Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


poniedziałek, 18 maja 2015

Terapia narzekaniowa - część kolejna, już nie pamiętam, która


     UWAGA:
     Ten wpis może obrażać uczucia religijne. Czujesz się katolikiem – nie czytaj!
     Żeby nie było, że nie ostrzegałem.
     
     
     Dla chłopca było to ważne wydarzenie. A ja uwielbiam tego przesympatycznego szkraba. Więc, gdy zaprosił mnie na swoją komunię, odpowiedź mogła być tylko jedna: oczywiście, że będę!
     
     To tak tytułem wstępu, abyście wiedzieli, dlaczego polazłem do kościoła, choć ani mnie to miejsce nie pociąga, ani ksiądz i wierni za mną nie tęsknią. Nie mogę obwiniać nikogo, bo poszedłem sam, z własnej woli, w dodatku spodziewając się, co mnie czeka. Ale jest akcja, musi być reakcja. Skoro cierpiałem z nudów, mam prawo ponarzekać sobie na blogu. Bo sam sobie to prawo dałem.
     
     Dla kogoś, kto do kościoła przyszedł się pomodlić, wysłuchać kazania, dopełnić obrzędów, półtorej godziny to wcale nie jest długo. Ale dla mnie to była wieczność. Jestem z natury raczej niecierpliwy. W dodatku wciąż narzekam na brak czasu. Dlatego też strata tego czasu, w postaci stania pod kościołem (do środka wejść się nie dało), nie mogła budzić mojego entuzjazmu. Całe szczęście, że kilka kilometrów dalej znajduje się aeroklub, a ładna pogoda umożliwiała loty. Co jakiś czas między drzewami pojawiał się samolot, wynoszący spadochroniarzy. Miałem więc na co sobie popatrzeć.
     
     Religia jest trochę jak seks. Gdy człowiek był mały i hormony w nim nie buzowały, seks mógł wydać mu się czymś obrzydliwym. Aby dostrzec jego piękno i poczuć chęć, konieczny jest testosteron. Z religią jest podobnie: dla człowieka niewierzącego, niemal każde słowo księdza to jedna wielka bzdura. Aby ujrzeć w tych farmazonach jakikolwiek sens, konieczna jest wiara. Gdy jej nie ma, nie da się dostrzec sensu, nie ma w tym żadnego przesłania, upojenia, ani nie wywoła to u człowieka żadnej głębszej refleksji. To czysta strata czasu. Słowa te kieruję do żon, które upierają się, aby niewierzący małżonkowie towarzyszyli im w kościele (Ania, słyszysz?). Człowiek albo nudzi się jak mops i nieustannie spogląda na zegarek, w nadziei, że czas przyspieszy, albo wręcz denerwują go treści, płynące z ambony.
     
     Ja postanowiłem przeczekać po cichu i znaleźć sobie jakąś rozrywkę. Ponieważ moje oczy są bardzo wrażliwe na ostre światło, a słoneczko wtedy nie leniuchowało, przystanąłem w cieniu, przy gablotce z ogłoszeniami. Tam wisiał plakat, przestrzegający katolików przed satanistycznymi symbolami, jakie niektórym ludziom zdarza się nosić na szyi, czy koszulce. Czytałem to i kręciłem głową z niedowierzaniem. Znak Jing-jang jest satanistyczny? Co on ma wspólnego z jakąkolwiek religią monoteistyczną, w której ów demon występuje? Oko Horusa także? Przecież to zwykły hieroglif!  Albo pospolita pacyfka, noszona przez hippisowską młodzież na całym świecie? Plakat nie pozostawiał wątpliwości. Każdy, kto nosi te znaki, naraża się na wściekły atak Szatana.
     
     Wierzyć mi się nie chciało. Owszem, są to znaki obce, przybyłe z obcych kultur, nie zawsze ich symbolika jest dla nas zrozumiała. Ale wrzucać je wszystkie do jednego worka i przypisywać Szatanowi, to już trąci średniowieczem, kiedy to lud przypisywał mu wszystko, czego nie był w stanie pojąć. Dowodem konszachtów z tym małodobrym duchem mogło być absolutnie wszystko – od pieprzyka pod pachą, do powodzenia w interesach. Na stos można było trafić za znajomość i stosowanie ziołolecznictwa, za to, że sąsiadce skisło mleko, albo za to, że los obdarzył urodą, przyciągającą partnerów. Z niedowierzaniem, ale i rezygnacją przyjąłem do wiadomości fakt, że w ludzkiej świadomości niewiele się od tamtego czasu zmieniło. 
     
     Co ciekawe, runiczna litera „S” również jest znakiem Szatana, ponieważ ten symbol nosili członkowie miały nazistowskich oddziałów, niosących śmierć. Tak tam napisano. O tym, że to znak nieporównanie starszy niż nazizm, plakat milczał. Czy zgodnie z tą logiką, jeśli założę organizację przestępczą i za logo wybiorę sobie chrześcijański krzyż, po czym dokonam zbrodni, wówczas krzyż stanie się symbolem Szatana? Przyznam, że mnie to zaciekawiło.
     
