Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


wtorek, 13 października 2015

Perpetum mobile

     Że jemu się chce tak od rana…

     Gdy przyjdę do biura, muszę najpierw zatrybić, gdzie jestem, kim jestem i co ja tu u diabła robię. Mój umysł śpi. Rdzeń kręgowy steruje moimi ruchami. Najpierw każe mi odpalić komputer, potem sięga po kubek i kawę i wiedzie mnie do kącika kawowego, gdzie sporządzam sobie napój rozbudzający. Wydobyć ze mnie słowo o tej porze graniczy z cudem. Parę osób próbowało – głównie nowi – ale gdy na pytanie, kto zajmuje się programem 35 UP otrzymywali niewyraźnie wyartykułowaną odpowiedź „jerzyki już odleciały”, dali sobie spokój. 

     Generalnie, mało kto jest gadatliwy z rana. Cześć – cześć – i na tym się zwykle kończy.

     Ale to nie znaczy, że nikt!

     Jest u nas w dziale wyjątkowo uciążliwy gaduła. Gęba nie zamyka mu się od rana do wieczora. 

     Zawsze ma coś do powiedzenia. Zawsze!

   Potrafi mówić o wszystkim. Czy to komentując ostatnie wydarzenia polityczne, czy nowy rysunek, jaki właśnie robi, czy ostatnią procedurę, jego zdaniem zupełnie nieprzemyślaną, czy choćby fakt, że skończyła mu się herbata – o wszystkim jest w stanie opowiedzieć długą i zawiłą historię.

     Na nic prośby. Łysy, no skończ już! Łysy nadal miele jęzorem… Czy normalny człowiek, który kilkanaście do kilkudziesięciu razy dziennie jest upominany, żeby się zamknął, nie czułby się zobowiązany do chwilowego chociaż zamilknięcia? On zdaje się żywi się energią akustyczną, produkowaną przez samego siebie. Takie perpetum mobile.

   Jedna z koleżanek, wychodząc już po pracy do domu, rzuciła jakąś uwagę. Łysy natychmiast podchwycił temat i zaczęła się oracja. Szef z wściekłością zacisnął pięści.

     - Nigdzie nie idziesz! – warknął do koleżanki. – Sprowokowałaś Łysego do gadania, to teraz siedź i go słuchaj! Nie ma tak – ty sobie pójdziesz, a my tu z nim zostaniemy!

     Byłoby zabawne, gdyby nie fakt, że mówił śmiertelnie poważnie.

    - Zerknij tutaj – kolega podsunął mi pod nos kawałek urządzenia. – Tu chyba jest jakaś rysa. To może spowodować nieszczelność?

      Zerknąłem, ale wiek daje już o sobie znać. Przydałaby się lupa. Kto ma lupę? Łysy!

    Z westchnieniem udałem się na drugi koniec zakładu, do laboratorium, gdzie stoją mikroskopy. Aby tam trafić, muszę w sumie przejść około czterystu metrów. Ale warto. Inaczej musiałbym wysłuchiwać kazań Łysego o tym, że kiedyś to każdy inżynier miał w szufladzie lupę, a potem jeszcze kilku minut narzekań na to, że dziś nikt nie umie się nią posługiwać, bo to wcale nie jest takie proste. Należy to robić w następujący sposób… Już wolę spacer. Mniej się zmęczę.

    Niedawno mieliśmy telekonferencję ze Stanami. Wszystkie sale konferencyjne były zajęte, więc postanowiliśmy,  że każdy połączy się z telefonu na biurku. Rozmowy trwały w najlepsze, ale w pewnym momencie dyrektor przeprosił naszych amerykańskich kolegów, twierdząc, że chciałby tylko kilka słów powiedzieć po polsku.

     - Nit, powiedz Łysemu, żeby się zamknął, bo nic nie słyszę, tylko to jego głupie gadanie!

    Dobre sobie! Mówię mu to kilka razy dziennie i nie skutkuje. Powołanie się na autorytet dyrektora poskutkowało tylko wyrazem niedowierzania na jego twarzy. Ale chwila ciszy była…

    Częstowanie mordoklejkami też nie skutkuje. Propozycje, aby coś zjadł, bo strasznie schudł, wydają się niewiarygodne, zwłaszcza, że ostatnio trochę się zaokrąglił. Gdy zapadnie dawno oczekiwana cisza, nie odezwie się nikt. Bo nikt nie chce go sprowokować. Kiedyś krótka uwaga koleżanki o tym, że skończyły się zszywacze, zaowocowała długim opowiadaniem o tym, jak to jemu kiedyś skończyły się zszywacze. Tak, jak jemu, nikomu się to nie trafiło. To było dopiero skończenie się zszywaczy! Najbardziej dramatyczne skończenie się zszywaczy na świecie.

     Człowiek nie wie, co czyta, co pisze, na niczym nie umie się skupić. Bo on wciąż nadaje.

     I tak już od wielu, wielu lat.

