Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


sobota, 22 listopada 2014

O naturalnej selekcji idiotów

     To, co przyszło mi dziś do głowy, może i nie jest specjalnie godne pochwały, etyczne, uczciwe, ani zgodne z Konstytucją, ale wydaje mi się mimo wszystko krokiem w dobrym kierunku.
 
     Dawno temu, na jakimś blogu, zdaje się nieodżałowanej Marii-Dory, uciąłem sobie dyskusję na temat praw powszechnych wyborczych. Otóż, czynne prawo wyborcze ma każdy pełnoletni obywatel Polski - i to właśnie wydawało i się wtedy - i nadal mi się wydaje - niewłaściwe.
 
     Zastanówmy się. Przecież aby móc prowadzić samochód, trzeba najpierw uzyskać prawo jazdy. Nie wolno tak sobie, bez odpowiedniego kursu, zakończonego egzaminem, potwierdzającym zdobycie odpowiednich umiejętności. Jeszcze trudniej zostać myśliwym, a jeszcze trudniej lekarzem. I nikogo to nie dziwi. Każdy uważa, że tak być powinno.
    
     Dlaczego nikt nie sprawdza, czy ktoś ma odpowiednie kwalifikacje do rządzenia państwem? Nie chodzi mi tu o wysokie urzędy, ale o prawo wyborcze. Głos profesora politologii, który doskonale wie, którego kandydata warto poprzeć, a którego należy się wystrzegać, jest tak samo ważny, jak głos zapitego żula, który ledwo odróżnia butelkę od znaku drogowego, a i tę jedynie po zapachu. Tak samo ważny jest głos zahukanego, pełnego fobii frustrata, który boi się wychodzić z domu, taką samą wartość ma głos drobnego złodziejaszka, który w ogóle nie interesuje się polityką, a na wybory chodzi głównie w celu przetrzepania kilku kieszeni. Tak samo ważny jest głos kogoś, kto nie odróżnia lewicy od prawicy i jest przekonany, że konserwatyzm to ta cała nowoczesna, naszpikowana chemikaliami żywność, a liberalizm to te gołe baby w telewizji, w piątek po dwudziestej trzeciej. Dokładnie taką samą wartość ma głos zdrowego i silnego pasożyta, żyjącego sobie jak pączek w maśle z darów z MOPS-u, w stylu Ferdka Kiepskiego, tyle samo waży głos staruszka, z daleko posuniętą sklerozą, który nie bardzo pamięta, po co chodzi się na wybory, ale idzie, bo zawsze to jakaś rozrywka w jego nudnym życiu. Tyle samo wart jest głos kogoś, kto w ogóle nie potrafi pojąć, czym jest demokracja, a w telewizji ogląda wyłącznie głupawe seriale, bo wiadomości nie rozumie.
    
     Innymi słowy, świat pełen jest ludzi kompletnie niezorientowanych nawet w podstawowych pojęciach z zakresu polityki, nie wspominając już o ekonomii - i ci wszyscy ludzie wybierają nowe władze. Jaki wyborca, taka władza. Wygrywają nie kandydaci najbardziej wartościowi, ale ci, którzy lepiej umieją "wciskać kit". Innymi słowy, obecna ordynacja wyborcza, na najwyższe stanowiska promuje najwyższej jakości kłamców, oszustów i krętaczy, których najważniejszą umiejętnością jest wiarygodnie kłamać.
    
     Postulowałem kiedyś, aby prawa wyborcze nie należały się każdemu z automatu, ale aby trzeba było je zdobywać. Jak? Poprzez odpowiedni kurs, w którym wyborca poznałby najważniejsze zagadnienia, nauczył się podstawowych chwytów kampanii wyborczej, łyknąłby podstaw ekonomii, aby samemu zrozumieć, że jeśli kandydat obiecuje złote góry przy zmniejszeniu podatków, to kłamie. Poznałby tam różnicę między lewicą, a prawicą, nauczyłby się, jakie zadania ma Sejm, jakie rząd, a jakie rada miasta -  i już więcej nie nabrałby go kandydat na burmistrza, który obiecuje obniżenie podaktu VAT. Innymi słowy, poznałby podstawy. Kurs kończyłby się egzaminem którego zdanie jednoznaczne byłoby z otrzymaniem prawa wyborczego.
    
