa.

     Pierworodny wydobył z siebie charakterystyczny i dobrze mi znany dźwięk, który można przetłumaczyć, w zależności od kontekstu rozmowy, albo jako „Kończy mi się cierpliwość!”, albo jako „Ależ mnie boli brzuch!”.

     - Pozbywamy się zalegającego towaru i mamy duże obniżki na niektóre wiatrówki – oznajmił tonem, jakby zwracał się do debila. – Niektóre za pół ceny. Chcesz jakąś?

     Cóż, zawsze lubiłem strzelać. Synowie mają to po mnie. Jeszcze w czasach szkolnych byłem członkiem drużyny strzeleckiej i brałem udział w zawodach sportowych. Kiedyś nawet udało mi się stanąć na podium, w konkurencji pistolet szybkostrzelny. Nie miałem wprawdzie broni w rękach od wielu lat, ale może to błąd? Dlaczego rezygnować z czegoś, co kiedyś sprawiało nam przyjemność? Nie ma nic złego w strzelaniu do tarczy, jeśli robi się to w sposób bezpieczny. Jedynie cena broni może okazać się zaporowa. Dotąd właśnie z tego powodu nawet o tym nie myślałem, ale skoro jest okazja?

     - Na co ci to? – zaoponowała Koleżanka Małżonka. – Gdzie niby będziesz strzelał? Jeszcze kogoś postrzelisz i będzie nieszczęście!

     - Może przetrzebię te gołębie, które tak cię straszą – burknąłem zły, że jednym słowem zdmuchnęła mi moje marzenie, które już zaczęło pojawiać się nad moją głową, w postaci na pół przezroczystego mirażu. – O co ci chodzi, to tylko wiatrówka! Postrzelam sobie dla zabawy do puszek, albo do tarczy.

     Oczywiście, nie miałem zamiaru strzelać do ptaków. Nie umiałbym strzelić do gołębia, bo jak tylko popatrzę na ten jego głupi i bezmyślny dziób, robi mi się go żal. Biedne stworzenie, nic nie potrafi, poza wkurzaniem człowieka i produkowaniem nieprawdopodobnych ilości guana, prosto na maskę dopiero co umytego samochodu… Ale brzmiało to przekonująco. Na tyle, że Towarzyszka Życia stwierdziła „Rób co chcesz”, a ja, z pełną świadomością ryzyka, udałem że zrozumiałem ją dosłownie, a nie jak należało. Jak się obrazi, to trudno, będę miał za to więcej czasu na zabawę z bronią.

     Teraz kolejna zagwozdka: jaką wybrać!

     Zawsze najbardziej interesowała mnie broń snajperska, ale gdy ujrzałem ceny, od razu zrezygnowałem z tej opcji. Bez poważnego uszczerbku w domowym budżecie, nie ma mowy o dobrym, celnym karabinku, a byle czego nie warto kupować. Skoncentrowałem się na pistoletach. Zawsze podobał mi się Walther P99 – jednak ten model, jakkolwiek dostępny, akurat nie był objęty obniżką cen.

     Zdecydowałem się na inny, bezkurkowy, mało znany model Springfield Echelon. Zasilany nabojem na CO2, strzelający stalowymi kulkami. Pierworodny dostarczył mi go osobiście, wraz z zapasem amunicji.

     I nie powiem, przyjemnie było powrócić do dawnych wspomnień, zwłaszcza kiedy okazało się, że z ręką i okiem jeszcze nie tak źle. A na pewno lepiej niż z pistoletem, bo okrągłą kulką to można trafić najwyżej z kilku metrów – potem kulka sama z siebie skręca w losowym kierunku.

     Długo jednak nie mogłem się nacieszyć nową zabawką, bo Koleżanka Małżonka stwierdziła autorytarnie, że robię za duży hałas, mam odłożyć to żelastwo i zabrać się za grządki.

     - Bawisz się jak jakiś dzieciak, a tu robota czeka!

     Ech kobiety… Dlaczego one tak bardzo nienawidzą tych chwil, gdy facet dobrze się bawi? Dlaczego nie potrafią zrozumieć najprostszej prawdy – że facet nigdy, ale to nigdy nie dorasta?

     Co robić? Zamieniłem pistolet na dziabkę i grabie. I wiaderko na chwasty. Trochę poobijane, bo robiło za kulochwyt.

     Poczekam na następną okazję.


czwartek, 17 lipca 2025

Asia

     Od kilku dni przezywam niemoc twórczą. Bardzo chciałem coś napisać i nie miałem żadnego pomysłu. Ręce rwały się do klawiatury, ale brakowało tematu.

     Los dał mi dziś temat – niech go szlag trafi! Temat, od którego każdy normalny człowiek ucieka jak najdalej. Bo tematem jest, niestety, epitafium.

     Dziś w nocy zmarła jedna z najwybitniejszych artystek kabaretowych, jakie chodziły po polskich scenach. Dziś żegnamy Joannę Kołaczkowską. Przegrała walkę z nowotworem.

     Miałem to szczęście, że mogłem widzieć jej występ na żywo. Całkiem niedawno, w czasie wakacji w Ustroniu, odkryliśmy plakat, reklamujący występy kabaretu Hrabi, z nowym, premierowym programem. Kupiliśmy więc bilety i udaliśmy się do pobliskiego amfiteatru. I muszę przyznać – chwilami od śmiechu bolało mnie wszystko. A Asia była po prostu niesamowita – jeszcze nie było jej widać, a widownia już pękała ze śmiechu, gdy wygłaszała powitanie i prośbę o nienagrywanie występu. Miała niesamowity talent, nie tylko do rozśmieszania, ale i do śpiewu. Głos, godny primadonny, który czasami – moim zdaniem, o wiele za rzadko – uwalniała w muzycznych fragmentach występów, przenikał człowieka na wskroś.

     Nie ma już Asi. Grupa Hrabi też pewnie się rozpadnie – a szkoda, bo był to jeden z najlepszych polskich kabaretów, ze specyficznym, inteligentnym dowcipem. Świat kabaretów poniósł dziś wielką stratę, której niczym nie da się wypełnić.

     Żegnaj Asiu… Pośród wszechobecnego kiczu i płytkich dowcipów, jakie dziś słyszy się ze sceny, jaśniałaś jak wielka gwiazda, stojąc co najmniej o dwa poziomy wyżej, niż reszta kabaretowych trup. Byłaś osobowością jedyną w swoim rodzaju. Niezastąpioną.

Zdjęcie pochodzi ze smutnego artykułu na Onecie