Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


piątek, 11 września 2015

Trunków nigdy za wiele

     No dobra, koniaczek zlany, wyniesiony do piwnicy, to co nie zmieściło się w butelce, zmieściło się w żołądku... Można odpocząć.
     
     Można? Nie można, bo tu już następna nalewka dojrzewa!
     
     Tym razem to smorodinówka, czyli aromatyczna i niezwykle smaczna nalewka na czarnych porzeczkach.
   
  Sama czarna porzeczka nie jest może jakimś wyjątkowo smacznym owocem, ale nawet najwybredniejszy smakosz musi przyznać, że przetwory z niego są naprawdę pyszne. Swego czasu, jako chłopiec, każdego lata biegłem do pewnego punktu w moim mieście, gdzie pewien prywaciarz, jak ich wtedy nazywano, miał lodziarnię. I sprzedawał lody. Pyszne lody! Owocowe, z czarnej porzeczki, nakładane kulkami do wafelków. Smak tych lodów mam w ustach do dziś. Niech się schowają te wszystkie surogaty, kręcone z proszków, rozpuszczonych w wodzie. Tamte były w kropki - to znaczy, zawierały kawałki owoców, a cała masa lodowa stanowiła idealny kompromis pomiędzy dodaną słodyczą, a właściwą porzeczkom kwasowością.
      
      Z tych samych powodów bardzo lubię nalewkę z czarnej porzeczki. Sporządzenie jej jest bardzo łatwe. Obieramy  porzeczki, płuczemy, wsypujemy do słoika i zalewamy 70% polihumorkiem etylowym (czy wspominałem, że koniecznie z legalnego źródła?). Odstawiamy na jakieś sześć tygodni, potem zlewamy i pozostałe w słoju owoce zasypujemy cukrem. Odstawiamy i czekamy, aż cukier się rozpuści, a owoce puszczą resztę soku. Tak powstały syrop przecedzamy i łączymy ze zlaną uprzednio nalewką. Całość przecedzamy i wlewamy do innego słoja, żeby się "przegryzło" i sklarowało. Po kilku tygodniach, sklarowaną już nalewkę możemy rozlać do butelek, czy karafek i wynieść do piwnicy, żeby nie kusiła, bo, jak wiadomo, nalewka musi dojrzeć i spożywanie nalewek z butelek, które nie zdążyły się pokryć kurzem, mchem i pajęczyną, jest czystą herezją.
     
     I wszystko byłoby niezmiernie łatwe, gdybym tylko pamiętał, ile tego cukru trzeba tam wsypać.
     
     W moich przepisach stoi, że trzeba go dać 0,5 kg na każdy kilogram owoców. Ja wolę bardziej wytrawne, więc wsypuję maksymalnie 350 gramów. No, ale skąd mam wiedzieć, ile tych porzeczek tam było? Nie pamiętam, po prostu! Było dwa kilo? A może trzy? A może tyle nie weszło i było tylko półtora! Jak się tego dowiedzieć? Zważyć? Przecież waga owoców, opitych spirytusem, nijak ma się do ich wagi pierwotnej! Wsypię za mało - nie da się upić, bo za kwaśne. Wsypię za dużo - wyjdzie mi likier Cassis! Też nie do upicia, bo za słodki.
      
    Tak coś czuję, że kolejna nalewka będzie absolutnie niepowtarzalna, bo wykonana według uniwersalnego przepisu, pod tytułem "Taka wyszła". To i tak nie najgorzej. Bywały receptury, zatytułowane "Ohyda", "Oj, zdupczyłem", albo "Czy to syrop na kaszel?"
      
      Właśnie wpadł mi do głowy świetny pomysł. Dam cukru na oko. Jak będzie za kwaśne, zmieszam z likierem Cassis, który dostałem kiedyś w podarunku i który wciąż mi stoi w szafie, bo za słodki, żeby go pić. A jak wyjdzie za słodkie, wmówię paniom, że to właśnie likier Cassis, tylko przelany do karafki, bo się butelka wyszczerbiła ("ale spokojnie, przecedziłem przez sitko!"). Panie wypiją wszystko, byle było słodkie. Na pewno pójdzie w biust! Tak mówią...

