Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


wtorek, 15 grudnia 2015

Dokończenie remontu kuchni

      Jak pozbyć się białego pyłu z kuchni? Jednego byłem pewien – łatwo nie będzie. Zwłaszcza, że mój pomysł, aby zrobić przeciąg i pozwolić siłom natury wydmuchać go z pomieszczenia, upadł już przed pierwszą próbą. Choćby dlatego, że akurat padał deszcz.
   
     Najpierw poszła w ruch miotła, która pozwoliła zaprowadzić pozory… No, nie mogę powiedzieć „porządku”, bo byłoby spore nadużycie, w każdym razie pozwoliła przesunąć nieco wskaźnik na skali porządku w górę, choć z dolnych, czerwonych rejestrów nadal nie wylazł. No, bo spróbujcie pozamiatać w pomieszczeniu zastawionym tak, że ośmiornica miałaby problem, żeby się przecisnąć.

     Potem w ruch poszedł odkurzacz. Niestety, jego podstawowa wada – czyli dmuchanie od tyłu, jakkolwiek by to zabrzmiało – nadal nie chciała się sama zneutralizować, wskutek czego posadzka wprawdzie ujrzała światło dzienne, ale ściany, szafki, drabina, odkurzacz, obiad oraz ja sam i parę innych rzeczy pokryły się warstwą sproszkowanego kleju do tapet.

     Metoda na mokro, czyli użycie zestawu miska + woda + ściera, okazała się najlepsza. Rozmazała wprawdzie ten pył po całej kuchni, ale po kilkukrotnym jej użyciu można już było rozróżnić niektóre kolory. Najważniejsze, żeby go zebrać ze ścian.

     Następnie pomalowałem ścianę i kawałek sufitu płynem przeciwgrzybicznym i zyskałem znakomity pretekst, aby na dziś skończyć, bo przecież musi wyschnąć. Z tej okazji otrzymałem w podarunku ścierę i przykazanie, że kuchnia ma błyszczeć. Wytarłem więc lampę i rzeczywiście, jakby trochę lepiej błyszczało. Pionową zmarszczkę na czole Koleżanki Małżonki wygładziłem zapewnieniem, że najgorsze pylenie jeszcze przed nami, więc nie ma teraz większego sensu zarządzanie gruntownego sprzątania. Jakoś humoru jej to nie poprawiło. A nawet odniosłem wrażenie, że wskazówka lekko opadła.
   
    Potem w ruch poszedł inny zestaw, składający się z korytka po lodach, wiertarki, drucianego mieszadełka, szpachelki, worka gładzi szpachlowej białej oraz wyżej wymienionego płynu. Postanowiłem, zamiast wody, dodać płynu przeciwgrzybicznego do gipsu i z tak rozrobioną mazią zacząłem ochoczo głaskać ściany i sufit. To bardzo trudne zadanie dla kogoś niewprawionego. Zwłaszcza, jeśli zdarzy mu się stracić równowagę na drabinie i wyleje to wszystko na siebie. Ale i tak ściana, pomimo bólu ramion, uzyskanego w czasie szlifowania, była na tyle nierówna, że packa bez przerwy mi się o coś zaczepiała. Wygładzanie kawałka sufitu i jednej, niewielkiej ściany, zajęło mi cały dzień. Ręce miałem tak zmożone, że widelcem nie mogłem trafić do ust.

     Następnego dnia czekało mnie najgorsze – szlifowanie gładzi. Było to jeszcze gorsze niż poprzednio, bowiem tym razem w użyciu był drobny papier ścierny. I, co za tym idzie, cząsteczki pyłu również były drobniejsze i o wiele bardziej lotne.

      Biały kruk to nadal wielka rzadkość ale biały gawron stał się w okolicy mojego osiedla gatunkiem bardzo pospolitym. Wystarczyło, że przeleciał koło okna mojej kuchni. Zresztą, nie tylko gawron. Pod moim blokiem zaczęli się gromadzić ornitolodzy z połowy Europy, ze zdziwieniem odkrywając nowe gatunki ptaków, jak albinotyczny kos, wróbel-widmo, oraz sikorka biała (parus alba). Naukowcy jednak mają klapki na oczach. Dostrzegli białe ptaki, ale nie zauważyli białej trawy, ani tego, że bardzo szybko osiwieli.

