Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


wtorek, 22 lipca 2014

O modlitwie do Stwórcy

     - Zrobisz mi drinka?
    
     Koleżanka Małżonka złożyła deskę do prasowania, otarła wodospad, jaki płynął z jej czoła, po czym udała się w kierunku prysznica, w niewiadomym celu, aczkolwiek z dużym prawdopodobieństwem należy przyjąć, iż nie była to chęć wyszorowania tegoż.
    
     Przeanalizowałem zawartość barku. Za wiele to tam nie było. Pamiętałem jednak, że w lodówce pałętała się resztka rumu.
    
     Zadziwiające, że właśnie rumu w takie upalne dni wypija człowiek najwięcej. Rum, mający właściwości rozgrzewające, ma jednocześnie zadziwiającą skłonność do komponowania się w lekkie i orzeźwiające napoje, jak Cuba Libra, czy Mojito. Pite z lodem, w wysokich szklankach, po których ścieka rosa, potrafią samym wyglądem zachęcić do sięgnięcia po nie, w czasie, gdy nawet muchom nie chce się brzęczeć.
    
     Wsadziłem głowę do lodówki. Rumu było akurat na jedną porcję. Wyjąłem smętnie wyglądającą butelkę i zastukałem w drzwi od łazienki.
    
     - Masz do wyboru Cuba Libre, albo Mojito – powiedziałem przez drzwi, żałosnym głosem, który po przeczytaniu powyższego akapitu nie powinien nikogo dziwić. Mnie pozostała mineralna…
    
     Oczywiście, wybrała Mojito! Żeby czasem mi za łatwo nie przyszło! Ten orzeźwiający long drink jest bowiem dość pracochłonny w wykonaniu – przynajmniej, jeśli porównamy go do tego drugiego. Polazłem do kuchni i nagle wzrok mój spoczął na konewce, która stała na nieczynnym na szczęście kaloryferze. Widok ten sprawił, że pod czaszką zaświeciła mi się ostrzegawcza dioda.
    
     Miałem podlać drzewka! Na śmierć zapomniałem!
    
     Mam kilka drzewek bonsai. Sam je sobie ukształtowałem. Dwie lipy i dwa ligustry – gatunki, które hoduje się na zewnątrz. Wychodząc do pracy, zapomniałem je ściągnąć z parapetu. A okno od strony południowej! Parapet w czasie upałów nagrzewa się do takiej temperatury, że nie można go dotknąć. No i stały sobie te moje bidule w pełnym słońcu, grzane ze wszystkich stron, najbardziej od dołu. Toteż, gdy wróciłem, ostre podlewanie należało im się jak psu micha.
     
     No, ale najpierw musiałem wziąć prysznic, bo w koszulce już mi chlupotało, potem był obiad, potem codzienna porcja skoków po kanałach – i jakoś człowiek zapomniał.
    
     Pal licho drinka! Tu na gwałt trzeba zabrać się za intensywne podlewanie. Może jeszcze nie jest za późno. Chwyciłem w jedną rękę spryskiwacz, w drugą konewkę i pobiegłem* na balkon. Liście smętnie wisiały, ale jeszcze nie więdły – zdążyłem w ostatniej chwili. Spryskałem wierzchnią warstwę ziemi w doniczkach, aby lepiej ją wchłaniała, po czym zacząłem je intensywnie podlewać. Przy tej czynności zastała mnie Towarzyszka Życia.
    
     - A gdzie moje Mojito?
    
     Muszę przyznać, że w tym turbanie z ręcznika wyglądała naprawdę królewsko!
    
     - Zaraz, muszę najpierw podlać drzewka – oznajmiłem. – Zapomniałem o tym zupełnie…
    
     Nadąsała się.
    
     - No tak, drzewka ważniejsze ode mnie!
    
     Westchnąłem przeciągle. Znowu to samo! Ech, kobiety…
    
     -  Przecież wiesz, że nie! – odparłem. – Ale ty sobie poradzisz sama, a one nie. Same sobie nie pójdą po wodę i się nie podleją. Jedyne, co mogą zrobić, to modlić się do mnie
    
     - Do ciebie? – aż jej się turban zsunął.
    