18 komentarzy:

  1. Nie wszystko, byle było słodkie. Ja na ten przykład uwielbiam drinki kwaskowate i orzeźwiające. Słodki też bym wypiła, ale mając wybór to sięgam po kwaskowaty.

    Taka nalewka to byłaby świetna rzecz teraz, kiedy już bokami mi wychodzi sok malinowy (oczywiście sklepowy, nie prawdziwy) pity z herbatą litrami - na wygrzanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Syrop malinowy jest w porządku, pod warunkiem, że jest naprawdę malinowy. W sklepach są to w większości syropy cukrowe, z dodanym barwnikiem i aromatem. Nie warto tego dodawać do herbaty - nic nie pomoże, co najwyżej doda kilka centymetrów w biodrach. Polecam ten z Herbapolu - jest całkiem niezły.
      A w ogóle, to na wygrzanie pije się herbatę z rumem, miodem i cytryną.

      Usuń
  2. Ja też lubię raczej półwytrawne w kierunku wytrawnego
    Pozdrawiam
    .

    OdpowiedzUsuń
  3. Protest w obronie czarnej porzeczki:
    O, Nitagerze, a właśnie że czarna porzeczka JEST WYJĄTKOWO SMACZNYM OWOCEM, pożeram ją z dziką przyjemnością wprost z krzaka. A i przetwory są godne, to prawda, choć moim faworytem jest sok rozcieńczony z wodą pół na pół.
    No i w mojej rodzinie była tradycja robienia wińska na bazie czarnej porzeczki (ćwiczono różne kombinacje- dodawali a to dzikiej róży, a to agrestu, zupełny brak konsekwencji- czysty żywioł). A teraz już się wszyscy postarzeli, bądź poumierali i nikomu się nie chce robić przetwórni w domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze? Ja też pożeram ją prosto z krzaka. Ale wielu ludziom ona nie smakuje, więc zabezpieczam sobie tyły.
      Ja na razie też dałem sobie spokój z wińskiem. Kupa bałaganu a rezultat jest loterią. Co innego nalewki, które nie kwaśnieją, nie psują się i nie zabierają tyle miejsca w piwnicy, bo robi się je w zdecydowanie mniejszych ilościach.
      A wino? Jak mi przyjdzie ochota, w promieniu 100 metrów od domu mam trzy duże markety, dwa sklepy monopolowe i jeden tzw. "Fajny sklep", w którym sprzedają najróżniejsze gatunki piwa, a i inne napitki również...

      Usuń
  4. Niestety ten w obecnej, trudnej sytuacji może zostać odebrany jako nawoływanie do nienawiści etnicznej i religijnej. Koran zabrania spożywania alkoholu, a więc pochwała trunków może mieć na celu obrazę imigrantów i zniechęcenie ich do napływu do nszego kraju.
    Na zdrowie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej jest to zachęta do uciechy ostatnimi dniami wolności. Choć wydaje mi się, że pod tym pojęciem kryje się zupełnie inne znaczenie dla Ciebie i dla mnie.

      Usuń
  5. Bardzo lubię czarne porzeczki same, bez przeróbki. Ewentualnie w postaci galaretki, ale to fura roboty, bo trzeba je przetrzeć przez sitko, by się pestek pozbyć. Dojrzałam do zakupu domowej maszynki do produkcji lodów. Już nawet upatrzyłam model, za całe 158 zł. Zażyczę ją sobie "pod choinkę", ale z dostawą natychmiastową. I przeszkolę męża by ją obsługiwał. Bo on ogromny łasuch jest.Więc by sie nie pasł kupnymi lodami, w których króluje tuczący syrop fruktozowy, bedzie sam sobie robił lody. No ja czasem tez coś zrobię, np. "melonowe" lub "orzechowo-kawowe".
    Co do nalewki- Ty robisz zupełnie inną technologią niż ja- u mnie zaczyna się od nalania spirytusu na surowe owoce i wtedy dość prosto jest doświadczalnie dobrać ilość cukru.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ja też nalewam spirytus na surowe owoce. Nie widzę tutaj różnicy. Problem w tym, że nie wiem, ile tych owoców tam było.
      A co do lodów - na jednym z blogów, zdaje się u Knezia, przeczytałem świetny sposób na ukręcenie pysznych, domowych lodów, bez żadnej maszynki - tylko dwie miseczki, albo dwa garnki, mikser, lód i trochę soli. Chyba wypróbuję.