     Tym razem nie pozwolono mi użyć odkurzacza. Tylko stara, poczciwa miotła (delikatne ruchy, delikatne!), zestaw ścierowo-miskowy, znowu miotła, znowu ściera i dopiero na końcu odkurzacz. Potem domownicy zajęli się resztą mieszkania, ostrożnie stawiając nogi, żeby nie wzbudzać tumanów pyłu. Na obiad zamówiliśmy pizzę, bo tylko coś z zewnątrz dało się zjeść. Wybraliśmy pizzernię z przeciwległego końca miasta. Te bliższe ponoć tego dnia zebrały rekordową liczbę reklamacji, jakoby pizza smakowała jak gładź szpachlowa biała.

     Wielu sąsiadów połamało sobie kluczyki do samochodów, próbując włamać się nie do swego pojazdu. Wszystkie bowiem były białe, a sylwetki mają bardzo podobne. Warsztat, wymieniający szyby samochodowe, zanotował wzrost zamówień, bo wielu sąsiadów próbowało oczyścić szyby na sucho wycieraczkami, wskutek czego zmatowiały one do tego stopnia, że pojazdy nie zostały dopuszczone do ruchu. Ja zaś profilaktycznie zająłem się przez jakiś czas rozpuszczaniem plotki o wybuchu wulkanu na Islandii, którego pył wulkaniczny właśnie do nas dotarł. 

     Pozostał wybór farby. Ponieważ facet ponoć nie zna się na kolorach*, tym razem do sklepu pojechała Koleżanka Małżonka. Nie wiadomo, co gorsze, bowiem kobiety z kolei nie wiedzą, że nie patrzy się na opakowanie, tylko na wyeksponowany próbnik. Skutkiem tego, uzgodniony wspólnie, jasnopopielaty kolor okazał się być stalowoniebieski, a kuchnia coraz bardziej zaczynała przypominać więzienną celę. 

    Ponieważ poprzednio kuchnia pomalowana była na inny kolor**, trzeba było pomalować dwukrotnie, a w kilku miejscach jeszcze poprawić. Nie zmieniło to smętnego nastroju kuchni, która bardziej przypominała teraz zimny, okrętowy kambuz, ale żadne z nas nie miało już sił, aby to zmieniać. Spróbowaliśmy więc znaleźć jakieś pozytywy i stanęło na tym, że zimno, lejące się ze ścian będzie zapobiegać szybkiemu psuciu się żywności.

     Wstawianie mebli na swoje miejsce, sprzątanie całego mieszkania, gruntowne mycie i trzepanie absolutnie wszystkiego – to wszystko zajęło nam następny tydzień. Gdy usiedliśmy wreszcie na kanapie, odetchnęliśmy oboje z ulgą. Jak dobrze, że to już koniec!

     Byłem szczęśliwy przez dwa dni. Na trzeci dzień Koleżanka Małżonka zaczęła się niebezpiecznym wzrokiem rozglądać po pokoju. Udałem, że nie widzę, ale na wszelki wypadek staram się wracać do domu jak najpóźniej. Litości dla mojego przepracowania starczy na jakiś czas, a potem coś się wymyśli. W każdym razie, następne malowanie nie wcześniej niż za pięć lat. 


_________________________
*Totalna bzdura i kłamliwa propaganda! Facet po prostu operuje zakresami kolorów: odtąd dotąd jest czerwony, odtąd zaczyna się pomarańczowy i trwa aż do tego momentu, kiedy to zaczyna już być żółty. Bo facet nie potrzebuje informacji, ile milimetrów jest z Poznania do Warszawy – wystarczy mu wartość mocniej przybliżona, wyrażona w km.