     - Oczywiście! – oświadczyłem z mocą. – A do kogo mają się modlić? Do stwórcy. A kto jest ich stwórcą? Przecież ja! Wyhodowałem je od nasionka, od orzeszka, od ziarenka…
    
     - Leśniczy dał ci sadzonki – przypomniała bezwzględnie Koleżanka Małżonka.
    
     Bezczelna!
    
     - No tak, ale to były tylko małe sadzonki, ledwo ukorzenione  – odrzekłem. - Kto je ukształtował, kto je latami pielęgnował, przycinał, przesadzał, opryskiwał, podlewał, nawoził, kto wyhodował takie piękne drzewa…
    
     - Kto je męczył, wyginał, drutował – podsunął Złośliwy Demon, chwilowo zagnieżdżający się w ciele Koleżanki Małżonki.
    
     Zacisnąłem zęby.
    
     - Tak czy owak, nie znają innego stwórcy poza mną! – oświadczyłem z mocą. – A to wielka odpowiedzialność. Beze mnie zginą. Zresztą, gdy tylko zamknę oczy, słyszę ich modlitwy. Czasami pełne dziękczynienia. Na przykład lipka dziękowała mi za przycięcie uschniętej gałązki w zeszłym tygodniu i wyrównanie konara, nie wspominając już o woskowym opatrunku. Gdybyś to słyszała… „O, Panie Mój, dzięki za troskliwość twych gałęzi. Zwróć łaskawie swoje liście ku nam!”. Albo taka: „O ty, o korzeniu jak pal, usłysz błagania nasze”… Z czego się śmiejesz!? Przecież to drzewa! Są przekonane, że stworzyłem je na swój obraz i podobieństwo!
    
     - Wszystkie?
    
     - Oczywiście! – przytaknąłem. – No, wprawdzie lipa jest przekonana, że ja sam jestem Wielką Lipą, dlatego inne gatunki są gatunkami podrzędnymi…
    
     - Jestem w stanie się z nią zgodzić – burknęła Koleżanka Małżonka.
    
     Dopiero, gdy z konewka i spryskiwaczem dotarłem do kuchni, dotarło do mnie, co miała na myśli. Zagotowała się we mnie krew. Wielka Lipa, tak? A bez tej Wielkiej Lipy nawet głupiego Mojito sobie nie potrafi sama zrobić!
    
     - Zemsta jest słodka – mruknąłem, podając jej zimny napój. – Nawet nie wiesz, co ci tam umieszałem!
    
     - Co, wlałeś nawozu do bonsai? – pociągnęła łyk.
    
     - Właśnie! – podchwyciłem. – I żaden turban ci nie pomoże. Włosy zrobią ci się zielone, a w listopadzie wszystkie wypadną!
    
     Opanowania mogą się od niej uczyć piloci myśliwców. Nie dała po sobie poznać, jak bardzo to nią wstrząsnęło…



*umówmy się, że pobiegłem - w moim mieszkaniu nawet kable biegną ostrożnie, żeby się nie poodzierać

22 komentarze:

  1. Wielka Lipa z korzeniem jak pal?.... no no no, wyobraźni koledze odmówić nie można ..... :)))))))))))))))))
    powiedz Nit, co, poza drinkami z rumem (ewentualnie mineralną..) zażywasz w czasie tych upałów?... może się podzielisz, o Stwórco Jedyny?... :))))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Ty już wiesz, że to była wyobraźnia! Przecież nawet jesli była, to w życiu się do tego nie przyznam!
      Co zażywam? Co drugi dzień nad ranem lekarstwo, przepisane przez gastrologa. Ale od niego wyobraźni nie przybywa. A wieczorem do mineralnej (gazowanej) zwykle wrzucam gałązkę mięty, albo wciskam sok z cytryny. Rumu za wiele nie przyjmuję, ostatnio najlepiej wchodzą mi szprycery, ewentualnie jakaś sangria z dużą ilości wody i cytryny - z lodówki. Nawet piwo mi w taki upałe nie smakuje.

      Usuń
    2. uuuu, jak piwo nie smakuje, to niedobrze .... :))))))
      w takim razie, może to to lekarstwo od gastrologa ma na Ciebie taki wpływ?... przeczytałeś ulotkę?...

      Usuń
    3. Lekarstwo jest w porządku. Od dwóch lat nie męczyła mnie zgaga, pomimo sporej ilości pitej przeze mnie kawy. Powoli zapominam, co to jest ta zgaga. A przecież kiedyś zgagę miałem tak regularnie, jak kobieta okres!