     Jakie zalety miałby taki system?
 
     Po pierwsze, prawa wyborcze miałby ten, który choć trochę interesuje się polityką. Przynajmniej na tyle, aby taki kurs odbyć.
    
     Po drugie, wyborca byłby już wstępnie uświadomiony i mniej podatny na mowę demagogów. To wyeliminowałoby ugrupowania populistyczne, które jedynie przeszkadzają w kierowaniu Państwem. A przynajmniej ograniczyłoby ich rolę w polityce.
    
     Niestety, takie rozwiązanie jest niezgodne z najgłupszą ideą i największą wadą demokracji - powszechnym prawem wyborczym.
 
     Ale jest inne wyjście.
   
     Odzywają się zewsząd głosy, że ostatnie wybory powinny zostać unieważnione, bo część wyborców nie zrozumiała, że ta książeczka, którą dostali do ręki, to karta wyborcza, na której należy postawić tylko jeden krzyżyk. Zaowocowało to niemal 20% głosów nieważnych. Skandal?
 
     Otóż ja uważam, że to świetnie! Mało tego, uważam, że głosowanie powinno się jeszcze bardziej UTRUDNIĆ!
 
     Bo jeśli wyborca nie rozumie podstawowych terminów, to znaczy, że jest za głupi na to, aby brać udział w tak ważnym przedsięwzięciu, jak wybory do władz. Bo jeśli nie potrafi oddać ważnego głosu, to nie nadaje się do głosowania o tak ważnych rzeczach, jak kształt Państwa. Jeśli nie potrafi samodzielnie myśleć, przeczytać i zrozumieć istrukcji, a nawet poprosić o wyjaśnienie rzeczy, której nie rozumie, to zwyczajnie nie powinien głosować.
   
     I w ten sposób, iście darwinowski, wyeliminowana zostałaby najgłupsza część wyborców, która nie rozumie, że głosuje się na jedno ugrupowanie, a nie na każde, jakie jej pod rękę wlezie, która nie jest w stanie pojąć, czemu w zasadzie służą te krzyżyki, które tak skrupulatnie umieszcza w kratkach.
    
     I w dodatku, leży to w interesie tych właśnie wyborców! Bo oni są przekonani, że głosują na osoby, reprezentujące ich interesy, a w rzeczywistości głosują na populistów, którzy zdołali ich uwieść zręcznym kłamstwem. I dzięki takiemu właśnie systemowi, próba ich oszukania spaliłaby na panewce. 

32 komentarze:

  1. Podpisuje się pod każdą linijką Twego posta- oprócz jednej. Na tym kursie i tak się kursant nie dowie jak w Polsce odróżnic lewicę od prawicy, bo te ugrupowania same nie wiedzą jakie naprawdę mają
    przekonania i programy.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ugrupowania wiedzą, tylko świadomie wprowadzają wyborcę w błąd, zaliczając siebie do nieodpowiedniej grupy. Wyborca po kursie wiedziałby doskonale, że "lewica" SLD to tak naprawdę centrum, a "prawica" PiS to pod względem gospodarczym najbardziej lewicowa partia w całym Sejmie.

      Usuń
  2. Pomysłowe:) Można byłoby przyjąć, że najmądrzejsi wybiorą najlepszych. Ale idąc dalej, co...gdyby potem okazało się, że jest jak zwykle? Że już przy korycie mądrze wybrani politycy straciliby z oczu główny cel, jakim powinno być państwo, a nie koniec ich nosa? Że nie ma znaczenia kto wybiera, bo polityk to tylko człowiek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W następnych wyborach mądry wyborca już nie dałby im krzyżyka, nie dając się nabrać na przedwyborczy spektakl.

