Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


czwartek, 16 lipca 2015

Co się ze mną działo - cz. II

     Następnego dnia była niedziela. Wyspałem się, zjadłem śniadanie i napiłem się kawy. Aż chciało się żyć!
   
     Potem stosunki między życiem i mną trochę się popsuły, bo słońce znów zaczęło prażyć, a mnie czekała ciężka praca. W pokoju od południa. Na ostatnim piętrze. Bez klimy…
   
     Zaopatrzyłem się w dobrze schłodzoną wodę mineralną, drabinę, przedłużacz, lampę, plastikową kostkę do papieru ściernego i sam papier. Przede mną lśniła bielą świeżo wygipsowana ściana. W zasadzie półtorej ściany – tak, jak sięgała tapeta, w okolicach łóżka, wciąż jeszcze piętrowego.
   
     Podłączyłem lampę i przystawiłem ją do ściany. Ten sposób odkryłem dawno temu, gdy na posadzkę z lastriko spadł mi jakiś cenny drobiazg – zdaje się, była to część od modelu samolotu. Stosując ostre boczne oświetlenie, można zauważyć wszelkie nierówności, bowiem rzucają one wyraźne cienie. Zauważyliście, kiedy najlepiej widać kratery na Księżycu? Wtedy, gdy świeci jedynie jego połowa - bo wtedy właśnie Słońce oświetla do z boku.
   
     Przy ostrym oświetleniu, ściana nie była już wcale taka równa. Zaczęła przypominać zaorane pole, gdzieniegdzie podtopione, w innym miejscu pobuchtowane przez dziki, w jeszcze innym gospodarz odkładał kamienie na kupę. Zaczęło się szlifowanie. Mordercza to była robota. Każdy łyk wody, który pociągałem sobie od czasu do czasu, momentalnie wędrował na czoło, w postaci potu. Przypuszczam, że woda omijała żołądek, żeby nie tracić czasu i wprost z ust wędrowała do skóry. A jak tryskała! Ciśnienie miałem lepsze niż w kranie, choć w mieszkaniu na czwartym piętrze nie jest to wielkie osiągnięcie. W ciągu godziny spaliłem zapas kalorii na cały dzień, wypociłem dwa wiadra potu i cały pokój pokryłem równiutko białym jak śnieg, gipsowym pyłem. Gdy wylazłem z pokoju, Koleżanka Małżonka przestraszyła się. Ja się nie dziwię, też bym się przestraszył, gdyby do pokoju, ni z gruszki, niż pietruszki wlazła mi rzeźba! Pot, zmieszany z gipsem, sprawił, że jako żywo przypominałem Dawida, autorstwa Michała Anioła. Może tylko proporcje ciała były trochę inne, trochę mniej zbliżone do ideału. Odrobinę. No, i miałem na sobie spodenki!
   
     Odkurzanie, zmywanie, znowu odkurzanie, znowu zmywanie, aż wreszcie pomieszczenie zostało doprowadzone do stanu, w którym nie groziła już z niego dalsza ekspansja gipsu. Czas na malowanie.
   
     To akurat poszło szybko i sprawnie. Wprawdzie nie mogłem pomalować od razu całego pokoju, tylko musiałem to robić fragmentami, ale i tak wyszło nieźle. Co pomalowałem jakiś fragment, przesuwałem tam meble, odsłaniając kolejny. Dwa dni mi wystarczyły na dwukrotne pomalowanie pokoju dwiema, cienkimi warstwami emulsji, o pięknym słonecznym kolorze.
   
     W środę przyszedł czas na sufit.
   
     Gdy pomalowałem go po raz pierwszy, był lekko żółty. Wyszorowałem wałek dokładnie.
   
     Za drugim razem pokrył się śnieżnobiałą bielą. Ja też. Chcąc sobie ułatwić robotę, nadziałem wałek na kij od miotły i malowałem, stojąc na podłodze. Ale teraz już nie robią takich kijów, jak kiedyś. W pewnym momencie usłyszałem trzask i świeżo namoczony wałek spadł prosto na mnie. Z siwizną było mi do twarzy…
   
     Resztę odłożyłem na dalsze popołudnia. Trochę pracy jeszcze mi zostało. Z tych mebli, które miałem, musiałem skomponować wyposażenie pokoju i zmieścić ich tutaj jak najwięcej. Znów zacząłem medytować i powtarzać mantrę: „Ommmm-gdzie jest miarka? Ommmm-gdzie jest miarka? Ommmmm-gdzie jest ta cholerna miarka?”.
   