      Usuń
    4. a może Ty po prostu masz menopauzę? ... :)))))))))))))

      Usuń
  2. Racja, mnie podobnie traktują kotlety mielone. Mało, że nazywają mnie "Stwórcą" i prazrazem (w Polsce, bo w Irlandii zwą mnie praburgerem), to jeszcze modlą się do patelni, ba, noszą takie miniaturowe patelenki na sobie. Raz jeden mielony zobaczył film o układzie pokarmowym człowieka i opowiedział innym, co jest na końcu tego układu, to go nazwały heretykiem i przemieliły przez maszynkę do mięsa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziwne. Jakby nie patrzeć, na końcu tego układu, przynajmniej z punktu widzenia mielonego, jest światło!

      Usuń
  3. A ja - jeżeli już bredzimy o modlitwach - się zastanawiam, czy taki Jeden -sami wiecie Kto - do którego każą się modlić tacy smutni panowie w żałobie, to czy On jest wierzący, czy jest chrześcijaninem i rzymskim katolikiem, bo podobno tylko taka orientacja skutkuje pozytywnie. A jeszcze jedno... Ten "korzeń sterczący jak pal"... Frytka ma szczęście lub fantazję...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a dlaczego ja, w tym wszystkim, mam mieć szczęście?... bo fantazji mi faktycznie nie brakuje ... :)))))

      Usuń
    2. Wiesz, kiedy szef mówi o konieczności poprawy wydajności pracy, nigdy nie ma na myśli siebie. On nie musi więc być ani wierzący, ani praktykujący, bo nie zależy mu na zbawieniu. Jest ponad to.
      Mnie bardziej ciekawi, co on robi z ludźmi, uznanymi przez naszych urzędników za świętych, choć mieli na sumieniu niejedną zbrodnię. Czy karze ich za te zbrodnie, czy tez posłuszny woli biskupów, daje im w prezencie po złotym tronie?

      Usuń
  4. Coś mocno erotyczna ta modlitwa Twych bonsai, Stwórco Miniaturowego Arboretum.:)
    Ja w upał racze się kefirem z lodówki.
    Miłego,;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z punktu widzenia drzew wcale nie. Dla nich erotyczne są opowieści o pszczołach.

      Usuń
  5. Powiem Ci, że Wielka Lipa może zabrzmiała słabo, ale już ten korzeń, jak pal, to no, no ;))) Koleżanka Małżonka kwestionowała z upału i zmęczenia... zapewne ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, nie moja wina, że młoda lipa wykształca korzeń palowy. A Wielka Lipa - Wielki Korzeń Palowy. To przecież logiczne!

      Usuń
  6. O Wielka Lipo, jak miło się czytało o tym spryskiwaniu drzewek i mohito! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabrzmiało, jak początek modlitwy do Wielkiej Lipy. Może wspólnie ułożymy takową?

      Usuń
  7. Wspaniałe poczucie humoru. :) Po przeczytaniu posta pozostaje ciepły uśmiech. :)
    Idę podkopać trochę ziemniaków na działce, mam nadzieję że topora tam nie wykopię. :) W upały zdecydowanie wolę kefir. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wolisz kefir od topora? No cóż, zależy kiedy. Gdyby przykładowo zaatakował mnie rozwścieczony Wiking, czułbym ogromny dyskomfort, gdyby trafił mi się kefir...

      Usuń
  8. Nastaw sobie przypominacz w komórce, bo w koncu zrobisz krzywdę tym drzewkom...
    czekam z niecierpliwością października, kiedy to Kolezanka Małzonka zacznie zmieniać kolor bez chodzenia do fryzjera... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolor to ona powinna zmienić lada dzień. W październiku zaczną jej te włosy wypadać, ale za to w marcu będzie miała takie fajne, młode loczki!

      Usuń
  9. Witaj :)
    Pochwal się swoją kolekcją:) mój syn ma ochotę na Bonsai :)
    Pozdrawiam mile, cierpliwą Koleżankę Małżonkę- także :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy jest się czym chwalić. Nadałem im kształt normalnych drzew, co jest zupełnie niezgodne ze sztuką bonsai, w której obowiązują pewne wzorce. Ale może niedługo wrzucę jakąś fotkę, dopóki liście jeszcze jakoś wyglądają.

      Usuń