      Usuń
    2. To jest mimo wszystko bardzo idealistyczne podejście do tematu. Człowiek ma bardzo paskudny charakter zapominania:-)

      Usuń
  3. Wiesz, taki kurs możnaby odpękać, ale i tak nie dałoby sie zgłębić tematu, gdyż ci, co w poprzednich wyborach dumnie reprezentowali jedną partię, teraz walczą o wolność i demokrację pod zupełnie innym sztandarem, święcie wierząc w swoje obecne racje. Ale w jednym masz rację. Urtudnić wybory na maksa. jak towarzystwo nie potrafi zrozumieć prostego polecenia, nie ma szans, że wybierze swojego najlepszego reprezentanta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurs obejmowałby też temat "Dziwki polityczne - opis zjawiska i jak taką rozpoznać i wyeliminować" ;)

      Usuń
  4. O prawie wyborczem, by go nie tyle kazać zasługiwać, co odbierać niezasługującemu żem myślił już Roku Pańskiego 2006-go http://wachmistrz.blog.onet.pl/2006/09/06/cyfr-kilka-i-mysli-o-nich-pare/
    Po krótkości największej ów koncept mój temtego czasu był taki, by prawo do elekcyi uczynić nie prawem niezbywalnem, lecz prawem nabytem z mocy wieku osiągnięcia, aleć nader łatwem do utracenia. Nie za drogą decyzyi urzędniczej jakiej, jeno dla obojętności własnej; człek któren in exemplo czwarte z rzędu elekcyje lekce sobie waży, udziału w nich nie biorąc, ex definitione prawo wyborcze traci. By zaś je na powrót uzyskać należałoby drogę sądową mu nakazać, by udowodnił, że go godzien... Wraz mi pewnie Czytelnik jaki rzecze, że onym furda, zaliż mają ono prawo, czy też nie... Otóż starczyłoby nawet nie ukazem jakim, jeno obyczajem upowszechnić, że pracodawca każdy okrom inszych papirków, jako to zdrowia świadectwa i szkół pokończenia, lubo że niekarany jurydycznie, takoż by i tego papierka żądał, że delikwent prawa wyborcze posiada...
    Owoż i tyle... w demokracyi mechanizma nie wchodzim...nie narzucamyż nikomu, kogo kreską swą uszczęśliwiać winien, aleć jako on się zamyszla na Rzplitą sempiterną wypinać, takoż niech nie czeka, że Ojczyzna mu pomoże, jako będzie chciał zatrudnienia lepszego szukać. Pewnym niemal, że i banki dla kredytów jakich udzielenia też by rade wiedzieć, czyli starający to obywatel miana tegoż godny, czyli też jakowa hetka-pętelka...
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jest to dobry pomysł. Generalnie, każdy pomysł, który statystycznie podnosi poziom świadomości wyborcy, wart jest poparcia.

      Usuń
  5. Drogi Nitagerze,
    Naturalnie zgadzam się. Komentarze, że zmiana systemu na nic nie wpłynie i władze będą nadal w takim samym zakresie kombinować - to przykład naiwnych teorii spiskowych.

    Środowiska prawicowe (nie mam na myśli socjalistów z PiS) od dawna postulują przywrócenie cenzusu wyborczego - edukacyjnego, podatkowego. Odmianą cenzusu edukacyjnego byłby egzamin, jaki proponujesz. Ja, aby nie obalać lewicowego dogmatu powszechnego prawa wyborczego, zaproponowałem wybory pośrednie do Sejmu. Prawo do głosowania w wyborach do Sejmu mieliby radni wyłonieni w powszechnych wyborach samorządowych. Oczywiście we wszystkich tych koncepcjach posłowie wybrani przez wyborców bardziej kompetentnych sami byliby bardziej kompetentni i bardziej konsekwentnie realizowali program wyborczy.

    Niestety wszelkie te koncepcje, wprawdzie słuszne, są idealistyczne i naiwne. Demokracja zmierza w innym kierunku. O systemie politycznym kieruje klasa rządząca, która czerpie z niego korzyści. Część z tych korzyści przekazuje masom beneficjentów w postaci świdczeń socjalnych. W efekcie klasa średnia, kóra najciężej pracuje i utrzymuje ten system, jest w mniejszości. Jest dodatkowo zmanipulowana politycznie podniecając się na przykład igrzyskami PO versus PiS. Dlatego klasa rządząca nigdy nie zrezygnuje z powszechnego prawa wyborczego. Bo masy matołów sterowane przez systemowe media zawsze wybiorą partię systemową, zamieniając co najwyżej partię A na partię B.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Demokracja=demo+kracja / niskonakładowa prezentacja twórczości w tym wypadku "kracji" czyli władzy. Czego zatem wymagać? Ha.