     Mierzyłem, mierzyłem i wymierzyłem.
   
     Biurka zmieszczą się oba, jeśli tylko staną obok siebie. To dobrze, bo chłopcy trzymają tam swoje szpargały. Byłoby niesprawiedliwie, gdyby jeden miał swoje miejsce, a drugi nie. Zatem szafa powędruje na przeciwległą ścianę, a obok niej zmieści się mebel, zwany kominkiem. Pozostał jeszcze jeden mebel. Składał się z pojemnej podstawki i wąskiej, wysokiej nadstawki z półkami.
   
     Zmarszczyłem brwi.
   
     Pomysł trochę marudził, bo pewnie patrzył akurat w inną stronę, ale w końcu dostrzegł moje marsowe oblicze, westchnął cicho, zaklął pod nosem, mruknął coś o „chwili spokoju”, której ponoć nie ma i powlókł się w moją stronę.
   
     - Możesz się chociaż pochylić? – warknął. – Nie dość, że jestem na każde zawołanie, to jeszcze mi się wspinać każą.
   
     Uznałem za stosowne zaprotestować.
   
     - Oj, nie zmęczysz się ani w połowie tak jak ja!
   
     - Fakt – mruknął Pomysł. – Wysoko to tu nie jest…
   
     Nie dał mi jednak okazji do ciętej riposty, bo wgramolił mi się na głowę, odchylił czerep, zajrzał do czaszki, trochę powydziwiał na to, co tam zobaczył, ale w końcu jednak wtarabanił mi się do głowy, z hukiem zamykając nad sobą właz.
   
     - Szerokość podstawki jest taka sama, jak szafy – dyktował Pomysł, sennym i znudzonym głosem. – Jest o centymetr za wysoka, ale jak się upier…
   
     - Bez wyrazów, proszę! - podniosłem palec w górę. - Tu są kobiety!
   
     Rozejrzał się po moich myślach i przyznał mi rację. Roiło się tam od bosych, półnagich Kreolek, spacerujących wdzięcznie po piaszczystych plażach Tortugi.
   
     - No więc, uciachasz trochę nogi podstawce, ze dwa centymetry i możesz dać ją na szafę. Będzie głupio wyglądać, ale przynajmniej będzie gdzie wsadzić te graty. A nadstawkę trzeba uciąć w tym miejscu, gdzie kończą się półki i z tego co zostanie, zrobić szafkę wiszącą. Może wisieć nad łóżkiem. Tylko kup porządne haki!
   
     Z radości otworzyłem sobie zimne piwo. To jest Pomysł! Uratuję prawie wszystkie szafki! Odejdą tylko dwie półki.
   
     A potem mina mi zrzedła, bo przypomniałem sobie, że wiercenie w betonie tonie zadanie dla mojej biednej wiertarki.
   
     Ale od czego jest szwagier? Nie żeby miał, ale na pewno załatwi…
   
     W każdym razie, na dziś koniec roboty. Reszta jutro. Do soboty chyba się wyrobię.
   
     C.D.N.

22 komentarze:

  1. chcesz powiedzieć, że zagipsowałeś i pomalowałeś, a teraz będziesz wiercił z udarem?... hmmmm....
    poza tym, zaintrygowało mnie połączenie kija od miotły z wałkiem, gdyż ja przy malowaniu sufitu, używałam wałka na teleskopowym oryginalnym kiju ... ale co ja tam wiem, kobietą jestem... :))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli kogoś stać na takie luksusy, jak wałki z teleskopowym kijem, miernikiem grubości warstwy farby, wskaźnikiem stopnia nasiąknięcia, sztucznym horyzontem, żeby równo trzymać, licznikiem obrotów, przystawką głośnomówiącą, powtarzającą komendy "W dół! W górę!", czy elektrycznym napędem, żeby się nie zmęczyć, to proszę bardzo, niech z nich korzysta. Ja wyciągnąłem takie narzędzie, jakie miałem i zmodyfikowałem we własnym zakresie. A że za silny jestem - wina Tuska, bo pobudował te siłownie pod chmurką!

