Pisałem tu już kiedyś o polityce firmy, w której pracuję. Gdy brakuje rąk do pracy, pracownicy biurowi muszą iść na halę, wspomagać produkcję. No chyba, że mają coś pilnego do zrobienia w biurze – wtedy są zwolnieni z tego obowiązku. A ponieważ u nas z tematami na razie posucha, w piątek dowiedziałem się, że od poniedziałku mam iść na linię.
Nie byłem zadowolony. Lubię pracować fizycznie, ale tutaj wiąże się to z dodatkowymi ograniczeniami, które mi bardzo przeszkadzają. Nie mogę sobie zrobić przerwy w dowolnym momencie – a przecież nie jestem już młodzieńcem i w moim wieku wręcz nie wypada być zupełnie zdrowym. Odczuwam więc pewne dolegliwości, zwłaszcza ortopedyczne. Cały dzień na nogach objawia się u mnie bólem krzyża, stóp i drętwieniem lewej nogi. Przerwy są bardzo krótkie – ja ledwo zdążę wtedy coś połknąć, bo o pogryzieniu nie ma nawet mowy. I potem cały dzień jeździ mi to po brzuchu. No i jako rasowy pracownik biurowy, żywię się głównie kawą, a o tej zapomnij. Nie zdąży się nawet zaparzyć, a tych pyprów z automatu, nie wiadomo z czego zrobionych, nie mam zamiaru pić.
Wprawdzie pracownicy fizyczni jakoś sobie radzą, ale oni mieli czas dostosować się do warunków i staropolskim zwyczajem, znaleźć jakieś luki w systemie, które da się wykorzystać. My tych kruczków nie znamy i jeszcze musimy „świecić przykładem”. No i nigdy nie wiadomo, dokąd się trafi. Najważniejsi są bowiem ludzie. Jeśli trafisz na fajną ekipę, nawet najcięższa praca jakoś pójdzie. Ale jeśli trafisz na ważniaka, o przerośniętym i niedopieszczonym ego, może być różnie. Taki często w pierwszej kolejności czuje się w obowiązku pokazać biurwie, jakim jest zerem, bo nie wie, w jakiej kolejności naciskać guziki w maszynie, którą widzi pierwszy raz w życiu. Jeszcze człowiek nie zaczął, a już mu ta robota nie leży.
Przez ten tydzień znalazłem się w obu takich sytuacjach, bowiem moją osobą łatano braki kadrowe w kilku miejscach po kolei. Najpierw trafiłem na „wesołą linię”, na której atmosfera była naprawdę miła. Mimo szarpania się z ciężkimi wózkami, wiadomo było, że tu błąd zostanie zrozumiany, wybaczony i przykryty jakimś żartem. Znalazł się czas na krótką pogawędkę, na kilka dobrych rad, na kilka żartów… Ale już na trzeci dzień trafiło mi się inne stanowisko, u takiego srali-mądrali, że od rana zacząłem liczyć, ile jeszcze sekund do końca zmiany! Głupi glacok, menda, łysa pierdoła… Ja mam spore pokłady cierpliwości i z zasady nie daję się wyprowadzić z równowagi, bo uważam, że to jakby pozwolić komuś na to, aby zepsuł mi dzień. Wzruszam wtedy ramionami i robię swoje najlepiej jak potrafię. Ale gdybym był w tym miejscu trochę dłużej, pewnie skończyłoby się na wzajemnym okładaniu się rurkami. (Spokojnie, to aluminiowa rurka, lekka, dużej krzywdy nie zrobi!). Na szczęście zarządzająca obszarem pani majster szybko zmieniła zdanie co do pilności zadań i zdecydowała, że jednak nie tutaj, tylko gdzieś indziej jest pilniejsza robota. No i tam już było znośnie.
Do pracy jeździłem samochodem, a nie rowerem, jak mam w zwyczaju. Sorry, Vinnetou, ale po tych ośmiu godzinach na nogach, nie miałbym siły pedałować! Na parking szedłem wolno, uważnie stawiając obolałe nogi.
No i nie miałem siły po południu usiąść do komputera i napisać czegokolwiek. Za bardzo bolał mnie kręgosłup. Wolałem uwalić się w fotelu przed telewizorem, a i tak z włączonego filmu pamiętałem tylko początek. Potem był kuksaniec w żebro, żebym nie chrapał, bo nic nie słychać. Raz tylko zmusiłem się do puszczenia w sieć nowego odcinka przygód Wulfhere’a, bo miałem to napisane już wcześniej. I stąd moje dłuższe milczenie.
No, ale teraz wracam, więc miejcie się na baczności! Znów Was zarzucę głupimi i przydługawymi historyjkami o Niczym!
Chociaż w sumie – przecież nikt nie zmusi Was do czytania tych bzdur. Ech, życie…
No niestety, nikt w pracy nie bierze pod uwagę wieku i dolegliwości. Tuz przed emeryturą tez nie miałam forów, wręcz przeciwnie. Mój mąż także ledwo zipie, ale odlicza już dni...
OdpowiedzUsuńPisz o niczym fajnie się czyta o niczym!
jotka
Ja wprawdzie zaznaczyłem swojemu szefowi, że nie mogę pracować całej zmiany na stojąco i on się ze mną zgodził. Problem w tym, że komunikacja na hali nie działa już tak sprawnie, a kierowniczka obszaru chyba w ogóle o tym nie wiedziała. Miała zresztą dość problemów na głowie, żeby jej jeszcze zawracać gitarę moim kręgosłupem. Dwoiła się i troiła, żeby załatać jakoś luki w obsadzie i w sumie to było mi jej żal.
