Jakie mieliśmy lato tego roku, wiemy wszyscy. Jeśli zagląda tu ktoś z innej strefy klimatycznej, to informuję, że mieliśmy afrykańskie upały i takież opady - to znaczy, prawie żadne. Wszystko wyschło na wiór.
Gdy wróciłem z urlopu, spalony na brąz, postanowiłem pojechać na działkę, zobaczyć, czy jest tam co jeszcze ratować. Powoli, bo Bolidupka wciąż trzymała mnie za pośladek, popedałowałem tych kilka kilometrów i stanąłem na swoich włościach.
Nawet chwasty zmarniały!
Popatrzyłem na to, co kiedyś było trawnikiem. Popatrzyłem na gołą ziemię, która kiedyś była grządkami z warzywami. Popatrzyłem na suche badyle, sterczące z ziemi - niegdyś krzaczki pomidorowe. Na puste radlonki, gdzie kiedyś posadziłem ziemniaki. Na wypalony słońcem majeranek, na suche pędy fasoli, na których nawet nie zdążyły zawiązać się strąki, na krzewy malin, na których nie było ani jednego owocu...
Mój ogródek znajduje się na wzniesieniu. Do tej pory byłem z tego zadowolony, bowiem nasze ogródki znajdują się na terenie, który dawno temu pokrywały bagna i widać nie do końca jeszcze teren zdołał przyjąć do wiadomości, że został osuszony. Rok w rok sąsiedzi narzekali na stojącą wodę i gnijące uprawy, a jedynie u mnie większość się udawała. W tym roku było odwrotnie - u nich chociaż chwasty przetrwały, u mnie wszystko zaczęło chrzęścić pod stopami. Na początku jeszcze próbowałem podlewać, ale posucha była także w kranie. Ciśnienie wody było niższe niż atmosferyczne i wąż po odkręceniu zasysał powietrze. Trzeba by było przyjechać w nocy, żeby z niego wydobyć choć kroplę.
Nie uratowałem nic. Jedynie zadomowiło mi się tam para wielbłądów, osiołek, kilka skorpionów , żmija pustynna i jakaś arabska rodzina, która jednak nie chciała zamieszkać w altance, zadowalając się namiotem. W międzyczasie ktoś obok ławki zaczął mi wznosić sporego Sfinksa, ale z niewiadomych powodów przerwał pracę. A potem jeszcze przyszły wichry.
Mój ogródek wygląda jak po przejściu najpierw Wehrmachtu, a potem pogonieniu ich przez Armię Czerwoną - jałowa pustynia, połamane gałęzie, poprzewracane pergole. W tym roku nie ma nawet za co się brać. Pielęgnację zacznę dopiero w przyszłym. Teraz postanowiłem jedynie przekopać to wszystko na zimę. Co więcej mogę zrobić.
Jak tylko Bolidupka się na mnie obrazi i pójdzie sobie precz.
I tylko żal, że tyle roboty człowiek w to wszystko włożył, a tu wszystko w ruinie.
To amelinium, tego nie pomalujesz. Co poradzić, natura zrobiła co zrobiła i pozostaje się z tym pogodzić.
OdpowiedzUsuńPół godziny temu wysłałem 20 aluminiowych wyrobów do malowania, więc proszę mi tu nie wciskać fałszywych informacji.
UsuńWiem, muszę się z tym pogodzić. Na szczęście wczoraj stwierdziłem, że winogrono jednak ocalało. Te krzewy mają korzenie, sięgające pokładów głębinowych, więc są na suszę dość odporne.
https://www.youtube.com/watch?v=u-ZarTwE64c
UsuńJak masz farbę ameliniową, to pomalujesz. Przypomniałeś mi film "Spacer w chmurach", w którym spłonęła cała plantacja winorośli. Wszyscy zrozpaczeni, a na końcu okazało się, że co prawda spłonęły krzaki, ale uchowały się korzenie i jednak winnica przetrwa.
Taka dygresja.
Wiem, oczywiście, skąd wzięło się "amelinium". Wszyscy chyba znają ten filmik. Jest to wspaniały materiał dla psychologów i socjologów - niech spróbują zgadnąć, dlaczego akurat to stało się hitem internetu.
UsuńNie wiem, ile jest prawdy w "Spacerze...", ale faktem jest, że winorośl po to właśnie sadzi się tak gęsto, aby skierować ich korzenie wgłąb ziemi. Potrafią je zapuścić kilkadziesiąt metrów pod ziemię i sięgnąć głębokich pokładów mineralnych, co ma wpływ na ich smak. Stąd właśnie prawdziwi znawcy potrafią rozpoznać nie tylko gatunek, ale też region, miejscowość, plantację i ile lat ma najmłodsza córka właściciela winnicy.