      Usuń
    2. Pamiętam dyskutowaliśmy o tym u Ciebie. Mam tu wprawdzie wątpliwości, czy szybko nie przekształciłoby się to wąskie i szczelne kasty, ale to chyba trzeba zrobić dokładniejszą symulację, aby to stwierdzić.

      Usuń
  6. Nie jest to takie proste: Wykształcenie nie gwarantuje niczego, wiesz że "profesor" Binienda nie reagował na sprzeczne z zasadami dynamiki Newtona brednie Macierewicza o tym, że kawałek skrzydła samolotu lecącego ok. 300km/h powinien się zatrzymać po 12 metrach lotu, a "profesor" Rońda ze wzruszającą szczerością wyznał, że jego brednie o dowodach były BLUFFEM.
    margines, który masz na myśli na ogół sam się eliminuje, dobrowolnie rezygnując z oddania głosu.
    Co bym wprowadził? Obowiązkowy egzamin państwowy na koszt przystępującego do egzaminu ze znajomości zasad działania Państwa (t.j. Polski) ze szczególnym uwzględnieniem procesu ustawodawczego i kompetencji najważniejszych organów państwowych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, egzamin dla chcących kandydować w wyborach, bo to dopiero byłaby farsa,. gdyby kierowcą autobusu chciał zostać ktoś bez prawa jazdy, a radnym, cymbał nie mający pojęcia, jakie są kompetencje rady, do której kandyduje.

      Usuń
    2. Oczywiście, że tutaj kłaniałaby się statystyka. Wśród profesorów są niewątpliwie idioci, ale śmiem uważać, że jest ich statystycznie mniej niż wśród meneli. Dlatego nie oczekiwałbym całkowitego wyeliminowania wyborców nieswiadomych, raczej ograniczenia ich liczby do tej, jaką statystycznie zawiera tzw. margines

      Usuń
  7. Witaj Nitagerze, nie jestem fanatykiem demokracji w ogóle a demokracji bezcenzusowej w szczególności, niemniej jednak Twój pomysł uważam za cokolwiek chybiony.Otóż jak zapewne pamiętasz 50 letni okres "słusznie miniony " spędziliśmy na jednym wielkim dokształcie z politologii, z zabarwieniem marksistowskim co prawda, ale zawsze. Naprawdę uważasz, że to cokolwiek dało? Raczej nie, prawda? Dla czego więc sądzisz, że identyczny dokształt w wersji mieszanej to jest bogoojczyźnioanio - politpoprawej coś da? Dopóki pragnienie współdziałania na rzecz dobra wspólnego nie stanie się wewnętrzną potrzeba niejakiego Elektorata nie pomogą żadne kursy, żadne douczanie bo jak ponoć mawiali Indianie konia można doprowadzić do wodopoju ale nie można go zmusić żeby pił.
    pozdrowienia
    grzes
    PS
    na całe szczęście akt wyborczy dla sprawowania faktycznej władzy nie ma już żadnego znaczenia poza rytualnym obrządkiem świetej Demokracyi toteż czy marionetki będą edukowane czy nie także pozostaje bez znaczenia. A na procesie edukacji ktoś zarobi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W poprzedniej epoce nie było demokracji - to po pierwsze. Zatem nawet świadomy wyborca nie mógł wybrać tego, kogo chciał. Miał tylko wybór między jednym aparatczykiem, a drugim, którzy i tak musieli być posłuszni Komitetowi Centralnemu, więc żadna między nimi różnica.
      Po drugie - czy obywatel był wtedy uświadamiany, czy ogłupiany? Bo mam wątpliwości. W szkole na wychowaniu obywatelskim, czy propedeutyce, czy w końcu na naukach politycznych na uczelni, cały czas tłumaczono nam, jaki wspaniały, sprawiedliwy i wydajny mamy ustrój i jak podle mają ci biedni ludzie na Zachodzie. Uczono nas, jaka wspaniała jest maszyna, wyprodukowana w marksistowskiej rzeczywistości i jak do niczego jest inna, wyprodukowana w renomowanej fabryce zachodniej. Uczono nas o ile lepsza jest Syrenka od BMW, i baton czekoladopodobny od Marsa. Szczerze mówiąc, niewiele mi te nauki dały.
      I dlatego uważam, że podniesienie świadomości wyborcy ma wielkie szanse na podniesienie poziomu wybieranych. No, chyba, że uważasz, że wybory naprawdę są fałszowane, rządzi nami mafia, do spółki z kosmitami, a wszyscy mają tylko jeden cel: zniszczyć ludzkość i zawładnąć Ziemią, żeby wysadzić ją w powietrze - w takim wypadku istotnie uświadamianie społeczeństwa nic nie da.