Usuńco do roweru, to mam inne doświadczenia... gdy zdarzały się zajęcia fizyczne, czy też takie z dużą komponentą fizyczności, to jakoś nie czyniło mnie to mniej zdolnym do dojeżdżania do pracy na rowerze, co więcej dawało radę zmieścić jeszcze siłkę, czy jakiś inny trening... mowa też jest o różnych okresach życia, nie tylko czasów bycia wysportowanym bykiem... wiele osób się dziwiło, że daję tak radę, ale ja to im i sobie tłumaczyłem innym rodzajem wysiłku, który się wykonywało podczas tych prac i podczas sportu przed, czy po pracy...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Gdy miałem 20 lat mniej, pewnie też nie byłoby to dla mnie problemem. No cóż, peseloza. Odwykłem już od takiego wielogodzinnego wysiłku. Pracę fizyczną wykonuję już od dawna tylko sam dla siebie i kiedy się zmęczę, po prostu robię sobie przerwę.
UsuńIt’s great to hear that you found a supportive team at the "happy line," where you could share laughs and feel a sense of camaraderie. That kind of environment makes even the hardest tasks feel lighter. On the flip side, dealing with a difficult personality can really drain your energy. It’s a relief that you didn’t have to stay in that situation for too long!
OdpowiedzUsuńIt’s essential to take care of yourself, especially when you’re working in a physically demanding role. Hopefully, you’ll find a balance soon and be able to get back to your routine. Thanks for sharing your experience; your storytelling is anything but nonsense!
Take care of yourself, and I look forward to reading more of your stories!
You are invited to read my new blog post: https://www.melodyjacob.com/2025/02/our-pre-valentine-visit-to-pitlochry.html
Jesteś bardzo miłym botem, ale wybacz - tylko botem!
UsuńPrzerabiałem to pracując w winnicy. Niby w biurze, niby kontakt z klientem, a nigdy nie miałem pewności czy dzisiaj od rana nie trzeba przycinać winorośli, czyli osiem godzin w chłodzie, błocie i na świeżym powietrzu. Papierki to sobie możesz poprzekładać w innym czasie , uważał Szef.
OdpowiedzUsuńCiężko pracuje się w miejscach gdzie szef na taki pogląd, a przecież te " papierki" ratują mu tyłek w czasie kontroli skarbowych, celnych. Nie dasz rady zmienić szefa?, zmień pracę - tak sobie powiedziałem i zmieniłem.
Od tej pory mam z byłym szefem świetne relacje. Czasami docenia się człowieka dopiero wtedy gdy zauważa się jego . Samo życie
Ja mam jeszcze inną sytuację - mam jednego szefa od papierków i jednego nad nim, który zarządza całością. Firma ma prawo delegować mnie do innej pracy na 3 miesiące - tak jest w kodeksie. Dobrze, że to tylko tydzień.
UsuńHej - ja 'pracuje" tylko w swoim apartamencie, troche lazac po sklepach czy bibliotece, bez innej formy wysilku fizycznego a tez zaraz mnie bola nogi, krzyze, plecy. Na moje drugie pietro ledwie moge sie wydrapac a ciezkie zakupy wnosza mi dzieci. Poza tym wciaz slysze ze od pewnego wieku wlasnie uklad kostny i stawowy najwczesniej daje popalic. Takim przywilejem obdarzyla nas natura, niestety.
OdpowiedzUsuńMoze nie potrzebujesz tego na codzien ale warto sie zainteresowac czy nie powinienies sie wspomagac jakims suplementem.
Ja lubie Twe pisanie o niczym, prawde mowiac wole od wymadrzania sie innych na tematy np. polityczne.
Ech, a ja mieszkam na czwartym! Coraz trudniej się tam wspinać - ale nie mów nikomu, bo ja się przed nikim do tego nie przyznaję. Ot, taka męska próżność. Żałosny surogat prężenia mięśni :)
UsuńCzłowiek od pewnego wieku powinien miec jakies taryfy ulgowe. Ja na szczęście mam orzeczenie o niepełnosprawności, to pomagało. Cieszę się, że juz wracasz za biurko. No i super, że potrafisz wzruszyć ramionami na tych, co koniecznie chcą udowodnić swoją wątpliwą wyższość.
OdpowiedzUsuńPowinien mieć - tu się zgodzę.
UsuńAno, wróciłem, i teraz się nie mogę wyrobić. Dostałem robotę (taką "na godzinkę") i już drugi dzień się z nią zmagam.
Pisanie o niczym jest sztuka samą w sobie i wcale nie jest łatwe.Nie wiem, czy Cię to pocieszy, ale zdarzyło mi się pracować na "taśmie" tyle tylko,że nie w pozycji stojącej a siedzącej. Straszliwie się nade mną pastwiły "stare wyjadaczki", ale nie przewidziały jednego, że jednak mam "talent manualny" i nim zmieniłam pracę na taśmie na pracę w biurze rozwojowym to zrobiłam nowy rekord na montażu potencjometrów i nieźle wyśrubowałam dzienną normę montażu onych. A praca w pozycji stojącej powinna być zakazana bo jest najzwyczajniej w świecie b. niezdrowa dla całego organizmu. I pisz o niczym, pisz lubię Twoje pisanie.
OdpowiedzUsuńMógłbym powiedzieć, że na siedząco to każdy potrafi - no, ale to jednak nie byłaby prawda :)
UsuńFajnie, że im pokazałaś - zasłużyły sobie na to. Praca stojąca nawet nie jest taka zła, byle pozwolili co jakiś czas usiąść na chwilę. No i żeby było na czym usiąść!