Jeszcze wczoraj słuchałem swojej ulubionej solówki. Gdy Joe Walsh i Don Felder bawili się gitarami, grając "Hotel California", a ja bawiłem się razem z nimi, obserwując ich zabawę i radość, jaką im to sprawiało. I tylko żałowałem, że sklasyfikowano ja dopiero na ósmym miejscu w rankingu najlepszych solówek w historii rocka.
Miałem nadzieję, że piekło jeszcze raz zamarznie i The Eagles jeszcze raz zagrają razem.
Dziś rano dowiedziałem się, że nigdy to już nie nastąpi.
Założyciel zespołu, Glenn Frey opuścił nas wczoraj na zawsze.
Pomyśl tylko - Jego już nie ma i nie będzie, ale Hotel California nadal będzie z nami.Ponieważ jedyną stacją, której słucham jest Zet-gold, na okrągło tkwię w starych przebojach, których kompozytorzy lub wykonawcy już od dawna grają w innym wymiarze. A wielu z nich odeszło w dość młodym wieku. Gdy któremuś uda się dotrwać do 70 to niemal cud. A tak ogólnie, z roku na rok odnotowuję,że coraz więcej znajomych mi osób odchodzi i dopiero to mi uświadamia, że moja metryka też nie stoi w miejscu i że ta jedyna sprawiedliwość tego świata i mnie wkrótce spotka.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się, przecież gdzieś, kiedyś znów się wszyscy spotkamy;))
Chciałbym w to uwierzyć. Niestety, nic nie wskazuje na życie po śmierci. Nic nie stanie się tylko dlatego, że tego chcę.
UsuńNastępne odejście! To jakaś plaga czy co?
OdpowiedzUsuńTo samo sobie pomyślałem.
UsuńŚmierć goni śmierć. W czwartek 14-tego umarł mój Ulubiony Aktor - Alan Rickman. Wciąż jeszcze oswajam się z myślą, że już nie muszę się zastanawiać, jak będzie się starzeć, w jakich filmach jeszcze zagra, jakie wyreżyseruje... :(((
OdpowiedzUsuńNiestety, pamiętam go tylko z jednego filmu - "Robin Hood książę złodziei". I wcale mnie tam nie zachwycił, choć to raczej wina reżysera, nie jego. Szeryf niepotrzebnie jest demoniczny, nieludzki i stanowi wcielone zło. Muszę przyznać, że najbardziej podobała mi się adaptacja z 1991, z Patrickiem Berginem jako Robinem i Jeroenem Krabbe w roli szeryfa. Tam Robin wcale nie jest taki święty, a szeryf wcale nie jest taki zły. Przeciwnie, na początku są dobrymi przyjaciółmi. Obie postacie, odarte z ideału, są po prostu bardziej ludzkie i realne.
UsuńHarry'ego Pottera nie oglądam, "Szklaną pułapkę" widziałem tak dawno, że już go nie pamiętam, a reszty zwyczajnie nie miałem jeszcze okazji obejrzeć.
Polecam "Closet land".
UsuńZe strachem mysle o Rolling Stones - chociaz bedac w zeszlym roku na ich koncercie widzialam ich calych, zdrowych I pelnych werwy.
OdpowiedzUsuńMialam okazje byc rowniez na koncercie Eagles.
Chociaz kazdy jeden z czlonkow jest wielkim muzykiem I artysta to Joe Walsh powalil mnie na lopatki - jego Mountain Road Way I Life's Been Good jest czyms niezapomnianym I nigdy nie zmeczy mnie sluchanie ich.
Ale nie o nim mialo byc.
Troche inaczej podchodze do faktow zycia I smierci niz Ty nie biorac ich osobiscie - przyjmujac jako kolej zycia I cos nieuniknionego, cieszac sie ze mialam przywilej poznac ich tworczosc I w wielu wypadkach widziec I slyszec na zywo.
Nie daj sie temu zbytnio zdolowac.
Gdy Rolling Stones zaczną odchodzić, to dopiero będzie szok. Każdy przywykł już, że istnieją od zawsze i świat bez nich wydaje się niemożliwy.
UsuńAle to samo myślałem o B.B.Kingu i jeszcze niedawno zachwycałem się jego koncertem, w którym udział wziął m.in. Ronnie Woods z Rolling Stones. A dziś go już nie ma - B.B.Kinga, znaczy.
Gdy ulubieni muzycy odchodzą, to jest już jednak jakiś znak, że trzeba się szykować do drogi. Jeszcze parę lat i zapewne przesadnie szczupły osobnik z narzędziem rolniczym na ramieniu, zacznie interesować się moimi rówieśnikami - i mną.
Niestety ze względu na wiek i styl życia naszych rockmanów jeszcze nie raz będziemy świadkami takich smutnych wydarzeń.
OdpowiedzUsuńUmierają wielcy, coraz gorzej o następców.
Pozdrawiam
A co powiesz o ostatnim poście? To chyba dotyczy nie tylko rockmanów.
Usuńistny wysyp z muzycznej najwyższej półki...
OdpowiedzUsuńchronologicznie:
Kilmister...
Cole...
Bowie...
Frey...
RIP [*]...
nie będę aż tak cyniczny, by ogłaszać zakłady "kto następny?", niemniej jednak to pytanie mi się pojawia, bo coś mi mówi, że to jeszcze nie koniec tej serii...
To jakaś plaga. Dziś zmarł jedyny Kaczyńskie, którego ceniłem i darzyłem sympatią.
Usuń"Hotel California" należy do utworów genialnych. Seria trwa... :(
OdpowiedzUsuń