      Usuń
    2. Ależ Nitagerze, absolutnie nie sądzę aby wybory były sfałszowane, choćby dla tego, że ci w których interesie takiego fałszerstwa miano by dokonać zwyczajnie nie potrafią sprawnie dokonać tak skomplikowanej, o olbrzymim zasięgu operacji. Nie, nie rządzi nami mafia, bo jak wskazał ktoś mądry mafia oznacza choć odrobinę organizacji, zdolności analitycznego myślenia ( z wyprzedzeniem ) i bezwzględną odpowiedzialność za skutki podejmowanych działań. Widzisz, któryś z tych cech u naszych rządzących? Nad kosmitami natomiast już bym się zastanawiał bo tempo alienacji dowolnych " władzonośców" niezależnie od ich faktycznego stopnia w tejże władzy hierarchii faktycznie może wskazywać na istnienie jakichś obcych. obcych, którzy co prawda nie planują wysadzenia ziemi w powietrze, ale którzy z racji własnej nieudolności pomieszanej z zadufaniem i owszem są to w stanie zupełnie bezwiednie uczynić.
      I wreszcie, jak to w poprzedniej epoce nie było demokracji? Przecież mieliśmy wybory powszechne, bezpośrednie, równe, proporcjonalne i tajne rytuał więc ( i to pięcioprzymiotnikowy! ) jak najbardziej był zachowany. A, że lista była jedna? Cóż FJN to był taki trochę większy SLD czy PO, różnica ilościowa bo jakościowo żadna. A tak dla wprawy, wskażesz mi jakieś różnice pomiędzy dzisiejszymi aparatczykami poszczególnych partii? Bo ja nie potrafię, ale cóż nigdy nie byłem zbyt bystry. Co do ówczesnej edukacji i owszem wbijano opornym tezy o wyższości ustroju socjalistycznego i wszelkich jego przynależności nad zgniłym zachodem ale siła rzeczy, przynajmniej na uczelni przedstawiano też jak ten zachód funkcjonuje a przynajmniej jak w teorii funkcjonować powinien.
      Kończąc wreszcie, jak to jest, że nawet w ostatnim mateczniku prawdziwej demokracji czyli w USA, że wyborcy wybierają Baraka a rządzi naprawdę ta, która z nim przegrała, bu już pobieżne spojrzenie na skład personalny administracji Obamy karze dostrzec na wszystkich kluczowych stanowiskach ludzi należących do " Clinton's gang". Sam siebie facet nie lubi czy sam sobie nie ufa? Ciekawe, nieprawdaż?
      grzes

      Usuń
    3. No cóż, żadna to demokracja, gdy mam wybór tylko między stroną prorządową i... prorządową. Brak partii opozycyjnych był w czasach PRL chlubą "parlamentarno-komitetowej formy rządów demokratycznych". Inna sprawa, czy owo głosowanie w ogóle było brane pod uwagę przy rozdawaniu poszczególnych stanowisk, czy było zaledwie sugestią, a może w ogóle nikt się nim nie przejmował - nie wiadomo. Byłem wtedy za młody, by pracować w komisji, więc nie wiem.
      Pomiędzy aparatczykami PZPR i dzisiejszych partii nie ma wprawdzie wielkiej różnicy, ale jest jedna zasadnicza: są to jednaka aparatczykowie RÓŻNYCH partii - prorządowych i opozycyjnych. Jeszcze do niedawna mieliśmy huśtawkę wyborczą: katoprawica i postkomuniści co kadencja zamieniali się rolami.
      Nie wiem, czy USA można nazwać matecznikiem prawdziwej demokracji. Tam jest pewien szczególny sposób wyłaniania kandydatów, ściśle związany z poparciem finansowym. Są to więc bardziej rządy pieniądza niż ludu. A poza tym, ja przecież mówiłem o podwyższaniu poziomu wyborców, aby ich wybór był świadomy. W USA przeciętny Amerykanin ma poziom umysłowy, który u nas kwalifikowałby go między debilem a idiotą - i ci ludzie wybierają władze! Barack wygrał, bo w odpowiednim czasie kupił sobie psa i zrobiło to dobre wrażenie. Innymi słowy wygrał nie on, tylko jego pies. Nie wiem, czy to wzór godny nasladowania.
      W latach 2005-2007 u steru rządów była koalicja PiS-Samoobrona-LPR - a zdaniem J.Kaczyńskiego, którhy powtarzał to w co drugiej wypowiedzi, i tak za wszystko odpowiedzialna była PO. Więc rządy opozycji są jednak możliwe...