      Usuń
    2. czy Ty mi tu wytykasz zasobność mojego portfela?... :))))))
      a komendy, przy malowaniu sufitu, to akurat "W przód! W tył!".. :)))))))

      Usuń
    3. Ty Ty masz osobny wałek do ścian i osobny do sufitu? Nie, no szacun, ja widzę, że za cienki Bolek jestem, żeby w ogóle na ten temat dyskutować. Wynorałem z piwnicy wałek, który 15 lat temu kupiłem do malowania ścian w Starym Domu i nawet nie miałem pojęcia, że tu już zaszła tak daleko idąca specjalizacja.

      Usuń
    4. spoko, jak czegoś nie będziesz wiedział, śmiało pytaj, odpowiem na wszystkie pytania ... ;)))))

      Usuń
    5. Zaczniemy od wymiarów...

      Usuń
    6. no więc, wałek ma ok. 30 cm, a kij, po wysunięciu na pełną długość, zdaje się, 1,5 m ... :)))))

      Usuń
    7. Zanotowałem. Potrzebne mi jeszcze gabaryty tego urządzenia, co tym porusza, żeby dokonać prawidłowego montażu.

      Usuń
    8. a to już może lepiej, jak to młodzi mówią, na priv, bo to informacje zastrzeżone ... :)))))))

      Usuń
    9. Może być. Jakiś rysunek poglądowy załączysz? ;)

      Usuń
    10. a tak dokładnie ma być rozrysowane, czy może być tak bardziej ogólnie? ... bo mam jakieś rysunki wykonane przez Młodych w czasach przedszkolnych... potem jakoś nikt nie rysował, dziwne.... ;)

      Usuń
    11. Standardowo powinien być rysunek, przedstawiający urządzenie w dwóch, albo trzech rzutach, bez opakowania, z zaznaczonymi podstawowymi wymiarami - gabaryty i wymiary montażowe - oraz dodana instrukcja użytkowania i zasady bezpieczeństwa.
      A na końcu zasady udzielania gwarancji.
      Rysunek w przekroju nie jest wymagany - producent ma prawo do swoich sekretów ;)

      Usuń
  2. A ja tam zaczynam malowanie od sufitu.
    Co jest że z wiekiem tak trudno pozbyć się nam gratów z domu, chociaż moja żona nie ma z tym problemu.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też chciałem, ale póki co nie było dostępu, więc zacząłem od tego miejsca, do którego mogłem sięgnąć. Koleżanka Małżonka tez nie ma problemu z pozbywaniem się starych ciuchów. Czasami odnoszę wrażenie, że wszystkie są jednorazowego użytku. Może czas już, żeby zacząć kupować ciuchy papierowe? Raz założy, potem zedrze i wyrzuci. I taniej i na proszku do prania się zaoszczędzi. I jaka przyjemność ze zdzierania, gdy Eros zacznie domagać się swoich praw!

      Usuń
  3. Nie żebym krytykowała, ale wpierw się wszystko mierzy i wykuwa dziury i wbija haki a potem się kupuje coś o nazwie gładz i wyrównuje się powierzchnię ścian. Potem się maluje sufit, a na końcu ściany. Zapomniałam jeszcze o jednym- jeśli się nie chce ruszać podłogi to trzeba kupić malarską folie podłogową.
    Te małe metraże są wielce denerwujące, bo tak naprawdę teraz niewiele gotowych mebli mieści się w nich. A meble robione na wymiar, czyli na zamówienie są niemal w cenie złota. Najbardziej mnie ubawił producent, który za szafkę o wym.(w.sz.gł)160,160,40 cm z jedną półką zażyczył sobie 4.200 zł. Ze śmiechu omal nie umarłam. Z rozpaczy udało mi się zakupić do kuchni całkiem fajny komplet za 2.500zł.
    Uważaj, rzezba Dawida to moja ulubiona:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już dadzą mi wyremontować Wersal, to będę o tym pamiętał ;) Póki co remontuję bunkier o betonowych ścianach, w którym nie robi różnicy, czy otwory wierci się przed, czy po. Poza tym, uwierz mi, kołki bardzo przeszkadzają w wygładzaniu - przynajmniej takiemu niedouczonemu amatorowi, jak mnie. Sufit niestety był poza moim zasięgiem, dopóki meble zgromadziłem z jednej strony. Też zwykle maluje najpierw sufit, ale tym razem nie dało rady, bo trzebaby przesuwać meble nie dwa, a cztery razy. Nie dość, że ciężkie, to jeszcze z płyty wiórowej - każde przesunięcie grozi ich zniszczeniem.
      A folię malarską zastosowałem tylko raz jeden w życiu i nigdy więcej. Wolę na bieżąco używać szmaty, niż plątać się w tym tałatajstwie. Co człowiek drabinę przesunie, to dziura w folii, Potem się noga w tym zaplącze. Potem żona otworzy drzwi i przeciąg gwałtownie unosi całą folię i rzuca ją prosto na mnie. Nie, to kiepski wynalazek!

