Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


piątek, 19 kwietnia 2024

Wielkie plany

     Moje plany na weekend na razie zostały przesunięte na czas nieokreślony. Miałem jechać na działkę, porobić co-nieco, zabrać się za naprawę altanki, może nawet ławki. Ale Pogoda spojrzała na mnie ze zmarszczonymi brwiami i pogroziła palcem.

- Tylko spróbuj! – mruknęła złowrogo. – A załatwię ci takie zapalenie płuc, jakiego jeszcze nie miałeś!

Nie dyskutowałem z nią, bo nie chciałem przedłużać tej chwili. Jej towarzystwo bowiem wcale nie było miłe. Żeby jeszcze była ładna, to może wyciągnąłbym tam gdzieś z lamusa zmurszałe resztki mojego powabu i wdał się w rozmowę, podszytą ledwo dostrzegalnym cieniem flirtu. Ale wyglądała okropnie. Zimna, pochmurna, mokra – ale nie w tym sensie – i przenikająca zimnym podmuchem niemal do kości. I jeszcze te groźnie zmarszczone brwi miała wyskubane i odrysowane od szklanki. I jeszcze była wydziarana i miała kolczyk w nosie. I naszpikowana botoksem. I jeszcze ta fryzura taka nietwarzowa! I w ogóle, łokropne babsko z niej było! I jeszcze mówiła „dwajścia”…

W drodze z pracy tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że na rozrywki na świeżym powietrzu raczej liczyć nie można. Jechałem rowerem i - co tu mówić - trochę zmarzłem. Wprawdzie całą drogę wsłuchiwałem się w melodyjnie pienie wiosennych ptaszków, dopóki nie zrozumiałem, że to nie ptaszki, tylko rower mi tak piszczy. Nie wiem, co konkretnie. Wysmarowałem tam już towotem wszystko, czego zdołałem dosięgnąć - a ten wciąż uparcie śpiewa.

Dlatego plany postanowiłem nieco zmienić. Uznałem, że najlepszym wyjściem będzie porządek w nalewkach. Słoje, zalegające moją mikroskopijną kuchnię czas wyprowadzić! Trzeba porozlewać całe to towarzystwo do butelek, opatrzyć etykietkami i wynieść do piwnicy. Nie znaczy to jednak, że wszystkie słoje mają zniknąć aż do tegorocznych plonów. Kilka się przyda, bo przecież nie wszystkie nalewki wymagają świeżych owoców.

Można sporządzić pyszny koniak… Oczywiście, nie prawdziwy, tylko nalewkę, która go udaje. Ale robi to tak znakomicie, że może ona z powodzeniem konkurować z najlepszymi winiakami na świecie! Konkurować, nie powiedziałem, że wygrać… W dodatku jest prosta, łatwa i stosunkowo szybka.

Można sporządzić krupnik, chociaż z tym jest już znacznie więcej roboty. Ale warto! Tradycyjny, miodowo-korzenny likwor, rodem z Polski i Litwy, balsam dla ciała i duszy, zwłaszcza na chłodne i słotne dni. Takie jak, na przykład, dziś.

Nigdy wprawdzie tego nie robiłem, ale może czas spróbować sporządzić ziołową benedyktynkę. To też klasyk, godny posiadania w piwniczce. Mam gdzieś tam, w swoich szpargałach przepis i to chyba nawet ten oryginalny, sporządzony przez mnichów. Wprawdzie miary tam nieco starodawne, ale co, że ja nie dam rady? Potrzymaj mi piwo!

I coś, co kusi mnie już od dłuższego czasu: likier Triple Sec. Tylko nie mam dobrego przepisu, bo wszystkie, które znalazłem, wzajemnie się wykluczają. Niektóre naprawdę trudne. Najbardziej odjechany polegał na tym, że pomarańcze podwieszało się nad parującym spirytusem i zbierało się skropliny, ale tego chyba nie dam rady zastosować. Mogę zrobić to na sposób tradycyjny, tylko jest tam coś, co mi nie pozwala. Otóż, sumienie! Bo widzicie, do jego sporządzenia trzeba zużyć całkiem sporo pomarańczy, ale tylko ich skórek. Reszta by się zmarnowała, bo nikt nie jest w stanie zjeść takiej ilości owoców. Czyli musiałbym użyć ich jak jaskiniowiec z filmu „Rrrrr”, konkretnie Adam*, który w jednej ze scen starannie obiera pomarańczę, po czym zjada skórki, a resztę wyrzuca.

Pewnie skończy się jednak jak zwykle – na starannym, sumiennym i bardzo, ale to bardzo męczącym leniuchowaniu!


-------------

*W tym filmie wszyscy mężczyźni mają na imię Adam, a kobiety Ewa, więc pewnie ta informacja nie na wiele się zda


piątek, 12 kwietnia 2024

No, to jestem, nie?

      Z czasożercami uporałem się jakiś czas temu, powiedziałem im stanowcze i zdecydowane "raczej nie", po czym zasiadłem do bloga i... Pustka w głowie. Nie mam o czym pisać!

     Więc postanowiłem napisać o niczym. Konkretnie, o rzeczy, która nie istnieje. Tą rzeczą jest ANTYTAG, czyli jeden z moich genialnych wynalazków.