      Usuń
    2. Bo ja zalewam spirytusem z lekka poharatane porzeczki. A potem, gdy już mam ten porzeczkowo - spirytusowy "eleksir" gotuję syrop (jak na syrop to mało słodki) i dolewam go do "eliksiru", dozując ilość "doświadczalnie".
      Paćkę porzeczkowo-spirytusową przecieram przez sitko, dodaję do niej cukier (też metodą doświadczalną),
      pasteryzuję i używam do wypieków typu "rożki z ciasta francuskiego" nadziewane "dżemem". Z lenistwa ciasto francuskie surowe nabywam gotowe.
      Lody w domu można zrobić i bez maszynki a nawet bez dwóch miseczek czy garnków, tylko trzeba je co godzinę wyjmować z zamrażalnika i mieszać. A jeszcze lepiej co pół godziny je mieszać.
      Miłego, ;)

      Usuń
  6. Smorodinówka jest zbyt poważną sprawą, by się tutaj w razie niepowodzenia na niewiasty zdawać, bo nam wówczas ostanie tylko jakaś księżycówka (ma się rozumieć z legalnego źródła:)... Nawiasem, to coraz częściej mi przychodzi za Kneziem powtarzać, że dobra nalewka jest zbyt poważną sprawą, by ufać spirytusowi nieznanego pochodzenia (czytaj: sklepowemu...:)
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biorąc pod uwagę stopień korupcji w Rzeczypospolitej, coraz mniejsze ma człowiek zaufanie do sklepowego polihumorku, a coraz większe do źródeł wypróbowanych, które nigdy nie zawiodły ;)

      Usuń
  7. aha... czaję istotę tej technologii...
    jasne, że nie ma co się trzymać dokładnie proporcji... intuicja rulez...
    a owocki na deser... po kolacji, ale gdy dzieci pójdą już spać, by im oszczędzić widoku... jedna łyżeczka, druga łyżeczka.. nasta łyżeczka... wreszcie micha pusta... zuch chłopak!...
    - ty coś piłeś?...
    - nie, jadłem...
    - ale małe ziemniaczki to nie były chyba?...
    - bo.. bob.. bby... była aka...kakademia...
    - chyba kaka demona...
    /ostatnie słowa miały już charakter monologu z braku obecnego duchem partnera do dialogu/...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Próbowałem - nie nadają się. Co innego wiśnie! O, te to bardzo się nadają! Nadają się jak diabli!
      Tylko zawsze po takiej kolacji śni mi się wojna i że mnie SS-manni gonią...

      Usuń
    2. wiśnie są już kultowe, nawet drób na wsi o tym wie... natomiast czasem praktykuję produkcję prostej, banalnej cytrynówki, typu biała wódka plus skórki od cytryny, nieco pieprzu i cukier /tu już manewry dowolne/... kiedyś pustą butelkę /z przemacerowanymi skórkami/ się wyrzucało, ale kiedyś kilka wytrząsnąłem i dodałem do herbaty... narkotycznego działania zero, bo stężenie narkotyku homeopatyczne /i nic w tym dziwnego/, ale smakowo owszem, owszem...

      Usuń
  8. z tym słodkim to rzeczywiście musi być coś na rzeczy, bo i u mnie się ta zasada sprawdza - mój Luby się wręcz śmieje, że przynajmniej mu upichconych żeberek nie wyjem :)
    Zazdroszczę posmakowania takich swojskich lodów... Niestety nigdy nie miałam okazji nawet jako dziecko, choć dzieciństwo spędziłam na wsi... Kapitalistyczna zasada maksymalizacji zysków w tamtejszych lodziarniach zawitała wcześniej niż moja słodkolubna persona. Ale co pojadłam z krzaczka, to moje ;)
    Najbardziej mi smakowały jednak nie czarne, a białe porzeczki. Jadłeś je kiedyś? Próbowałeś z nich robić alkoholowe trunki?

    OdpowiedzUsuń
  9. Nalewek też nie lubię ;p z czarnych porzeczek lubię te czerwone ;p

    OdpowiedzUsuń