     Tak się zaczytałem, że przegapiłem część obrządku i sterczałem przy gablocie, choć powinno się klęknąć. No cóż, bywa, że głód wiedzy wygra z chrześcijańską gorliwością. Ale nawet do tego stopnia odgradzając się od treści, sączących się z głośnika, nie mogłem nie zauważyć pewnego zabawnego przekręcenia, jakie popełniali wszyscy, łącznie z księdzem, którzy dorwali się do mikrofonu – bo tych osób było więcej.
     
     Powiedziałem „więcej”? Powinienem był powiedzieć „wiełcej”, bo tak mówili parafianie. Na dzieci bowiem spłynął właśnie „duch świełty”, udzielono im „pierwszej komunii świełtej”, a wszystko to było „szczełściem niepojełtym”. Może tak się mówi w kościele, ale mnie ta maniera wydała się tak zabawna, że z trudem utrzymywałem powagę. Ot, wzięła mnie głupawka. W Korei Północnej zapewne już dawno zostałbym postawiony przed działem przeciwpancernym i rozstrzelany za tak karygodny brak powagi w „świełtym” miejscu, w dodatku podczas „mszy świełtej”. Zresztą, wzrok paru osób utwierdził mnie w przekonaniu, że gdyby tylko im na to pozwolono, nie musiałbym wcale jechać aż tak daleko.
     
     No, ale nic nie trwa wiecznie. Na szczęście, msza „świełta” się skończyła i można było rozpocząć marsz w stronę parkingu, aby dojechać na dalszy, już świecki ciąg uroczystości.


14 komentarzy:

  1. niewiele się w świadomości zmieniło?... ja uważam, że kościół świadomie zaczyna wpychać swoich wyznawców w mroki średniowiecza, bo wtedy się łatwiej "ciemnym ludem" rządziło... a teraz?.. wszystko takie mądre, na internetach wychowane, więc... czemu nie spróbować od "doopy" strony?... najgorsze jest to, że to znajduje zrozumienie u gorliwych wyznawców...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Młodzież, gdy to czyta, pęka ze śmiechu. Ale nietrudno mi sobie wyobrazić "posępne starsze panie", jak bluzgają w kierunku kogoś, kto na szyi nosi pacyfkę, bo Kościół uznał ją za bluźnierczą. To znaczek nowożytny, symbolizujący rozbrojenie nuklearne, wzorowany na marynarskim semaforze - nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek religią, demonami, czy okultyzmem.

      Usuń
  2. No i fajnie, jak się wreszcie dorwę do koralików to zrobię kolejną zawieszkę z "okiem Horusa", a do tego "dłoń Fatimy" i znak Słońca.
    Może i z rozpędu "oko proroka". Do kościoła i tak nie chodzę, a po moim expose wygłoszonym przed laty w trakcie wizyty księdza "po kolędzie", która to odbywała się w maju - jestem na czarnej liście i wprowadzono w parafii zapisy na wizytę duszpasterską i nikt nie przychodzi bez zapowiedzi. A tak ogólnie jestem przerażona działalnością "duszpasterstwa polskiego" - byłoby zdrowiej gdyby się do jakiejś konkretnej pracy wzięli (choćby do warzenia piwa lub
    robienia serów) a nie mącili ludziom w głowach.
    Miłego;)
    jeszcze mnie nie ma, dorwałam się tylko na chwilę do kompa. Co nałóg to nałóg.Wracam po 26 b.m.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie wrzuć foty - robisz takie rzeczy.
      Oko Horusa to całkiem efektowny symbol i gdyby użyto do nich niebieskich koralików, może wyglądać bardzo ładnie.

      Usuń
    2. Wcięło mi słowo "ładne". Miało być: robisz takie ładne rzeczy.