      Usuń
    2. Folia podłogowa nie unosi sie z podłogi z powodu przeciągu, jest gruba.

      Usuń
  4. @Nitager,
    Po pierwsze: Następnym razem do malowania załóż jakieś gustowne nakrycie głowy. Idą proletariackie czasy (jeśli wierzyć sondażom), więc może to być leninówka, choć ja bym sugerował, byś się poczuł jak Axl Rose w godzinach sławy i założył czerwoną apaszkę. Wiem, wiem, wolisz Slasha, lecz jego cylinder zdaje się być zbyt ekstrawagancki do tej roboty. No i Kreolki z Tortugi- niekoniecznie znają się na gitarze, a wokal wszędzie jest w cenie, więc rozważ to w swych myślach.
    Podrugie: Gdybyś miał jeszcze kiedyś udawać rzeźbę Michała Anioła- zawsze, absolutnie zawsze noś spodenki, bo nie dość że idą czasy proletariackie, to jeszcze będą to czasy "wysokiej moralności" i ktoś (papież, czy "któś") może kazać domalować spodenki wszystkim mężczyznom, którzy ich nie posiadają, a że w Polsce nie papież, lecz sam nadpapież w trzech osobach Rydzyka, Kaczyńskiego i Terlikowskiego moralność wyznaczają, to i mogą kazać odłupać odsłonięte narządy. Także z tymi spodenkami pomysł przedni,nie rezygnuj z nich przez przypadek.
    Co do Pomysła, do mnie też się strasznie guzdrze, zanim się wreszcie wgramoli i zajmie wygodną pozycję między uszami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałem cylinder, ale trochę za mały. Mój starszy syn kiedyś dostał w prezencie zestaw "Małego Magika" i zaczarował wszystko dookoła. Zresztą, przecież napisałem, że z siwizną mi do twarzy. Przyznam Ci się, że ja już chciałbym posiwieć - w moim wieku to nawet wskazane. Przynajmniej nie mieliby mnie za pustaka, farbującego włosy.
      Spodenki miałem, choć upał był taki, że chciałem je zdjąć. Tylko pokój od południa, oświetlony jak scena w operze, okna otwarte, bo przy zamkniętych w ogóle nie dało się wytrzymać - a naprzeciwko stoi taki sam blok jak mój. I ma tyle samo okien. A w każdym oknie jakaś głowa. Jakoś mi tak niezręcznie było. Gdybym jeszcze przypominał Dawida - ale on nie dość, że chudzinka był, to jeszcze dwa do trzech razy mniej lat niż ja. A lata dziś nie są w cenie, oj nie są...

      Usuń
  5. Polecam sprawić sobie pas narzędziowy i szczerze się z nim zaprzyjaźnić...:)) Skończy się poszukiwanie miarki:)
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W taki upał? Wykluczone! Nawet w cienkich, płóciennych spodenkach było mi za gorąco. Miałbym jeszcze zakładać szeroki i nieprzepuszczający powietrza pas? I to jeszcze spiąć trzeba go mocno, bo trochę waży. Nie, nie dałbym rady.

      Usuń
  6. Byłeś po prostu Glinoludem!!! trzeba było się nie myć, tylko od razu na Gliniadę do Bolesławca ;p
    dobrze, że ten pomysł Ci się trafił. zapomniał tylko dodać, że przyniósł też ze sobą Ryzyko. półka nad łóżkiem bowiem bardzo lubi dawać budzącemu się w łeb... ;)

    OdpowiedzUsuń