      Usuń
  8. No cóż, demokracja. Churchill mówił, że to najgorszy z ustrojów, ale póki co nie wymyślono nic lepszego
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paradoksalnie, to ona właśnie ocaliła Wielką Brytanię w 1940 roku. A to dlatego, że w demokratycznej Anglii dyskutowano i podejmowano decyzje. Nie zawsze słuszne, ale często optymalne. Natomiast w totalitarnych Niemczech nie było dyskusji, tylko ślepe posłuszeństwo, co skutkowąło tym, że każde polecenie, nawet najgłupsze, wykonywano bez szemrania. Niemcy przegrali Bitwę o Anglię wyłącznie na własne życzenie, dając przykład niekompetencji na najwyższych szczeblach władzy.

      Usuń
    2. Ciekawe, bo Stalin wlasnie dzieki slepemu posluszenstwu narodu wojne wygral...?

      Anglicy nie dzieki demokracji wygrali wojne, ale dzieki mocnemu wsparciu od sojusznikow , wykorzystali ich do maximum od Zachodu , a Rosjanie wydatnie pomogli im od Wschodu, co miala do tego demokracja?
      Zreszta w czasie wojny Churchil mial praktycznie wladze absolutna i decydowal o wszystkim, o demokracji nie bylo mowy.Gina

      Usuń
    3. Stalin miał tyle rozumu, że znał swoje ograniczenia i wiedział, że wonę trzeba powierzyć generałom, a nie decydować samemu o każdym kroku. Nie mieszał się do taktyki, jak robił to Hitler, bez przerwy "poprawiając" swoich generałów, w rzeczywistości uniemożliwiając im prowadzenie wojny. Takich przykładów było wiele.
      Czynników, które zdecydowały o zwycięstwie Wielkiej Brytanii tez było wiele, nie jeden. Wsparcie sojuszników było jednym z nich, ale przygotowania do wojny miały miejsce jeszcze zanim ona wybuchła. Dzięki demokracji - nie mam tu na myśli ustroju, ale związane z nim zwyczaje - która dopuszcza dyskusję, wybrano wariant optymalny. ?Strach pomysleć, oc by się działo, gdyby dowódcą obrony powietrznej został Lee-Mallory i dano mu do ręki nieograniczoną władzę wdrażania jego chorych koncepcji Wielkiego Skrzydła. Tymczasem po stronie niemieckiej Goering dostał władzę absolutną, a do pomocy dobrał sobie nieudolnego, za to spolegliwego Udeta, który wiecznie mu potakiwał. Tam nie było warunków do wypracowania skutecznej strategii. Zresztą, nawet wybór podstawowego mysliwca odbył sięw iście zbójecki sposób - wygrał Messerschmitt, choć Heinkel zaprezentował znacznie lepszą maszynę.
      A już szczytem niekompetencji była faza Blitz, zarządzona przez samego Hitlera - z taktycznego punktu widzenia niewybaczalny błąd. Ale tak kazał fuhrer, więc się z tym nie dyskutowało. Niemcy przegrali tę bitwę na własne życzenie
      A Churchill wcale nie miał władzy absolutnej - przez cały czas prowadził dwie wojny: jedną z Niemcami, drugą z Parlamentem i silną opozycją, reprezentowaną przez lorda Halifaxa. Tradycje demokrttyczne mają to do siebie, że nalezy chociaż wysłuchać kogoś, kto ma inne zdanie. Z tego rodzi sie szersze spojrzenie i llepszy wybór. W Anglii nawet generałowie mieli zwyczaj dyskutować i stąd zrodził się pomysł podziału obrony na grupy i sektory - jak się potem okazało, bardzo skuteczny.

