Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


czwartek, 18 grudnia 2025

Co tu robić?

      Polityka kadrowa mojej firmy jest beznadziejna. Zawsze była. Co jakiś czas daje o sobie znać. W tym roku zaowocowała tym, że nakazano nam wykorzystać cały urlop do końca roku. CAŁY! Nic nie może zostać na następny rok.

     Dlaczego? Nie wiem. Ponoć jakieś sprawy finansowe. Po co? Nie wie nikt. Zwłaszcza ja.

     Musiałem wziąć urlop i teraz siedzę w domu i nudzę się jak mops. W firmie czeka temat, podobno pilny - a ja siedzę sobie w domu i z nudów wymyślam sobie jakieś zajęcia.

     Prosiłem - choć kilka dni na styczeń! Będzie drugi stycznia - piątek, będzie piąty stycznia - poniedziałek. Idealna okazja! Nie... Pod koniec stycznia mam zrobić kolejne badania lekarskie, będę potrzebował dodatkowy dzień wolny. A bierz sobie, ale z nowego urlopu!

     Beznadzieja. Pod koniec przyszłego roku znów każą nam kryć dni wolne urlopem, ale nikt z nas nie będzie miał już takiej puli, żeby pokryć wszystko. I zacznie się kombinowanie. Chłopaki już planują, kiedy oddać krew - oczywiście, chodzi o ten wolny dzień. Ja postanowiłem nie przedłużać sobie tzw. "długich weekendów". Przecież zawsze trzeba mieć w zapasie kilka dni na wszelki wypadek.

     Tak więc siedzę w domu i próbuję sobie znaleźć jakieś zajęcie. Odmalowałem sufity w kilku miejscach, Na ścianach zamalowałem plamy, które się przez lata pojawiły. Na szczęście nigdy nie wyrzucam pozostałości farby, więc miałem czym. Ponaprawiałem, co tam umiałem. Wyczyściłem, co było do wyczyszczenia. Zwłaszcza drzwiczki piekarnika, kiedy odkryłem, jak je rozebrać. Bo drzwiczki są trójwarstwowe, a zacieki pojawiły się na wewnętrznych powierzchniach szyb. Trochę zmarudziłem, bo skądś tam wypadły mi jakieś dwie specjalnie ukształtowane gumki i nie miałem pojęcia, do czego konkretnie one służą. Przypuszczam, że amortyzowały środkową szybę, ale nie mam pojęcia, jak były przedtem zamocowane. Trudno, piekarnik będzie chyba działał bez nich. Na wszelki wypadek ich nie wyrzucałem, tylko zamknąłem w szufladzie, razem z innymi przydaśkami.

    Moje zdrowie trochę się poprawiło. Lekarka aż pochwaliła mnie za dyscyplinę, bo podobno wyniki krwi miałem jak dwudziestolatek. Zmieniła mi dawkowanie leków, od dziś będę brał ich o połowę mniej. Pochwała mi się należała, aczkolwiek w swoim trybie życia nie zmieniłem w zasadzie niczego. Taką dyscyplinę utrzymywałem od lat, z wyjątkiem Spotkania Dawno Niewidzianych Przyjaciół, które odbyło się wczesną jesienią, akurat pechowo przed badaniami okresowymi, które ujawniły pewien Wielki Problem - ze zdrowiem, oczywiście. Przypuszczam, że ów problem był skutkiem tego hucznego spotkania, ale nic nie powiedziałem lekarzom, bo za bardzo się wstydziłem. Ponoć teraz na topie jest zdrowy tryb życia, absolutne unikanie wszystkiego, co szkodliwe, więc przyznaj się człowieku, że wychyliłeś z przyjaciółmi niejeden kielich nalewki, jak jakiś prymityw! No, tak się poczułem, jak relikt minionej epoki, kiedy to żadne spotkanie bez flaszki nie mogło się obejść.

     Nie jestem hulaką, a alkohol w ciągu roku dozuję sobie raczej oszczędnie, aczkolwiek go nie unikam. A według dzisiejszych trendów - powinienem! No cóż, za stary jestem, żeby się zmieniać, a na świecie jest zbyt dużo gatunków wina, żeby oprzeć się pokusie. I zbyt pyszne są moje nalewki. I niepotrzebnie nauczyłem się mieszać tych kilka pysznych koktajli. I ten lodowaty szampan z truskawkami też niepotrzebnie jest taki pyszny. I jedynie dla przeciwwagi istnieje ohydna wóda, jeszcze ohydniejsza whisky i te wszystkie przeraźliwie słodkie pypry, które marketingowcy nazywają nalewkami, choć koło nalewki to nawet nie stało.