** Zdaniem Koleżanki Małżonki – morela. Ja moreli o takim kolorze nie wziąłbym do ust. Moim zdaniem , jeśli założymy, że w ogóle przypominało to jakieś kulinaria, to był to kolor kurczakowy.

11 komentarzy:

  1. Kurczakowy, czyli jak surowy kurczak zapewne:).
    O takiego unoszącego się w powietrzu pyłu matowieją nie tylko szyby samochodów na zewnątrz. Albowiem w pierwszej kolejności matowieją meble, wanna, szyby w mieszkaniu i wszystko inne, co tylko chcesz, a raczej nie chcesz, żeby zmatowiało. Zatem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ten rodzaj zmatowienia da się usunąć. A jak ktoś pokrytą zmieloną ścianą szybę próbuje zetrzeć na sucho wycieraczkami, to ma do wymiany jedno i drugie.

      Usuń
  2. Wizja wybuchu wulkanu - znakomita :-) I tu przypomniała mi się moja przeprowadzka.... Tyle, że to była... ewakuacja wojenna...:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś już tylko gdzieniegdzie ten pył wulkaniczny leży, a ja wszystkim wmawiam, że to taka trudno topniejąca odmiana śniegu.

      Usuń
  3. Nitager, czy Ty masz w sobie gotowość do patriotycznego poświęcenia ku chwale Ojczyzny? Patrząc na skalę zniszczeń..., czy nie mógłbyś wystartować w przetargu na malowanie i gładzenie URM, gmachu Sejmu, Pałacu Namiestnikowskiego i niepozornej willi na Żoliborzu? No i jeszcze jakbyś podobnie odświeżył mieszkanie Kacperka....
    A propos dobierania kolorów przez kobiety..., właśnie miałem okazję obserwować, jak zrobiła to konkubina mojego kumpla. Zaczęła od przeglądania czasopism z serii "modny dom", tylko że w wersji irlandzkiej. Doprawiła materiałami promocyjnymi. Poszperała w pamięci i wybrała takie kolory, jakich nie mają w domu jej koleżanki, by mogła powiedzieć "a ja mam". Obowiązkowo w każdym pokoju jedna ściana była koloru odmiennego od reszty ścian, bo taki jest trend. No i jeśli ktoś próbuje dobrać taki odcień fiołkowego, by pasował do turkusowego, to nabrałeś już pewnie wyobraźni, jak to wygląda. Oczywiście nie wpadła na wypróbowanie koloru na ścianie, bo musiałaby to zrobić sama (kumpel pracuje na 2 etaty i do tego się uczy, a malarz nie bawi się w pierdoły, tylko maluje- nie ma czasu czekać, aż mu próbka farby wyschnie na ścianie)....
    Ja tak mogę opowiadać jeszcze czas jakiś, ale nie do końca jestem przekonany, czy zwrot "inni mają jeszcze gorzej" Cię wystarczająco pociesza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, ja nie mam nikogo znajomego w Parlamencie, więc na pewno mi nie grozi zlecenie na remont tych pomieszczeń. Ale jeśli Ty masz wejścia, to przemyślę Twoją propozycję.

      Usuń
  4. Ale kurczakowy martwy czy żywy? :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Dopiero po opisie Twoich męk zrozumiałem, dlaczego Adolf Hitler nie chciał pozostać malarzem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ chciał! Bardzo chciał. Tylko zabrakło mu talentu. W akademii profesorowie stwierdzili, że jego obrazy są takie, jak on sam: szare, nijakie, brakuje im charakteru i wyrazistości. Natomiast docenili jego wyczucie perspektywy i usilnie namawiali go, żeby zaczął studiować architekturę - w tej dziedzinie wróżyli mu sukces. Ech, gdyby on ich posłuchał...

      Usuń
  6. Rozwiązałeś mi zagadkę życia! Już wiem dlaczego pomieszczenie, w którym pracuję wygląda jak cela więzienna - moja dyrekcja też nie popatrzyła na próbkę farby tylko na opakowanie. :D:D:D:D

    OdpowiedzUsuń