      Usuń
  9. Idea Twoja jest naprawdę szczytna, jaka szkoda, że nie przeszłaby w demokratycznych wyborach!!!
    Mnie też wkurza to, że w moim imieniu również mogą głosować tacy ludzie, którzy mogą mi tylko zaszkodzić. Chyba wolałabym czasem mądrą monarchię :).
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Monarchia to system godny polecenia, pod warunkiem, że monarcha jest normalny. Niestety, jeśłi trafi się okrutnik, idiota, albo ktoś zwyczajnie nieudolny, trudno go wymienic na lepszy model.

      Usuń
  10. Absolutnie nie wierze, ze 20% wyborcow nie wiedzialo, ze stawia sie tylko jeden krzyzyk. Za to ta ksiazeczka jest intersujaca - w 21 w. , dobie cyfryzacji i technologii, daje sie ludziom do reki dlugopis ( firmowy), ktorym maja stawiac mazgaje... Przy liczeniu glosow, nie zadnego problemu z dostawianiem drugiego krzyzyka.
    Nie pamietam kto to powiedzial, ale osoba rowna rangi Churchila :
    "Jesli wybory mialaby cokolkwiek zmienic, juz dawno bylbyby zakazane."
    Jak widac nie sa, lodzmy sie zatem dalej.
    Gina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością nie było to 20%. Wielu ludzi wprost deklarowało, że wrzuciło pustą kartkę. A fałszowanie wyników wyborów jest o wiele trudniejsze, niż Ci się wydaje. W komisji jeden drugiemu patrzy na ręce, członkowie reprezentują różne ugrupowania, no i oczywiście w każdej zasiadał mąż zaufania z ramienia Pi"S - tak przynajmnej twierdził Jarosław Niewielki. Spróbuj dopisać krzyzyk - raz, może dwa razy się uda, ale nie w takiej skali. Aby zafałszować 20% głosów, wszystkie komisje, w całym kraju musiałby być w zmowie.
      Można zafałszowac przekaz - co się zresztą stało. Wyniki, przesłane elektronicznie były inne niż te, które wynikały z kart. Ale podstawą prawną nie jest system zliczający, tylko właśnie te karty, które można przeliczyć jeszcze raz, a wątpliwe - oddać do analizy. Grafolog potrafi nawet po kropce stwierdzić, czy pisały dwie osoby, czy jedna. Po co gdybać? Ktoś ma podejrzenie - zgłasza to do prokuratury, a sąd rozstrzyga, czy było fałszerstwo, czy nie. I jeśli było w danym obwodzie, to sąd może zarządzić powtórke głosowania, w danym obwodzie. Nie ma podstaw, żeby powtarzać wybory w całym kraju. A nawet byłoby to bardzo szkodliwe, bo wtedy to juz każdy wynik możnaby obalić i głosowac od nowa. Najlepiej skwitował to Piechociński: "Wybory powinny byc co kwartał i powtarzane tak długo, aż wygra PiS".

      Nie wiem, czyje to słowa - a to ważne, bo gdybyśmy wiedzieli, w jakiej rzeczywistości zostały powiedziane, moglibysmy zgadnąć, co autor miał na myśli. Czy to, że wynik wyborów jest i tak z góry ustalony, czy może to, że każdy nowy, który trafia do klasy politycznej jako elekt, szybko dostosowuje się do reszty.

      Usuń
    2. Podpisuje sie pod tym artykulem , wzietym dzis prosto z Onetu, ktory w zalozeniu sluzy swojemu wlascicielowi , pomijam komu.
      Przedstawiciele WWS i członkowie tego ugrupowania startujący do sejmiku (czyli Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej) są przekonani, że zawiniła tu przede wszystkim Państwowa Komisja Wyborcza, ale również "dziurawe" prawo. Mają pretensje o zastosowanie w głosowaniu książeczki, nazywanej oficjalnie broszurą, z listami komitetów wyborczych. – Słuchanie zaleceń PKW, która nakazywała stawianie krzyżyka na każdej karcie do głosowania, spowodowało zagubienie się wyborców, co z kolei skutkowało znaczącym przyrostem głosów nieważnych – mówi Maciej Białecki, pełnomocnik wyborczy Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej.