   Dziś udało mi się przerwać jego opowiadanie o zupie cebulowej, gdy podszedłem z jakimś problemem do jego kolegi i zacząłem mu tłumaczyć. Podniosłem głos, żeby go zagłuszyć. O dziwo, udało mi się. Zamilkł. Reszta działu spojrzała na mnie z wdzięcznością, graniczącą z uwielbieniem. Wyklarowałem, o co mi chodzi i skierowałem się do swojego biurka – zupa cebulowa natychmiast powróciła na wokandę!

     Kilku z nas zna jego żonę. Ona twierdzi, że on gada również przez sen. Święta kobieta!

    Jest jeden sposób. Trzeba by wymordować wszystkie kurczaki! Nie tylko wymordować – trzeba sprawić, by pojęcie to znikło na zawsze z polskiego języka. Bo on co drugie słowo mówi „kurczę”! Gdyby kurczaków nie było na świecie, pewnie nie umiałby mówić. Ale jak to zrobić? I jak tu zrezygnować z jajka na twardo w niedzielny poranek? No tak, w niedzielę człowiek o nim nie myśli, bo go nie słyszy…

     Ale za to jaka cudowna cisza, gdy on pójdzie do domu!

     Tylko ktoś musi mu wytłumaczyć, że wcale nie musi siedzieć po godzinach. Ktoś inny - mnie już nie wierzy, od czasu, gdy kiedyś solennie mu coś przyrzekłem, tylko po to, by z premedytacją nie dotrzymać obietnicy. Kiedyś jednak potrzebowałem tę lupę. Zanim otworzył usta, podniosłem dwa palce w górę i przy świadkach złożyłem przysięgę, że kiedy indziej przyjdę i uważnie wysłucham jego uwag na ten temat, ale teraz naprawdę nie mogę, bo mam na linii otwartą rozmowę i strasznie się spieszę, więc niech mi po prostu da na chwilę tę lupę i nie zaczyna tematu. Obraził się. Ale u pozostałych zyskałem spory szacunek, jako osoba o nieprzeciętnym poczuciu humoru. Tylko że ja wcale wtedy nie żartowałem...

     Kiedyś jego szef proponował mi pracę w swoim "pododdziale". Pracę, na jaką chętnie bym się zgodził, gdyby nie...
     
      Nie musiałem kończyć. Pokiwał głową ze zrozumieniem.


20 komentarzy:

  1. Nit, pomyśl sobie, gdy go kiedyś zabraknie, będzie pustka :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy jest na urlopie, jakoś nikt tej pustki nie czuje. Za to jak wróci...

      Usuń
    2. piszę o braku- na zawsze:(

      Usuń
  2. I właśnie dlatego nie opuszczam żadnej Twojej notki :-)
    Kiedyś, jako fan dobrego wojaka Szwejka, kupiłem książkę Haska p.t. "Nieznane(bądź nowe- nie pamiętam) przygody dobrego wojaka Szwejka i inne opowiadania". W porównaniu do tych najsłynniejszych, to dziadostwo, ale było tam ciekawe opowiadanko o rejsie statkiem parowym. Jednym z jego bohaterów był inżynier właśnie, któremu podobnie jak Twojemu koledze, gęba się nie zamykała. Dość powiedzieć, że gdy zbliżała się pora wypłynięcia z portu, wykładał współpasażerom, że za moment uruchomione zostaną silniki parowe, by statek mógł płynąć, bo jest to statek parowy i może wypływać nie czekając na pomyślny wiatr, a gdyby to był statek żaglowy, to musiałby czekać, aż wiatr będzie wiał z odpowiedniej strony i z odpowiednią siłą, bo żaglowiec jest napędzany przez wiatr. Spróbuj dotrzeć do tego zbiorku i zobacz, jak z nim pasażerowie sobie w końcu poradzili. Mnie pamięć zawodzi i nie wiem dziś, czy dostał pospolite wpierdol, czy go postraszyli wyrzuceniem za burtę, czy nim nakarmili ryby. Pamiętam tylko, że gdy inżynier przestał być pierwszoplanową postacią opowiadania, zrobiło się nudno!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam tez inny moment, gdy podporucznik Dub wyciągnął Szwejka z pociągu i zaczął go musztrować. A temu numer karabinu skojarzył się z pewną lokomotywą. I swoim zwyczajem, zaczął o niej opowiadać, czym rzeczonego leutnanta doprowadził do rozstroju nerwowego.

      Usuń
  3. O rany! Takie osoby potrafią zatruć życie wszystkim. Nie umiałabym się kompletnie skupić na swojej pracy, mając obok siebie takiego gadułę!
    Jak Wy to wytrzymujecie????!!!!

    p.s. dzisiejszym wpisem chyba Ci trochę poprawiłam humor... w dodatku to jest prawda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wytrzymuję tak, że siedzę kilkanaście metrów od niego, w dodatku rozdzielają nas dwa rzędy szaf z dokumentacją. Ale był czas, gdy siedział tuż za mną. Na szczęście krótki.
      Chłopaki w jego pododdziale wciąż mają w uszach słuchawki i w czasie pracy "słuchają muzyki". Tak naprawdę, to ostentacyjnie dają mu do zrozumienia, gdzie mają jego gadkę. Ale i tak czasem muszą podgłośnić, żeby go zagłuszyć.