      Usuń
  3. Po raz pierwszy ulotkę sekty polsko- katolickiej (nie mogę tego nazwać Kościołem Katolickim, a dlaczego- o tym za chwilę) ostrzegającej przed "znakami szatana" zobaczyłem, a gdzieżby indziej na (Łysej) Jasnej Górze, która ostatnio wzbogaciła się o grób kawałka generała Błasika. Jako człowieka mieszkającego w Irlandii, gdzie chrześcijaństwo dotarło ponad 6 wieków wcześniej, niż do Polski, najbardziej wzburzyło mnie wmawianie, że "krzyż celtycki" jest znakiem nazistów. Każdy (wyjątki potwierdzają regułę) irlandzki katolik ma na grobie krzyż celtycki, zwłaszcza biskupi. I nasz porąbany kler, który zajmuje się szukaniem wrogów, znalazł sobie "wrogi symbol". Ja oczywiście zdaję sobie sprawę, że skini noszą wymalowany, wyszyty, wytatułowany bazgroł, będący daleko idącym uproszczeniem krzyża celtyckiego, ale słowo daję, że akurat krzyż celtycki w chrześcijaństwie jest obecny dłużej, niż chrześcijaństwo w Polsce.
    Dla mnie jest to koronny dowód, że sekta polsko- katolicka nie należy do Kościoła Rzymsko- Katolickiego, gdyż neguje, wrecz nazywa satanistycznym, jeden z najstarszych symboli chrześcijańskich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, krzyż celtycki również widniał na tym plakacie - nie mogło go zabraknąć.
      Później sprawdziłem jeszcze w necie inne symbole, bo nie wszystkie zapamiętałem. Najbardziej rozśmieszył mnie trójkąt, który wg pewnej katolickiej aktywistki, przyzywa demony. Już wiem, skąd ten znaczek na drzwiach męskiej toalety!

      Usuń
  4. taki plakat zobaczyłem kiedyś w pewnej przychodni lekarskiej...zabawne jest to, że samej przychodni nie mam nic do zarzucenia /jest tanio i fachowo/, mimo że jest ona pod kościelnym patronatem... jeszcze zabawniejsze jest, że autorzy plakatu pojęcia nie mają zielonego, co oznacza prezentowana symbolika, skąd się w ogóle wzięła w każdym z przypadków... ale czegóż można się spodziewać po ludziach, którzy mają jeszcze mniejsze pojęcie na temat własnych rytuałów... np. taka komunia, która w obecnej postaci jest obrzędem mitraickim ku czci Słońca i z dzieleniem się chlebem z kumplami przy stole nie ma nic wspólnego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwyczaj dzielenia się pokarmem stanowi obrzęd w wielu religiach, więc trudno mi powiedzieć, skąd wzięła się komunia. Historyczność Jezusa nie jest potwierdzona w 100%, ale jest bardzo prawdopodobne, że istniał naprawdę i mógł rzeczywiście ustanowić taki zwyczaj. Nie byłoby w tym nic dziwnego.
      Ale przyznaję, że nic dziwnego nie byłoby też w przejęciu obrzędów ku czci Mitry - skoro grotę też przejęto...

      Usuń
  5. Olśniewający postęp cywilizacji nie jest równoznaczny z wyższym rozwojem, czy poziomem umysłowym jednostek. W rozwoju genetycznym gatunku kilkaset lat nie znaczy nic. Od ludzi Średniowiecza różnimy się innym programem w szkole, czy odmiennym przesłaniem mediów, ale nie inteligencją. Religia odwołuje się do sfery pozanaukowej, do emocji więc nie ma powodów, ani możliwości aby dokonała skoku jakościowego jak nauki ścisłe i cywilizacja techniczna.

    A odnośnie zakazanych symboli. Należy nałożyć zarys tych symboli na zarys ciała ludzkiego. Dostęp szatanowi ułatwiają naturalne otwory ciała, których u kobiet jest o jeden więcej. Jeśli punkty węzłowe symboli pokrywają się z naturalnymi otworami ciała, oznacza to potencjalne zagrożenie. Oczywiście nie dla wszystkich, np. nie dla osób o wyższym poziomie świadomości, które np. doznały oświecenia czy objawienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postęp cywilizacji znacznie zmniejsza udział emocji w procesie poznania. Kiedyś piorun - znak boskiego gniewu - generował nieporównanie więcej emocji niż znane i naturalne zjawisko atmosferyczne. Nadal więc dziwi mnie fakt, że niektórzy ludzie w czasie burzy zapalają świece.
      Czy gdybyś wielokrotnie powtórzył jakiś eksperyment i za każdym razem osiągał ten sam wynik, przy czym wynik widziałbyś na własne oczy, czy czułbyś się zobowiązany w jakiś sposób, aby uznać ten wynik za prawdziwy? Bo widzisz, ja CODZIENNIE, ba, kilka razy dziennie (bywa, że kilkanaście), stojąc przy pisuarze, przekonuję się, że twierdzenie, jakoby kobieta miała o jeden otwór więcej, jest fałszywe. Zresztą, jeśli istota duchowa potrzebuje otworu, by wniknąć w ciało, to moim zdanie dowodzi to jedynie mocno ograniczonej wyobraźni "znawców" Szatana.

      Usuń
    2. przychodzi baba do lekarza:
      - przykro mi, ale ma pani nowotwór...
      - nowy otwór? to się mój stary ucieszy...
      - a jak ma imię?...
      - Szatan...

      Usuń
  6. Znalazłeś sobie nieodpowiedni rodzaj rozrywki na ten czas. Był zbyt blisko związany tematycznie z tym, czego chciałeś przy jego pomocy uniknąć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, w takim miejscu trudno o powieść Ludluma, albo koncert Griega.

      Usuń