     Tak dla informacji - porządek w nalewkach już zrobiłem! Z nudów... Pozlewałem, pokupażowałem, każdy słój opisałem. I co mam robić dalej?

     Beznadzieja...

poniedziałek, 8 grudnia 2025

Co mnie łączy z Karolem Nawrockim

     Obaj jesteśmy kibicami.

     I to by było tyle...

     Więcej cech wspólnych nie dostrzegam. W zasadzie, różni nas wszystko, nawet samo kibicowanie. Nie należę bowiem do zagorzałych kiboli, biorących udział w różnego rodzaju chuligańskich wybrykach, a sport zdecydowanie wolę oglądać w telewizji. Ba, nigdy swego ulubionego sportu nie widziałem na żywo! I to aż z dwóch powodów:

     Powód pierwszy: bilety są sakramencko drogie i jeszcze trzeba ponieść ogromne koszty dojazdu i zakwaterowania, które w czasie zawodów sięgają sufitu.

     Powód drugi: w tej dyscyplinie z trybuny naprawdę niewiele widać. Znacznie lepiej obserwować ją w telewizji, pod warunkiem, że kamerzyści są na jako-takim poziomie, a nie jak w Abu Dhabi, o czym za chwilę.

     No i różni nas przede wszystkim dyscyplina sportu, bo podczas gdy on, z loży VIP woli oglądać konkurs piłki kopanej*, mnie bardziej pasjonuje wyścig Formuły 1. I wczoraj właśnie odbył się ostatni wyścig sezonu, wyścig decydujący, bo aż trzech kierowców miało szansę na tytuł mistrza świata.

     Nie jestem kibicem na tyle zagorzałym, żeby obrażać się, gdy to nie mój faworyt wygrywa, ale jest kilku kierowców, których darzę sympatią, a także kilku takich, którzy na moje poparcie (jakby im na nim zależało) nie mogą liczyć. Dotychczasowy, czterokrotny już mistrz świata, Holender Max Verstappen, jakoś nie potrafił mnie do siebie przekonać, choć muszę przyznać, że kierowcą jest wybitnym, o niesamowitych umiejętnościach. Wciąż mógł zdobyć ten tytuł, już po raz piąty z rzędu, ale jego kilkuletnia dominacja trochę mnie już znudziła i byłbym bardzo zadowolony, gdyby mistrzostwo tym razem powędrowało do kogoś innego. Mój ulubieniec, Carlos Sainz, nie miał niestety szansy na mistrzowski tytuł. Miał go za to inny, lubiany przeze mnie kierowca, Oscar Piastri ze stajni McLarena. Największe szanse miał jednak prowadzący w klasyfikacji generalnej jego kolega z zespołu, Brytyjczyk Lando Norris.

     Rzadko zdarza się, że o tytule mistrzowskim decyduje ostatni wyścig. Tym razem tak się stało. Kto zostanie mistrzem? Verstappen? Norris? Piastri? W klasyfikacji prowadził Norris - do zdobycia tytułu wystarczyłoby mu trzecie miejsce. Gdyby Verstappen wygrał (a wygrał!), a Norris przyjechał czwarty, to Holender zgarnąłby swój piąty tytuł. Piastri miał najmniejsze szanse, tytuł mógł zdobyć tylko wtedy, gdyby obaj pozostali przyjechali na dalszych miejscach.

     Wczoraj po raz ostatni w tym sezonie, nad głowami zawodników kolejno zapaliły się czerwone lampy: jedna, druga, trzecia, czwarta, piąta. I zgasły. Ruszyli do decydującego wyścigu!

     Emocje były, ale nie będę Wam opisywał tutaj czegoś, co najprawdopodobniej w ogóle Was nie interesuje. Dość, że gdy już zamigotała flaga z biało-czarną szachownicą, oznaczająca metę, powitaliśmy nowego mistrza świata. Został nim Lando Norris. I choć w głębi duszy wciąż miałem nadzieję, że jednak będzie to Piastri, byłem zadowolony.

     Pozostało mi teraz czekać do wiosny. W przyszłym roku samochody mają być zupełnie inne, mniejsze, pozbawione systemu DRS. Taka zmiana zwykle powoduje poważne przetasowania w czołówce. Być może liderem zostanie ktoś, kogo dziś w ogóle nie podejrzewalibyśmy o dobre wyniki?

     No to, za zdrowie nowego mistrza świata!


_______

* Dopóki kibice piłki nie przestaną używać wyrażenia "rajd formuły pierwszej", dopóty u mnie nie będzie żadnego meczu piłki nożnej.