      P.S. Wcale mi nie poprawiłaś humoru. Do jesiennej deprechy doszło jeszcze poczucie winy.

      Usuń
    2. Wyłącz poczucie winy. To nie Ty (tak zakładam) nakichałeś na mnie przedwczoraj w autobusie!

      Usuń
    3. Przedwczoraj nie jechałem autobusem - i mam na to świadków! Wysoki Sądzie, oskarżony jest niewinny!

      Usuń
  4. Proponuję byście któregoś dnia (może w trakcie przerwy śniadaniowej otoczyli wszyscy jego biurko i prosto w oczy oznajmili swemu koledze, że wszyscy macie dość jego słowotoku i że powinien koniecznie iść do lekarza i podjąć jakąś terapię, bo wy już nie wytrzymujecie. Albo posadzcie faceta w osobnym pokoju, przecież sam do siebie nie będzie gadał. Ludzie naprawdę nie zdają sobie często sprawy z tego, że ich zachowanie może innych męczyć, bo przez grzeczność nikt im tego wprost w oczy nie powiedział. Miałam w pracy koleżankę, która miała paskudny (dla mnie) zwyczaj poklepywania swego rozmówcy. Nikt nie był tym zachwycony, ale ludziom było głupio zwrócić jej uwagę, bo to przecież był gest wynikający z jej nadmiernej serdeczności. Ale ja nie miałam takich obiekcji i pewnego dnia wytłumaczyłam dziewczynie by trzymała ręce przy sobie lub kupiła sobie jakąś maskotkę do poklepywania. Przez pół roku omijała mnie z daleka i nie rozmawiała ze mną, ale z czasem już nikogo nie poklepywała.
    Rozumiem Twój poranny letarg - ja dochodzę do siebie około południa. Do dziś nie mogę pojąć jakim cudem nigdy nie miałam rano żadnej kolizji samochodowej.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skutkuje. Na jakieś dwa dni. Potem wraca do normy.
      Niestety, wszyscy korzystamy z jego usług, więc nikt nie chce go do siebie zrazić. Procedury w naszej firmie są teraz tak niejasne, że w zasadzie tylko od jego woli zależy, czyj temat załatwi, a czyj odłoży na Świętej Nigdy.

      Usuń
  5. Muszę przemyśleć siebie bo tez lubię sobie pogadać
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale naprawdę nie Ciebie miałem na myśli, pisząc tę notkę ;)

      Usuń
  6. jeśli nie oczekuje czynnego udziału w dyskusji i udzielania odpowiedzi, byłabym w stanie się wyłączyć... to akurat potrafię, czasami w nieodpowiednim momencie nawet... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko dzięki temu jakoś funkcjonujemy. Odgradzamy się od niego niewidzialną ścianą. Ale to wymaga skupienia i czasami się nie udaje. Zwłaszcza, jeśli ktoś nadaje non stop.

      Usuń
  7. Ja pracuję w pokoju wieloosobowym i bez przerwy ktoś gada, służbowo lub prywatnie. Kiedy wykonuję pracę rutynową, potrafię się wyłączyć i nie przeszkadza mi to. Kiedy mam jakiś skomplikowany problem, który z trudem staram się ogarnąć, a termin nagli - wtedy te same rozmowy potrafią mnie irytować, drażnić, odczuwam niemalże ból.
    Rozumiem, że z charakteru Twojej pracy wynika, że na ogół jesteś w tym drugiej sytuacji...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozmowy, zwłaszcza przyciszonymi głosami, nie przeszkadzają mi zupełnie. Po prostu drażni mnie to jednostajne i głupie pieprzenie tonem znawcy na każdy temat, codziennie przez kilka godzin.

      Usuń
    2. Ja bym sobie przy nim chyba nieustannie wyobrażała różne warianty mordu z premedytacją....
      Aż wreszcie bym mu wygarnęła głośno i wyraźnie, co mi przeszkadza i że skoro inni to gadulstwo tolerują, to niech im będzie, ale ja nie muszę i niniejszym dziękuję, ale dalej nie słucham.
      Chyba że pan jest tak zwaną świętą krową w firmie. Wtedy to jeszcze trudniejsza sprawa.

      Usuń
    3. Często wyobrażam go sobie związanego i zakneblowanego. Żądzy mordu jestem pozbawiony.

      Usuń
  8. Każdy ma takiego Łysego w robocie. Naszemu nie przeszkadza nawet, że wszyscy mają nosy utkwione w swojej robocie, nikt na niego nie patrzy a niektórzy nawet mruczą do siebie pod nosem w temacie tego, co robią. on i tak nadaje. i potrafi podejść i nadawać ci prosto do ucha!

    OdpowiedzUsuń