     Czym są tagi, zapewne doskonale wiecie. Nawet ja znam to słowo, aczkolwiek chyba nie do końca je rozumiem. To jest to takie coś, co pomaga w wyszukiwaniu interesujących nas treści w sieci - co dokładnie, nie wiem, ale przynajmniej wiem, że istnieje. Będąc niewątpliwym i niekwestionowanym geniuszem, niby mentat z powieści Franka Herberta, potrafię pracować przy niepełnych danych (czego nie potrafi komputer!) i potrafię stworzyć rzeczy z innych rzeczy, które nie do końca rozumiem. I tak właśnie stworzyłem antytagi.

     Czym jest antytag? To proste - jest to to takie coś, takie samo jak tag, ale o działaniu odwrotnym. Zamiast przyciągać dane treści - odpycha je, a wręcz blokuje. Na pomysł ten wpadłem, gdy odkryłem stronę MSN, na którą operator przysyła najróżniejsze wiadomości. Zwykle wiadomości zupełnie nieciekawe, nieinteresujące mnie ani trochę, z dziedzin, które w życiu omijam szerokim łukiem.

     Jest tam opcja, pozwalająca na częściową personalizację treści, jakie chce się otrzymywać. Skorzystałem z niej i zacząłem stopniowo wyłączać wszelkie treści, które i tak zawsze pomijam. Stopniowo, bo okazało się, że to nie działa tak jak myślałem na początku.

     I tak, zablokowałem treści z gatunku ROZRYWKA, bo dość miałem idiotycznych artykułach o jakichś celebrytach, o których zresztą nigdy przedtem nie słyszałem. Męczyły mnie też artykuły o tych, o których słyszałem, a nawet o tych, których lubiłem. Ale skoro po raz n-ty miałem zobaczyć, jak mieszka ktoś-tam, jak wygląda córka szwagra brata kogoś-tam, czy jak ktoś tam pręży swoje ciało na egzotycznych wakacjach, szlag mnie trafił. Zacząłem więc pracowicie przeklikiwać dane bzdety:


1. Łapka w dół

2. Przekaż więcej informacji - błaga redakcja. - Co ci się w naszym artykule nie podoba?

3. Nie interesuje mnie ten artykuł!

4. Świetnie, będziemy przysyłać ci mniej takich artykułów!


     Wygląda obiecująco, prawda? Tyle, że zupełnie nie działa. Nadal zasypywany jestem bzdurami, w stylu: "A zobacz jak mieszka...", "Krzysztof Jackowski już wie...", "Tak wygląda babci teścia ojca syn...", "Zobacz, jak wygląda w kąpieli...", czy "Rozwiąż nasz psychotest, który powie ci. jaką osobą jesteś".

     Te psychotesty wyglądają tak, że pokazują jakiś kretyński obrazek i w zależności od tego, co zauważyłeś jako pierwsze, określają, czy jesteś psychopatą, czy może cierpisz na nawroty depresji, a może jesteś urodzonym przywódcą? Na co nam utrzymywanie całej armii psychologów, jak, wystarczy zwykły obrazek!

     Poblokowałem już wszystkie możliwe Pudelki, Plotki, Pomponiki i przy okazji wszystkie inne strony z różowym  tłem. Na nic.

     I dlatego właśnie uważam, że antytagi są niezbędne. Technicznie na pewno jest to do zrobienia, tylko nikomu się nie chce, bo nikt za to nie zapłaci. Ale może znajdzie się człowiek na tyle szlachetny, a przy tym biegły w informatyce, że stworzy odpowiednią nakładkę i podzieli się nią ze społeczeństwem? Nawet odpłatnie - bo za darmo to tylko niewolnicy pracują. Jeśli cena nie będzie wygórowana, to ja zamawiam następujący zestaw antytagów:

- Lewandowski, Lewandowska, Lewandowscy

- Doda, Jackowski, ogólnie celebryci, których nie dam rady tu wymienić (bo też nigdy o większości z nich nie słyszałem) oraz ich dzieci, wnuki, bracia, siostry, pieski, kotki i papużki.

- Wszelkie artykuły zaczynające się od słów:

Tak mieszka...

Tak dziś wygląda...

Tak spędza urlop...

To stanie się w następnym odcinku...

Oto seksowna...

Oto przystojny...

I wiele innych, które długo by wymieniać.

- Horoskopy, wróżby, przepowiednie, znaki zodiaku, "osoby o tych imionach to najlepsze/najgorsze coś-tam coś tam".

- Sport (odblokowałem jedynie Formułę 1, a i tak na bieżąco wiem, jakie gacie założył dziś Lewandowski)

No i wszystkie artykuły, które dostaję codziennie od kilku miesięcy. Już zdążyłem nauczyć się na pamięć, zapomnieć, znów się nauczyć i znów zapomnieć, co trzeba zrobić, żeby zamiokulkas zakwitł i jakie są efekty braku witaminy B12, jak należy prawidłowo sikać i osoby o jakich imionach piją najwięcej alkoholu. Nie mam jednak nadziei, że kiedykolwiek znikną.


A teraz powiedzcie mi - czy Wy też tak macie, czy to tylko ja jestem taka niezadowolona ze wszystkiego maruda, saska pierdoła i męczydupa?