Znam jednak inną roślinę, której pożar nie szkodzi, a wręcz pomaga, likwidując konkurencję. Jest nią trawa.
I się dziwić ,że uciekinierzy nie chcą w Polsce - ta przecież uciekają od upałów piasków itp a tu niespodzianka ...to samo mają ...
OdpowiedzUsuńI jeszcze sezon na kaczki się rozpoczął, więc słychać w pobliżu strzały. Jak w domu!
UsuńJa codziennie spędzałem upojną godzinę z wężem do podlewania, ale i tak straciłem kilka świerków i tuj. Na razie nie myślę o instalacji do automatycznego podlewania, bo za dużo kopię w różnych miejscach i uszkadzałbym podziemne rury.
OdpowiedzUsuńU Ciebie przynajmniej widok na działce jest romantyczny...
Jeśli pustynia może być romantyczna, to jak najbardziej. Nie miałbym nic przeciwko jakiejś seksownej fatamorganie, ale jak na razie mi się nie pokazała.
UsuńCo ja by, dał, żeby mi mój świerk usechł! Ale nie chce, dziad!
stawiaj szybko mur, bo Ci uchodźców dokwaterują :)...
OdpowiedzUsuńI dobrze, niech mi tam pilnują działki przed złodziejami. Trzy razy mnie już okradli. Kiedyś opędzlowali mi całą altankę - zabrali nawet moje lekarstwa przeciwko alergii! A jak zobaczą tam talibów, którzy za kradzież obcinają ręce, zastanowią się trzy razy.
UsuńZ talibami jest ten problem, że oni pilnują w specyficzny sposób, który na naszych ziemiach stosowała Armia Czerwona. Ale jeżeli dogadasz się ze zwykłym uchodźcą, to kto wie, może nie będzie obcinania rąk, ale ginąć nic nie powinno.
UsuńDobry pomysł. Obawiam się jednak, że gdy przyjdzie przymrozek, już ich tam nie znajdę., I trudno się dziwić. Tam stoi tylko lekka altanka, nieogrzewana, a działka na wzniesieniu - więc wiać tam potrafi.
Usuńi dlatego nie jestem ani działkowcem, ani innym ogródkowcem, bo jak nie susza, to potop, ciągle klęski ... :)))))
OdpowiedzUsuńuważaj na wielbłądy, one podobno plują... :))))))
To trochę tak, jakbym ja powiedział, że się nie myję. A, bo to człowiek wiecznie się poci, brudzi, a potem od nowa musi zużywać mydło, wodę, ręcznik się wyciera. Po co?
UsuńNo tak, mnie też by nie ucieszyło zmarnowanie mojej pracy. Przyjdzie jeszcze lepszy czas.
OdpowiedzUsuńTutaj sam jestem sobie trochę winien. Działka nie zdziczałaby, gdyby nie moja choroba, która mocno ograniczyła moją sprawność fizyczną. Jeszcze mnie, franca jedna, nie puściła, choć jest już o wiele lepiej.
UsuńPo powrocie z wakacji miałam w ogródku podobnie. Na szczęście w czasie mojej nieobecności mama dała radę podlewać chociaż krzewy, w tych miejscach ocalało nawet trochę trawnika. W innych - wysuszony step i resztki perzu.
OdpowiedzUsuńDopiero w ostatnich dniach trochę popadało i trawa zaczyna się odbijać.
Moja mama ma działkę położoną też w niżach, u niej uprawy się udały, ale pewnie dlatego, że tam też trochę podlewała.
Mam nadzieję, że Bolidupka już niedługo pozostanie jedynie sennym koszmarem!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że do jesieni przejdzie, bo przecież trzeba to wszystko przekopać na zimę. Niestety, ustępowanie bólu zwolniło i teraz utrzymuje się na stałym poziomie.
UsuńFizjoterapeuta - jak już pisałam! Bez tego będzie dłużej bolało albo już zawsze...
UsuńNa szczęście nie posiadam żadnej działki, zaprzestałam nawet sadzenia kwiatów koło domu, bo mi "słoiki" wysypywali zawartość swych popielniczek wprost w kwiatowy klomb.Wszędzie właściwie w Europie jest sucho, ponoć Europa stepowieje.Znajoma Ukrainka, która mieszka w okolicach dawnego Stanisławowa opowiadała, że u nich wszystko spieczone, owoce o połowę mniejsze niż zawsze a winogrona zamieniły się samoistnie w rodzynki nim zdążyły dobrze dojrzeć i są to bardzo kwaśne rodzynki.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Powiedz sobie, że w tym roku po prostu dajesz ziemi odpocząć. :)
OdpowiedzUsuńNitagerze, ja spodziewam się pobojowiska ale wiosną, gdy będzie remont bloku :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam jesiennie cieplutko :)
dobry wpis, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŁadnie to wygląda.
OdpowiedzUsuń