      Drugim aspektem poruszanym przez WWS jest "efekt pierwszej strony". – Na komitet, który znajdował się na pierwszej, czyli zewnętrznej stronie książeczki, oddanych zostało relatywnie więcej głosów, niż na te znajdujące się na dalszych miejscach. To spowodowało wypaczenie ostatecznego wyniku wyborów – tłumaczy Białecki.

      Według przedstawicieli Wspólnoty najlepiej to widać na przykładzie wyborów do Rady m.st. Warszawy. W samej stolicy na listach nie było kandydatów PSL. W związku z tym na pierwszej stronie książeczki w pięciu okręgach (nr 2, 3, 4, 8 i 9) znalazła się ugrupowanie wylosowane jako drugie, czyli Demokracja Bezpośrednia, a w czterech innych okręgach (nr 1, 5, 6 i 7) kolejne, czyli Prawo i Sprawiedliwość.
      - Cztery najlepsze wyniki głosowania PiS uzyskał właśnie w tych okręgach, w których jego listy znajdowały się na pierwszej stronie broszury, a w tych, w których kandydaci byli na drugiej stronie, były dużo gorsze. Podobnie było z Demokracją Bezpośrednią, która osiągnęła dość wysokie wyniki w okręgach, gdzie ich lista była pierwsza, a tymczasem rzeczywiste poparcie wyborców dla tego ugrupowania, ujawnione w głosowaniu w wyborach do sejmiku, było dużo niższe i wynosiło tylko 1,1 procent – wylicza Maciej Białecki.

      – To dowód na to, że zastosowanie broszury zmieniło wyniki. Przecież nawet w książeczkach z produktami w hipermarkecie zawsze lepiej sprzedaje się towar z pierwszej strony i firmy płacą więcej, żeby tam się znaleźć – dodaje.

      Jakie rozwiązanie proponuje WWS na przyszłość? Chcą, by wszyscy kandydaci, z wszystkich komitetów, byli wypisani na jednej stronie karty, nawet, gdyby miałaby to być obszerna „płachta”. – Zresztą, przecież takie rozwiązanie nakazuje Kodeks Wyborczy. Artykuł 438, paragraf 1, KW mówi, że „na karcie do głosowania w okręgu wyborczym umieszcza się listy kandydatów zarejestrowane w danym okręgu według nadanych im numerów.” Podkreślam – na jednej karcie. Tak więc zastosowanie książeczki to złamanie prawa – przekonuje Białecki.

      W związku z tym WWS chce unieważnienia wyborów. Oficjalny protest przedstawiciele ugrupowania złożyli dziś w Sądzie Okręgowym w Warszawie.

      Zastosowanie "Ksiazeczek" juz raz im sie sprawdzilo.
      Zupelnie nie zdziwilo mnie, ze trzymaja sie tej formuly, jest doskonala na wygranie "wyborow".
      Gina

      Usuń
    3. Czy złamano prawo, niech rozstrzygnie sąd - ja nie wiem. I sądze, że ci, którzy najgłośniej krzyczą o sfałszowaniu wyborów, też nie wiedzą. To jest właściwa droga rozstrzygania sporów.

      Usuń
  11. No właśnie: Dlaczego nikt nie sprawdza, czy ktoś ma odpowiednie kwalifikacje do rządzenia państwem?
    Do wyborów startują osoby skazane, ale których wyrok się jeszcze nie uprawomocnił, a w trakcie sprawowania urzędu (jeśli zostaną skazani) nikt nie wyciąga konsekwencji wobec nich i nadal pełnią daną funkcję. Państwo bezprawia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez tego nie rozumiem. I dziwi mnie, że do tej pory żaden rząd się tym nie zajął. Czyżby nie chcieli szkodzić sami sobie?

      Usuń
  12. Dobre, dobre!!! :)
    u mnie w mieście kobity przychodziły do lokalu wyborczego i pytały się siedzących tam gdzie mają postawić krzyżyk, żeby wygrał ten przystojny młody człowiek z plakatu... :/
    a wiesz co jest najgorsze? że on wygrał.... :(((((
    a ani on przystojny, ani młody ;p

    OdpowiedzUsuń